Zacisnęła mocniej powieki, próbując się uspokoić, jednak nie przyniosło to oczekiwanych skutków. Szlochała w zmierzwione i przemoczone jej łzami futerko na piersi liliowego kocurka, który cierpliwie czekał, aż calico ochłonie. Myśl o zbliżającej się konfrontacji z liderem ogarnęła cały umysł złotookiej, sprawiając, że kotka nie potrafiła wypowiedzieć ani jednego słowa z powodu ogromu przerażenia. Gdy kolejne słone łzy roztrzaskały się o podłoże w legowisku medyka, Berberys z całych sił starała się opamiętać, by porozmawiać z przyjacielem o nękających ją sprawach. Jasne, nie chciała obarczać syna Sroki swoimi problemami, jednak czuła potrzebę wyżalenia się komuś, a nie znała nikogo bardziej odpowiedniego niż kocurek. Zaczerpnęła spory haust świeżego powietrza, po czym niepewnym głosem wyjąkała.
— Dz-dziękuję — posłała nieśmiały uśmiech w stronę liliowego, lecz nie odważyła się spojrzeć mu prosto w oczy — W-wiesz, za t-to, że je-jesteś, gdy cię p-potrzebuję — wydukała cicho i ponownie oparła łebek na klatce piersiowej pręgowanego. Wsłuchiwała się chwilkę w rytm bicia serca Żywicy, co działało na nią uspokajająco, po czym ciężko westchnęła i kontynuowała — O-ostatnio przeżywam g-gorszy okres w życiu. Trening strasznie daje mi się we znaki, chyba nie jestem wystarczająco dobrą uczennicą, ale to tylko i wyłącznie moja wina — urwała z powodu rosnącej w gardle guli smutku i goryczy. Przełknęła ślinę, a następnie, nie dając liliowemu dojść do słowa, ciągnęła dalej — W dodatku okropnie boję się, że Lisia Gwiazda m-może wygnać mnie z klanu za to, co wydarzyło się podczas zgromadzenia.
— To była moja wina, przepraszam — odparł niespodziewanie brat Jarzębinki głosem, w którym pobrzmiewał wyraźny smutek. Koteczka uniosła gwałtownie głowę w wyrazie nagłego szoku, jakiego doznała po usłyszeniu słów wypowiedzianych przez Żywicę — T-to ja powinienem cię obronić, nie ty mnie.
— Och, co to za brednie? To nie jest ani twoja wina — uraczyła liliowego zdeterminowanym spojrzeniem złotych ślipi — ani moja, tylko tego napuszonego uczniaka z Klanu Burzy! On wywołał całe zamieszanie i on powinien ponieść odpowiedzialność za wszystko, co się wtedy wydarzyło! — zakrzyknęła pewna swoich słów i z powodu buzujących w jej niewielkim ciałku emocji, podniosła się na równe łapy. Niestety, akurat w tamtym momencie, uczeń Sokolego Skrzydła postanowił sprawdzić stan ich obecnej pacjentki, która postanowiła złamać zakaz wstawania z posłania.
— Berberysowa Łapo! — trwająca w legowisku ciszę przerwał zachrypnięty głos Zlepionej Łapy. Zielonooki wpatrywał się nieodgadnionym wzrokiem w sylwetkę Żywicy, po czym podszedł niepewnym krokiem w stronę uczniaków — Powinnaś odpoczywać, bo inaczej nie powrócisz do treningu przez najbliższy księżyc. A ty wracaj do siebie, nie wolno ci teraz przeszkadzać koleżance — poinstruował ucznia Zimorodkowej Pieśni, a potem skupił swoją uwagę na ranie zdobiącej nos szylkretki, która stanowiła pamiątkę po feralnym zgromadzeniu.
~*~
Przeleciała wzrokiem po klanowiczach znajdujących się na obozowej polance, a gdy namierzyła wreszcie znajomą kupę liliowego futra, bez zastanowienia do niej podbiegła.
— Żywiczna Łapo! — doskoczyła do prawego boku kocura, który drgnął z powodu nagłego pojawienia się calico. Wykrzywiła pyszczek w szerokim, szczerym uśmiechu, a następnie wymruczała z dumą — To mój pierwszy dzień jako pełnoprawna wojowniczka! Chciałbyś może pójść ze mną na polowanie?
< Żywico? wybacz, że takie krótkie ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz