*Dzień mianowania kociąt Lew*
- Moje kochane – miauknęła Lwia Paszcza, kończąc czyścić futro Lilii – Dziś jest wasz wielki dzień. Stokrotko nie garb się – powiedziała jeszcze i spojrzała na swoje dziecko. To szybko się wyprostowało i spuściło wzrok. Cały czas trochę obawiało się rodzicielki.
- Już czas – oznajmiła Lwia Paszcza i razem ze swoimi pociechami ruszyła na środek obozu, gdzie miała odbyć się ceremonia. Gdy wyszli ze żłobka, Różana Przełęcz zwołała koty na zebranie i niedługo po tym zaczęła się ta wielka chwila.
- Płomyczku, Lilio oraz Stokrotko, podejdziecie – rozkazała przywódczyni i cała trójka kotów wyszła do przodu. Stokrotka całe drżało z napięcia. Tak bardzo nie mogło się tego doczekać. Wreszcie miało zostać uczniem! Już sobie wyobrażała te wszystkie przygody, które tylko czekały na nią poza obozem. Wreszcie chociaż trochę mogła być wolna! Wreszcie, przynajmniej poza obozem będzie mogło być sobą! Wreszcie wszystko się zmieni... Nagle ruda uświadomiła sobie, że została sama, bo reszta jej rodzeństwa już dostała mentorów. Całe się spięło. Za bardzo odpłynęło! Rozejrzała się, by się jakoś zorientować, co się dzieje. Zaspała, zamyśliła się, nie wiedziała, czy już Różana Przełęcz wypowiedziała jej imię. Spojrzała na liderkę, która uważnie się jej przyglądała. Zawaliło, dało się ponieść wyobraźni i zapomniało o rzeczywistości.
- Stokrotko idź już do mentora – mruknął cicho jeden z kotów. Ruda od razu wstała i się rozglądała. Gdzie miała iść? Co miało robić? Kto był jego mentorem? Zjeżyło lekko sierść i zaczęło przebierać łapkami ze zdenerwowania. Czuło na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych kotów. Jak mogło do tego dopuścić! Już chciała się ewakuować, jednak wtedy przed nią stanęła piękna kota z dużymi uszami i niebieskimi oczami. Wyglądała naprawdę bardzo ładnie, jak prawdziwa dama! Przez chwilę Stokrotka pomyślało, że ta kotka mogłaby nauczyć go bycia prawdziwą damą, lecz wtedy zdało sobie z czegoś sprawę... Ona nie była ruda. Jej plamki przypominamy rudy, lecz tak naprawdę to był inny odcień. Cynamonowy? Albo jakiś jasny brązowy, w każdym razie nie taki jak ono. Nie mogło być dla niej miłe, nie mogło być sobą przy tej radośnie wyglądającej kotce! Nie mogło. A przynajmniej nie w obozie, gdzie za każdym rogiem mogły się znaleźć jej matka, albo babcia.
- Hej Stokrotkowa Łapo – powiedziała cicho cynamonowa i zetknęła się nosem ze swoim nowym uczniem – Jestem Brzęczkowy Trel.
- Miło – mruknęła ruda, starając się nie zwracać większej uwagi na swoją nową mentorkę. Przynajmniej nie w obozie... Miało tylko nadzieję, że ona nie rozmawiała z Lwią Paszczą. Najpewniej nie, lecz jej cynamonowe futro trochę przypomniało rude. Czy to mogło oznaczać, że Brzęczkowy Trel mogła mówić o wszystkim jej matce? Rozszerzyło nieco szerzej oczy, jednak już po chwili starało się wyrzucić tę myśl z głowy. Nie. Tak być nie mogło. Przecież jakby mama chciała się dowiedzieć, jak im idzie na treningu, to by zapytała, albo wysłała jakiegoś rudego, a Brzęczkowy Trel ruda nie była, więc nie było żadnego problemu. Jednak dalej nie mogła być sobą przy kotce. Nawet jak nie mówiła nic jej matce, pewnie rozmawiała z resztą klanu, a Stokrotkowa Łapa nie mogła dopuścić, by reszta klanu dowiedziała się, jaka jest naprawdę. Musieli wiedzieć tylko damę, idealną uczennicę.
- Idziemy od razu na trening, czy wolisz jutro z rana? – zapytała kotka, gdy tylko zebranie się skończyło.
- Lepiej teraz – powiedziała Stokrotka. Nie chciało wstawać jutro tak wcześnie, choć pewnie i tak będzie musiało. Mieli trochę szczęścia, że śnieg wtedy akurat nie sypał, choć i tak było zimno.
- Masz bardzo ładne imię – nagle usłyszało głos swojej mentorki.
- Em... Dziękuję – mruknęło nieco skołowane. Nikt nigdy nic takiego mu nie powiedział, więc nie wiedziało, jak się zachować w takiej sytuacji. Ale chyba wystarczyło tylko podziękować, tak? Miało taką nadzieję. Resztę drogi szły w całkowitej ciszy. Stokrotkowa Łapa zastanawiała się, co będą robić. Może wybiorą się na jakąś super przygodę? Albo zobaczą tajemnicze miejsca, o których nikt nie słyszał? "To byłby ciekawy pomysł na historię" - pomyślało Stokrotkowa Łapa i zaczęło wymyślać. Jednak wtedy Brzęczkowy Trel się zatrzymała. Znalazły się w miejscu, gdzie dookoła było kilka wysokich głazów. To był bardzo dziwny widok. Na pewno coś tu kiedyś musiało się stać!
- To są kamienni strażnicy – wyjaśniła cicho cynamonowa. Ruda nie mogła przestać ich obserwować, cały czas zastanawiała się, dlaczego oni tak stają, zamiast robić coś innego.
- Jest pewna legenda, że gdzieś tu, pod ziemią, kryje się coś bardzo cennego.
- Naprawdę? – zapytała uczennica, na chwilkę zapominając o tej całej damie. Szybko jednak zdało sobie z tego sprawę i starało się jakoś poprawić.
- Tak, to naprawdę ciekawe miejsce – mruknęła cicho wojowniczka i ruszyły w dalszą drogę. Ruda nie chciała iść, wolała zostać przy tych strażnikach. Ich historia musiała być niesamowita! A samo to miejsce było prawie że magiczne! Stokrotka od razu postanowiło, że to będzie jego miejsce do historii i tu będzie przychodzić. Szły dalej, nie zatrzymując się nawet na chwilę. Pewnie to przez panujące warunki. Było naprawdę zimno i chyba obie chciały szybko zakończyć ten trening. Nagle cynamonowa się zatrzymała. Uczennica rozglądała się, ale nie licząc śniegu, nic nie widziała. Dlaczego zatrzymują się w takim miejscu?
- To jest martwy szlak – wyjaśniła Brzęczkowy Trel, wskazując na drogę przez nimi – Pod tą warstwą śniegu, znajdują się obumarłe rośliny, istnieje kolejną legenda, mówiąca o tym, że przyczyną śmierci tamtejszej roślinności są duchy z Miejsca Gdzie Brak Gwiazd, które podczas pełni wychodzą z tamtejszej spopielonej ziemi, by zatrzymywać przechodniów i wabić ich na mroczną drogę – powiedziała cicho wojowniczka. Stokrotkowa Łapa spojrzała przed siebie. Tereny Klanu Burzy skrywały więcej tajemnic, niż się mu wydawało! Kolejne magiczne miejsce.
- Pójdziemy bliżej? – zapytało, na co Brzęczkowy Trel od razu się nie zgodziła – Jasne i tak to mogłoby zaszkodzić mojemu futerku – mruknęło cicho, sprawdzając stan sierści. Po chwili poszli dalej i już po chwili do uszu ucznia doszedł dziwny hałas. Było naprawdę głośno, zmienił się też zapach, na odór, który wręcz wywoływał łzy w oczach. Co to było? Gdy znalazły się obok Drogi Grzmotu, uczennica zamarła. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Poczuła, jak łapy zaczynają jej drżeć, cała się zjeżyła.
- To jest Droga Grzmotu – powiedziała znów cicho wojowniczka, przez co ruda prawie jej nie usłyszała – Po drugiej stronie jest terytorium Owocowego Lasu. Ale pamiętaj, by nie podchodzić bliżej, wiele kotów tu umarło...
"Umarło" to słowo odbijało się w głowie Stokrotkowej Łapy niczym echo. Powoli usiadło, czując, że zaraz się przewróci. Co tu się działo? Serce biło mu strasznie szybko, oddech też przyspieszył. Było przerażone, a nawet nie wiedziało z jakiego powodu. Czy to przez tą drogę? Ten zapach? To miejsce?
- Stokrotkowa Łapo? – ledwo usłyszało głos Brzęczkowego Trelu – Nic ci nie jest?
Uczennica szybko pokręciła głową. Nie umiała wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Cynamonowa w końcu zauważyła przerażenie, wypisane na pysku swojej nowej uczennicy. Stanęła przed nią, starając się ją jakoś uspokoić.
- P-proszę, wracajmy – mruknęło w końcu Stokrotka, dalej z przerażeniem wpatrując się w drogę pełną potworów. Brzęczkowy Trel pokiwała głową i razem udały się do obozu. Gdy były już całkiem blisko, ruda wreszcie się uspokoiła, zdając sobie sprawę, że nie zachowała się jak dama. Damie jej przystoi tak się bać zwykłej drogi! Co się stało? Nie umiało odpowiedzieć sobie na to pytanie, jednak zrozumiało, że gdyby nie Brzęczkowy Trel, pewnie by się nie ruszyło i dalej tam siedziało. Uśmiechnęło się lekko. Fajnie, że jej mentorką nie był żaden rudy, bo pewnie nie byłby tak miły jak cynamonowa. Znając życie, byłby podobny do matki i reszty jej rodziny... Przy kimś takim nigdy nie mogłaby być sobą, ale przy nierudym to co innego.
[1308 słów]
[przyznano 26%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz