Słodki Język stała jak wryta, bez celu i pusto wędrując
wzrokiem po tymczasowym obozie. Czuła się, jakby oplatał ją cierń, powoli i
swobodnie wbijając w jej ciało kolce. Przez jakiś czas, była otumaniona dziwnym
uczuciem. Coś rosło w środku niej, nie pozwalając na ruch. Na szczęście udało
jej się dojść do siebie.
Jednym susem znalazła się w miejscu, gdzie wypoczywała
starszyzna. Otuliła kasłającą kotkę swoim wielkim, puszystym ogonem. Pojawiła
się za nią Cicha Łapa wraz z Aroniowym Podmuchem. Wydali z siebie jakieś słowa,
ale ona nie zwróciła względem nich, żadnej uwagi. Po prostu siedziała,
wpatrując się w drzewo. W jej myślach pojawił się ciepły i melodyjny głosik,
który wskazywał winowajcę. Dobra mina do złej gry.
* * *
Żwirowa Ścieżka, Ćmia Łapa i jej brat Szczupak. Było ich
trzech, czasu nie dało się cofnąć.
Deszcz uderzał o ziemię, wywołując cichy stukot. Od czasu do
czasu zdarzyło się, że na niebie pojawiła się łuna jasnego światła, aby zniknąć
i za jakiś czas znów się pojawić. Koty leżały w swoich siedliskach, czekając na
polepszenie sytuacji. Ze względu na stan rzeczy podróż znacznie im się
wydłużyła, aczkolwiek lepiej było poczekać i zebrać siły, niż ryzykować
oddzieleniem się członków od grupy oraz nasileniem chorób.
Słodka stała nad Szopim Ogonem, czekając aż chora przełknie
podane jej lekarstwo, bez oszukiwania. Co prawda kocimiętka byłaby o wiele
smaczniejszym i lepszym preparatem na zielony kaszel, jednak Medyczka nie mogła
na nią nawet spojrzeć. Zakopała ją na samym dnie kupy medykamentów, by nawet
nie czuć tego zapachu. Nie mogła się skupić.
- A więc co stosujemy do wzmocnienia odporności Cicha Łapo? -
Karłowata chciała przestać ciągle myśleć o jednym i tym samym.
- Krwi-iściąg, ta-ak myślę… - Uczennica niepewnie
odpowiedziała swojej mentorce, jakby się czegoś obawiała.
- Hm, tak, krwiściąg. Nie jest on docelowo przeznaczony do
tego, ale nabierając doświadczenia, odkryłam, iż daje on lepsze efekty podczas
trwania kuracji. Do tego… Do te… - Słodki Język wzięła głęboki wdech, długo
zaczerpując powietrze. – Zostań z nią, dobrze? Za chwilę wrócę. - Uśmiechnęła się,
jednak równo po opuszczeniu dwójki samic coś ostatecznie w niej pękło. Różniące
się od siebie tęczówki, zaszkliły się, aby za sekundę wylać z siebie potok łez.
A że w pobliżu kręcił się Aronia, to gdy tylko go zobaczyła, pobiegła do niego. Wtulając się w jego futro, wciąż płakała.
- Ja, ja… - Jąkała się. - To wszystko moja wina, ona umarła
przeze mnie! Nie było mnie wtedy przy niej, gdy potrzebowała pomocy! –
Szlochała coraz głośniej, lecz po pewnym czasie zaczęła się uspokajać. –
Chciałabym o tym wszystkim zapomnieć…
Deszcz moczył futro dwójki Klanowiczów, stojących w centrum
opadów. I chyba wcale nie zamierzał przestać...
<Aronio?>
jejku jak romantycznie xD
OdpowiedzUsuń