Otworzyła oczy. Musiało być jeszcze wcześnie, bo w kociarni panował prawie całkowity mrok. Powoli, uważając, by nie obudzić sióstr, czekoladowa wymknęła się ze środka.
Słońce jeszcze nie wstało, ale było tuż-tuż, malując niebo nad bagnem na szaro.
Było jej tak jakoś dziwnie… Miała ochotę zwinąć się w kłębek w najciemniejszym zakamarku, z dala od wszystkich kotów i nakryć puchatym ogonem. I byłoby jej ciepło i miło, i bezpiecznie…
Z jakiegoś powodu zapiekły ją oczy. Podciągnęła nosem, uspokajając się w myślach.
- Znajdziesz sobie jakiś przytulny kącik, zobaczysz. I, i będzie ciepło. I przytulnie.
Poczuła się mała, bardzo mała. Miała wrażenie, że znika, zupełnie niewidoczna i nieważna. Wcale nie potrzebowała samotności, mimo że jej szukała. Potrzebowała kogoś, kto ją przytuli.
- Mama - jej głos przypominał skargę pisklaka. - Gdzie jesteś, mamo?
Ruszyła przed siebie, spomiędzy łez nie widząc dokąd. Przecież wiedziała, że rodzice by ich nie zostawili, więc skąd ta kiełkująca w niej rozpacz? Z drżącym sercem rzucała się kawałek naprzód, mając wrażenie, że tuż obok na nią czekają. Rodzice, bracia. Po chwili zmieniała jednak kierunek, niezdecydowana. Nie było ich. A jakaś część jej wierzyła, że zaraz się pojawią.
Bagna budziły się do życia. Po pokrytej rosą trawie przemykały pierwsze, jeszcze nie całkiem obudzone, stworzenia. Nieśmiałe ptasie piosenki stawały się coraz głośniejsze i radośniejsze. Słońce wzniosło się już ponad horyzont, ogrzewając zmarzniętą ziemię coraz śmielej.
Pośrodku tego wszystkiego siedziała mała, puchata kotka, a jej łzy mieszały się z rosą.
- Siostro?
Całą sobą przylgnęła do czekoladowo-białego futra.
- Ja też za nimi tęsknię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz