— T-tak — wyjąkał po chwili ciszy. W rzeczywistości wcale tak nie było, kocur bowiem wręcz nienawidził wojen, jak i opowieści o nich. Do tego ciekawe, czy ci liderzy faktycznie istnieli i historia wydarzyła się naprawdę, czy Aroniowa Łapa wymyślił ją na poczekaniu lub usłyszał jako kociak. O tym jednak point zbytnio nie myślał. Bardziej zadziwiał go fakt, że taki maruda i postrach lubił opowiadać! Sama opowiastka jednak nie zachwyciła słuchacza, wręcz przeciwnie, przeraziła. Ta cała Malinowa Gwiazda zaatakowała i zabiła inną liderkę tylko dlatego, że tamta odmówiła jej pomocy? Ale przecież każdy popełnia błędy, to nie powód, żeby dopuszczać się takich czynów! Ta kocica musiała być serio okropna… czy wyznacznikiem tej "zajebistości" było wrogie nastawienie i siła? I dlaczego przywódcy byli takimi brutalami? Nigdy nie podobała mu się wieczna walka o życie, którą tu toczono. Czy naprawdę nie można było połączyć siły i żyć razem, w spokoju? Cicho westchnął.
— No, wiedziałem, że się zachwycisz. W końcu jak można nie podziwiać Klanu Nocy, co nie? — miauknął jego towarzysz, wyszczerzając się.
Syn Marzenki pochylił łeb. A może tam faktycznie żyło się lepiej niż w Klanie Klifu? Może źle się stało, się trafił właśnie pod opiekę wojowników Lisiej Gwiazdy? W końcu to oni zaatakowali klan Żwirowej Gwiazdy, a nie ona ich! Chciał powiedzieć coś jeszcze, gdy nagle do uszu dobiegło znajome nawoływanie Sroczego Żaru.
— Łabędzia Łapo! Łabędzia Łapo! Gdzie ta łamaga znowu się podziała?! Miał wrócić do pory szczytowania słońca!
U p s. Faktycznie słońce wisiało już wysoko. Nawet nie zauważył, że czas tak szybko upłynął. Pośpiesznie odwrócił się w stronę kamienia, lecz pomarańczowookiego już tam nie było. Zdołał jedynie ujrzeć przebłyski czarno-białej sierści znikające za drzewami. Cóż, terminator najwyraźniej nie chciał powtarzać sytuacji z ich ostatniego spotkania. Łabądek również nie miał na to najmniejszej ochoty, popędził więc szybko w stronę, z której dolatywał głos, aby jego mentorka nie wyczuła ewentualnej woni wroga pozostawionej przy głazie.
***
Odetchnął głęboko, powoli stąpając po terytorium swojego stada. Robił to tyle razy, a jednak ten jeden był na swój sposób pierwszy i zupełnie inny od pozostałych.
W końcu był to jego pierwszy spacer jako wojownik, jako Łabędzi Plusk. Wciąż ciężko było mu się przyzwyczaić do nowego imienia. Lubił swoje stare i nie widział sensu w tym ciągłym zmienianiu, przecież do końca życia mógłby być po prostu Łabądkiem i też byłoby dobrze! Już dwa razy przyłapał się na tym, że, gdy ktoś zwrócił się do niego właśnie jego wojowniczym mianem, ten totalnie to olewał, ponieważ nie docierało, że to przecież do niego! Cóż, będzie musiał się przyzwyczaić, lepiej jednak, żeby stało się to jak najszybciej.
Przemierzał swobodnie las iglasty w kierunku, którego nawet on nie znał. Po prostu wędrował, gdzie to go łapy poniosą. Pozwalał wiatru delikatnie rozwiewać swoje krótkie futro, nacieszał się słabymi promieniami słońca. Była tylko jedna rzecz, która niszczyła mu ten przyjemny, aktywny wypoczynek. W końcu był już dorosły! Na każdym kroku musiał pokazywać, jaki to jest silny, dojrzały i samowystarczalny, a także teraz miał znacznie więcej obowiązków. Ale on nie chciał! Nie chciał podejmować całkowicie własnych decyzji! Tak bardzo pragnął wrócić do czasów, gdy o walecznych, łączących się w grupki przedstawicielach swego gatunku nigdy nie słyszał, gdy był pod surową, aczkolwiek serdeczną opieką Szponu! Gdy miał Miodka, Paprotkę i pozostałych… w TYM czasie jego siostra nie żyła, a burego nie widział, zdawałoby się, od wieków! A może on też był już… trupem?
Z ponurych rozmyślań wyrwał go dopiero krzyk i coś, co szybko zwaliło go z nóg. Jęknął i zacisnął oczy, naiwnie próbując się uwolnić. Co się działo?
— Wiedziałem, że jesteś skończonym idiotą, ale żeby tak po prostu wchodzić w głąb terenów Klanu Nocy?!
— C-co? — wyszeptał, nerwowo otwierając ślepia. Istotą, którą go zaatakowała był nikt inny, jak Aroniowa Łapa. Potem szybko się rozejrzał. No nie. Faktycznie znajdował się na tych obcych ziemiach. Nawet nie zorientował się, kiedy przekroczył granice. — P-przepraszam — wydukał. — N-nie za-zauważyłem, że n-nie je-jestem u s-siebie.
<Klifowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz