- Hm? Czemu? Obawiasz się, że mógłbym mieć kogoś innego? - Spytał, kątem oka oczekując na reakcję. I wcale zawiedziony nie był, gdyż objętość Gracji nagle wzrosła kilkukrotnie.
- Słucham?! - wykrztusiła. - Czemu formułujesz to w tak dziwny sposób? - Odwróciła pysk w bok, by ukryć speszenie. - Nic takiego nie powiedziałam, ani tym bardziej nie pomyślałam - obruszyła się. - Chyba powinieneś już wyjść, bo w głowie coś ci się przegrzało i powinieneś się przewietrzyć, skoro takie głupoty ci w głowie - wypaplała, nie patrząc w pysk lilowego, na co ten się nieco nachylił w jej kierunku z niewinnym wyrazem na pysku określonym jako: ,,co ty tam mamroczesz?".
- Ciekawe zjawisko, nie sądziłem, że posiadasz umiejętność zmieniania objętości - skomentował niezwykle analitycznym tonem, po stłumionym prychnięciu, lekko się dusząc wewnętrznie. Przygładził łapą sierść na głowie szylkretki, po czym wstał rozciągając się na odchodne - No ale dobrze, dobrze, nie musisz się tak peszyć, jeszcze się zapowietrzysz. Miłej nocy~ - rzucił teatralnym tonem, zanim zniknął na zewnątrz. Wtedy dopiero na pysk wrócił mu bardziej poważny wyraz, a kocur powędrował truchtem w stronę legowiska wojowników. Musiał to jakoś przemyśleć, zebrać wszystko do kupy. W końcu będą Gracji szukać na pewno, nie było opcji, że nie. I co on ma z tym zrobić? Oparł głowę o jedną z gałęzi krzewu, wziął oddech i dopiero wtedy wszedł do środka legowiska. Niektórzy jeszcze coś do siebie szeptali, inni już najpewniej spali. Cicho przemknął obok, padając na swoje posłanie. Ciało było zmęczone, domagało się odpoczynku, jednak umysł przez cały czas gnał. Myśli wirowały i zataczały pętelki... i tak przez całą noc. Cała noc wiercenia się, lub patrzenia podirytowanym, zmęczonym wzrokiem w ścianę legowiska, podczas gdy reszta wojowników spała w najlepsze.
Ktoś coś do niego mówił. Patrzył nań przez chwilę nie rozumiejąc ani słowa, jednak w końcu coś przytaknął, byle tylko owy osobnik się odczepił. Najpierw się ogarnąć musiał. Obudzić do końca, chociaż ciężko było się budzić, kiedy większość nocy w twojej głowie odgrywała się partia szachów. Barszcz się nie stawił, pewnie chory albo znowu ominął go poranek. Tak więc podszedł jeszcze do Srebrnego by zrzucić na niego obowiązek jakim był krótkoogoniasty, a sam skierował się w stronę legowiska medyka. Gracja tam była. Żywa, co zarejestrował z ulgą. Siedziała blisko Margaretki, chcąc chyba nawiązać jakieś kontakty, nie zwracając uwagi na otoczenie. Widząc to, podszedł od tyłu, dźgając czekoladową lekko w plecy.
- Stąpaj głośniej w mojej okolicy, bo zejdę inaczej na zawał - upomniała go wyjątkowo spokojnie, nie chcąc krzyczeć na niego w towarzystwie przyszłej medyczki. - Czyli... Zaczynamy?
- Zapraszam na spacer po moich skromnych progach - ukłonił się z lekka, kierując się na zewnątrz. Tempem powolnym, bo przecież Gracja, aka Przepiórka dochodzić do siebie jeszcze miała. Pierwszym jednak miejscem, gdzie się skierował, było legowisko starszych. Kotka bez słowa ruszyła za nim.
W miejscu, do którego doszli, powitał ich zapach starości. Czekoladowa zerknęła nerwowo na Szepta, który swoje przedstawienie zaczął od podobnego do niego kocura, jak się po chwili dowiedziała, jego ojca. Ten akurat był miły, ale reszta nie spoglądała na nią równie przyjaźnie co ten. Szept niezbyt się tym przejął, była to normalna reakcja, chociaż sam byłby raczej bardziej otwarty.
- A co jak zwymiotuję ze stresu? Byłby wstyd - wyszeptała w stronę kocura, gdy ten popychał ją w stronę kolejnego starca.
- Przełknij - stwierdził, rzucając jej krótkie spojrzenie, nie określając, czy żartuje czy tak na serio - Dobra, moja droga, Narcyzowego Splotu nie widzę, aaaale za to mamy resztę ciekawych osobowości. Owczą Pierś, Drozdowy Szept, Mżyste Futro, Leśny Pożar, Lisi Ogon iiii równie stary co moja matka, ale bardziej wyluzowany: Długie Rzęsy. - wykonał coś na wzór teatralnego ala ukłonu przed ostatnim staruszkiem, w jakimś porozumiewawczym geście. Lubił go. Zdawał się już być trochę zmęczony, ale kocur był ciekawy. Z resztą, był prawie jak brat dla jego matki, więc... Szept traktował go trochę jak wujka?
- Dzień dobry - wyburczała nerwowo, podkulając ogon pod siebie.
- Kogo nam tu przyprowadziłeś, Szepcząca Pustko? - zapytał przyjaźnie Drozdowy Szept. - Nie stresuj się tak nami, my nie gryziemy, już z taką ilością księżyców na karku nie mamy nawet czym - zaśmiał się. Gracja uśmiechnęła się w odpowiedzi, spoglądając na tych, którzy odwzajemniali ten gest. Każdy, kto patrzył krzywiej, był przez nią ignorowany. Spędzili tam... większość dnia, bo jak się okazało, starsi lubią być gagatliwi, opowiadając o mniej lub bardziej ważnych szczegółach ich życia. Szept przez ten cały czas milczał, obserwując sytuację z uśmiechem. Dopiero gdy wyszli kocur westchnął przeciągle.
- Dobra - poruszył szyją, jakby chciał rozmasować kark - Masz dość, czy jeszcze chcesz do kogoś zagadać? - spytał zerkając na Grację - Może jakiś kot wpadł ci po drodze w oko...
- Tak. W sensie nie wpadła mi w oko, bardziej w uszy, bo o niej mówiłeś, a nie wiem, jak wygląda. Ta Lew, co miałam jej unikać, brzmi na dobrą opcję.
- Hej, też mam zawinięte uszy - zauważył poruszony - I nie. Nie, nie, nie jeszcze się czymś od niej zarazisz. Jakimiś pchłami jędzowatości. Wyrwie ci całe brązowe futro, z kogo wtedy będę mieć poduszkę? Wiesz co, spędzenie czasu w towarzystwie medyków wcale nie jest złe, możemy pooglądać jak się suszą liście - Mówiąc to, zastawił jej dalszą drogę w obóz.
- To nie jest zły pomysł - odparła rozbawiona. - Starszyzna to już i tak dobry początek, a nie mogę też tak biegać po obozie w prawo i lewo, bo napatoczymy się przypadkiem na twoją matkę, ona uzna, że jestem zbyt zdrowa i pora bym sobie poszła - westchnęła. - A w tamtym legowisku jest Margaretkowa Łapa, więc będziesz przynajmniej dla mnie miły, jak masz obok jakichkolwiek świadków.
- Jestem miły nawet bez Margaretki - rzekł tonem wskazującym, że doskonale wie o co chodzi - I chyba masz rację. Nietypowe. - Wymamrotał jeszcze jakby do siebie, idąc w stronę legowiska medyka.
- Co jest w tym nietypowego? - obruszyła się. - Ja często mam rację, tylko twoje momentami zbyt wysokie ego nie pozwala ci tego przyjąć do wiadomości - zauważyła.
- Albo - zaczął lekko - Zwyczajnie nie masz racji - wysunął, zerkając na Grację.
- Albo - przedrzeźniła ton jego głosu. - Ty nie umiesz przyjąć do siebie, że czasem znajdą się mądrzejsi od ciebie - kontynuowała, choć za takową się nie uważała.
- Gdzie? Nie widzę.
- To lepiej zacznij patrzeć pod łapy bo się prędzej czy później się przez nich wywalisz - odparła z wyjątkowo przyjaznym tonem głosu.
- O ciebie? - spytał, unosząc czoło - Czy to groźba, ,,Przepióreczko"?
Znowu, tym razem głośno, zaczerpnęła ze świstem powietrza.
- Mam na imię Przepiórka - poprawiła go. - Może ty rzeczywiście masz w głowie jakąś pustkę, skoro zapomniałeś? Albo ta Przepióreczka to jakaś twoja inna koleżanka i już zaczynasz nas mylić… - gdybała na głos.
- Nie, nie, jestem pewien, że Przepióreczka brzmi o wiele lepiej. Z resztą, moja droga, czyżbyś zaczęła wątpić w moją osobę? - westchnął jakby zasmucony - Jesteś jedyną pchiełkom w obozie, co prawda trudno cię dostrzec, ale zapomnieć?
- Gdybym wątpiła w ciebie, nie przyszłabym tu za tobą - zauważyła. - Myślę, że rzucam się w oczy, a przynajmniej w nos, swoim obcym zapachem. Ale zapomnieć o mnie? No cóż, skoro otaczasz się tak wielkim gronem serdecznych znajomych, to moja nikła osobistość może wśród nich zaginąć.
- Pyski moich serdecznych znajomych niestety nie rozbawiają mnie tak jak twój - Rzekł, wzruszając ramionami - Z resztą, z tym zapachem też masz rację - tu uśmiechnął się szerzej.
- Czy ty właśnie powiedziałeś mi, że mam śmieszny pysk? - wykrztusiła. - I jeszcze twierdzisz, że śmierdzę? A Margaretka mówiła, że nie czuć już ode mnie lisa. Okłamała mnie... - westchnęła, uciekając wzrokiem w bok.
- Zabawny - poprawił ją - Jak u sowy~ - dodał dla porównania z jednym z bardziej niewinnych uśmiechów, jakby to co powiedział było całkiem normalne i całkiem nie kłujące - Co do zapachu, to kto wie? Musiałbym cię powąchać, może wtedy sprawa twojego zapachu byłaby jaśniejsza.
- Sowy mają wyłupiaste oczy i straszne dzioby. Ja ci naprawdę taką przypominam? - spytała obruszona. - Możemy ominąć część z wąchaniem i uznać, że Nadgarstka jest jednak szczera.
Kocur nie odpowiedział, jedynie kontynuował swój niewinny uśmiech, jakby odpowiedź sama miała się pojawić.
- Chodźmy moja droga, bo jeszcze przyrośniesz tu do podłoża - Rzucił, dreptając wolno do medyka.
Gracja cicho prychnęła, ruszając za nim niechętnie. Gdy jednak znaleźli się przed samym wejściem, ugryzła go w końcówkę ogona, zaciskając na niej zęby i ani myśl jej było to puścić. Niech poczuje choć trochę bólu za swoje nieodpowiednie zachowanie. Kocur wpierw się wzdrygnął i obrócił głowę, obdarzając Grację zaskoczonym spojrzeniem. Czyżby właśnie ośmieliła się go ugryźć? Z jakiej racji? Zaraz potem obrócił się, przyciągając kotkę za ogon niemal tak, że zetknęli się nosami.
- Jesteś pewna, że coś ci się nie pomyliło, moja droga? - spytał, unosząc czoło ze wzrokiem ogłaszającym dość wyraźne pytanie. ,,Czy aby na pewno chcesz to zaczynać?". Nie puszczając jego ogona z pyska, pokręciła głową, mrucząc niewyraźnie coś, co brzmiało jak "nu nu". Wypuściła ze świstem powierze z nodrzy, by to owiało swym ciepłem jego pysk.
- A mi się wydaje - zaczął - że nie do końca jeszcze wyleczyłem twój wzrok. Mam się zająć tym jeszcze raz? - spytał, po czym przesunął swój pysk bliżej oklapłego ucha - Czy może wolisz, żebym odczepił cię od mojego ogona innym sposobem...
- Szepcie! - wykrztusiła, puszczając jego ogon w popłochu. - Zachowaj resztki przyzwoitości. Poza tym - Odsunęła się - pomyliłeś mi się z zającem... Dawno nie jadłam, wzrok mi figle płata... - mruknęła. - Ale ty nie musisz mi pomagać go leczyć, działa jak należy!
- O co chodzi? - spytał całkiem jakby zaskoczony - Myślałem o ugryzieniu cię w ogon. Nie wyglądalibyśmy wtedy jak kręcące się koło dziwne króliki? - spytał z uśmiechem po tym jakże ciekawym wyjaśnieniu, wchodząc do skruszonego drzewa - Poza tym, skoro jesteś głodna, mogłaś powiedzieć wcześniej, przecież nie zdychamy z głodu, a wtedy żaden ogon by nie ucierpiał.
- Słucham?! - wykrztusiła. - Czemu formułujesz to w tak dziwny sposób? - Odwróciła pysk w bok, by ukryć speszenie. - Nic takiego nie powiedziałam, ani tym bardziej nie pomyślałam - obruszyła się. - Chyba powinieneś już wyjść, bo w głowie coś ci się przegrzało i powinieneś się przewietrzyć, skoro takie głupoty ci w głowie - wypaplała, nie patrząc w pysk lilowego, na co ten się nieco nachylił w jej kierunku z niewinnym wyrazem na pysku określonym jako: ,,co ty tam mamroczesz?".
- Ciekawe zjawisko, nie sądziłem, że posiadasz umiejętność zmieniania objętości - skomentował niezwykle analitycznym tonem, po stłumionym prychnięciu, lekko się dusząc wewnętrznie. Przygładził łapą sierść na głowie szylkretki, po czym wstał rozciągając się na odchodne - No ale dobrze, dobrze, nie musisz się tak peszyć, jeszcze się zapowietrzysz. Miłej nocy~ - rzucił teatralnym tonem, zanim zniknął na zewnątrz. Wtedy dopiero na pysk wrócił mu bardziej poważny wyraz, a kocur powędrował truchtem w stronę legowiska wojowników. Musiał to jakoś przemyśleć, zebrać wszystko do kupy. W końcu będą Gracji szukać na pewno, nie było opcji, że nie. I co on ma z tym zrobić? Oparł głowę o jedną z gałęzi krzewu, wziął oddech i dopiero wtedy wszedł do środka legowiska. Niektórzy jeszcze coś do siebie szeptali, inni już najpewniej spali. Cicho przemknął obok, padając na swoje posłanie. Ciało było zmęczone, domagało się odpoczynku, jednak umysł przez cały czas gnał. Myśli wirowały i zataczały pętelki... i tak przez całą noc. Cała noc wiercenia się, lub patrzenia podirytowanym, zmęczonym wzrokiem w ścianę legowiska, podczas gdy reszta wojowników spała w najlepsze.
。·◦⌟‒▾♞▾‒⌞◦· 。
Ktoś coś do niego mówił. Patrzył nań przez chwilę nie rozumiejąc ani słowa, jednak w końcu coś przytaknął, byle tylko owy osobnik się odczepił. Najpierw się ogarnąć musiał. Obudzić do końca, chociaż ciężko było się budzić, kiedy większość nocy w twojej głowie odgrywała się partia szachów. Barszcz się nie stawił, pewnie chory albo znowu ominął go poranek. Tak więc podszedł jeszcze do Srebrnego by zrzucić na niego obowiązek jakim był krótkoogoniasty, a sam skierował się w stronę legowiska medyka. Gracja tam była. Żywa, co zarejestrował z ulgą. Siedziała blisko Margaretki, chcąc chyba nawiązać jakieś kontakty, nie zwracając uwagi na otoczenie. Widząc to, podszedł od tyłu, dźgając czekoladową lekko w plecy.
- Stąpaj głośniej w mojej okolicy, bo zejdę inaczej na zawał - upomniała go wyjątkowo spokojnie, nie chcąc krzyczeć na niego w towarzystwie przyszłej medyczki. - Czyli... Zaczynamy?
- Zapraszam na spacer po moich skromnych progach - ukłonił się z lekka, kierując się na zewnątrz. Tempem powolnym, bo przecież Gracja, aka Przepiórka dochodzić do siebie jeszcze miała. Pierwszym jednak miejscem, gdzie się skierował, było legowisko starszych. Kotka bez słowa ruszyła za nim.
W miejscu, do którego doszli, powitał ich zapach starości. Czekoladowa zerknęła nerwowo na Szepta, który swoje przedstawienie zaczął od podobnego do niego kocura, jak się po chwili dowiedziała, jego ojca. Ten akurat był miły, ale reszta nie spoglądała na nią równie przyjaźnie co ten. Szept niezbyt się tym przejął, była to normalna reakcja, chociaż sam byłby raczej bardziej otwarty.
- A co jak zwymiotuję ze stresu? Byłby wstyd - wyszeptała w stronę kocura, gdy ten popychał ją w stronę kolejnego starca.
- Przełknij - stwierdził, rzucając jej krótkie spojrzenie, nie określając, czy żartuje czy tak na serio - Dobra, moja droga, Narcyzowego Splotu nie widzę, aaaale za to mamy resztę ciekawych osobowości. Owczą Pierś, Drozdowy Szept, Mżyste Futro, Leśny Pożar, Lisi Ogon iiii równie stary co moja matka, ale bardziej wyluzowany: Długie Rzęsy. - wykonał coś na wzór teatralnego ala ukłonu przed ostatnim staruszkiem, w jakimś porozumiewawczym geście. Lubił go. Zdawał się już być trochę zmęczony, ale kocur był ciekawy. Z resztą, był prawie jak brat dla jego matki, więc... Szept traktował go trochę jak wujka?
- Dzień dobry - wyburczała nerwowo, podkulając ogon pod siebie.
- Kogo nam tu przyprowadziłeś, Szepcząca Pustko? - zapytał przyjaźnie Drozdowy Szept. - Nie stresuj się tak nami, my nie gryziemy, już z taką ilością księżyców na karku nie mamy nawet czym - zaśmiał się. Gracja uśmiechnęła się w odpowiedzi, spoglądając na tych, którzy odwzajemniali ten gest. Każdy, kto patrzył krzywiej, był przez nią ignorowany. Spędzili tam... większość dnia, bo jak się okazało, starsi lubią być gagatliwi, opowiadając o mniej lub bardziej ważnych szczegółach ich życia. Szept przez ten cały czas milczał, obserwując sytuację z uśmiechem. Dopiero gdy wyszli kocur westchnął przeciągle.
- Dobra - poruszył szyją, jakby chciał rozmasować kark - Masz dość, czy jeszcze chcesz do kogoś zagadać? - spytał zerkając na Grację - Może jakiś kot wpadł ci po drodze w oko...
- Tak. W sensie nie wpadła mi w oko, bardziej w uszy, bo o niej mówiłeś, a nie wiem, jak wygląda. Ta Lew, co miałam jej unikać, brzmi na dobrą opcję.
- Hej, też mam zawinięte uszy - zauważył poruszony - I nie. Nie, nie, nie jeszcze się czymś od niej zarazisz. Jakimiś pchłami jędzowatości. Wyrwie ci całe brązowe futro, z kogo wtedy będę mieć poduszkę? Wiesz co, spędzenie czasu w towarzystwie medyków wcale nie jest złe, możemy pooglądać jak się suszą liście - Mówiąc to, zastawił jej dalszą drogę w obóz.
- To nie jest zły pomysł - odparła rozbawiona. - Starszyzna to już i tak dobry początek, a nie mogę też tak biegać po obozie w prawo i lewo, bo napatoczymy się przypadkiem na twoją matkę, ona uzna, że jestem zbyt zdrowa i pora bym sobie poszła - westchnęła. - A w tamtym legowisku jest Margaretkowa Łapa, więc będziesz przynajmniej dla mnie miły, jak masz obok jakichkolwiek świadków.
- Jestem miły nawet bez Margaretki - rzekł tonem wskazującym, że doskonale wie o co chodzi - I chyba masz rację. Nietypowe. - Wymamrotał jeszcze jakby do siebie, idąc w stronę legowiska medyka.
- Co jest w tym nietypowego? - obruszyła się. - Ja często mam rację, tylko twoje momentami zbyt wysokie ego nie pozwala ci tego przyjąć do wiadomości - zauważyła.
- Albo - zaczął lekko - Zwyczajnie nie masz racji - wysunął, zerkając na Grację.
- Albo - przedrzeźniła ton jego głosu. - Ty nie umiesz przyjąć do siebie, że czasem znajdą się mądrzejsi od ciebie - kontynuowała, choć za takową się nie uważała.
- Gdzie? Nie widzę.
- To lepiej zacznij patrzeć pod łapy bo się prędzej czy później się przez nich wywalisz - odparła z wyjątkowo przyjaznym tonem głosu.
- O ciebie? - spytał, unosząc czoło - Czy to groźba, ,,Przepióreczko"?
Znowu, tym razem głośno, zaczerpnęła ze świstem powietrza.
- Mam na imię Przepiórka - poprawiła go. - Może ty rzeczywiście masz w głowie jakąś pustkę, skoro zapomniałeś? Albo ta Przepióreczka to jakaś twoja inna koleżanka i już zaczynasz nas mylić… - gdybała na głos.
- Nie, nie, jestem pewien, że Przepióreczka brzmi o wiele lepiej. Z resztą, moja droga, czyżbyś zaczęła wątpić w moją osobę? - westchnął jakby zasmucony - Jesteś jedyną pchiełkom w obozie, co prawda trudno cię dostrzec, ale zapomnieć?
- Gdybym wątpiła w ciebie, nie przyszłabym tu za tobą - zauważyła. - Myślę, że rzucam się w oczy, a przynajmniej w nos, swoim obcym zapachem. Ale zapomnieć o mnie? No cóż, skoro otaczasz się tak wielkim gronem serdecznych znajomych, to moja nikła osobistość może wśród nich zaginąć.
- Pyski moich serdecznych znajomych niestety nie rozbawiają mnie tak jak twój - Rzekł, wzruszając ramionami - Z resztą, z tym zapachem też masz rację - tu uśmiechnął się szerzej.
- Czy ty właśnie powiedziałeś mi, że mam śmieszny pysk? - wykrztusiła. - I jeszcze twierdzisz, że śmierdzę? A Margaretka mówiła, że nie czuć już ode mnie lisa. Okłamała mnie... - westchnęła, uciekając wzrokiem w bok.
- Zabawny - poprawił ją - Jak u sowy~ - dodał dla porównania z jednym z bardziej niewinnych uśmiechów, jakby to co powiedział było całkiem normalne i całkiem nie kłujące - Co do zapachu, to kto wie? Musiałbym cię powąchać, może wtedy sprawa twojego zapachu byłaby jaśniejsza.
- Sowy mają wyłupiaste oczy i straszne dzioby. Ja ci naprawdę taką przypominam? - spytała obruszona. - Możemy ominąć część z wąchaniem i uznać, że Nadgarstka jest jednak szczera.
Kocur nie odpowiedział, jedynie kontynuował swój niewinny uśmiech, jakby odpowiedź sama miała się pojawić.
- Chodźmy moja droga, bo jeszcze przyrośniesz tu do podłoża - Rzucił, dreptając wolno do medyka.
Gracja cicho prychnęła, ruszając za nim niechętnie. Gdy jednak znaleźli się przed samym wejściem, ugryzła go w końcówkę ogona, zaciskając na niej zęby i ani myśl jej było to puścić. Niech poczuje choć trochę bólu za swoje nieodpowiednie zachowanie. Kocur wpierw się wzdrygnął i obrócił głowę, obdarzając Grację zaskoczonym spojrzeniem. Czyżby właśnie ośmieliła się go ugryźć? Z jakiej racji? Zaraz potem obrócił się, przyciągając kotkę za ogon niemal tak, że zetknęli się nosami.
- Jesteś pewna, że coś ci się nie pomyliło, moja droga? - spytał, unosząc czoło ze wzrokiem ogłaszającym dość wyraźne pytanie. ,,Czy aby na pewno chcesz to zaczynać?". Nie puszczając jego ogona z pyska, pokręciła głową, mrucząc niewyraźnie coś, co brzmiało jak "nu nu". Wypuściła ze świstem powierze z nodrzy, by to owiało swym ciepłem jego pysk.
- A mi się wydaje - zaczął - że nie do końca jeszcze wyleczyłem twój wzrok. Mam się zająć tym jeszcze raz? - spytał, po czym przesunął swój pysk bliżej oklapłego ucha - Czy może wolisz, żebym odczepił cię od mojego ogona innym sposobem...
- Szepcie! - wykrztusiła, puszczając jego ogon w popłochu. - Zachowaj resztki przyzwoitości. Poza tym - Odsunęła się - pomyliłeś mi się z zającem... Dawno nie jadłam, wzrok mi figle płata... - mruknęła. - Ale ty nie musisz mi pomagać go leczyć, działa jak należy!
- O co chodzi? - spytał całkiem jakby zaskoczony - Myślałem o ugryzieniu cię w ogon. Nie wyglądalibyśmy wtedy jak kręcące się koło dziwne króliki? - spytał z uśmiechem po tym jakże ciekawym wyjaśnieniu, wchodząc do skruszonego drzewa - Poza tym, skoro jesteś głodna, mogłaś powiedzieć wcześniej, przecież nie zdychamy z głodu, a wtedy żaden ogon by nie ucierpiał.
<Pchiełko ślepa?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz