*tw: opis walki, krew, kotki się biją*
Słoneczny Fragment wraz ze wschodem słońca opuścił obóz, decydując się na przechadzkę wzdłuż Drogi Grzmotu, tym razem nie decydując się wtargnąć na tereny należące do Owocowego Lasu. O dziwo hałas przejeżdżających potworów oraz ich smród, pomimo bólu uszu i podrażnienia nosa, pomagał kocurowi w rozmyślaniu nad przyszłością. Czy powinien zrobić krok naprzód? Był pewien, że zdołał go już zrobić, jednak zdołał się przekonać, że ciężko mu było całkowicie zapomnieć o szylkretce. Wzdychając, pokręcił głową, starając się wyzbyć resztki sentymentów, którymi darzył zmarłą. Mimo wszystko pragnął jeszcze ten ostatni raz przeprowadzić z nią rozmowę, która powinien przeprowadzić w dniu tuż przed jej egzekucją i poznać odpowiedzi na pytania. Czy gdyby poprosił o to Klan Gwiazdy, Gwiezdni pozwoliliby mu na kontakt z duszą z Mrocznej Puszczy? Czy może wizyta na Martwym Szlaku przybliżyła by go do dusz kotów z miejsca, gdzie brak gwiazd?
W końcu podniósł się z trawy, decydując się na powrót do obozu. Powoli kroczył wśród traw, karcąc się w myślach za sam pomyślunek o złamaniu którejś z zasad kodeksu i możliwości wpływu zmarłego na siebie. Od obozu dzieliło go kilkadziesiąt lisich długości, gdy zorientował się, że coś jest nie tak. Wyczuł czyjąś obecność, kogoś kto nie powinien znaleźć się w centrum ich terenów. Niestety zdołał wyczuć ją za późno.
Uderzył plecami o ziemię, by już po chwili bura kocica przejechała swoimi pazurami po jego pysku, tymczasowo go oślepiając. Z kremowego pyska wydobyło się wrogie syknięcie, gdy na oślep wymachiwał łapami, starając się zadać rany swej przeciwniczce, ale również odepchnąć ją od siebie, by móc stanąć na łapy. W aktualnym położeniu nie miał żadnych szans, a jego przegrana z każdym uderzeniem serca była bardziej pewna.
Kolejne uderzenie łapa z wysuniętymi pazurami, kolejna rana, którą pozyskał. Frustracja i złość na samego siebie z każdą kolejną chwilą narastała, aż w końcu zdecydował się jej dać upust i wyczuwając dogodny moment na atak, z całej siły uderzył tylnymi łapami w brzuch napastniczki, chwilowo wytrącając ją z transu. Pośpiesznie się otrzepał i przekręcił na brzuch, starając się na nowo przywrócić sobie zdolność widzenia poprzez wytarcie krwi z powiek, które zdążyła skleić.
Bura zdążyła zniknąć z pola widzenia kocura, które i tak miał ograniczone; jedno z oczu ciągle było sklejone czerwoną cieczą. Kocur napiął wszystkie mięśnie, rozglądają się wokół siebie. Nie miał doczynienia ze zwykłym samotnikiem, co to, to nie. Musiał być od dłuższego czasu obserwowany, kocica musiała zauważyć, że nie obserwuje otoczenia i nie czuje się najlepiej. Był łatwym celem. Był...
Kocica ponowiła atak, lądując na jego grzbiecie, tym razem nie udał jej się go powalić i przyszpilić do podłoża. Oboje przeturlali się po ziemi, raniąc się pazurami, a kępki burej i kremowej sierści fruwały wokół nich. Zęby burej uczepiły się w czubek ucha kocura; wystarczyło jedno pociągnięcie w przeciwną stronę do ruchu głowy kocura, aby fragment ucha kocura pozostał w pysku samotniczki.
– Jaki jest twój cel?! – wykrzyknął, wpatrując się w samotniczkę, szykująca się do ponownego ataku, powoli zataczając kręgi wokół przewodnika. Kremowa kępka sierści wraz z różową skórą zwisała z jej pyska nim wypluła go na ziemię.
– Zapłacisz za to... Wszyscy za to zapłacicie... – wysyczała.
Słoneczny Fragment rozszerzył źrenice, starając skupić spojrzenie na ruchach kocicy, gdy ta ponownie ruszyła w jego kierunku. Tym razem ani na moment nie odwrócił od niej wzroku. Spojrzenie jej oczu, jaki i sposób, w jaki nieznajoma się poruszała podczas zmniejszania między nimi dystansu, jak i walki był znajomy. Zbyt znajomy. Czyżby umysł zaczął mu płatać figle? Czyżby zbyt mocno uderzał głową o Kamiennego Strażnika? Klanie Gwiazdy, dopomóż, pozwól mu dotrzeć do swych bram po śmierci. Jednak bura atakowała w taki sposób, aby jak najbardziej wyrządzić kocurowi krzywdę. Musiała pozbawić życia niejednego kota, wiedziała, gdzie wbić pazury, aby bolało. Słońce również to wiedział, jednak nigdy nie atakował kota, aby mu zadać celowy ból, co najwyżej w celu obrony.
Kolejny raz pazury dosięgnęły pyska samca, tym razem jednak kocur celowo wyszedł naprzeciw brązowookiej, pozwalając się zranić. Dostrzegł zaskoczenie na jej pysku, które chwilę później przykryła satysfakcja z udanego ataku. Ignorując nasilający się ból barku i pyska, jak i sporą utratę krwi, zdecydował się postawić wszystko na jedną kartę. Wykorzystując położenie kocicy, nachylił się do niej i pochwycił jej futro wraz ze skórą na piersi zębami, ciągnąć w swoją stronę. Zmarli nie odpowiedzą na jego pytania, ale żywi mogli. Nie mógł pozwolić jej zginąć ani oddać jej w niczyje łapy, nim nie odpowie mu na pytanie. Sam również nie mógł umrzeć. Pazury raz za razem uczepiały się jego pyska, futra na piersi, łap, aż w pewnym momencie pazury jednej z łap kocicy wbiły się w drewniany medalion, który przewodnik nosił na szyi od dnia, w którym wykradł go ze Śmietniska. Krok w tył, krok w przód. W prawo, w lewo. Pociągnięcie przez burą, w przeciwnym kierunku, by znowu po chwili znalazła się bliżej nory.
– Mam nadzieję, że nie masz klaustrofobii... – Ledwo zrozumiały bełkot opuścił gardło kocura, nim cofnął się w kierunku jednej z dziur, prawdopodobnie utworzonej przez ciągłe drążenie odnóg tuneli przez przewodników lub może stworzonej za pomocą łap króliczych lub innego zwierzęcia, prowadzącej prawie że pionowo na sam dół. Pociągnął za sobą kocicę i zniknął wraz z nią pod ziemią, znajdując się dokładnie tam, gdzie miał nad nią przewagę. Przynajmniej miał taką nadzieję.
~~~
Upadek bolał, i to jak. Jednak dziura, która zdołał dostrzec i wykorzystać na własną korzyść, okazała się zbawieniem i być może grobem przewodnika, jak i miał nadzieję agresywnej nieznajomej, gdyby jego rozmowa nie potoczyła zgodnie z planem zrodzonym w jego głowie. Promienie słoneczne cudem dochodziły do tunelu, do którego wpadli. Otaczał ich ze wszystkich strony mrok, sprawiając, że nawet ich oczy jedynie delikatnie świeciły ciemnościach. Nie miał pojęcia, z którym fragmentem głównych tuneli łączy się tak odnoga, jeśli jednak się nie mylił, dziesięć lisich długości i dwa zakręty mogły dzielić go przed znalezieniem się tuż przy "pokoju". Ryzykował, jednak w tunelach czuł się pewniej niż na otwartej przestrzeni, na której to samotniczka miała przewagę. Jeśli uda mu się zorientować, gdzie dokładnie się znajduje, wygraną miał w kieszeni, o ile nie straci przytomności. W końcu samotnicy nie ćwiczyli walki w tunelach, a nawet jeśli zaczęli ćwiczyć, to na pewno nie tak intensywnie, co burzacy.
– Czy teraz odpowiesz na moje pytania? – spytał, spluwając śliną zmieszaną z krwią, gdy do jego uszu dotarł szmer i stłumione jęknięcie nieopodal siebie w otchłani mroku. – Bez mojej pomocy nie wydostaniesz się na powierzchnię, więc lepiej mów i upewnij się, że nie wyzionę przed tobą ducha, inaczej ten tunel będzie twoim grobem!
Mimo, że starał się brzmieć groźnie, czuł, że z każdym uderzeniem serca słabnie. Mógł przynajmniej grać na czas, mając nadzieję, że ktoś być może zauważy ślady walki prowadzące do wejścia do tuneli. Może któryś z przewodników przypadkowo zapuścił by się w ich stronę? Przymknął oko, którym spoglądał dotychczas na rozmazany zarys sylwetki kocicy zlewający się z czernią.
– Twój sposób walki... Ja... Znałem kogoś, kto walczył podobnie, jak ty – wysapał, opierając się o ścianę tunelu, aby nie wywalić się na ziemię. Przez cały czas w gotowości miał wysunięte pazury, mając nadzieję, że tymczasowo uda się zawiesić ich walkę, do momentu, gdy nie pozyska odpowiedzi.
<Pacynka? Sloneczny_Fragment.exe przestaje działać>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz