Krople wody uderzały w ziemię z cichych pykaniem. Niebo było zachmurzone, to właśnie z niego, z jego ciężkich chmur wychylały się te krople, by spaść na ziemię. Sucha, spękana ziemia, od wielu dni pozbawiona wody. Leśna podściółka tak sucha, że wystarczyła mała iskra, aby to wszystko podpalić.
Pac, pac, pac.
Otwiera pysk, by uchwycić choć odrobinę zbawczego płynu. Czuje zimną ciecz na swoim języku i dreszcz przyjemności rozchodzi się po jego ciele. Jak dawno nie miał wody w pysku! Koty chodziły po mech nasiąknięty wilgocią, ale płyn był ziemisty i niedobry. A to był dar od samego Klanu Gwiazd!
Pac, pac, pac.
Strużki wody niczym łzy spływają po jego pysku, karku, grzbiecie, wtulają się w jego wysuszone futro. Z lubością oblizuje nawilżony pyszczek, przymyka złote ślepia, pozwalając kroplom znaczyć mokry szlak na jego powiekach. To było przyjemniejsze niż uspokajające liźnięcia szorstkim językiem matki, niż ciepło bijące od innego kota w porę nagich drzew.
Pac pac pac, pac pac pac, pac pac pac.
Zaczęło padać coraz mocniej, w lesie panuje całkowita cisza, tylko ten deszcz siąpi tak miło. Chmury sprawiły, że niebo jest prawie czarne, mało co widać. Wstał i postawił łapę. Natrafiła na błoto, zapadając się w nie, zimne i łagodzące skutki suszy jak okład z lodu. Niech nie przestanie padać - modlił się w duchu - niech tak będzie, jak jest...
- Ciekawe rzeczy ci się śnią!
Kocurek został gwałtownie wybudzony ze swojego pięknego snu o upragnionym deszczu. Nad nim stała Szepcząca Łapa, uśmiechając się z politowaniem.
- Co mi się niby śniło? - zapytał chłodno. Nie była to tylko złość na siostrę, a głównie na to, że to był tylko sen, a nie rzeczywistość. Było tu tak ciepło i sucho, że Płomieniowi zakręciło się w głowie.
- Nie wiem, właśnie miałam o to cię pytać. Więc co ci się śniło?
- Deszcz. Dużo deszczu.
- I tylko tyle? Ych, myślałam że to było coś ciekawszego... - rzekła znudzona kotka, po czym odwróciła się i wyszła z legowiska. On wyciągnął się, zdenerwowany wywrócił oczami, wylizał sobie pyszczek by go choć trochę nawilżyć i wyszedł zaraz za nią.
Okazało się, że idzie na pierwszy w życiu patrol. Dumnie wypiął imponującą pierś i podszedł do grupy patrolowej. Uśmiechnął się w duchu - pewnie jego mentor zaaranżował udział młodzika w patrolu. Rozejrzał się po uczestnikach. Byli to Motyle Skrzydło, Borsuczy Goniec i Szara Dusza. Taki męski patrol.
- Patrole zawsze są takie... lekkie? - zapytał kocurek przybranego ojca.
- Nie wiem, co masz na myśli. - zaśmiał się wojownik. Płonący nie odpowiedział, tylko zaczął się rozglądać po innych, wychwytując każdy szczegół terenu. Uznał, że znajomość granic przyda mu się w przyszłości. Zerkał też na wojowników, którzy znaczyli tereny. Kiedyś i on będzie to robił. Jako wojownik.
<the end, a co, se nie mogę treningu podbić?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz