- Cześć Gryko... Może choć, pójdziemy na polowanie? – znów zaczęła liliowa kotka, mijając swojego syna. Ten z zaniepokojeniem spojrzał na nią. Przecież było strasznie zimno i każde wyjście na zewnątrz mogło się źle skończyć! A ona w takim stanie... Wiedział, że nie mógł jej zostawić, sumienie nie dałoby mu spokoju, głównie przez myśl, że jego siostry mogły go obserwować gdzieś z góry. Tak, Gryka nie umarła, tylko zaginęła, jednak myśl, że kiedyś jeszcze się spotkają w Klanie Gwiazdy, dodawała mu otuchy. Bo skoro zaginęła, mogła już nigdy nie wrócić, a jak teraz już jest z przodkami, to może na niego czeka i jeszcze się spotkają.
- No choć córeczko – mówiła dalej Ważka – Dziś jest piękna pogoda!
- Hej, wiesz, może pójdę z wami... – powiedział w końcu Śnieżny Wicher. Jego matka spojrzała na niego. Przez chwilę wydawało mu się, że wszystko wróciło do normy, ponieważ matka jak zwykle patrzyła na niego z widoczną pogardą, lecz się mylił.
- Możesz iść po Lawendę, ona z nami pójdzie, ty nie jesteś potrzebny – oznajmiła chłodno Ważkowe Skrzydło i skierowała się do wyjścia z obozu. Jej syn syknął cicho. Nie mógł jej zostawić.
- Czekaj! – krzyknął i pobiegł za matką.
***
Było zimno, wszędzie był śnieg, a jego matka wymyśliła sobie polowanie. Co było z nią nie tak?! Może powinna iść do medyka? Może Zaranna Zjawa i Naparstnicowa Kołysanka by jej pomogły? Przecież w takim stanie strach ją gdzieś wypuszczać!
- Lawendowa Łapo spójrz! – nagle usłyszał krzyk matki i lekko podskoczył – Widzisz ten piękny kwiat? Taki ładny...
- Jaki kwiat? – zapytał cicho Śnieżny Wicher. Jego matka miała jakieś halucynacje... To nie był dobry znak.
Chwila nieuwagi i Ważkowe Skrzydło gdzieś zniknęła. Zaniepokojony kocur zaczął się rozglądać, starając się znaleźć liliową.
- Mamo? – brak odpowiedzi. "Klanie Gwiazdy daj mi cierpliwości!" – błagał w myślach i pobiegł przed siebie. Nigdzie nie widział liliowego futra Ważki. Gdzie ona się podziała?
- Gryko, kochanie, spójrz! To ten kwiatek... Pójdę po niego, a ty tu zostań... – usłyszał w końcu cichy głos Ważkowego Skrzydła. Pobiegł w tamtą stronę i zauważył swoją matkę, stojącą przed warstwą lodu.
- Mamo! – krzyknął Śnieżek i pobiegł do rodzicielki. Ta już chciała postawić pierwszy krok na lodzie, ale odwróciła się w stronę syna, na dźwięk jego głosu. Czy ona miała pszczoły w mózgu?! Wreszcie do niej dobiegł i zatrzymał się przed lodem.
- Czego chcesz? Idę zebrać tego pięknego kwiatka dla mojej córki – mruknęła i już miała postawić krok, ale jej syn złapał ją za ogon – Zostaw mnie! Co ty robisz mysi móżdżku!
- Zostań tu i się nie ruszaj! – syknął, puszczając matkę – Wiesz, em... – starał się na szybko coś wymyślić, by jego matka odpuściła – Wiesz, zawsze mówiłaś, że to kocury powinny usługiwać kotką... I myślę, że miałaś... Rację – westchnął cicho. To była jedyna droga, by liliowa zobaczyła swój błąd – Ja pójdę po ten kwiatek, w końcu wy musicie odpoczywać.
- Masz rację, jednak się na coś przydasz, pierwszy raz z resztą – zaśmiała się Ważka – Wreszcie do ciebie dotarło, że ja i twoje siostry jesteśmy lepsze...
Ważkowe Skrzydło odsunęła się od zamarzniętej wody, co nieco uspokoiło kocura, jednak to nie był koniec zmartwień. Kotka nie odpuściła i van musiał wejść na lód po tego "kwiatka".
- Klanie Gwiazdy ratuj – powiedział cicho i spojrzał w niebo. Zbierało się coraz więcej ciemnych chmur, niedługo miało zacząć padać. Musieli jak najszybciej wracać do obozu.
- No dalej – pospieszała Ważka. Przecież nie mógł tego zrobić. To było szaleństwo! Nie wiedział, czy lód jest wystarczająco twardy. To mogło być samobójstwo! A on chciał jeszcze trochę przeżyć.
- A słuchaj... – zaczął i nagle się odwrócił – Patrz, a czy tak nie ma nawet lepszego kwiatka? – zapytał, wskazując pustą przestrzeń.
- Chyba masz pszczoły w mózgu – zaśmiała się Ważka – Tam nic nie ma! Ale tam... – zaczęła i odwróciła się tyłem do zamarzniętej wody – Tam jest nawet lepszy!
- Wspaniale! To ja po niego pójdę i wracamy – oznajmił i uśmiechnął się lekko. Udało się. Mogli cali i zdrowi wrócić do obozu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz