BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

31 stycznia 2019

Od Oszronionej Łapy C.D Deszczowego Futra

Kotka słysząc słowa Deszczowego Futra cicho westchnęła i spojrzała na niego poważnie. Czy się go bała? Cóż czuła lekki lęk, ale nie z powodu tego, że zabił byłego lidera, tylko przez to, że był jednak kocurem. Chociaż serce jej podpowiadało, że Deszczyk na pewno, by jej nie skrzywdził, szkoda, że rozum jednak był na stanowisku "Uwaga kocur, nie pozwól, by się zbliżył" i jednak Oszroniona Łapa wolała tego posłuchać. W końcu wcześniej serce jej mówiło, że lider na pewno by nie chciał krzywdy dla kota z klanu, a tak bardzo się myliło. W końcu po kilku uderzeniach serca zorientowała się, że tylko na niego patrzy, a powinna odpowiedzieć. W końcu nie chciała, by przez nią jej przyjaciel, ukochany był smutny.
— Nie, ni-nie bo-boję się cie-ciebie De-Deszczyku. Jesteś bo-bohaterem i ni-nie mu-musisz się ma-martwić takimi rze-rzeczami — oznajmiła cicho i odwróciła od niego wzrok, który skierowała na grób swojej matki. Kotka zaczęła się zastanawiać jakby to było, jakby Zawilec jednak żyła. Czy to wszystko by się wydarzyło? Być może, ale przynajmniej szylkretka, by mogła się zapytać i poradzić się w każdym problemie, który zajmował jej myśli. Na przykład takim, że wciąż była uczniem, który już dawno powinien być wojownikiem. Oszroniona Łapa miała nadzieję, że wkrótce zostanie mianowana, w końcu chciała się przydać dla klanu ,a teraz się czuła tylko jak obciążenie dla niego.
— De-Deszczyku myślisz, że Ż-Żwirowa Gwia-Gwiazda mnie mia-mianuje wraz z re-resztą? Cho-chociaż nie wie-wiem czy na to za-zasługuje w ko-końcu nie bę-będę tak su-super jak ty...— stwierdziła cicho zawstydzona i spuściła swój łebek na dół, karcąc się w myślach, że nie powinna takich rzeczy mówić.

<Deszczowe Futro?>

29 stycznia 2019

Od Liliowej Łapy CD Pszczelego Żądła

Miała tyle możliwości, a wybrała milczenie. Chciała powiedzieć szylkretowi tyle rzeczy. Dowiedzieć się czy byłby dumny z jej wojowniczego imienia. Lilia wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w miejsce gdzie chwilę temu zniknął ogon kocura. Terminatorka uniosła się delikatnie na łapach, gotowa w każdej chwili ruszyć do wyjścia i jakoś zatrzymać Pszczele Żądło. W głębi duszy wiedziała jednak, że to bez sensu. Wojownik wybrał takie życie jakie chciał, u boku ukochanej kotki z Klanu Wilka. Złamał co prawda kodeks wojownika, ale  Liliowa Łapa niemal od razu mu to przebaczyła. Kotka westchnęła ciężko.
- Coś się stało? – w ciemności dostrzegła parę zielonych oczu. Makowa Łapa zamrugał sennie.
- Nie, nie – odparła szybko uczennica Wierzbowego Serca.– Śpij dalej.
Kocurek zamruczał i wcisnął się w jej szylkretowy bok. Lilia mruknęła i mimo, że już wiedziała, że nie zaśnie to położyła głowę na ziemi.

***

Kilka wschodów słońca później Lilia wyszła z obozu. Słońce dopiero wspinało się na niebo. Szylkretka postanowiła, że gdy tylko zapoluje wróci do obozu i się zdrzemnie. Zadowolona tym pomysłem ruszyła w dół klifu, stroma ścieżką przy ścianie zbocza. Tutaj powietrze było zimniejsze, wiał chłodny wiatr, który targał futerkiem kotki. Terminatorka zeskoczyła na piasek obserwując fale. Nigdy jeszcze nie była tak blisko miejsca gdzie zachodzi słońce. Podskoczyła do wody i pacnęła łapą wielka, ciemną falę. Ciecz opryskała biało-czarno-rudą sierść kotki, która pisnęła zaskoczona. Usiadła w pewnej odległości i zagapiła się w wodę.  Córka Potokowej Gwiazdy przymknęła oczy, wsłuchując się w szum. Niemal dostała zawału, czując na swoim barku dotyk czyjejś łapy. Uchyliła powieki i dostrzegła szylkretową wojowniczkę, zaledwie skok królika od niej.
- Mamo – fuknęła, prostując się i mrucząc – nie możesz mnie tak straszyć!
Wschodząca Fala uśmiechnęła się wesoło.
Liliowa Łapa pokonała dzielącą je odległość i ufnie oparła się o bok rodzicielki. Może i terminatorka się zmieniła. Z nikim nie rozmawiała o zaginionym brato-siostrze i nie miała takiego zamiaru. W końcu obiecała coś Pszczółce. Ale Wschodząca Fala była ich mamą, a Liliowa Łapa mogła pogadać z nią przecież o czymś innym.
- Jak myślisz mamo, ile czasu będę musiała być jeszcze uczennicą?

*Dzięki za sesję Pszczółko<3*

<Mamuś^^?>

28 stycznia 2019

Od Świetlistego Potoku CD Owcy

- Owca! Wracaj tu! - krzyknęła kotka. Pozostała na miejscu, wciąż mając nadzieję, że mysz zaraz ucieknie kocurkowi, a on wróci, markotny, ale przynajmniej bezpieczny. Tak się jednak nie działo. Świetlista zaczęła niepewnie wyglądać kociaka.
- Owca? - Szuranie i trzask łamanych gałązek, które przed chwilą znaczyły jeszcze szlak małego łowcy, teraz ucichły.
Szylkretka przeklęła pod nosem i ruszyła w pogoń. Kierunek wskazywał tylko nikły zapach młodego. Co kilka uderzeń serca musiała zwalniać, żeby go nie zgubić, co dolewało tylko oliwy do ognia złości i zestresowania, który buzował w jej wnętrzu. Na pewno nie miała czasu na uganianie się po lesie za kociakiem, wystarczało już to, że musiała go odprowadzić.
Wreszcie - chwilę to zajęło, gdyż przez zwłokę na początku Owca zyskał pewną przewagę - zbliżyła się na tyle, żeby z łatwością zlokalizować kocurka po odgłosach jego biegu. Kiedy jednak doskoczyła do krzewu, w którym przebywał, z zamiarem zatrzymania go, wszedł z niego sam - zmęczony, ale pełen tryumfu i z myszą w pysku. Wymamrotał coś, co zapewne było pochwałą jego umiejętności łowieckich, a czego Świetlista nie zrozumiała, gdyż nie wypuścił piszczki. Mimo zirytowania zachowaniem Owcy nie mogła też nie przekląć w myślach gryzonia - nie dość, że wystrzelił kotom prosto pod łapy, to jeszcze teraz dał się złapać niesfornemu kilkuksiężycowemu kocięciu. Bardzo niewychowawcze.
Właśnie otwierała pysk, by udzielić kociakowi reprymendy - która ze względu na frustrację kotki mogłaby być o wiele bardziej surowa, niż powinna - kiedy jej uwagę przykuł dźwięk uderzających o ziemię kropli deszczu. Podniosła głowę tylko po to, by zobaczyć niebo zasnute niemal całkowicie ciemnymi chmurami - nie burzowymi, ale zwiastującymi spore opady. Kiedy po chwili uświadomiła sobie, co oznacza ten deszcz, miała ochotę przeteleportować się na tereny Klanu Klifu i rzucić się stamtąd do morza.
Biegnąc za Owcą, nie miała czasu śledzić otoczenia. Nie miała pojęcia, gdzie się teraz znajduje, podczas pogoni straciła orientację w terenie. A teraz spływający beztrosko po gałęziach deszcz miał zmyć nikły zapach, który znaczył ich ścieżkę aż dotąd. Odprowadzanie kociaka, które i tak odbywało się "na ślepo", to jedna rzecz. Jak miała potem wrócić do domu?
Rosnące poczucie beznadziei niemal przygniotło ją do ziemi. Czy Klan Gwiazdy się na nią uwziął? Co się dzieje z tym światem?
- Co się stało? - zapytał zdziwiony jej nagłą zmianą nastroju Owca, którego nie miała siły postrofować za samowolne zerwanie się za zwierzyną.
- Nic - odpowiedziała ciężkim głosem. - Lepiej zjedz teraz tę mysz, będzie ci łatwiej iść. Nie ma sensu tu zostawać, niedługo i tak wszystko zawilgotnieje. Znasz tę okolicę?
- Nie bardzo - zaprzeczył kocurek, ale po chwili zawęszył i dodał: - Ale czuć stąd zapach owiec.
Świetlisty Potok ożywiła się nieco. Do niej też docierał ten dziwny zapach, przypominający trochę odór brudnego, zmokniętego kota wytarzanego w trawie, jednak wcześniej go ignorowała. Czyli tak pachną te całe owce?
- No to chodźmy - ponagliła, ruszając w stronę źródła zapachu. Owca podreptał za nią szybko, trzymając zdobycz. Możliwe, że chciał się jeszcze nacieszyć swoim trofeum.
- Ale co ci się stało? Aż tak nie lubisz deszczu? - kociak ponowił pytanie z pewną dozą kpiny w głosie. Uwadze szylkretki nie umknęło, że tym razem wyartykułował to zadziwiająco wyraźnie jak na kogoś, kto miał pysk zapchany mysim truchłem.
- Nie, po prostu przez to wszystko teraz ja też nie wiem, jak mam wrócić do domu - mruknęła z niechęcią. Była zbyt zmęczona, żeby próbować wymigać się od odpowiedzi; zresztą Owca nie zrezygnowałby z nękania jej tak łatwo.
Kociak spojrzał na nią z zaskoczeniem. Nie bya pewna, co sobie pomyślał, ale nie interesowało jej to za bardzo. Nie teraz.
- No, to będziesz mieć problem - stwierdził.
- Będę - westchnęła, rozmyślając nad bliską przyszłością. Nagle coś przyszło jej do głowy; coś tak oczywistego, że nie miała pojęcia, jakim cudem nie wpadła na to wcześniej. - ...Albo i nie. Mała zmiana planów. Odprowadzę cię do samej stodoły, dobrze?
- Po co? Myślałem, że chcesz jak najszybciej wrócić.
- Chcę, ale muszę zapytać... - urwała nagle i stanęła jak wryta.
Stali na skraju lasu. Deszcz, który mimo ochrony gałęzi drzew zdążył już zmoczyć ich futra, teraz zaczął przesiąkać je jeszcze bardziej. Umysł burzowiczki był jednak zaprzątnięty czymś zupełnie innym.
Przed nimi rozciągały się wielkie, płaskie łąki z krótko przystrzyżoną trawą, którą wolno skubały wielkie, "aromatyczne", brudnobiałe stworzenia. Dopiero po kilku uderzeniach serca Świetlista zdała sobie sprawę z tego, że to właśnie są owce,  i źrenice rozszerzyły jej się w zdumieniu.
<Owca?>

Nowy członek Klan Gwiazdy!

JAŁOWCOWY KRZEW
Powód odejścia: Decyzja administracji
Przyczyna: Starość

Odszedł do Klanu Gwiazdy

Nowy członek Klanu Gwiazdy!

Barwinek
Powód odejścia: Decyzja administracji
Przyczyna: Choroba Płuc

Odszedł do Klanu Gwiazdy

Od Ostrokrzewiowego Liścia CD Iglastej Łapy

Mentor kiwnął głową. Chociaż raz jego zniedyscyplinowany synalek zrobił coś dobrze. Aczkolwiek nie okazywał dumy na pysku. Wciąż oczekiwał na więcej ze strony Igły; nadal potrzebował zobaczyć, że ten mały wypierdek jest godny mienia jego potomka. W takim razie Iglasta Łapa musiał być najlepszy, podczas gdy błaźnił się przed kotką... Kotką! Jakie to karygodne! Oj, już on go wychowa...
- To był zapach klanu burzy - podpowiedział Ostrokrzewiowy Liść, warcząc odruchowo, co i tak pokrywało się z jego codzienną barwą głosu.
- Skąd miałem wiedzieć, geniuszu? - prychnął lynx point.
- Teraz już wiesz i zapamiętaj ten zapach raz na zawsze.
Iglasta Łapa prychnął ponownie.
- Ta, dobra - A miał na myśli "niech ci będzie, odczep się ode mnie, ty stary ropuchu". Na to przynajmniej wskazywał jego ton.
- Zbliżamy się do obozu - oznajmił nagle bury kocur. - Pamiętasz, gdzie zakopałeś swoją mysz?
- Tak, chyba tak - Igła przewrócił oczami obojętnie.
- Wytrop ją - rozkazał ojciec. Naprawę, był ciekawy, jak młody sobie poradzi. - Zwracaj szczególną uwagę na każdy zapach i analizuj go. Gotowy?
Iglasta Łapa nie był z tego faktu zadowolony, ale o dziwo powstrzymał się od głupich komentarzy.
- A ty co niby będziesz robił? - Terminator zwrócił uwagę nauczycielowi.
- Czekał na ciebie w tym miejscu. No już, zmiataj stąd!
- Sam se zmiataj... - mruknął pod nosem, jednak lada moment już go nie było.
Natomiast Krzewik odetchnął z ulgą, dopiero gdy towarzyszące im kotki również postanowiły poszukać swoich zdobyczy. Nareszcie chwila spokoju.

<Synek? I'm here, jak obiecałam>

Od Iglastej Łapy

Już pomijając fakt, że kocur nienawidził tych wszystkich zadań, które przydzielano terminatorom, a także miał ochotę dosłownie wyjść z siebie, gdy robił za "dziecko na posyłki" to pomoc starszyźnie zdecydowani było jednym z przyjemniejszych zajęć, jakie otrzymał kiedykolwiek. Aktualnie przebywała tam tylko jedna kocica, Wierzbowy Nos, jego prababcia, która najwidoczniej była niezmiernie rada z widoku swojego potomka, którego odrazu przywitała radosnym miauknięciem. W sumie... Co tu się jej dziwić? Siedziała praktycznie sama, byłby tu jeszcze jej partner, gdyby Leśny Strumień nie zamordowała go z zimną krwią, w dniu wygnania. Kocur zastanawiał się, co musiała czuć wtedy szynszylowa, na widok wnuczki, mordującej swojego dziadka.
- Witaj Wierzbowy Nosie - zawołał terminator, chcąc czy nie, ocierając się na powitanie z niebieskooką kocicą, która to uśmiechnęła się radośnie, na widok pointa, po czym polizała go za uchem.
- Aleś ty wyrósł! - zawołała podekscytowana - Mama i tata są na pewno bardzo z ciebie dumni! - dodała zaraz, z jeszcze większym entuzjazmem. Iglasty Łapa zamarł na moment, czując głupie ukłucie gdzieś tam, w środku. Pokiwał jedynie głową, wymuszając słaby, ledwie widziany uśmiech. Nie chciał dobijać staruszki, mówiąc jej, że nie ma zarówno ojca jak i matki. Oh okropne uczucie, które o dziwo, bardzo mocno odbiło się na liliowym. To przecież nie jej wina, że nie pamiętała. W każdym razie, on na pewno jej tego nie uświadomi, lepiej, żeby nic nie wiedziała.

27 stycznia 2019

Od Liska

Rudo-biały kociak westchnął cicho, wlepiając smętne oczy w Konwaliową Rzekę, która opowiadała swoim młodym jakąś bajkę. Czy to normalne, że on sam, Lisek, syn Czaplego Potoku czuł się niechciany? Owszem, wiedział, że opieka nad piątką kociaków, to nie lada wyzwanie, jednakże bez przesady. Miał za złe ojcu, matce, w ogóle całej rodzinie, że większą część ich uwagi skupiają na Sarnie czy też Splotce. A on to co? POWIETRZE?
Owszem, była nadzieja, że z upływem kolejnych księżyców to się zmieni, jednakże Lisek szczerze w to wątpił. W dodatku ta trójka znajdek, która swoją drogą była traktowana na równi co biologiczne potomstwo czekoladowego i szylkretowej, wydawała się dziwna. Szałwia cały czas strzelał fochy, za co Lisek nie raz, nie dwa, miał ochotę mu walnąć. Jeszcze Blady, który był dla niego strasznie niemiły i ilekroć kociak chciał porozmawiać z nim, ten syczał i prychał na rudzielca.
Płatek śniegu opadł na jego łapce, na co kocię przechyliło główkę i powąchało go. Widać, że pora nagich drzew powoli się kończyła, jednakże śnieg nadal mocno się trzymał, mimo iż zostało go ledwie odrobina, która zmieniała się w mokrą breję, wymieszaną z błotem.
- Mamo, mogę wyjść na zewnątrz? - zapytał maluch, jednakże nie uzyskał odpowiedzi. Westchnął więc cicho, usiadł, po czym powtórzył pytanie. Raz. Drugi. Trzeci. Aż za czwartym razem, Konwalia podniosła łebek i popatrzyła na swoją pociechę. Minęła chwila ciszy, w której to szylkretowa kocica najwidoczniej namyślała się, czy pozwolić swej latorośli na samodzielną eksplorację. 
- Mam lepszy pomysł, dzieci - długowłosa wstała, trzepała się, po czym wyprowadziła całą dziatwę z kociarni. Lisek poszedł bez żadnych pretensji za matką, ciekawiąc się, co ona wymyśliła - Pójdziemy na spacer - oznajmiła melodyjnym głosem Konwaliowa Rzeka, na co kocięta zapiszczały wesoło.
Wszyscy, z wyjątkiem Liska, który tylko przewrócił oczami. I co, zapomną o nim gdzieś po drodze, co? 
Nie wiadomo, kto nakładł maluchowi takich głupot do głowy, jednakże on miał dziwne wrażenie, że rodzice go nie chcą. W jednej chwili w główce pręgowanego narodził się cudowny, wspaniały plan. Ucieknie i znajdzie sobie nowy dom! Tak! To jest myśl!
Tak więc bez szemrania, młodziak ruszył z matką i rodzeństwem na krótką i jakże ekscytującą wycieczkę po terenach klanu burzy. Szedł na szarym końcu, więc wystarczyło tylko poczekać, aż Konwalia przestanie zwracać na niego uwagę i będzie miał szansę uciec. Nie spodziewał się jednak, że nastąpi to tak szybko. Nie czekając więc ani chwili, Lisek pobiegł w tylko sobie dobrze znaną stronę. Owszem, był mały. Owszem, miał ledwie dwa księżyce.
Dlatego też gdy dotarł nad strumyk, słońce już zachodziło, nie wiadomo jakim cudem maluch uniknął śmierci, ani też w jaki sposób, jeszcze go nie znaleziono, a zapewne jego rodzice postawili na nogach cały klan. Rudzielec odsapnął chwilkę, po czym ruszył dalej. Jako pomoc w przeprawie posłużyła mu gruba, duża gałąź, na którą kociak wskoczył i ostrożnie przeszedł na drugi brzeg, gdzie zaraz padł obok krzaku dzikiej róży, po czym zwinął się w kuleczkę drżąc z zimna. Był  zmęczony i zmarznięty, miał katar, jego brzuszek wołał o jedzenie, łapki paliły go żywym ogniem, ale jedno było pewne - nie żałował tego, co zrobił.
- Co tu robisz? - głośne prychnięcie, a za chwilę głos drugiego i jeszcze kolejnego kota, wybudziły lekko biało-rudego z letargu, jednak nie na długo. Popatrzył on na kocura o zielonych ślepiach i czarno-białym futrze, po czym jego główka opadła na ziemię, a sam Lisek zasnął.

< Księżycowa Łapo? > 
no hey daddy

Od Żwirowej Ścieżki(Gwiazdy)

<muszę naprawić czasoprzestrzeń>

Stojąc przed Księżycową Zatoczką, wciąż nie docierało do niej że na prawdę tu stała. Uniosła niebieskie ślepia na horyzont, gdzie w teorii kończyła się woda. W teorii, gdyż za nia też musiała być jakaś ziemia. A na niej... może inne klany wierzące w Gwiezdny Klan? Pokręciła szybko głową, zerkając za siebie, gdzie siedział odwrócony do niej plecami Żar. Kocur odchylił się w jej stronę, posyłając lekki uśmiech. Mimo namowom dymnej, ten postanowił że będzie pilnował. W końcu, nie ważne czy w świętym miejscu czy nie - byli narażeni na niebezpieczeństwo.
Żwirka przewróciła tylko na to stwierdzenie oczami. Nie zostało jej nic innego jak wzięcie łyka wody, zaraz po tym zauważyła że jest nieprzyjemnie słona. Trzepnęła szybko głową oraz w tym samym tempie zamrugała. Zaraz przeciągnęła się, czując jakby ktoś zrzucił jej na plecy tone zmęczenia. Cofnęła się pod ścianę Głębokiej Ścieżki, w końcu nie chciała zostać zmyta przez przypływ czy coś takiego. Zwinęła się, już po paru uderzeniach serca poczuła się tak jakby ktoś kładł jej łapy na powiekach zamykając je.

Gdy ponownie otworzyła oczy, nie było już skalisto-ziemistej ściany, spokojnej zatoczki czy dźwięku obijania się fal o klif. Podniosła głowę, zdając sobie sprawę że czuje się niezwykle lekko. No przecież. Była na Srebrnej Skórce. Wyciągnęła spod siebie łapy, zaraz przenosząc na nie ciężar ciała by wstać. Postawiła parę kroków do przodu, badając otoczenie wzrokiem. Jednak nie zaszła za daleko, bo otoczenie pokryła gęsta, biała mgła... która ku jej zaskoczeniu zaczęła nabierać kształtów. Gdy zobaczyła pierwszą, długofutrą sylwetkę, myślała że stawy ją zawiodą i upadnie plackiem na ziemi.
- No już, bo ci gały wylecą! A nie mamy czasu by je zbierać! - Srebrny zaśmiał się, wlepiając w kotkę żółte ślepia. Wydawało się że ktoś zamknął w nich część nocnego nieba. Ogółem, tak jak wszystkie inne sylwetki, połyskiwał i mienił się raz to bladym blaskiem w białym bądź żółtawym kolorze. Dymna odwzajemniła uśmiech, jaki zagościł na pysku jej ''brata''. Wcześniej sądziła że zobaczy go dopiero gdy będzie się żegnać z tamtym światem na starość. Bądź przy odrobinie pecha, bądź szczęścia - zależy kto jak na to patrzał - Coś ją srogo poturbuje na polowaniu bądź w ogóle pozbawi ją na nim życia. Syn Sarenki chrząknął. - W każdym razie, masz zaszczyt otrzymać pierwsze życie ode mnie! Jest nim Spokój Ducha, żebyś żyła w zgodzie z resztą klanu, jak i samą sobą.
Blado różowy nos dotknął czubka jej czoła, wydając z siebie nieco jaśniejszy blask. Raczej nikogo nie powinno dziwić to co poczuła kotka, po takim darze. Mimo tego że Wojownik Klanu Nocy zrobił to co miał zrobić, stał jeszcze chwilę w miejscu. Było to spowodowane faktem że głowa pstrokatej zsunęła się na jego pierś, gdy zaczął ją ogarniać wewnętrzny spokój. Czuła jak jej futro na polikach robi się mokre. Zaraz jednak podniosła pysk, uśmiechając się do Srebrnego. Odbiła się przednimi łapami, liżąc go po czole.
- I coś zrobiła? Teraz będę musiał znowu układać futro nie wiadomo ile! - Wojownik naburmuszył się, wbijając w nią wzrok, który widziała już nie raz. Zazwyczaj w momentach gdy ona lub Żar, specjalnie wrzucali go w krzaki bądź do wody, psując tym samym jego 'idealny' wygląd. Żwirowa Ścieżka obdarzyła go lekkim śmiechem, przez co i on się rozchmurzył.
- Za życia byłeś ładniejszy - Rzuciła zaczepnie. Trzeba było nie umierać patałachu. Przez to stwierdzenie kocur wydał z siebie głośne "HA?!". Zaraz jednak wstał i ruszył w stronę mlecznej mgły. Zanim usiadł na swoje miejsce, posłał jej nieme zdanie, do którego odczytanie nie trzeba było być jakimś specjalnym mózgowcem. ''Trzymaj się'' 
Nie musiała długo czekać, bo wręcz równo z wycofaniem się Srebrnego, podeszła do niej druga postać. Krótkofutra, niebieska szylkretka ruszyła w jej stronę, roztaczając wokół siebie przyjemną ziołową woń a zarazem spokojem. Wojowniczka musiała się chwilę zastanowić kim jest kotka. Dopiero po paru uderzeniach serca ogarnęła, że prawdopodobnie jest to Miodowe Serce - dawna uczennica Dryfa. Tak na prawdę Żwira widziała ją pare razy przelotnie, gdy ta wchodziła do kociarni gdy ona oraz dzieci Ziewającej Łasicy byli jeszcze mali. Potem zniknęła, a przez to wszystko niebieskooka pamiętała tylko zamazaną plamę, zamiast wyraźną postać Miodka.
- Witaj Żwirowa Ścieżko - Kotka przywitała się pogodnie, kiwając jej lekko głową. Wlepiła w nią pomarańczowe ślepia, które podobnie jak te Srebrnego, miały w sobie jakby kawałek Srebrnej Skórki. Wzięła głębszy wdech nim zaczęła mówić. - Ja, Miodowe Serce, Asystentka Medyka Klanu Nocy wraz z drugim życiem ofiarowuję ci Opiekuńczość, byś nigdy nie zapomniała dbać o potrzeby klanu i jego dobro.
Kolejny nos dotknął jej czoła, gdzie zaraz poczuła tą dziwną siłę w żyłach. Niebiesko-ruda kotka kiwnęła jej głową i, podobnie jak poprzednik, wróciła na swoje miejsce. Zaraz obok niej siedziała czarna kocica, którą kotka znała nie od dziś. Mimo iż nigdy nie były blisko - to gdyby postawić dwie wręcz identyczne obok siebie, nie miałaby z problemu z odróżnieniem ich. W końcu do kogo mógłby należeć stanowczy wzrok, oraz równie stanowczy krok jakim podążała w jej stronę Pierzasta Gwiazda, która w ostatnich księżycach swojego życia spędziła pod imieniem Czarne Piórko? Czarna kocica przystanęła przed nią, wbijając w jej osobę twardy wzrok. Nastała chwila ciszy, którą przerwała swoim głosem.
- Ja, Pierzasta Gwiazda, ofiarowuję ci wraz z trzecim życiem Siłę, byś umiała zapanować nad klanem w najgorszych momentach jak i w tych wymagających stanowczych decyzji. - Rzuciła, unosząc kącik warg w lekki uśmiech. Nie musiała długo czekać na ruch pyskiem czarno-białej kocicy, by poczuć jak jej nos dotyka kolorowego czoła. I tym razem, jak w poprzednich, poczuła dziwne mrowienie a wraz z nim siłę. Była przywódczyni powróciła na swoje miejsce.
Zaraz w jej stronę zbliżyła się niższa od niej samej kocica o półdługim, białym futrze. Usiadła spokojnie, wlepiając w córkę Mozaiki zielone ślepia, po czym posłała jej  pogodny uśmiech.
- Mimo iż nie zostałam oficjalnym członkiem Klanu Nocy i ja chciałabym ci podarować jedno z żyć. - Miauknęła w typowy dla siebie sposób - pełen ciepła, do tego stopnia że przyszła przywódczyni zapragnęła znów zobaczyć swoją matkę. Zawilec przeniosła ciężar ciała na tylne łapy, wyciągając się w górę by dosięgnąć, o własnych siłach, czoła wojowniczki. - Chce ci podarować Mądrość, byś umiała pielęgnować i poprowadzić odpowiednią ścieżką młodsze pokolenia, które będą tworzyć przyszłość twojego klanu.
I tym razem dreszcz przebiegł jej ciało, przez który włoski na jej karku stanęły dęba. Nawet nie zauważyła jak przed nią stanął niebieski kocur, którego widziała ostatni raz na jego własnym pogrzebie. Cyprys, a dokładniej Cyprysowa Łapa, był synem Rybiego Ogonu. W tym momencie chciała, by czarna burmanka stała obok niej i mogła zobaczyć się ze swoim dzieckiem. Mimo wszystko pamiętała go jako sympatycznego, pomocnego jak i ciekawskiego kocurka. Wojowniczka posłała mu lekki uśmiech, gdy ten stanął przed nią.
- Witaj Cyprysie - Rzuciła, używając jego kocięcego imienia, nie miała ochoty na formalne nazywanie kotów, które odeszły na Srebrną Skórkę tak wcześnie.
- Dzień Dobry, Żwirowa Ścieżko. - Kocur przymknął oczu, unosząc kąciki warg. - Widzisz, chciałbym ci podarować następne życie, a wraz z nim - Odwagę, byś mogła stanąć śmiało w obronie klanu!
Kocur odbił się łapami od podłoża, by dotknąć nosem czoła kotki. Była od niego wyższa, gdyż kocur nie zdążył osiągnąć swojego finalnego wzrostu. Tak, gdyby kocur żył te dwa księżyce dłużej, to z pewnością przerósłby pstrokatą, jak i swoją siostrę. Dreszcz zawładnął ciałem wojowniczki, w momencie gdy kocurek już odchodził.
Zaraz przed szereg wystąpił rudzielec, a córka Mozaiki wolałaby żeby go tu nie było. Zawsze żyła w świadomości że jej pierwszy terminator wyruszył własną ścieżką i żyje. A sam fakty że kocur stał teraz przed nią oraz błyszczał tak jak pozostałe sylwetki Gwiezdnych... temu wszystkiemu zaprzeczały. Zacisnęła szczękę, czując się co najmniej winna. Może gdyby lepiej poprowadziła trening bądź okazała mu wsparcie, ten nie zniknąłby z klanu? Miała nadzieje że to co go spotkało nie było bolesne.
Brat jej partnera uniósł dumnie pysk, wbijając w mentorkę pomarańczowe ślepia.
- Z szóstym życiem, chce ci podarować Lojalność, by wszyscy wiedzieli że można ci ufać i nie odwrócisz się do nich plecami. - Miauknął, bez większych emocji. Musiał być poważny, bardziej od tego idioty Srebrnego. To była poważna uroczystość! Tym razem to ona schyliła głowę, czym zdekoncentrowała kocurka, ten jednak szybko się opamiętał i dotknął nosem jej czoła. Szybko usunął się z drogi kolejnej postaci.. tym razem była to Mroczny Pysk, siostra Żara. Co prawda nie  rozmawiały dużo, ale nie były w jakiś złych stosunkach. Można było je określić słowem neutralne. Tak samo jak z niebieską siostrą kocicy, która stała z tyłu i czekała na swoją kolej.
- Ja, Mroczny Pysk, wręczam ci siódme życie, a tym samym - Spryt, byś była nieprzewidywalna w walce z każdym przeciwnikiem, na jakiego przyjdzie ci trafić. - Miauknęła, zaraz ściszając głos. - I żebyś mogła więcej razy ucierać nosa mojemu bratu.
 Na pysku czekoladowej kocicy zagościł złośliwy uśmieszek, a Żwirka tylko siłą woli powstrzymywała się by nie buchnąć niekontrolowanym chichotem. Długofutra przyłożyła nos do jej czoła, przez co całe futro na jej ciele stanęło dęba przez dreszcz jaki przebiegł jej po grzbiecie. Zaraz kotka skocznie powędrowała do niebieskiej siostry, gdzie dotknęła jej bark chcąc dodać jej otuchy. Żółtooka wzięła głębszy wdech i ruszyła szybko w stronę przyszłej przywódczyni. Im szybciej to załatwi, tym lepiej dla jej nerwów.
- Witaj Żwirko - Miauknęła, drżącym głosem, czując wzrok wszystkich innych na sobie. Nie macie na co patrzeć? Popatrzcie na swoich krewnych na ziemi, czy coś. Pstrokata uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco, na co niebieska wzięła głębszy wdech, powtarzając sobie szybko tekst, który tworzyła sobie od momentu przybycia Dryfującego Obłoka do Sadzawki. - Ja, Zapomniany Szlak, chce cię obdarzyć ósmym życiem a także Wyrozumiałość, byś mogła umiejętnie rozpatrywać błędy swoje i innych, a także przebaczać je.
Tym razem, po raz kolejny, to Żwirowa schyliła głowę by poczuć nos na czole i kolejny dreszcz, na wskutek czego przymknęła ślepia. Gdy uniosła powieki ponownie... ujrzała sylwetkę której w żadnym najśmielszym śnie by się nie spodziewała.
Mozaika, jej matka, czarno-biała dymna kotka stała przed nią uśmiechając się ciepło. Podeszła bliżej niż pozostali, nie licząc Srebrnego.
- Ma...ma - Tylko tyle zdążyła wykrztusić z zaciśniętego przez szok gardła. Zaraz ciemna łapa wraz z pyskiem przewiesiła się przez jej ramię, przyciągając kotkę do uścisku. Po raz kolejny po kolorowych polikach popłynęły łzy. Podświadomie wiedziała dlaczego kotka trafiła tutaj. Dziękowała swojej babce, Jutrzence, że tak zakorzeniła w swojej córce wiarę w klany i ich religie. W sumie, czy kocica nie powinna tu być? Nie miała pojęcia.
Gdy kotki odsunęły się od siebie, zmarła kocica przeszła do ostatecznego zamknięcia ceremonii.
- Ja, Mozaika, chce ci podarować ostatnie życie, oraz zaszczepić w tobie Ciepło, byś otworzyła serce na swój klan i nie tylko niego. - Miauknęła, tylko tym razem nie nos znalazł się na czole jej córki, a ciepły język przejechał po nim. Prócz dreszczu, poczuła rozchodzące się po jej ciele ciepło. - Mam też zaszczyt oficjalnie powitać cię pod nowym imieniem, Żwirowa Gwiazdo.
Ciemna kocica uśmiechnęła się czule, a zaraz całe zbiegowisko zafalowało wykrzykując nowe imię przywódczyni Klanu Nocy. Chwile potem poczuła się senna, a powieki jej opadły. Do ostatniego momentu próbowała zatrzymać wzrok na Srebrnym, bądź matce.
Ale teraz miała inny priorytet. Musiała postawić Klan, SWÓJ Klan na nogi. Więc nikogo nie powinno dziwić, że gdy tylko obudziła się z powrotem w swoim ziemskim ciele, pognała w stronę z której przyszła, zostawiając Żara nieco w tyle. Tia... kocur musiał się nieco namęczyć by dogonić partnerkę

<Nie miałam kompletnie pomysłu jaki charakter miały Zapomnienie i Mrok. Welp, poszłam na czuja. Jutro/pojutrze pojawi się (mam nadzieje) następne opko. :") >

Od Owcy C.D. Świetlistego Potoku

Owca wydał z siebie najbardziej niezadowolone westchnięcie na jakie był w stanie się zdobyć, po czym burknął pod nosem "tak" i przeciągnął się. Kotka wstała i ponaglająco ruszyła ogonem.
- To szybko, bo zaraz znowu się ściemni.
Kociak posłusznie wstał i udał się w kierunku, w którym wierzył, że była stodoła. Wojowniczka nie odzywała się do niego, więc kocurek z satysfakcją wsłuchiwał się w dźwięki przyrody, na które składało się dudnienie jego małych łap po zmrożonej ziemi, wyjący na polach wiatr oraz szczekanie psów w oddali. Mimo tych wszystkich dźwięków zdawało mu się jednak, że jest przeraźliwie cicho, coś, do czego żyjąc w stodole nie był przyzwyczajony. Zaczął więc nucić pod nosem jakąś na szybko wymyśloną piosenkę, która opowiadała o ogniu w siedlisku dwunożnych, bo Owca nadal był zachwycony tym pięknym zjawiskiem. Umilkł jednak, gdy zobaczył, że Świetlisty Potok patrzy się na niego, bo uznał to za zaproszenie do kolejnej rozmowy.
- Widziałaś kiedyś ogień? - zapytał entuzjastycznie.
- Ogień? Skąd to pytanie?
- Bo... - zawahał się. - Ja widziałem wczoraj. I był fajny.
- Chyba mamy inne definicje tego słowa - parsknęła kotka. - Ogień nie jest fajny. Niszczy las.
- Ale ten nic nie niszczył! Poza tym.. - zaczął kocurek, jakby chciał coś dodać, ale ugryzł się w język. Inni nie powinni znać wszystkich jego myśli, nawet jeśli wojowniczka wydawała mu się w porządku.
- Poza tym?
- Zapomniałem - rzucił i przyspieszył kroku. - Poznaję to miejsce, zaraz powinniśmy być blisko.
"Taktyczna zmiana tematu, powinna zadziałać" pomyślał Owca. Świetlisty Potok westchnęła i również przyspieszyła:
- Odprowadzę cię aż nie zobaczymy stodoły, bo jeszcze jakiś lis albo pies cię zaatakuje po drodze.
Kocurek kiwnął głową w podziękowaniu i podrzucił łapką spadający liść, który właśnie zleciał mu pod łapy, po czym gdy ten wylądował na jego pyszczku, wściekle zawarczał i rzucił się do ataku. Przeturlał się po wydeptanej trawie, próbójąc pazurami rozdrapać nową zabawkę, jednak po każdym ciosie ta uskakiwała w bok, a zadanie utrudniał dodatkowy silny wiatr. W końcu kociak skoczył i przydusił liść do ziemi, wydając przy tym dumny pomruk. Wolałby żeby to była jakaś żywa zwierzyna, ale oczywiście nie można przecież mieć wszystkiego, to by było za fajne. Jak na zawołanie jednak trawa przed nim zaszeleściła i na ścieżce pojawiła się mała mysz, która najwyraźniej źle wybrała miejsce i czas aby wyjść z nory. Owca uprzedził jakąkolwiek reakcję Świetlistego Potoku i rzucił się na zwierzę, które jednak szybko podskoczyło i zaczęło uciekać w wysoką trawę. Nie zniechęciło to jednak Owcy, który nie mógł sobie pozwolić na zgubienie jej z oczu. Wpadł w zarośla i nie zważając na krzyki wojowniczki zaczął się między nimi przedzierać, wciąż mając ogon myszy w zasięgu wzroku.
(Świetlisty Potoku?)

Nowy członek Klanu Gwiazdy!

SPADAJĄCY LIŚĆ
Powód Odejścia: Decyzja Administracji
Przyczyna Śmierci: Starość

Odszedł do Klanu Gwiazdy

26 stycznia 2019

Od Iglastej Łapy

Iglasta Łapa warknął głośno, odbijając się tylnymi łapami od podłoża, po czym rzucił się na niczego nieświadomą mysz, która nawet nie zdążyła wydać z siebie nawet najmniejszego pisku, bo już zwisała martwa w pysku młodego terminatora. Liliowy podszedł do swojego mentora, który cały czas przyglądał się jego poczynaniom, po czym ściągnął uszy i zabrał głos.
- Nadal zbyt wolno, chociaż lepiej niż ostatnio. Nie rozkraczaj tak tylnych łap - burknął bury Ostrokrzewiowy Liść, po czym popatrzył na zdobycz swego terminatora - Złap jeszcze kilka. Nie ma za dużo śniegu, nawet taka fajtłapa jak ty, powinna dać radę - dodał na odchodnym, biorąc mysz w zęby, po czym skierował się w stronę obozu klanu wilka.
Złap kilka... też coś. Sam mógłby kilka złapać, a nie siedzieć na tej swojej tłustej dupie i nic nie robić! Iglasta Łapa syknął niezadowolony, jednakże dobrze wiedział, że nic z tym nie zrobi, ta pokraka była jego mentorem, więc chcąc czy nie, musiał się go słuchać. Takie były zasady. Syn Leśnego Strumienia przewrócił oczami, zastanawiając się, kto takie coś wymyślił.
- Stary grzyb - burknął pod nosem, otrzepując śnieżną pulpę z łap, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. O nie. Nie zamierza chodzić po tej obrzydliwej, mokrej brei, która odmraża mu tylko łapy. Korzystając więc z okazji, że żyje w lesie, za co podziękował gwiezdnym pierwszy raz od zawsze, wskoczył na pobliskie drzewo, zaczepiając się o nie pazurkami. Dobrze pamiętał jak zabawa na drzewach może się skończyć, jednakże nie zamierzał łazić po tym białym czymś, co to spadło z nieba.
Jak się później okazało, chodzenie po drzewach było bardzo korzystne, bowiem udało mu się złapać dwie wiewiórki i jednego, małego ptaka. Każdą ze swoich piszczek starannie schował, mając pewność, że nikt czasem mu ich nie ukradnie.
Aktualnie polował na kolejnego ptaka, który odpoczywał na gałęzi. Skoczył, ale niestety chybił. Gałąź zatrzeszczała, w efekcie czego, kocurek złapał się jej mocniej, czekając, aż ta przestanie gibać się na boki.
- Doskonale Gęsia Łapo! - znajomy głos Spopielonej Paproci dotarł do niego z lekkim opóźnieniem. Point podniósł łeb, nastawiając uszu. Tuż pod nim, na samym dole Gęsia Łapa trenowała walkę, wraz ze swoją niebieską mentorką. Młody poczuł małe ukłucie zazdrości przez fakt, że jeszcze ani razu nie usłyszał od Ostrokrzewiowego Liścia słów pochwały, mimo iż sam się starał. Westchnął cicho, podchodząc praktycznie na skraj gałęzi, by lepiej wszystko widzieć. Nie przewidział tylko jednego - gałąź może się pod nim zarwać. Terminator miał farta, że nie znajdował się jakoś specjalnie wysoko, zaś on sam wylądował w małej zaspie śniegu. Czym prędzej wystawił łeb ponad biały puch, po czym otrzepał się z tego dziadostwa. Na jego nieszczęście, Gąska oraz Popiół zauważyły jego jakże wyczynowy popis, po czym podeszły do zawstydzonego kocurka.
- H-hej Gąsko... - bąknął, uśmiechając się przy tym głupkowato. O tak, gdyby koty mogły rumienić się, to Iglasta Łapa właśnie spaliłby się ze wstydu.

< Gęsia Łapo? >

Od Leśnego Strumienia

Minęło parę księżyców od momentu, w  którym Leśny Strumień została wygnana z klanu, chociaż nie, ona opuściła to parszywe miejsce sama. W dodatku z własnej woli. Tak. Nikt jej wcale nie wygnał. Dymna kocica rozejrzała się po okolicy, przymykając oczy i wzdychając cicho. Klan Lisa różnił się zdecydowanie od tego zapchlonego klanu wilka i jeśli miała być szczera, to żałowała, że nie urodziła się tutaj. To miejsce wydawało się jak z bajki, do tego ten aromatyczny zapach siana, zmieszany z wonią ziół uzdrowiciela - Rudzika, którego świeżo upieczona członkini klanu miała okazję poznać.
- Hej, coś ty taka zamyślona, hmmm? - Pszczele Żądło trącił partnerkę w bok, gdy ta jakby zawiesiła się nad dołkiem, pełnym zdobyczy, złapanej dzisiejszego ranka. Mimo iż w tym roku pora nagich drzew nie była ciężka, to przywódczyni, Czereśnia, kazała im dużo polować, co dla potomkini Borsuczej Gwiazdy było jedynie przyjemnością. Nie trzeba było ukrywać, że szło jej to jak po maśle, czego nie można było o zaklimatyzowaniu się w nowym miejscu. Owszem, podobało się jej tutaj, jednakże ciężko jest wyzbyć się nawyków, które wpaja się tobie przez ponad cholerne 20 księżyców.
- Nic - syknęła cicho, może trochę zbyt ostro, niż planowała - Po prostu wpienia mnie ten cholerny klan gwiazdy! - dodała zaraz, jeżąc sierść na karku, a jej źrenice zwęziły się do wielkości główki od szpilki. Szylkretowy kocur liznął ją za uchem pocieszająco, na co kocica tylko prychnęła, ale mimo wszystko, rozluźniła się.
- Chodź, zanieśmy to. Mam nadzieję, że damy radę zabrać wszystko za jednym razem, nie mam zamiaru się wracać - burknęła starsza z kotek, po czym wzięła tyle piszczek, ile zdołała. Poczekała chwilę na swą ukochaną, po czym we dwie, idąc blisko siebie, wróciły do stodoły, gdzie odłożyły pożywienie, zabierając po jednej myszy dla siebie. Napracowały się, więc miały prawo zjeść i odpocząć. Leśny Strumień usadowiła się na belce siana, mrucząc przy okazji, gdy jej partnerka ułożyła się obok niej, jednocześnie okrywając niebieską swym długim, puchatym ogonem. Między kotami zapadła cisza, którą skutecznie przerwał głos Pszczelego Żądła.
- Wiesz Lasku... tak trochę myślałem o tym i... Chcę mieć z tobą dzieci - oznajmił kocur twardym, nie znoszącym sprzeciwu tonem. Leśna zakrztusiła się kawałkiem myszy, a gdy próbowała go wypluć, wywinęła orła, lądując pyskiem na twardej glebie. Cóż... zapewne gdyby nie szybka interwencja Rudzika, kocica z pewnością wyzionęła by ducha. Oh, cóż za haniebna śmierć, udusić się myszą, chwilę po tym, jak twój partner powiedział, że chce mieć z tobą dzieci.
Była członkini klanu wilka podziękowała rudo-białemu uzdrowicielowi, po czym zwróciła się do swojej drugiej połówki, kaszlnęła, po czym robiąc najbardziej dramatyczną minę na jaką było ją stać, krzyknęła:
- ŻE CO TY CHCESZ?! DZIECI??? PRAWIE UDUSIŁAM SIĘ PRZEZ CIEBIE MYSZĄ! - zawołała na jednym tchu. Ta, jasne, jeszcze czego. "Kochanie zróbmy se dzieciaczki". Pf, jakby nie miały nic lepszego do roboty, tylko wychowywać zgraję bachorów.

< Pszczółka? Leśna chce bachory, tylko tak gada  >

Zgromadzenie!

Przełożone na 26 stycznia, z powodu małej aktywności
Dnia 21 stycznia o godzinie 18:30 odbędzie się zgromadzenie! Zapraszamy do udziału.

Liderów prosimy o uzupełnienie listy

KLAN WILKA
Borsucza Gwiazda
Płonący Grzbiet
Burzowe Futro
Turkawia Łapa

Srebrny Deszcz
Różane Pole
Jaskółczy Śpiew
Gardeniowy Pyłek
Spopielona Paproć
Ostrokrzewiowy Liść
Nagietkowa Łapa
Pokrzywowa Łapa

KLAN NOCY
Żwirowa Gwiazda
Spieniona Fala
Dryfujący Obłok

Pstrokate Serce
Deszczowe Futro
Łzawy Taniec
Żmijowa Łapa
Dzicza Łapa
Oszroniona Łapa
Maślakowa Łapa

KLAN KLIFU
Potokowa Gwiazda
Omszona Skóra
Różany Kwiat
Lśniące Słońce
Sokola Łapa

Wchodząca Fala
Słoneczny Blask
Gronostajowy Krok
Muchomorowe Serce
Księżycowa Łapa
Okopcona Łapa
Skrzydlata Łapa


KLAN BURZY
Ciernista Gwiazda
Migoczące Niebo
Burzowe Serce
Skowronkowa Łapa

Czapli Potok
Błękitna Cętka
Fiołkowa Bryza
Orli Trzepot 
Świetlisty Potok
Kaczeńcowy Pazur
Korowa Skóra

Od Sokolej Łapy CD Lśniącego Słońca

Kociak ziewnął intensywnie i mlasnął. Noc w obozie była miłą odmianą, niż spanie na niewygodnej gałęzi na mrozie. Aż cud, że się nie przeziębił. Tutaj, w legowisku, było cieplutko i przytulnie. A przede wszystkim nie musiał być sam. Nareszcie mógł cieszyć się szerszym towarzystem niż poleganie samemu sobie.
Szkoda tylko, że mama, Kawka i Gawron nie mogli tu być.
Przeciągnął się solidnie, po czym udał się na poszukiwania Lśniącego Słońca, w końcu ten miły kocur, który uratował mu życie został jego mentorem, cokolwiek to znaczy.
I cokolwiek znaczy być uczniem medyka. Albo w ogóle co znaczy być medykiem. Przynajmniej jest o co zapytać liliowego.
Śnieg zabawnie chrupał pod jego łapkami, kiedy kroczył marszem w kierunku asystenta Różanego Kwiatu.
- Jak pierwsza noc w klanie, Sokola Łapo? - spytał uprzejmie Lśniące Słońce.
- W porządku! - Bicolor uśmiechnął się od ucha do ucha. - Jeszcze ci nie podziękowałem za przeprowadzenie mnie tutaj.
- Drobiazg - odparł starszy kocur.
- Długo szukałem takiego miejsca, wiesz? - Sokolik westchnął cicho i zamyślił się, błądząc wzrokiem po obozie. - Mama dużo opowiadała o klanach mi i mojemu rodzeństwu. My... Chcieliśmy tylko czuć się bezpieczni. Ale zanim cię znalazłem, mamę zabił potwór na czarnej ścieżce. Potem ja, Kawka i Gawron szliśmy sami, a potem sami zginęli. I zostałem sam. Ale nie poddawałem się. Chciałem tu być dla nich. Wiem, że tego chcieli, więc jestem i... Wiem, że są z tego powodu szczęśliwi. Ja też jestem.
Sokolik nagle wrócił na ziemię.
- A co to znaczy być medykiem, Lśniące Słońce? No i być mentorem?

<Lśniący?>

25 stycznia 2019

Od Iglastej Łapy CD Ostrokrzewiowego Liścia

Za późno. Za długo czeka. Pf. Też coś. Przecież on polował na żywe stworzenie pierwszy raz w ciągu swojego, marnego życia! No halo! Czego ten pożal się gwiezdnym, koci chark, Ostrokrzewiowy Liść, chciał od niego? Przecież to nie wina Iglastej Łapy, że najzwyczajniej w świecie nie miał tego cholernego doświadczenia! Kocurek prychnął zdenerwowany pod nosem, na co Gęsia Łapa posłała mu lekki, wesoły uśmieszek, po czym szturchnęła go w bark. Liliowy przewrócił jednak oczami, starając się pozostać obojętnym na te dwa, jakże miłe gesty.
- Musimy zawrócić, zanim się zorientują - oznajmił bury kocur, zatrzymując grupkę. Iglasta Łapa zamrugał oczami. Kto się zorientuje? - Zaszliśmy za  daleko, ale najpierw, Igło, powiedz mi, co czujesz - burknął kocur, najwidoczniej chcąc sprawdzić swojego ucznia. Nie wystarczająco narobił mu już ten burak wstydu przez Spopieloną Paprocią i Gęsią Łapą? Nie no, musiał go dobić jeszcze bardziej, bo przecież by nie wytrzymał!
- Obcy klan - mruknął uczeń, węsząc dokładnie - Króliki jeszcze i wysoką trawę - dodał po dłuższej chwili namysłu, na co Ostrokrzewiowy Liść chcąc czy nie, musiał przyznać mu rację.
- Dobrze - odparł mentor, krzywiąc nieznacznie pysk, po czym ruszył w drogę powrotną do klanu wilka. Liliowy lynx point uśmiechnął się zwycięsko, ciesząc się z faktu, że raz a porządnie pokazał temu staremu zgredowi aby przestał na nim jeździć. Syn Leśnego Strumienia nie był żadnym cholernym popychadłem i na pewno nie miał zamiaru nim się stać.

< Ojciec? >

Od Lśniącego Słońca

Od odejścia Pszczelego Żądła minęło kilka księżyc, jednakże Lśniące Słońce nadal pozostawał niepocieszony, przecież stracił kota, którego traktował jak siostrę... a raczej brata. Wiec co mu się dziwić? Był załamany tym faktem, zaś świadomość, że nie ma nikogo jako-tako bliskiego co to mógłby się odezwać i z nim porozmawiać, dobijał go jeszcze bardziej. Dobra, okay, wiedział, że może otworzyć pysk przy Rózanym Polu, Słonecznym Blasku czy też Poplamionym Piórku, jednakże wizja tego, była z lekka odpychająca.
Tak więc szedł spokojnie przez las, starając się jakoś zrelaksować. Wiatr smagał jego liliowe futro, zaś śnieg zaczął powoli spadać z nieba. Asystent medyka miał cichą nadzieję, że i ta pora nagich drzew nie zbierze monstrualnego żniwa w klanie. Mimo wszystko, wolał mieć pewność, że nie zabraknie mu ziół do leczenia, a już w szczególności kocimiętki, która wręcz była zbawieniem podczas epidemii zielonego kaszlu. Jednakże jego wyprawę do miejsca, w którym gromadzili się dwunożni przerwało ciche miauknięcie, dochodzące zza krzaków.
- Jest tam kto? - maiuknął donośnie, z ziołami zatykającymi mu pyszczek, przez co mógł brzmieć dość nieskładnie. Kiedy nic mu nie odpowiedziało, doszedł do miejsca, z którego wydobywał się dźwięk, a jego oczom ukazał się... kociak. Niebieski maluch, trzęsący się z zimna. Chociaż... nie taki maluch, na oko miał może z... 5 księżyców? No, coś koło tego - Hej, co ty tu robisz, co? - spytał podchodząc bliżej i trącając zgubę nosem.
- Hej - młodzik otrzepał się ze śniegu, który w cienkiej powłoce zebrał się na jego ciałku. Wąsy mu zadrżały, zaś na mordkę wpełzł przyjacielski, aczkolwiek łagodny uśmiech - Oh... szukałem jakiegoś klanu, znasz może jakiś? - spytał entuzjastycznie, na co Lśniące Słońce zaśmiał się w duchu, po czym machnął ogonem i polecił kocurkowi by szedł za nim. Z lekka przypominał mu Pszczele Żądło, a kocur wierzył, że nic nie dzieje się przypadkiem.

***

Kiedy weszli do obozu wszystkie oczy zwróciły się na dwójkę kocurów, do tego szepty, które klanowicze wymieniali między sobą, potęgowały napiętą atmosferę. Mimo wszystko Lśniące Słońce uśmiechnął się łagodnie i zaprowadził chłystka do Potkowej Gwazdy, który aktualnie rozmawiał z Omszoną Skórą.
- Witaj Potkowa Gwiazdo, Omszona Skóro! - zamruczał medyk, odkładając zioła na ziemię, po czym skinął głową z szacunkiem, dla starszych kocurów.
- Witaj Lśniące Słońce, co cię do nas sprowadza, myślałem, że będziesz na zbieraniu ziół, a wracasz z ich małą kupką oraz obcym kociakiem? - zdziwił się kocur, unosząc jedną brew ku górze i oddychając spokojnie. Liliowy wytłumaczył po krótce jak się sprawa ma, wyjaśniając, że znalazł go w krzakach i zapewne ma jakieś sześć księżyców, co z resztą sam niebieski potwierdził, po czym cierpliwie czekał na osąd przywódcy. Potokowa Gwiazda odparł jedynie, że medyk i zastępca mają wyjść, gdyż chce zamienić parę słów ze znajdą. Jak chciał, tak uczynili. Lśniący podreptał do leża medyka, odkładając zebrane zioła, po czym przywitał się z zaskoczoną Różane Pola, która mimo wszystko, przywitała swego byłego ucznia z radością.
Czas mijał nieubłagalnie, sam syn Poplamionego Piórka zaczął się dziwić, o czym tak długo oni rozmawiają, zaczął się nawet trochę niecierpliwić, jednak uspokoił się, gdy ze swego leża wyszedł syn Spadającego Liścia, a za nim podążał niebieska pręgowana znajdka.
- Ja, Pokotowa Gwiazda, Lider Klanu Klifu, wzywam wszystkie koty na zebranie klanu! - zawołał kocur, wskakując na podwyższenie, zaś reszta kotów, jak na rozkaz zebrała się, uważnie słuchając tego, co ich przywódca ma do powiedzenia -  Sokoliku, powiedziałeś mi, że ukończyłeś sześć księżyców. Przyjmuję cię więc do klanu i zgodnie więc z prastarym zwyczajem, od tego dnia, aż do otrzymania imienia medyka będziesz się nazywać Sokola Łapa - chwila... Czy Czarny powiedział "medyka"? Lśniący nie mógł w to uwierzyć! Dostanie własnego ucznia! - Twoim mentorem będzie Lśniące Słońce. Mam nadzieję, że przekaże ci całą swoją wiedzę - maiuknął donośle, po czym zwrócił się do niecierpliwego liliowego - Lśniące Słońce, Różany Kwiat przekazała ci ogromną wiedzę, korzystaj z niej mądrze i naucz tego młodego ucznia wszystkiego, czego trzeba - na zakończenie, uczeń i nauczyciel, zetknęli się ze sobą nosami, zaś tłum klifiaków radośnie powitał nowego kota pośród nich. Medyk patrzył z szerokim uśmiechem na znajdę, który to po zebraniu gratulacji podbiegł do swego mentora.
- Kiedy zaczynamy?! - zawołał wesoło, wywołując nie małą salwę śmiechu u starszego kota.
- Jutro, a teraz idziemy spać - oznajmił drugi, zaprowadzając młodzika do leża medyków, gdzie bicolor ułożył się wygodnie i natychmiast zasnął. Cóż... może pręgowany ma jeszcze jakiś cel w życiu?

< Sokola Łapo? >

Od Igły (Iglastej Łapy) CD Gardeniowego Pyłku

Odruch wymiotny, to pierwsze uczucie jakie przecięło ciało kocurka niczym strzała, na widok swojego pradziadka, który lizał się nawzajem ze swą partnerką, Jaskółczym Śpiewem. To było po prostu... obrzydliwe, ohydne, odrażające? Tak, zdecydowanie tak. Liliowy point nie widział w tym nic, co mogłoby być w jakiś sposób urocze, czy o zgrozo, romantyczne. Skrzywił się więc niemiłosiernie, wytykając język, zaś z jego pyszczka wydobyło się głośne "Ble!".
Mimo tak wielkiej niechęci, jaka wydobywała się z jego małego ciałka, jego nie małą irytację potęgował jeszcze fakt, że ta liliowa paskuda wzięła go za skórę na karku i na chama zaniosła przed to stare pruchno, które to to popatrzyło się na niego z szerokimi uśmiechami na pyskach.
Naprawdę nie chciał tu być. A potem się wszyscy dziwią, że jest wredny jak nikt nie zamierza go słuchać.
- Witaj Gardenijko, Igiełko, mój kochany prawnuczku - zaszczebiotał Borsucza Gwiazda swoim zachrypniętym, drżącym głosem. Kocurek chciał, a raczej pragnął, już rzucić tekstem pokroju "Śmierdzi ci z paszczy stara kozo", jednakże widząc karcący wzrok Gradeniowego Pyłku, a także jej ponaglającą, wręcz wymowną minę; westchnął cierpiętniczo, jojcząc pod nosem, jak to on ma źle w życiu. Popatrzył na szylkretową kotkę, mając cichą nadzieję, że chociaż ta nie będzie tak głupia i ogarnie powagę sytuacji, tym samym ratując biednego kociaka w opresji. Niestety i Jaskółczy Śpiew nie pojęła jakże dramatycznego położenia małego Igiełki, na co kociak już kilka razy życzył jej, by na starość dopadł ją potworny reumatyzm. Nie było więc wyjścia. Trzeba udawać słodką i milutką kluskę.
- Jak się poznaliście pra-dziad-ku~? - zapiszczał młodziak, chyba najbardziej sarkastycznym i cynicznym głosikiem w całym swoim życiu. Czekoladowy mitted popatrzył nań lekko skonsternowany. Chyłkiem zerknął na swoją partnerkę, która aktualnie wtulała się w jego bok, liżąc przy okazji kocura po policzku. Widać było, że mówienie o tym, a zwłaszcza tak młodemu szczylowi jakim był Igła, nie za bardzo mu się spodobało. Mimo wszystko chrząknął jednak, po czym otworzył pysk, rozpoczynając swą jakże cudowną opowieść:
- Oh... stare dzieje... A wieć, było to tak... - i zupełnie tyle wystarczyło aby młodziak przestał słuchać. Może i to bezczelne z jego strony, bo przecież własny pradziadek opowiada mu właśnie jakże fascynującą historię ze swego życia, co z tego, że najpewniej zmyśloną, a ten odpływa myślami zupełnie gdzie indziej. Bo przecież obchodziło go to tak bardzo, jak zeszłoroczny śnieg, którego swoją drogą jeszcze nigdy w życiu nie widział.

*time skip, Leśna ucieka; Igła na terma*

Wyskoczył wysoko w górę, dosłownie w ostatniej chwili łapiąc spłoszonego drozda, który szybko zakończył życie w szponach kocura. Młody terminator otrzepał się, po czym dumny uniósł ogon ku górze, prezentując przy tym swą jakże cudowną zdobycz. Nie mógł się teraz zbłaźnić, tym bardziej, że Gąska oraz te paskudne purchlaki Wąsaego Pyska patrzyli się na niego.
- Dobrze, ale nadal zbyt długo czekasz na atak - burknął niepocieszony Ostrokrzewiowy Liść, na co Igła wypuścił aż z wrażenia drozda z pyska. Najeżył sierść na całym ciele, po czym wściekle palnął:
- To pokaż panie mądry, jak to mam zrobić. Oczywiście, lepiej mlasnąć tłustą dupą o ziemię i gapić się, dowalając się przy tym do BYLE CZEGO! - wykrzyczał, widząc równie nie małe rozdrażnienie w oczach swojego mentora, który najwidoczniej ostatkiem sił, próbował nie wybuchnąć.

< Gardeniowy Pyłku? >

Sokolik (Samotnik)!

Sokolik | Samotnik

Od Igły (Iglastej Łapy) CD Nocnej Burzy

Wylizywanie nie było ani trochę przyjemne, szczególnie, że ostatecznie Igiełka wyglądał dosłownie jak zmokły, a raczej wręcz przemoczony do suchej nitki, szczur, który to wypełzł z rynsztoku czy tam bajora. Wściekły kocurek przejechał łapą po kępce futra, którą miał na głowie, a nastroszyła się pod wpływem szorstkich języków Spopielonej Paproci oraz Nocnej Burzy.
- Oh, no i zobacz jakiś ty teraz czyściutki jesteś - uśmiechnęła się szylkretka, machając zadowolona z dzieła, które stworzyła wraz z siostrą. Igiełka tylko prychnął niezadowolony, czując nie małe obrzydzenie do obślinionego samego siebie.
Mimo wszystko, to nie miał na co zbytnio narzekać, Nocna Burza była całkiem znośna, o ile w danej chwili nie była zajęta obślinianiem syna Leśnego Strumienia. Znała ciekawe historie i umiała opowiedzieć je w taki sposób, by zainteresować nawet małą marudę, jakim był Igła.
- Ale to niemożliwe - zauważył złośliwie kociak, gdy wojowniczka w rude plamki opowiadała jak to kiedyś koty walczyły ze stworzeniami zwanymi niedźwiedziami, wojowniczka tylko skarciła go wzrokiem i kontynuowała opowieść.

*time skip, Leśna ucieka; Igła na terma*

Nie cieszył się zbytnio z zostania terminatorem, ba! Było mu to raczej nie w smak, ze względu na to, że czas, kiedy nie miał obowiązków zniknął bezpowrotnie, a na jego miejsce pojawiły się rozkazy pokroju "Zrób to, zrób tamto". Miał ich szczerze dosyć i ilekroć to słyszał, mentalnie walił łbem o drzewo, krzycząc w niebo głosy.
Do tego świadomość, że w jego serduszku rozwinęło się dziwne, dotąd nieznane uczucie, które powoli robiło się mocno upierdliwe. Najchętniej, gdyby oczywiście mógł, wydrapałby je własnymi pazurami, czy też wygryzł. Jednak coś go podkusiło i przy ostatniej wyprawie na trening z Ostrokrzewiowym Liściem niespostrzeżenie zerwał kwiatek.
Teraz stał mocno zdenerwowany przed Gęsią Łapą, która patrzyła na niego z lekko uniesioną brwią, oraz zdziwieniem wymalowanym na pyszczku. Kocur zostawił przed jej łapkami kwiatka, po czym czym prędzej się zmył. A kiedy był pewny, że nikt go nie widzi, padł jak długi, wzdychając głęboko.
- No, no, no. Ktoś się zakochał? - słysząc nad sobą dobrze znajomy głos, niechętnie podniósł łeb. Nocna Burza uśmiechała się przyjaźnie, spoglądając uważnie na młodzika - No? Kolego, czekam na wyjaśnienia - dodała wesolutko, trącając terminatora, który usiadł niechętnie. Uh... on... Zakochany? Co to w ogóle znaczyło?
- Co to znaczy "zakochany"? - spytał cicho, siląc się na najmilszy ton, na jaki go było stać.

< Nocna Burzo? >

Od Igły (Iglastej Łapy) CD Spopielonej Paproci

Ta dziwna propozycja wywołała w kociaku nie małą konsternację, z początku chciał odmówić, jednakże widząc aprobację ze strony matki, kontynuował polowanie na niby, starając się jak najdokładniej naśladować ciotkę, która co rusz poprawiała go i pokazywała błędy, co było dla młodziaka z lekka irytujące, jednakże, ku zdziwieniu wszystkich w kociarni, słuchał uważnie niebieskiej pręgowanej kotki, aż w końcu, po kilku nieudanych próbach, udało mu się. Złapał jej ogon!
- No, nieźle młody, całkiem dobrze ci idzie - pochwaliła go Spopielona Paproć, a na jej pyszczku zawitał ciepły uśmiech. Kocurek jednak zmarszczył nosek, czy on został pochwalony? Pierwszy raz w jego krótkim życiu ktoś powiedział mu, że zrobił coś dobrze. To uczucie było dziwne... ale przyjemne zarazem. Point skinął delikatnie głową, po czym kontynuować polowanie na ogon ciotki.

*time skip, Leśna ucieka; Igła zostaje termem*

Szedł spokojnie, wpatrując się przed siebie. Sprawiał wrażenie odciętego od rzeczywistości, jednak naprawdę było zupełnie inaczej. Igła uważnie nasłuchiwał każdego, nawet najmniejszego szmeru, po prostu poranny trening  był dla niego niezwykle męczący.
- Długo jeszcze? - westchnął cicho, mając ochotę wrócić do leża terminatorów i spokojnie zasnąć. Jednak dobrze wiedział, że zaraz po powrocie do obozu czeka go wyjście na trening z Ostrokrzewiowym Liściem, przez co kocur miał jeszcze większą ochotę ze sobą skończyć, wcześniej wszem i wobec oznajmiając, że Brosuczej Gwieździe serio rzuciło się coś na mózg, skoro dostał na mentora takie buraka i idiotę.
- Patrole nigdy nie są krótkie - odparła Spopielona Paproć, wzdychając cicho. Kocica przyśpieszyła kroku, by za chwilę zrównać swoje tępo z liliowym pointem, który westchnął tylko ostentacyjnie, kładąc po sobie uszy - Jak się czujesz jako uczeń? - zagadnęła, wywołując nie małe zdziwienie u młodego ucznia, który to podniósł łeb, uchylając lekko pyszczek.
- Dobrze - odparł zdawkowo, ziewając przeciągle.

< Spopielona? >

Od Ostrokrzewiowego Liścia CD Iglastej Łapy

Po nieudanym ataku Iglastej Łapy, Ostrokrzewiowy Liść miał ochotę wybuchnąć, ale obecność Gęsiej Łapy i Spopielonej Paproci sprawiała, że musiał się wstrzymać. Po prostu odetchnął i zachował spokój, chociaż wciąż biło od niego ostrym chłodem.
- Wiatr się zmienił - oznajmił. - Musisz tego pilnować, poza tym, zbyt długo czekałeś na atak.
- A niby jak to mam twoim zdaniem zrobić, geniuszu? - Terminator warknął, otrzepując się z kurzu.
- Tak jak ci pokazywałem wcześniej - odburknął mentor. - Popatrz, jak Gęsia Łapa to robi. Gąsko, mogłabyś? - ponaglił kotkę.
Uczennica Spopielonej Paproci przyjęła łowiecką postawę. Powoli zaczęła się skradać za zdobyczą. Szylkretka skoczyła do przodu, znikając w gęstej trawie i lada moment wróciła z myszą w pysku.
- Bardzo dobrze, Gąsko - pochwaliła terminatorkę Spopielona Paproć.
- Twoja kolej - syknął Ostrokrzewiowy Liść w kierunku Igły.
Iglasta Łapa prychnął, ale posłuchał ojca. Po znalezieniu ofiary, point lynx powtórzył kroki po koleżance. Chociaż zwlekał trochę za długo z atakiem to jednak w końcu udało mu się złapać mysz.
- Od razu tak nie mogłeś? - zdenerwował się burasek, który był zirytowany powolną nauką syna.
- Krzewiku, jesteś dla niego zbyt surowy - Starsza wojowniczka zwróciła na niego uwagę.
- Na osty i ciernie - westchnął Ostrokrzew i przyznał niechętnie. - Przynajmniej robisz postępy, ale następnym razem atakuj trochę szybciej i pamiętaj, żeby chwytać myszy pyskiem, bo łapy posłużą ci do czegoś innego. Zrozumiałeś, pokurczu?
Usłyszał jak Igła klnie cicho, jednak zignorował to.
- Cóż... Przenieśmy się - zaproponowała Popiół.
Uczniowie szli przodem, zaś Spopielona Paproć zatrzymała burego wojownika z tyłu.
- Powtórzę się, ale naprawę, jesteś dla niego zbyt surowy. Czego ty od niego oczekujesz, skoro sam jesteś taki oschły? - Mentorka Gęsiej Łapy nie zabrzmiała opryskliwie, wręcz martwiła się o tą dwójkę.
- Młodemu brakuje dyscypliny - wytłumaczył Ostrokrzew. - I nie kwestionuj moich metod wychowawczych.
Niedługo zatrzymali się i Ostrokrzew poczuł zapach Klanu Burzy.
- Musimy zawrócić, zanim się zorientują - oznajmił. - Zaszliśmy za  daleko, ale najpierw, Igło, powiedz mi, co czujesz.

<Synek?>

Od Iglastej Łapy CD Ostrokrzewiowego Liścia

Młody uczeń nawet nie ukrywał, że nudziło mu się niezmiernie, z każdą chwilą miał coraz to większą ochotę walnąć łbem o drzewo, lub też o kamień, byle by tylko zemdleć i mieć chociaż chwilę spokoju. Oczywiście, nie mógł powiedzieć, że Ostrokrzewiowy Liść jest złym mentorem, był doby w swoim fachu...? Ta, chyba tak to Igła mógł określić. Bury pręgowany kocur nie rozwodził się nad poszczególnymi fragmentami terytorium, po prostu mówił to, co było konieczne. Był konkretny. A jednak obejście wszystkiego zajęło im co najmniej pół dnia. Iglasta Łapa zdziwił się więc, kiedy wrócili do obozu już o zmroku. Nie zadawał jednak więcej pytań i po prostu poszedł spać.
Nie dane mu było jednak długo odpocząć, bowiem już z samego ranka został brutalnie budzony, przez darcie pysków przez resztę hałastry obecnej w leżu medyków. Lynx niechętnie podniósł łeb, a przed sobą zobaczył sylwetkę mentora. Wstał więc, przeciągnął się ziewając przy tym i nastawił uważnie uszu. Wczoraj wieczorem doszedł do wniosku, że lepiej będzie słuchać tego buraka, aniżeli stawiać się i robić mu wszystko na złość. Oczywistym był fakt, iż kocury za sobą nie przepadały, więc im szybciej skończą zabawę w mentorowanie, tym szybciej będą mieli spokój.
- Dzisiaj zapolujemy - oznajmił obojętnie Ostrokrzewiowy Liść. Jego uczeń skinął jedynie głową, wychodząc na swych szczudłatych łapach z legowiska - Gęsia Łapa i Spopielona Paproć pójdą z nami, też chcą poćwiczyć polowanie, a ja nie widzę przeszkód - dodał, wstając i zawijając się zaraz za terminatorem. Na słowa swojego ojca, młodziak aż zamarł, czując ciepłe ukłucie gdzieś tam, w środku. Mały, z lekka przypominający grymas, uśmiech zawitał na jego pysku, jednak szybko zniknął. Tak więc cała czwórka wyruszyła z obozu i udała się w stronę pierwszej lepszej polany, zaś po udzieleniu kilku wskazówek i rad, uczniowie zabrali się do polowania.
Igła przycupnął do ziemi, nastawiając uszy i węsząc. Coś zaszeleściło w krzakach obok, podszedł więc do nich najciszej jak tylko potrafił, a gdy był już pewny, że wybrał idealny moment, skoczył. Niestety zrobił to zbyt późno i  mysz wyczuła jego zapach, skutecznie wymykając się młodziakowi.
- Wiatr się zmienił - oznajmił bury mentor, podchodząc do niego i pomagając mu wstać - Musisz tego pilnować, poza tym, zbyt długo czekałeś na atak - dodał wzdychając cicho
- A niby jak to mam twoim zdaniem zrobić, geniuszu? - sarknął kociak, otrzepując się z kurzu.

<  Łojciec? >

Od Lawendy

Młoda kotka otworzyła oczy i ziewnęła. Jej rodzicielka spała podobnie jak jej siostry. Postanowiła zrobić rundkę po obozie. Delikatnie wstała na łapy i pośpiesznie przygładziła swoją sierść. Jeszcze raz ziewnęła i wygramoliła się ze żłóbka. Po obozie przemieszczało się wiele kotów. Usiadła przed żłóbkiem, obserwując klan. Uczniowie przygotowywali się do treningu, wojownicy zbierali się na patrole, a starsi powoli chodzili po obozie, gawędząc ze sobą. Lawenda zaczęła zastanawiać się, jak wygląda życia poza obozem. Przeciągnęłam się i powoli wyszła z okolic żłóbka. Łyse drzewa poza obozem nie wyglądały ładnie. Kiedy kotka doszła do serca obozu, zobaczyła lidera, który rozmawiał ze swoją partnerką piękną Wschodząca Falą. Blisko legowiska medyka Lśniące Słońce dyskutował z Poplamionym Piórkiem. Lawenda przymrużyła oczy. Usiadła i dokładniej się umyła, rozmyślała o tym, kto będzie jej mentorem. Kotka westchnęła i postanowiła odwiedzić swoją babkę. Pewnym krokiem podeszła do legowiska starszych gdzie na jej szczęście leżała jej babcia. Kotka podbiegła do niej i wyściskała czekoladowa. Kilka minut później młoda kotka wyszła z legowiska starszych. W planach miała jeszcze zajrzeć do legowiska uczniów. Podeszła do przytulnego legowiska w środku, którego leżał jeszcze czarno- biały kocur. Lawenda zajrzała i prędko wyszła z legowiska. Ciekawość zawładnęła drobną kotką, która postanowiła wyjść z obozu, w tym celu udała się do wyjścia. Wyszła powoli z obozu, po kilku minutach marszu kotkę zabolały łapy. Było jej zimno i nie wiedziała, gdzie jest nagle, podbiegł do niej jakiś kot.
< Ktokolwiek z KK albo z KW?>

Od Ostrokrzewiowego Liścia

Jeszcze nigdy w życiu nie czuł się tak samotny, jak po odejściu Leśnego Strumienia. Nawet nie spodziewał się, że czegoś mu zabraknie po przywyknięciu do tego syfu, jakim było życie w Klanie Wilka. Znajda przetrwała tu tylko dlatego, że wśród tych wszystkich buraków niegodnych jego uwagi znalazła się Lasek, z którą porozumiał się dość szybko i tylko dla niej jeszcze nie uciekł.
A więc dlaczego tu jeszcze był? Dla Igły, który nagle okazał się jego synem? Bo boi się Borsuka czy coś w tym rodzaju? W żadnym razie! Wykluczone! Jest tu tylko i wyłącznie z przyzwyczajenia i... Nie przyznałby się do tego otwarcie, ale bał się życia jako samotnik. Niby taki niewzruszony i twardy, a jednak...
No i obiecał coś Laskowi. Chociaż rozeszli się w nie najlepszych stosunkach to jednak ją szanował. Wyzna Iglastej Łapie prawdę tuż po tym, jak zostanie wojownikiem. Może wtedy zmieni zdanie i odejdzie?
Chciałby wiedzieć, co ma robić.
Teraz patrzył na Igłę. Był zdumiony, jak szybko rośnie i jak bardzo zaczął przypominać jego samego, ale poza tym nie czuł jakieś ojcowskiej więzi. Aż dziwne, że Błotnisty Pysk miał do niego cierpliwość. Chociaż bywał wścibski to jednak cierpliwy. Ale czy on miał taką samą cierpliwość do Iglastej Łapy, jak jego mentor do niego samego? Dobre sobie...
Musiałby go o to spytać. W końcu to jemu przypadło wychowanie tego pokurcza. A jednak nie dałby rady bez pomocy. Musi wiedzieć, jak wprowadzić dyscyplinę do swoich treningów.

Od Ostrokrzewiowego Liścia CD Iglastej Łapy

Ostrokrzew nie wierzył w to, co słyszał. Został mentorem tego pokurcza... I swojego pożal się Klanie Gwiazdy syna. "Dobrze, Ostrokrzewiowy Liściu, weź wdech i wydech. Może ten stary pryk Borsucza Gwiazda przejęzyczył się i lada moment ogłosi innego mentora dla Igły?" - pomyślał. Ale tak się nie stało i bury kocur musiał się oswoić z wiadomością, że w najbliższej przyszłości podejmie trud nauczania Igły... To znaczy, już Iglastej Łapy. No jasne, bo on kogokokwiek będzie słuchał! Tym bardziej jego. Cudownie!
Natychmiast udał się do legowiska, pomijając gratulacje dla syna. Czeka go ciężkie kilkanaście księżyców.

***

Młody wojownik przytaknął. Przed chwilą Iglasta Łapa wymienił wszystkie klany, łącznie z ich liderami. Dobrze, że matka czegoś go nauczyła. Szkoda, że nie obyło się bez wrednych uwag kociaka, które najmądrzej było zignorować.
- Dobra odpowiedź, teraz poznamy tereny - odchrząknął bez uczucia, czyli jak zawsze, kiedy o dziwo się nie kłócili.
Ostrokrzewiowy Liść pomyślał, iż musi pokazać mu miejsce, gdzie odbywają się zgromadzenia klanów. Przedłużył trasę tak, aby Igiełka zobaczył siedlisko owiec.
- Jeśli nie chcesz szybko zginąć, lepiej tam nie wchodź. Im dalej, tym niebezpieczniej. Ale jak tam sobie chcesz - powiedział wtedy i ruszyli dalej przez Białe Pnie.
W końcu znad horyzontu wynużyły się cztery wielkie kamienie, na których przesiadywali liderzy klanów.
- W czasie pełni Borsucza Gwiazda wybiera kilku wojowników i uczniów, aby towarzyszyli mu w zgromadzeniu. Kto wie? Może jak będziesz mniej pyskaty i irytujący, Borsuk da ci ten zaszczyt? Wtedy wyruszają tutaj i spotykają się z kotami z innych klanów. Liderzy zajmują miejsce na tych głazach i wtedy dyskutują o sprawach międzyklanowych.
Ignorując swojego ucznia, Ostrokrzew udał się dalej.
Do końca dnia pokazał mu wszystkie najważniejsze punkty na terenie klanu. Na przykład polanę, siedlisko dwunożnych - a raczej jego granice i miejsce, gdzie najłatwiej upolować mysz. Zdążył również omówić kilka zasad z kodeksu wojownika i wtedy pokłócili się o Leśny Strumień.
O wschodzie słońca wrócili do obozu na spoczynek. Tam burasek po raz pierwszy poprosił o radę jednego ze starszych wojowników w sprawie nauczania Igły. Nie dowiedział się niczego, nie rozumiał.
Następnego dnia spotkali się znowu.
- Dzisiaj zapolujemy - oznajmił mentor.

< Synek? >

24 stycznia 2019

Od Gęsiej Łapy C.D Igły

Gąska westchnęła, po czym bez słowa wtuliła pysk w bok Igły. Nie miała pojęcia co mogłaby powiedzieć...Mogła sobie tylko wyobrażać jak wielki ból czuł kocurek po stracie siostry i byciu zostawionym przez własną matkę. Przecież sam się na ten świat nie prosił. Po krótkiej chwili trwania w bez ruchu, szylkretka podniosła pysk i spojrzała na kociaka.
- Głowa do góry sierściuchu, silny jesteś, to sobie poradzisz - burknęła. - No, a teraz idę polować na mrówki, chcesz iść ze mną?
Nie czekając na odpowiedź, po prostu wzięła pointa za kark i zaczęła ciągnąć w swoim kierunku. Kotka zdecydowanie była słaba w pocieszaniu, choć intencje miała dobre.

~*~

Powoli, cicho...Jest. Niebieskooka jak na zawołanie wyskoczyła w przód i już po chwili trzymała w pysku wróbla.
- Złapałam! - krzyknęła, szczerząc zęby i pokazując przy tym świeżo upolowaną zdobycz.
- Brawo, Gęsia Łapo. Teraz chciałabym dokładniej zapoznać cię z terenami klanu, wcześniej nie zdążyłyśmy tego zrobić - odpowiedziała mentorka kotki, Spopielona Paproć.
- W porządku, może po drodze uda się coś jeszcze złapać...
W Porze Nagich Drzew każdy łup się liczył, nigdy nie wiadomo, kiedy go zabraknie. Szara kotka skinęła uczennicy, a ta posłusznie zakopała ptaka, i ruszyła za wojowniczką. Obie szły w milczeniu, jakoś nie było potrzeby rozmowy. W ten sposób Gęsia Łapa mogła dokładniej skupić się na zapamiętywaniu wyglądu, jak i zapachów nowo poznanych miejsc. Co prawa śnieg nieco to utrudniał, ale stanowiło to ciekawe urozmaicenie.
- No, dotarłyśmy. Przed nami prezentują się Białe Pnie, to tutaj w większości będziemy trenować walkę.
- Ładnie tutaj... - szepnęła Gąska, która usilnie próbowała ignorować fakt, że kulki śniegu poprzyklejały się jej między palcami. Jak nic zrobią mi się odparzenia i wyląduję u medyka - pomyślała.

< Spopielona? >

23 stycznia 2019

Od Leśnego Cienia C.D Migoczącego NIeba

Leśny Cień zmierzał w stronę jego ukochanej Miguniuniu, lecz gdy spotkał na sobie wzrok Migoczącej, od razu rozmyślił się i poszedł w inną stronę. Nadal nie mógł zrozumieć, dlaczego jego ukochana oddała ich kociaki i do tego okłamała cały klan, że są to dzieci samotników. Dlaczego ona decydowała sama? Przecież w tych kociakach płynęła również jego krew. Ale cóż, jednak ona była matką. Nie może się gniewać na jego ukochaną, więc zaczął myśleć o czymś innym.

***

Leśny Cień wyszedł z obozu sam, aby przemyśleć kilka spraw i udoskonalić jego techniki łowieckie. Nie miał już na kogo robić pułapek, ponieważ nowa przywódczyni była lepsza, niż tamten lider, którego nienawidził i na którego zrobił pułapkę, w którą wpadła Migocząca. Ale się gniewała! Wojownik uwielbiał, gdy się gniewała. Była wtedy taka piękna! Myślał też, jak odrzuciła jego miłość przy wszystkich na zgromadzeniu. Był wtedy na nią troszeczkę zły, ale pomyślał, że i tak się pewnie kiedyś w nim zakocha i będzie padać przed nim na kolana. Nagle do głowy przyszedł mu genialny pomysł. Jeżeli nie ma na kogo zrobić pułapki, to dla zabawy zrobi pułapkę i poczeka, aż ktoś w nią wpadnie! A później zwali winę na kogoś z innych klanów! Może będzie nawet jakaś drama! Uśmiechnął się szyderczo. Rozejrzał się, czy ktoś nie idzie, po czym zaczął robić swoje. Najpierw wykopał dół. Trochę go to kosztowało. Bolały go łapy i do tego były strasznie ubrudzone. Będzie musiał je umyć, aby podejrzenia nie spadły na niego. Później zebrał gałązki oraz liście i starannie zakrył dół. Spojrzał na gotową już pułapkę z dumą. Była idealnie wykonana. Nie ma opcji, aby ten, kto będzie szedł obok, zauważy, że jest coś tu nie tak. Schował się za krzakiem nieopodal i niecierpliwie czekał, aż ktoś w końcu wpadnie w jego pułapkę. W tym czasie dokładnie wylizał swoje łapki, aby nikt nie domyślił się, że to on. Nagle usłyszał szelest, w przeciwnym kierunku niż jego pułapka. Czyżby był to jakiś kot z klanu? Jak wytłumaczy, co tu robi? Poczuł ogromną ulgę, gdy ujrzał, jak z krzaków wychodzi szara mysz. Patrzył na nią przez jakiś czas, gdy usłyszał, jak ktoś zbliża się w przeciwnym kierunku, czyli w tym, w którym leżała pułapka. Serce zaczęło mu mocniej bić. Wcześniej ułożył już plan. Gdy ktoś wpadnie do pułapki, przybiegnie z innej strony i będzie udawał zdziwienie, a gdy osoba, która wpadnie do pułapki, pójdzie do lidera, to będzie udawał świadka wydarzeń i zwali winę na jakiś inny klan. Najlepiej z Klanu Nocy, bo Klan Burzy największe napięcie, ma właśnie z tym klanem.
-Pomocy!! Pomocy!- usłyszał znajomy głos. Tylko nie to. W jego pułapkę wpadła jego najcenniejsza Miguniuniu!

<Miguniuniu?>

22 stycznia 2019

Od Błękitnej Cętki C.D Brzozowej Łapy

Minęło kilka kolejnych księżyców. Brzozowa Łapa przemykała się pomiędzy źdźbłami traw. Błękit westchnęła cicho i pomknęła za nią. Wojowniczka doskoczyła do najbliższego krzaka i docisnęła całe ciało do ziemi. Szeroko otwartymi oczami wpatrywała się we własną uczennicę. Był to trening z ukrycia. Córka Białej Sadzawki chciała sprawdzić postępy Brzózki. Wysłała ją więc na polowanie, a sama kryjąc się za wszelkimi krzewami, skradała się, oceniając jej postępy. Cały czas pilnowała, aby stać przodem do wiatru. W ten sposób terminatorka nie miała szans wyczuć jej zapachu. Córka Tulipanowego Pąku przystanęła na chwilę, nadstawiając uszy. Błękit zamarła, po chwili Brzozowa Łapa ruszyła jednak dalej. Niebieska westchnęła z ulgą i zachichotała cicho. Nie była mistrzynią w skradaniu się. Jej domeną była szybkość, a nie przemykanie, z brzuchem przy ziemi. Brzózka zatrzymała się i opadła do pozycji łowieckiej, a Błękitna Cętka poczuła mimowolną dumą, gdy kotka złapała wróbla, płynnie skręcając mu kark. Cętkowana już miała wyjść z ukrycia, ale w ostatniej chwili zatrzymała się. Pointka rozejrzała się i niepewnie mruknęła. Pobiegła dalej niemal, niknąc w trawach. Siostra Czaplego Potoku przeskoczyła z łapy na łapę. Powinna dać swojej terminatorce trochę czasu. Wyszła, więc zza krzewu i stanęła niezdecydowana. Odczekała kilka uderzeń serca i powoli, statecznym krokiem ruszyła do przodu. Na miejsce dobiegła akurat wtedy, by dojrzeć, jak terminatorka łapie królika. Całkiem dobrze jej szło. Błękit miauknęła, a jej głos potoczył się echem po pustym wrzosowisku. Brzozowa Łapa uniosła głowę i uśmiechnęła się nieśmiało.
- Bardzo dobrze ci idzie – pochwaliła terminatorkę kocica.
- Dziękuję – odmruknęła Brzoza, ale w jej oczach zalśniła duma.
- Mamy jeszcze trochę czasu – ciągnęła Błękitna Cętka – może chciałabyś coś jeszcze przećwiczyć?

<Brzoza? Przepraszam, wiem, że trening stoi:(>

Od Szałwii C.D Komara i Pstrąga

Komar najpierw spojrzał na Szałwię, jakby właśnie powiedziała mu, że spotkała jednego z Gwiezdnych, a później posłał jej pozornie znudzone spojrzenie. Oparł łebek na łapach i miauknął:
- Na razie, chciałbym jeszcze pospać. Może następnym razem? - uśmiechnął się krzywo w nadziei, że koleżance nie zrobi przykro.
- Ale... jesteś pewny? - zachęcała.
- Raczej tak - odparł z poważną miną.
- Och, w porządku. Następnym razem! - była trochę zawiedziona, ale szybko pogodziła się z odmową. Mimo wszystko było jej trochę szkoda, ponieważ bardzo lubiła Komara. Imponowało jej jego opanowanie, a tajemniczość - jak to zwykle bywa - wzbudzała tylko większą chęć bliższego poznania go. Jeśli jednak nie miał ochoty na zabawę, Szałwia nie zamierzała się narzucać. Jak zechce, to przyjdzie. Teraz musiała sobie znaleźć inne zajęcie.
Znowu postarała się niezauważenie przekraść się obok siostry, ale tym razem się jej nie udało. Pstrąg przywitała się z nią i niemal natychmiast zaproponowała "zabawę". Może lepszym określeniem byłaby"próbna walka"? Tak więc czas spędzony z Pstrągiem na próbnych walkach nie należał do najprzyjemniejszych na świecie. Działo się tak dlatego, że ogromna chęć dominacji buraski i jej żelazne poczucie wyższości skutecznie tłumiły strach przed powierzchownym zranieniem przeciwnika. Szałwia zacisnęła zęby i wycedziła:
- Cześć, Pstrągu! - miała nadzieję, że jej głos brzmi pewnie. - Wiesz, nie za bardzo chce mi się teraz walczyć... Może po prostu pobawimy się w chowanego?
Pstrąg wyraźnie się wahała, ale jej rozważania przerwała Imbirowy Pazur.
- Jeśli chcecie się bawić w chowanego, nie wolno wam odchodzić daleko od żłobka - głos matki był stanowczy, ale przy tym opiekuńczy i pełen miłości - o wychodzeniu z obozu nie wspominając. Czy to jasne?
Kotki posłusznie skinęły głowami. Można było pomyśleć, że los Szałwii jest już przesądzony. Kolejna bójka nie zapowiadała się nadzwyczaj miło... Ale co to? Czy była uratowana? Zauważyła, że Komar wstał i rozgląda się po swojej części kociarni. Szałwia uważała, że ewidentnie unika kontaktu wzrokowego i z nią, i z Pstrągiem. A może jednak się myliła? Wtedy postanowiła zwrócić na niego uwagę swojej siostry. Po wezwaniu kociak odwrócił głowę w stronę kotek i poczłapał wolno w ich stronę. Kiedy dotarł na miejsce, zapytał lekko zmartwionym głosem:
- Hej, nie widziałyście gdzieś Żółwika?
- Nie, wydaje mi się, że nie - miauknęła Szałwia. - A ty, Pstrągu?
- Nie, raczej nie... Zaraz... Gdzie jest Szakłak?!

<Pstrągu? Komarze?>

21 stycznia 2019

Od Igły (Iglastej Łapy) CD Otrokrzewiowego Liścia

Tyle było niewiadomych w jego życiu, jednakże jedną rzecz wiedział na pewno - ma tego dosyć. Rzuca wszystko i ucieka z klanu tak, jak zrobiła to jego matka. Nie zamierzał ani chwili dłużej znosić spojrzenia tych mysich bobków, którzy chyba tylko czekali aż podwinie mu się noga. Oh, były jeszcze te paskudne pokraki, zwane wnukami Borsuczej Gwiazdy aka robaki Gardenii, które miał ochotę roznieść jednym ruchem i pozabijać. Jednak ich matka była najgorsza. Dosłownie cukierkowa laleczka, która tak ci posłodzi, że aż w tyłek ci wlezie. Ona nie rozumiała zdania "Nie lubię cię" czy co? Dlatego więc, gdy królowa powiedziała do niego tylko słowo, on wybiegł jak najszybciej z kociarni, przebiegając przez cały obóz i znajdując się w lesie tak szybko, że nawet nie zdążył tego zauważyć. Coś jednak poszło nie tak w czasie jego cudownej ucieczki, bowiem jakieś dziwne "coś" złapało go za skóre na karku i ponownie zawlekło do obozu klanu wilka.
- Coś ty sobie wyobrażał? Głupi jesteś? - warknął kocur, stawiając młodego na ziemi. Ten z początku mocno zdyszany, popatrzył zajęczym wzrokiem na tłum gapiów. Zaraz jednak ogarnął się szybko, tupnął łapą i odparł jedynie "wal się na pysk", po czym zaszył się gdzieś w rogu obozu.

*i cyk mianowanko bo dzisiaj 21*

Nie wierzył w to, co usłyszał wczoraj wieczorem. Nadal to do niego nie docierało, że teraz jego mentorem będzie OSTROKRZEWIOWY LIŚĆ. Borsucza Gwiazda ma jakąś demencję i po prostu rzuca mu się coś na łeb, prawda? Ta... nie ważne jak bardzo by chciał, to czasu cofnąć nie potrafi, więc będzie musiał męczyć się z tym burym idiotą. Cóż... przynajmniej motywację przynajmniej ma.
- Wymień cztery klany - rzucił kocur, przechodząc między krzewami. Iglasta Łapa przewrócił oczami, prychając pogardliwie.
- Klan Wilka, Klan Burzy gdzie liderem jest Ciernista Gwiazda, Klan Klifu - tam rządzi Potokowa Gwiazda a w Klanie Nocy na stołek weszła Żwirowa Gwiazda - odburknął obojętnie, ciągnąc łapę za łapą - Masz mnie za dzieciaka? To przecież jest proste jak połknięcie płotki! - oburzył się, uderzając ogonem i łapy.
- Dobra odpowiedź, teraz poznamy tereny - odparł starzy, zupełnie ignorując docinki swego ucznia.

< Ojciec? >

Od Świetlistego Potoku C.D Owcy

Świetlista wcisnęła się głębiej w liście, przewidując, że spędzą tu dłuższą chwilę. Niezbyt jej się to podobało, ale przynajmniej miejsce nie było takie złe. Korzenie chroniły przed większym chłodem i gdyby nie świadomość, że zwiastuje on rychłe nadejście przejmujących mrozów, mogłoby tu być przyjemnie.
- Nie umiem zbyt dobrze opowiadać - przyznała, dodatkowe kilka uderzeń serca wykorzystując na zastanowienie się, co kociak może już wiedzieć. Jeżeli nie pamiętał nazwy Klanu Gwiazdy, pomyślała, to raczej niewiele. - Ale mogę spróbować. Cóż, w lesie są cztery klany. Ja pochodzę z Klanu Burzy, a oprócz tego są jeszcze Klan Wilka, Klan Nocy i Klan Klifu. Każdy ma swoje własne terytorium, na którym poluje. Wszystkie mają też swoje obozy, w których mieszczą się legowiska. Zgaduję, że wasza stodoła jest czymś podobnym. Hmmm, co by tu jeszcze… A, każdy klanowy kot musi przestrzegać Kodeksu Wojownika.
- A co to ten Kodeks? - zapytał Owca z zaciekawieniem; w jego głosie zabrzmiała jednak nutka rezerwy, zapewne wywołana straszliwymi słowami „przestrzegać” i „musi”.
- Raczej ci się nie spodoba - kotka nie mogła powstrzymać uśmiechu. - To zbiór zasad, czyli chyba twój najgorszy wróg.
- To nie moja wina, że zasady są takie głupie! - zawołał zirytowany kocurek. - Najbardziej ta, że nie mogę wychodzić z tej starej stodoły. Dorośli wciąż ględzą o tym, jak to na zewnątrz jest niebezpiecznie, a od kiedy wyszedłem, nic mi się nie stało! Skoro oni mogą sobie chodzić, gdzie im się podoba, to dlaczego nie ja? Daję sobie ze wszystkim radę!
Słowa te zabrzmiały raczej śmiesznie w pyszczku kociaka, który był, gdzie był dlatego, że nie potrafił sam znaleźć drogi powrotnej do domu.
- Miałeś szczęście - miauknęła szylkretka. - Wolę nie myśleć, co by się stało, gdybyś się natknął na przykład na borsuka, albo na psa. Nawet wyszkolone dorosłe koty mogą nie dać im rady.
- To i tak bez sensu - burknął Owca, ale ucichł na chwilę, może próbując sobie wyobrazić tak straszne bestie.
W tym czasie Świetlisty Potok uniosła głowę i z niesmakiem zmierzyła wzrokiem pozycję prześwitującego przez korony drzew słońca. Doprawdy, jeżeli szybko nie znajdą tego całego Klanu Lisa, jej nieobecność w obozie wywoła nawet więcej pytań niż przyprowadzenie do niego obcego kociaka. Korzyść z samotnego odprowadzenia go do domu właśnie zaczynała zanikać, ale skoro już ruszyła z nim w drogę, rezygnacja z wędrówki była pomysłem mysiego móżdżku.
- I jak, odpocząłeś już? Możemy iść dalej? - spytała z niecierpliwą nadzieją, uprzedzając ewentualne kolejne pytania o leśne klany, jakiekolwiek by one nie były.
<Owca?>

Od Liska CD Pylistej Łapy

Dobra, może i Lisek z początku nie był zadowolony, że kolejny kot mówi o jego cudownym tatusiu jak o swoim ojcu, mimo iż biologicznie nie było to możliwe, młodzik jednak tego nie wiedział. Rozdrażnił go jednak fakt, że będzie musiał dzielić miłość Czaplego Potoku z nie tylko czwórką swojego rodzeństwa, ale i z tą biało-czarną kotką. Ten fakt z początku ani trochę mu nie pasował, jednakże po chwili wpadł na genialny pomysł. Hej! Przecież Pylista Łapa jest uczennicą i zapewne niedługo zostanie wojowniczką, a co znaczy tylko jedno - będzie mógł wykorzystać ten fakt na swoją korzyść. Zawrócił więc zaraz i podszedł do koteczki, przechylając lekko głowę.
- Czyyyyli jesteś moją siostrą, tak? - spytał, aby się dodatkowo upewnić. Pyłek drgnęła, wpatrując się w rudego kocurka, po czym kaszlnęła głucho, ogonem owijając swoje łapki. Z początku Lisek nie wiedział jak ma na to zareagować, ani czy czarna bicolor pointka na pewno będzie miała ochotę kontynuować rozmowę z młodszym od siebie szczylem.
- No... tak... ch-chyba t-tak - szepnęła speszona, odwracając główkę w bok i wpatrując się w czekoladowo białego kocura, który aktualnie rozmawiał ze swoją partnerką, przy okazji okazując jej czułość. Syn Konwaliowej Rzeki skrzywił się niemiłosiernie, wydając z siebie donośne "ble".
- Czyli mam starszą siostrę! Ale super! - wykrzyknął rozanielony, a na jego pyszczku pojawił się szeroki uśmiech. Jednakże jego nagły, niespodziewany wybuch radości zwrócił uwagę nie tylko reszty jego rodzeństwa, a także syna Białej sadzawki i córki Złotej Melodii.
Konwalia popatrzyła na swojego partnera z wyrzutem, marszcząc lekko brwi, zaś jej mina wyrażała podejrzliwe "Z kim ją zmajstrowałeś". Szybko jednak jej złość została złagodzona kolejną porcją czułości, która tym razem wywołała obrzydzenie u całej dziatwy.

< Pyłek? Wybacz za gniota :') >

20 stycznia 2019

Nowy członek Klanu Wilka! (NPC)

Dzika Łapa | Uczeń

Od Nagietka

,,Dlaczego ja? Czemu nie mogłem się urodzić, będąc...no, pieszczochem, najlepiej jedynakiem? Gwiezdni pomóżcie!’’- takie myśli zazwyczaj pojawiały się w głowie niebieskiego podczas takich jego życiowych momentów.
Jednak tego typu myśli nie chroniły go przed napastliwymi łapkami młodej sztylkretki, bijącymi go gdzie popadnie: po pysku, odsłoniętym brzuchu, wyciągniętych w obronnej pozycji tylnych i przednich kończynach. Zrozpaczony kocurek widział tylko jeden świecący, niebieski punkcik, przypatrujący mu się z szaleńczą radością i drobny, wykrzywiony w uśmiechu pysk. Pręgowany miał wrażenie, że zaraz zemdleje, czując, jak kolejny raz zostaje uderzony.
,,Za jeden księżyc mianowanie! Nie zachowuj się jak mały kociak!’’-chciał wykrzyknąć, lecz z jego ściśniętego gardła wydobył się tylko zduszony, chrapliwy charkot, który kotka najwyraźniej zinterpretowała na znak do bardziej intensywnego mocowania się z nim.
Na szczęście przegranego, ktoś dostrzegł jego niezadowolenie i napastniczkę, na co szybko zareagował głośnym, stanowczym okrzykiem:
-Goździku! Zostaw brata!-wykrzyknęła liliowa karmicielka, podrywając się z legowiska
W tej samej chwili i waląca drobnymi łapami przeciwnika, i okładany zamarli, spoglądając na królową, która zamaszystym krokiem podchodziła coraz bliżej. Sztylkretka szybko odskoczyła od obolałego brata, po czym spuściła wzrok na łapy zbliżającej się matki, jednocześnie otwierając pyszczek w celu usprawiedliwienia swojego zachowania:
-Mamusiu, ale my się tylko bawi...-przerwała, gdy rodzicielka posłała jej pełne miłości, aczkolwiek surowe spojrzenie
-Twojemu bratu się to chyba nie podoba - mruknęła, spoglądając na zawstydzoną córkę, która kątem oka z wyrzutem obserwowała nieruchomo leżącego pręgowanego, jakby ta cała sprawa była jego winą.
Po chwili ciszy, gdy królowa patrzyła znacząco na kulącą się przy ziemi sztylkretkę, grzebiącą nerwowo w liściach, wyścielających legowisko. W końcu ta uniosła na liliową swoje zdrowe oko, mrucząc z niechęcią pod nosem:
-Przepraszam, mamusiu- burknęła, krzywiąc się przy tym okropnie, jakby wymówienie tych kilku słów strasznie ją bolało.
Liliowa uśmiechnęła się jednak pobłażliwie, lustrując koteczkę miłym spojrzeniem.
-Możesz iść do dzieci Szepczącego Wiatru, na pewno się z tobą pobawią - mruknęła, wyciągając leniwie łapa i kładąc się na posłaniu.
W czasie tej dość poważnej rozmowy Nagietek leżał nieruchomo przy ziemi, słysząc, jak Goździk odbiega, kwicząc wesoło. Cieszył się, że nareszcie mógł mieć spokój, możliwość położenia się u boku rodzicielki i patrzenia ze stoickim spokojem na wybryki reszty. Kochał siostrę, jednak wiedział, że nigdy nie będzie dobrym towarzyszem brutalnych - jak twierdził kocurek-zabaw, które ona preferowała.
Podpełzł do Gardeniowego Pyłka, kładąc się w pobliżu jej łap, na wydeptane liście i mech - było to jego ulubione miejsce obserwacyjne, z którego zawsze dobrze widział rówieśników. Teraz było podobnie. Przy przeciwległej ścianie Żłobka jego siostra próbowała zaczepić gromadkę pociech Szepczącego Wiatru, Pokrzywa coś kombinowała z kamieniem, którego zapalczywie trącała nosem, a dziecko Leśnego Strumienia, ten mały potworek, Igła leżał w bezruchu, przypatrując się reszcie zmrużonymi oczami. Nagietek nie lubił go, z początku, gdy ten obrażał jego rodzinę, syn Gardenii czuł do niego nienawiść najwyższego stopnia, teraz jednak zaakceptował go, widząc swoją umysłową wyższość- w końcu inteligentni nie obrażają wszystkich w koło. Właściwie, nie miał po co zaprzątać sobie nim głowy, były ważniejsze sprawy do przemyślenia, przykładowo nadchodzące wielkimi krokami mianowanie...
Niebieski poruszył się niespokojnie, już wyobrażając siebie jako wielkiego, umięśnionego wojownika, za cenę życia broniącego klanu. Jednak dziwnym trafem ta wizja nie była dla niego miła, lecz przerażająca. Nie wiedział, czy podoła, czy będzie w stanie tyle poświęcić dla pobratymców. Teraz chętnie zdecydowałby się na obranie ścieżki medyka, jednak Burzowe Futro miała już uczennicę- czekoladową Turkawią Łapę. Choć, gdy ta obejmie już swoje stanowisko, może miałby jakieś szanse...
Nie, teraz lepiej nie zajmować się takimi sprawami. Zostanie uczniem któregoś z wojowników, zobaczy, jak to jest i może mu to nawet spasuje...
Rozmyślania przerwał mu dziwny dźwięk przypominający chrzęst deptanych kamieni.

<Ktoś>

Od Sarenki

Przez ostatnie kilka dni Sarenka właściwie nie wiedział, co się dzieje. Po prostu — leżał w ciepłych objęciach matki, ssąc jej mleko. Było dobre, chociaż to wrażenie prawdopodobnie spowodowane było tym, że nie znał żadnego innego smaku. Niedawno doznał wielkiego szoku, jako iż wylazł z miękkiego, gorącego miejsca. Poczuł wtedy jeden wielki ziąb, ale im dłużej przebywał na zewnątrz, tym więcej dostawał ciepła od Konwaliowej Rzeki. I tak wyglądały jego dni, ciągle tylko przewracał się po legowisku i stękał, jak matka na chwilę odchodziła. Pewnego dnia mógłby rzec, że wszystko wyglądało identycznie — puch Konwalii tuż obok niego, by okryć go swą kołderką. Aż nagle w okolicy oczu poczuł pewne rozluźnienie. Na początku nie za bardzo wiedział, o co chodzi. Nigdy nawet by nie wpadł na to, że można widzieć coś innego niż ciemność. Całe życie ciemność, jak mógł więc wpaść na to? Wtem, odczuł dziwną potrzebę podniesienia powiek. Więc...zrobił to i momentalnie zamknął ślepia. Światło buchnęło mu prosto w twarz, szczypiąc i drapiąc świeże, nowe soczewki. Odwrócił się w stronę futra mamy, mrugnął dwa-trzy razy. Tutaj nie docierał blask słońca. Tutaj spokojnie mógł otwierać swoje posklejane oczy, jeszcze nie do końca pewny, co właściwie właśnie zrobił. Wygramolił się w tył o długość myszy — a przed sobą ujrzał biało-kremowo-szare coś, do dotychczas uważał za mamę. Ale czemu on w ogóle coś widzi? Jak to możliwe? Czy to w ogóle normalne? Kręcił się niespokojnie, póki delikatny dotyk łapy Konwaliowej nie przysunął go do reszty rodzeństwa. Odwrócił lekko głowę górę, na lewo, a tam — głowa mamy! Z czoła jej wystawały jakieś dwa trójkąty, po bokach dziwne, kolorowe kółka, a Sarenka nic, zupełnie nic nie rozumiał! Nawet gadać nie umiał, bo nikt go nie nauczył, ni pokazał (w końcu przez najbliższy czas kocurek był również głuchy). Więc, zamiast zapytać „Hej mamo, co się dzieje?”, nasz bohater wydał z siebie prychnięcie na poziomie kociaka (dziwny odgłos chorego goblina i strzelająca ślina). A potem położył się, zamknął oczy, bo nie chciał dalej korzystać z tej kuriozalnej umiejętności, jaką było widzenie i westchnął, znów zasypiając.