— A ty co tak siedzisz jak czubek? — rozległ się słodki głosik o dość ostrym tonie.
Żywiczna Łapa obrócił się jak poparzony w stronę właścicielki ów głosu. Dość niewielka, rudo-czarna koteczka wlepiała w niego ślipia oczekująco. Pomimo małego wzrostu budziła w Żywicy mieszane uczucia. Zbyt dobrze wiedział czyją córeczką jest ten maluch. Mama, pomimo że praktycznie wychowywała Wiewiórkę, zawsze mu powtarzała, żeby miał się przy niej na baczności. Uparcie uważała, że nikt spokrewniony z Lisią Gwiazdą nie może być do końca normalny.
— P-przep-praszam — wymamrotał, nie mając pojęcia o co chodzi rudo-czarnej.— N-nie w-wiedziałem, że-e tu nie m-można — tłumaczył się głupio, licząc, że to załatwi sprawę.
Koteczka spojrzała na niego z oburzeniem i prychnęła.
— Ale ty jesteś głupi! I jeszcze śmiesz ze mną rozmawiać. Weź spadaj na drzewo dziwaku! Bo powiem tatusiowi — zagroziła mu, spoglądając prosto w oczy.
Kociak dosłownie znieruchomiał, nie mając pojęcia co zrobić. Jednak groźby rzucane z tak z niewielkiej wysokości nie wydawały się tak straszne. I pewnie gdyby nie fakt, że "tatusiem" tego kurdupla był sam Lisia Gwiazda, Żywiczna Łapa pewnie starałby się zignorować koteczkę. Dlatego też wpatrywał się w nią niepewnie, nie wiedząc co zrobić, by nie urazić jeszcze mocniej Wiewiórczej Łapy.
— A-ale tak dosłownie n-na drzewo-o? — dopytał, nie chcąc się jednak narażać liderowi.
— Tak, i to już! — rozkazała mu kotka, krzycząc coraz głośniej. — Głuchy jesteś, czy co? Zastanawiam się czemu tatuś trzyma jeszcze takie mysie strawy jak ty w klanie — mruknęła zbulwersowana.
Kociak przerażony podniósł niepewnie tyłek i skierował się w stronę najbliższego drzewa. Wolał już bardziej nie rozjuszyć tej bestyjki, dlatego wspięcie się pierwszą lepszą sosnę wręcz wydawało się wybawieniem.
W końcu może jak na nie wejdzie to ten mały agresor da mu spokój?
Widząc, że Wiewiórcza Łapa podąża za nim, spiął się jeszcze bardziej, a nerwowy dreszczyk przeszedł mu po plecach.
— Co tak wolno się człapiesz? Szybciej no! Myślisz, że mam cały dzień na ciebie? — poganiała go koteczka, sama ledwo nadążając za nim.
Kociak nawet wolał nie odwracać się do niej. Jedynie przyspieszył kroku, modląc się do Klanu Gwiazd, by ta w końcu go zostawiła w spokoju. Gdy nareszcie przed nimi pojawiło się drzewo, liliowy odetchnął z ulgą. Podszedł do kory uschniętej nieco sosny i wbił w nią pazurki. Łapką za łapką, przemieszał się coraz wyżej, aż w końcu stwierdził, że znajduje się w bezpieczniej odległości od Wiewiórczej Łapy. Ta jednak była innego zdania.
— Co tak nisko? — zawołała z pretensjami, przez co przez grzbiet kociaka przeszły kolejne ciarki. — Masz wejść wyżej mysia strawo albo wołałam tatusia
Żywica jedynie połknął nerwowo ślinę, ale wykonał rozkaz małej. Po pokonaniu kolejnej lisiej długości, usiadł na gałęzi zmęczony, mając nadzieję, że ta rudo-czarna kupa futra w końcu da mu spokój. Gdyby tylko wiedział jak bardzo się myli.
<Wiewiórcza Łapo? Zapraszam do dręczenia>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz