Czarny kocur przeciągnął się leniwie. Jak wspaniale było się wygrzewać na trawie w blasku słońca. Jedyne co mogło zniszczyć zasłużony odpoczynek Cisa były kroki łap. Dość umięśnionych, jak wyczuwał po trzasku gałązki. Leniwie otworzył oko i ziewnął ukazując rząd zębów. Wpadł we wściekłość słysząc, że nieznajomy go namierzył.
- Tak ?- z jego ust wydobyło się miauknięcie, a sam kocur wyprostował wąsy poślinioną, chudą łapą.
– Zjeżdżaj stąd mysi bobku – syknęła kocica aż za dobrze pokazując jak jest wściekła. Sierść na burym karku ostro szła w górę, a ogon uderzał niespokojnie o ziemię. – To tereny klanu Wilka. Nie dla takich straw dla wron jak ty! – warknęła mocno wbijając pazury w ściółkę by powstrzymać się przed zaoraniem gardła nieproszonego gościa
- Ale mi się nie chce, całe dnie pracuję jak wygłodniały lis – Cis posmakował powietrza - Coś tu dobrze pachnie.
Nieznana kotka podeszła krok bliżej.
- Zmiataj stąd!
- Nie.
- Tak! - wysunęła pazury, co sprawiło, że samotnik poszedł trzy kroki w tył wpadając na drzewo.
- Złość piękności szkodzi. - wysunął dumnie pierś.
- Mów za siebie, pchli pysku.
Cis przechylił głowę. Ta kotka była ciężkim przypadkiem.
- Jestem Cis. - wymruczał jak dżentelmen i pochylił się. - Jak się nazywasz?
- Nie powiem ci, imitacjo wojownika.
- Więc będę cię nazywał Kleszczem.
Bura kocica schowała pazury. Widać było, że się rozluźnia. Cis zacmokał.
- Słyszałaś?
- Co?
- Psa?
- Jakiego znów psa?! - parsknęła tak zwana Kleszcz.
- Chadza tu od kilku dni.- Cis zrobił przerażoną minę. - Powinnaś wiedzieć!
- Czekaj tu!- bura kotka machnęła ogonem i zanurkowała w zarośla.
Cóż, kolejne udane wykiwanie za czarnym samotnikiem. Powolnym krokiem poszedł w przeciwnym kierunku, oddalając się od wojowniczki szukającej nieistniejącego psa. Mimo to, nie mógł zapomnieć jej oczu. Były takie... Zwykłe.
<Cętkowany Liściu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz