Fiołek nie mogła uwierzyć w słowa swojej siostry... Wyraz "odlotowy" ani trochę nie pasował do całokształtu młodej terminatorki, jednakże calico puściła to mimo uszu. Może Księżycka jest chora, albo coś w ten deseń? Skąd przecie mogła wiedzieć? Ewentualnie mogła być zmęczona po treningu lub coś w ten deseń. Przecież Fiołek doskonale wiedziała, jak jej siostra bardzo się stara, mimo iż wolałaby zostać uczennicą Burzowego Serca.
– Oczywiście, że w to wchodzę. Nie przegapiłabym takiego przedstawienia! – wykrzyknęła podekscytowana młodsza, podskakując w miejscu. może gdyby nie jej wręcz chore podekscytowanie, to przejęłaby się faktem, iż jej ukochana siostrzyczka zachowuje się co najmniej dziwnie, już nie wspominając o uśmiechu, który nijak pasował do mordki wiecznie poważnej Księżycowej Łapy
– Świetnie – szepnęła kremowo-niebieska kotka, a na jej pyszczek ponownie wpłynął niepokojący uśmiech, jednakże Fiołkowa Łapa nic sobie z tego nie zrobiła – Zatem, do dzieła – poleciła, na co calico dosłownie wypruła przed siebie wprost na północne zbocze, licząc na chociaż odrobinę szczęścia, przy łapaniu królika.
Cóż, nie można było ukrywać, że nalatała się za tym cholernym zajcem dość długo; przy okazji kilka razy przydzwoniła prawie w kamień, gdy ten skruczybyk gwałtownie skręcił, chcąc uciec przyszłej wojowniczce klanu burzy. Kotka jednak nie ustąpiła. Przecież upartość Ciernistej Łodygi nie bez powodu zakorzeniła się w niej na dobre. Cóż, wychodzi na to, że upartość to u nich cecha rodzinna. Na szczęście w ostatniej chwili, dorwała uszaka, gdy ten chciał już zniknąć w swej norce. Córka Brzoskwiniowej Gałązki westchnęła głośno, opadając na ziemię cała zdyszana i zmęczona. Jednakże na jej pyszczku dało się zauważyć szeroki, szczery uśmiech pełen dumy i radości.
Nie minęło dużo czasu aż Fiołkowa Łapa wstała i otrzepawszy się z kurzu oraz trawy, wzięła królika w zęby, po czym ruszyła w stronę miejsca, gdzie czekać miała na nią Księżycowa Łapa.
Młoda musiała przyznać szczerze, że królik, którego udało jej się upolować, był dość spory, a co za tym idzie, cholernie ciężki.
– J-jestem... - wydyszała zmęczona kotka, docierając na miejsce ze swoją zdobyczą,z której była nie mało dumna, wypięła pierś do przodu, zadowolona z siebie – I jak? O takiego ci chodziło? – dodała szybciutko, nie mogąc doczekać się reakcji siostry. Tortie popatrzyła na swoją młodszą siostrę, po czym zeskoczyła z gałęzi, z jakimś dziwnym "Czymś" w pyszczku. Koteczkę bardziej jednak interesowało to, co kremowo-niebieska powie na zdobycz, aniżeli to, co miała w pyszczku.
< Księżycowa Łapo? >
– Oczywiście, że w to wchodzę. Nie przegapiłabym takiego przedstawienia! – wykrzyknęła podekscytowana młodsza, podskakując w miejscu. może gdyby nie jej wręcz chore podekscytowanie, to przejęłaby się faktem, iż jej ukochana siostrzyczka zachowuje się co najmniej dziwnie, już nie wspominając o uśmiechu, który nijak pasował do mordki wiecznie poważnej Księżycowej Łapy
– Świetnie – szepnęła kremowo-niebieska kotka, a na jej pyszczek ponownie wpłynął niepokojący uśmiech, jednakże Fiołkowa Łapa nic sobie z tego nie zrobiła – Zatem, do dzieła – poleciła, na co calico dosłownie wypruła przed siebie wprost na północne zbocze, licząc na chociaż odrobinę szczęścia, przy łapaniu królika.
Cóż, nie można było ukrywać, że nalatała się za tym cholernym zajcem dość długo; przy okazji kilka razy przydzwoniła prawie w kamień, gdy ten skruczybyk gwałtownie skręcił, chcąc uciec przyszłej wojowniczce klanu burzy. Kotka jednak nie ustąpiła. Przecież upartość Ciernistej Łodygi nie bez powodu zakorzeniła się w niej na dobre. Cóż, wychodzi na to, że upartość to u nich cecha rodzinna. Na szczęście w ostatniej chwili, dorwała uszaka, gdy ten chciał już zniknąć w swej norce. Córka Brzoskwiniowej Gałązki westchnęła głośno, opadając na ziemię cała zdyszana i zmęczona. Jednakże na jej pyszczku dało się zauważyć szeroki, szczery uśmiech pełen dumy i radości.
Nie minęło dużo czasu aż Fiołkowa Łapa wstała i otrzepawszy się z kurzu oraz trawy, wzięła królika w zęby, po czym ruszyła w stronę miejsca, gdzie czekać miała na nią Księżycowa Łapa.
Młoda musiała przyznać szczerze, że królik, którego udało jej się upolować, był dość spory, a co za tym idzie, cholernie ciężki.
– J-jestem... - wydyszała zmęczona kotka, docierając na miejsce ze swoją zdobyczą,z której była nie mało dumna, wypięła pierś do przodu, zadowolona z siebie – I jak? O takiego ci chodziło? – dodała szybciutko, nie mogąc doczekać się reakcji siostry. Tortie popatrzyła na swoją młodszą siostrę, po czym zeskoczyła z gałęzi, z jakimś dziwnym "Czymś" w pyszczku. Koteczkę bardziej jednak interesowało to, co kremowo-niebieska powie na zdobycz, aniżeli to, co miała w pyszczku.
< Księżycowa Łapo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz