Czy ona… obserwowała gwiazdy?
Chociaż odwrócona, chuda Pójdźka trzymała łebek wysoko w górze. W pewnym momencie podniosła łapkę, zupełnie, jakby chciała sięgnąć po oddaloną o miliardy długości lisów świetlistą kulę. Zachodzący Promyk zmarszczyła nos. Dla niej jakąkolwiek wartość miała tylko jedna gwiazda. Ta, która była duszą Zaskrońcowego Syku. Zachód zrobiła jeszcze krok w stronę Pójdźki, ale młoda natychmiast czmychnęła pod brzuch matki. Zażenowana karmicielka tylko machnęła puszystym ogonem. Nie to nie. Nie będzie się nikomu narzucać. Tylko czy naprawdę była aż tak straszna, że kocięta uciekały przed nią w popłochu? Z tymi refleksjami wróciła do kociarni i rzuciła się na posłanie. Spod półprzymkniętego oka sprawdziła jeszcze, czy koteczka od Sroczego Żaru na pewno wróciła do siebie.
***
Zachodzący Promyk chowała się w cieniu kociarni. Palące słońca z każdym dniem coraz ciężej było znosić. Była nawet skłonna powiedzieć, że żłobek przepełniony tyloma nudnymi kotami jest lepszy niż smażenie się na słońcu. Aktualnie prócz czwórki jej kociąt był tam jeszcze syn Liliowej Sadzawki oraz młodziutkie kociaki Sroczego Żaru. Przesiadywanie w żłobku z wątpliwej przyjemności stało się prawdziwą męczarnią. Nie mogła nawet wyjść po nasiona maku, bo gdy tylko wychylała głowę z cienia, przed oczami pojawiały się mroczki.
Dostrzegła tę małą kotkę, córkę Sroczego Żaru, która poprzedniej nocy przed nią uciekła. Teraz siedziała z rodzeństwem, bacznie obserwując otoczenie i przykrywając łapki ogonem. Zachodzący Promyk była zaskoczona, jak taki tłusty kocur jak Niebiański Lot mógł się przyczynić do spłodzenia takiego chudego kociaka. Niemniej jednak uznała, że skoro poprzedniej nocy z ich rozmowy nic nie wyszło, to teraz też może trochę podręczyć cynamonową kotkę. Zwłaszcza, że tak potwornie jej się nudziło.
- Cześć! – rzuciła, niezaproszona dosiadając się – Gorąco dzisiaj, nie?
Pójdźka otworzyła pyszczek, zapewne chcą coś powiedzieć, jednak w ostatniej chwili go zamknęła i tylko pokiwała wolno główką.
- Widzę, że nie jesteś zbyt rozmowna. To dobrze, bo będziemy musiały się znosić jeszcze przez parę księżyców.
Odczekała kilka uderzeń serca, a gdy odpowiedź nie nadeszła, zirytowana machnęła ogonem.
- Lis ci odgryzł język? – zmrużyła brązowe oczy w szparki. Niecierpliwie zagłębiła pazury w glebie.
- Nie – powiedziała cichutko Pójdźka. Zachód kiwnęła z uznaniem głową.
- W porządku. Przypominasz trochę Niebiański Lot. Jesteś dość oszczędna w słowach, ale to dobrze. Już widzę, że idzie z tobą wytrzymać – szturchnęła przyjaźnie Pójdźkę łokciem, a ta zachwiała się lekko. Zachodzący Promyk podniosła oczy ku niebiosom, ale nic nie powiedziała. Skoro już jest taka wrażliwa, to w przyszłości będzie miała jeszcze ciężej ze swoim staruszkiem. Niebiański Lot nie należał bynajmniej do kotów ciepłych i łagodnych.
Zachodzący Promyk była prawie pewna, że Pójdźka się odezwie, ale cynamonka chyba uznała już tę dyskusję za zakończoną. Buraska westchnęła i wstała. Przeszła niespełna kilka kroków, po czym syknęła wściekle i podniosła łapę, w którą teraz wbity był podstępny cierń. Cóż, lepiej, że wbił się w nią, aniżeli w Nocka czy którekolwiek z jej dzieci. Machnęła niepewnie łapą, strącając kropelkę szkarłatnej krwi. Uśmiechnęła się krzywo w kierunku Pójdźki, której oczka nieznacznie się rozszerzyły.
- To nic – wymamrotała, powstrzymując przepełnione bólem syknięcie – Możesz mi podać jakiegoś liścia? Aha, i jeszcze jedno. Widziałam cię w nocy przed żłobkiem. W nocy się śpi, takie tutaj mamy zasady – powiedziała, kładąc nacisk na ostatnie słowo. Skrzętnie ukryła przed kotką fakt, że z powodu nasion maku zażytych za dnia sama liczyła w nocy barany. Podniosła łapę, po czym złapała zębami za cierń. Mniej więcej wiedziała, jak się z tym uporać. Gdy jeszcze jako kociak złapała ciernia, Zaskrońcowy Syk pokazywała jej, jak go wyjąć. Wydusiła w kierunku Pójdźki zbolałe „Wszystko okej” i pociągnęła za chwast, a z jej pyska uciekło słowo, którego w żadnym wypadku w obecności kociaka wypowiadać nie wolno.
<Pójdźko?>
Zachodzący Promyk chowała się w cieniu kociarni. Palące słońca z każdym dniem coraz ciężej było znosić. Była nawet skłonna powiedzieć, że żłobek przepełniony tyloma nudnymi kotami jest lepszy niż smażenie się na słońcu. Aktualnie prócz czwórki jej kociąt był tam jeszcze syn Liliowej Sadzawki oraz młodziutkie kociaki Sroczego Żaru. Przesiadywanie w żłobku z wątpliwej przyjemności stało się prawdziwą męczarnią. Nie mogła nawet wyjść po nasiona maku, bo gdy tylko wychylała głowę z cienia, przed oczami pojawiały się mroczki.
Dostrzegła tę małą kotkę, córkę Sroczego Żaru, która poprzedniej nocy przed nią uciekła. Teraz siedziała z rodzeństwem, bacznie obserwując otoczenie i przykrywając łapki ogonem. Zachodzący Promyk była zaskoczona, jak taki tłusty kocur jak Niebiański Lot mógł się przyczynić do spłodzenia takiego chudego kociaka. Niemniej jednak uznała, że skoro poprzedniej nocy z ich rozmowy nic nie wyszło, to teraz też może trochę podręczyć cynamonową kotkę. Zwłaszcza, że tak potwornie jej się nudziło.
- Cześć! – rzuciła, niezaproszona dosiadając się – Gorąco dzisiaj, nie?
Pójdźka otworzyła pyszczek, zapewne chcą coś powiedzieć, jednak w ostatniej chwili go zamknęła i tylko pokiwała wolno główką.
- Widzę, że nie jesteś zbyt rozmowna. To dobrze, bo będziemy musiały się znosić jeszcze przez parę księżyców.
Odczekała kilka uderzeń serca, a gdy odpowiedź nie nadeszła, zirytowana machnęła ogonem.
- Lis ci odgryzł język? – zmrużyła brązowe oczy w szparki. Niecierpliwie zagłębiła pazury w glebie.
- Nie – powiedziała cichutko Pójdźka. Zachód kiwnęła z uznaniem głową.
- W porządku. Przypominasz trochę Niebiański Lot. Jesteś dość oszczędna w słowach, ale to dobrze. Już widzę, że idzie z tobą wytrzymać – szturchnęła przyjaźnie Pójdźkę łokciem, a ta zachwiała się lekko. Zachodzący Promyk podniosła oczy ku niebiosom, ale nic nie powiedziała. Skoro już jest taka wrażliwa, to w przyszłości będzie miała jeszcze ciężej ze swoim staruszkiem. Niebiański Lot nie należał bynajmniej do kotów ciepłych i łagodnych.
Zachodzący Promyk była prawie pewna, że Pójdźka się odezwie, ale cynamonka chyba uznała już tę dyskusję za zakończoną. Buraska westchnęła i wstała. Przeszła niespełna kilka kroków, po czym syknęła wściekle i podniosła łapę, w którą teraz wbity był podstępny cierń. Cóż, lepiej, że wbił się w nią, aniżeli w Nocka czy którekolwiek z jej dzieci. Machnęła niepewnie łapą, strącając kropelkę szkarłatnej krwi. Uśmiechnęła się krzywo w kierunku Pójdźki, której oczka nieznacznie się rozszerzyły.
- To nic – wymamrotała, powstrzymując przepełnione bólem syknięcie – Możesz mi podać jakiegoś liścia? Aha, i jeszcze jedno. Widziałam cię w nocy przed żłobkiem. W nocy się śpi, takie tutaj mamy zasady – powiedziała, kładąc nacisk na ostatnie słowo. Skrzętnie ukryła przed kotką fakt, że z powodu nasion maku zażytych za dnia sama liczyła w nocy barany. Podniosła łapę, po czym złapała zębami za cierń. Mniej więcej wiedziała, jak się z tym uporać. Gdy jeszcze jako kociak złapała ciernia, Zaskrońcowy Syk pokazywała jej, jak go wyjąć. Wydusiła w kierunku Pójdźki zbolałe „Wszystko okej” i pociągnęła za chwast, a z jej pyska uciekło słowo, którego w żadnym wypadku w obecności kociaka wypowiadać nie wolno.
<Pójdźko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz