Szylkretka uśmiechnęła się, widząc zdobycz, jaką przyniosła jej siostra. Idealna! Duży, pulchny zając. Wiadomym było, że ktoś tak "wspaniały", jak Żmijowa Łuska nie zje byle czego, a ten martwy koleżka zwiększał powodzenie planu, jaki zawitał w głowie Księżycowej Łapy.
— Ideałny — mruknęła z pełnymi ustami, doskakując do stworzenia. Zgrabnym ruchem łapy rozorała jego plecy i wypluła to, co przez cały ten czas trzymała w pysku, ku niemej uldze. Zaczynała już mieć wrażenie, że jeszcze trochę, a sama nabawi się biegunki. Wygryzła kawał mięsa ze zwierzęcia i poczęła żuć je, aby po chwili spowrotem dodać do tego swoją mieszankę. Następnie, ponownie wyrzuciła z ust produkt jej starań. Ugniecioną masę wepchnęła w zwierzę, następnie jeszcze trochę ją upychając, aby wyglądało to wiarygodniej. Fiołkowa Łapa cały czas przyglądała się jej poczynaniom z niemym zdziwieniem, jednak niebiesko-kremowa w ogóle się tym nie przejmowała. Calico nie była kimś, kto by jej zagrażał samą wiedzą o jej poczynaniach. Była jej kochaną, acz trochę głupkowatą siostrą. Nie wydałaby jej. Ciekawe, czy ktokolwiek w ogóle podejrzewał ją o morderstwo Kweicistego Wiatru? Czy ktokolwiek brał pod uwagę, że to m o r d e r s t w o? Wątpliwe. Ta banda idiotów miała za dużo wiary w seoich, aby ich podważać. Dlatego też, Księżycowa Łapa była bezpieczna.
— Gotowe — oznajmiła w końcu, uśmiechając się chytrze. — Teraz tylko potrzebny nam przygłup. Najlepiej taki, co ledwo wyszedł z kociarni.
Fiołek uśmiechnęła się figlarnie, słysząc to pieszczotliwe określenie, jakim starsza z sióstr nazwała kociaki. "Przygłup"? Niech to, Księżyc naprawdę się zmieniła!
— Hmmm. Może Sosna? — zapytała. Uczennica jej matki była pierwszym, kto przyszedł jej do głowy. W końcu, rodzeństwo faktycznie zostało mianowane dość nie dawno temu.
— Tak. Doskonale — Księżycowa Łapa uśmiechnęła się znacząco i polizała młodszą w polik. Jeszcze trochę, a Żmijowa Łuska je popamięta. Oj, bez wątpienia.
~*~
Siostry spożywały właśnie polne myszy ze stosu, gdy nagle coś ciemnego przebiegło przez cały obóz. Czyżby...?
Nie. Nie było wątpliwości. Plan zadziałał. Żmijowa Łuska chyba nigdy wcześniej nie biegła tak szybko, aż Burzowe Serce obrócił się i pobiegł za nią, co by się upewnić, że wszystko z nią w porządku.
— Biedaczek — oznajmiła cicho Księżyc — chyba już nigdy nie zapomni tego widoku.
Ona sama bardzo chętnie zerwałaby się teraz i pobiegła w ślad za starszą, ale... Byłoby to trochę podejrzane, prawda?
< Fiołeczku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz