BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

27 sierpnia 2023

Od Srokoszowej Namiętności

Jego mięśnie drgały. Niespokojne kończyny dawały się ponieść nieoczekiwanym skurczom, zdradzając napięcie jakie odczuwał. Starał je zatrzeć. Schować głęboko w sobie, lecz ciało nie zgadzało się z tym pomysłem. Wtulony w Wilczego, a właściwie Dzierzbę drżał bezszelestnie, próbując nie zaburzyć nocnej ciszy. Jego słowa wciąż krążyły w jego głowie, zataczając błędne koło. Ból nieustannie rósł z każdym uderzeniem serca. Ze świadomością tego co stało się dzisiejszego wieczoru. Umysł nadaremnie próbował przemówić mu do rozsądku, lecz serce rozpływało się w każdym uderzeniu serca, gdy unoszący bok Wilczego Zewu spotykał się z jego skóra.
Przekraczało to jego rozumienie. Możliwości zaakceptowanie tego, iż to wszystko było fikcją. Czystą zagrywką. Brudną manipulacją. Nic z tego nie było prawdziwe. Lecz czemu wciąż nie potrafił odejść? Pomimo całego przelewającego się w nim bólu i cierpienia nie potrafił od tego uciec. Absurdalne uczucie przywiązało go żelaznym sznurem do Wilczego, sprawiając, że każda chwila bez niego zdawała się zmarnowana. Ciało niebieskiego wciąż reagowała tak samo żywo na jego dotyk. Czuły jak i brutalny. A mimo to nie były to jego gesty. Nie były to jego ruchy.
Kochał kogoś kto nigdy nie istniał. 
Czy jego miłość, choć tak niepoprawna, wciąż była prawdziwa? Zasługiwała na takie miano skoro to wszystko było tylko kaprysem Dzierzby? 
Potok łez nasilał się z każdą myślą o tym. 

* * *

Ciało Północnego Szlaku zostało odnalezione. Emocje znów zawirowały w ciasnej jaskini. Bali się. Paskudny smród lęku roztaczał się wśród Klifiaków. Paniczne szepty rozchodziły się po ścianach groty. Aksamitna Gwiazda milczała. Zatopiona w szaleństwie swojego sypiącego się "szczęśliwego świata" coraz bardziej odchodziła od zmysłów.
Porwała swoją siostrę. Trzeba było być ślepym by nie zauważyć, iż kolejne morskie ślepia zawitały w Klanie Klifu. Niezadowolone morskie ślepia. Zbyt dobrze znał to spojrzenie. 
— Aksamitka Gwiazdka ma siłę wywoływać kolejną wojnę, a na panoszącego się wśród nas mordercę już nie. — wzdychała Dzierzba wojownikowi. 
Niebieski kocur odmruknął cicho. Jego ogon uderzył głucho o ziemię. Zauważyła go. Niewinny uśmiech w półcieniu zdawał się taki złowrogi. 
— Srokoszku. — miękki głos wojownika przepełniała cicha zawiść. 
Poczuł, jak serce podchodziło mu do gardła. Zachowywała się jakby tamten dzień nie istniał. Jakby to wszystko nie wydarzyło się naprawdę. Lecz jego ślepia. Zdradzały jej prawdziwą naturę. 
— Myślę, że powinieneś porozmawiać z Lśniącym Księżycem. — miauknęła zagadkowo, owijając go swoim ogonem. — Zdziwiłbyś ile macie wspólnego.  
Srokosz nie odpowiedział. Wir w emocji w jego ciele mu nie pozwolił. Przeszklone pomarańczowe ślepia spojrzały na dobrze znaną mu sylwetkę. Rozszarpująca go na części trwoga rozchodziła się po jego kościach. Wnikał w każdą komórkę ciała. 
Wszystko było jedynie kłamstwem. 
Łgarstwem napędzającym kolejne spazmy gorzkiego lamentu. 
— Dobrze. — zdołał jedynie wyszeptać. 
Wdzięczny uśmiech pojawił się na pysku Wilczego. Lekkim krokiem oddalił się w stronę kolejnego kota. Kolejnej ofiary. Naiwnego umysłu podatnego na jej wpływy. Delikatne wskazówki. Utorowanie na właściwą drogę. Spełnienia jej zachcianek.
— Słoneczkowa Łapusio, dobrze, że cię widzę. Może nazbierałabyś trochę jagód starszyźnie? Misiowy Pazurek naprawdę za nimi przepada... — słyszał w oddali jej słodkie świergotanie. 

* * * 

— Uważaj z tymi jagódkami. Skacząca Fala sprawdza posiłki starszym. — bąknął cicho do Wilczego Zewu.
Kocur uśmiechnął się i nachylił się nad nim. Jego morskie ślepia przepełniało szaleństwo. Odznaczały się na tle panującego wokół nich mroku. 
— Wciąż się o mnie martwisz? Urocze. — wyszeptała mu do ucha Dzierzba. — Twoje przywiązanie do tego ciała nie zna granic. Jesteś jeszcze bardziej żałośny niż mogłam się spodziewać. 
Cichy śmiech niczym ostre ciernie wbijał się w jego ciało. Czuł nieprzyjemne pieczenie przy ślepiach. Rozrywające uczucie przelewające się w jego ciele. Nie zamierzał dać się jej poniżyć. Nie kolejny raz. 
— I kto to mówi? — warknął, lecz jego głos i tak się łamał. — Nie masz lepszych rzeczy do roboty niż durne gierki? Aż tak jest nudno w Miejscu, Gdzie Brak Gwiazd? 
Dzierzba zaczęła iść. Wolny krok, aż irytujący, lecz wciąż zmuszający go do ruszenia za nią. Posłusznego podążania. Szum wiatru wypełniał ciszę pomiędzy kotami. Chmury powoli ciągnęły się po wieczornym niebie. Trawa pozostawała wilgotna. Moczyła nieprzyjemnie łapy. Zanosiło się na kolejny deszcz. 
— Nie póki jego rodzina żyje. — odpowiedziała jedynie. 
Zatrzymała się na uderzenie serca by ujrzeć dezorientację na jego pysku. Bawiła ją. Kontynuowała swój marsz. Długie łapy brodziły w gęstej polanie. Uderzały o zamknięte pąki kwiecia. Ogon Srokosza nerwowo chodził na boki. Miał dość tego wszystkiego. Wszystkich półprawd i tajemnic.
— Jego? — powtórzył twardo, wskakując w ociekającą rosą darń. — Czyli kogo? Niedźwiedziej Siły? Lamparciego Ryku? 
Dzierzba zaśmiała się. Odwróciła łeb w jego stronę. Iskra zemsty zdawała się przemknąć przez morskie ślepia. Westchnęła, otrząsając się z wcześniejszych emocji. 
— Nie musisz wiedzieć wszystkiego, Srokoszku. Nie wtrącaj się w sprawy martwych. Bo skończysz jak oni. — miauknęła tajemniczo, uśmiechając się podle. 
Podeszła do niego. Różnica pomiędzy nimi zdawała się dziś większa. Zadarł pysk by spojrzeć prosto w ślepia Wilczego Zewu. Może udało się jej go omanić, lecz nie zamierzał być traktowany jak reszta. Pozwolić na pozostanie bezwładną marionetką w jej łapach. 
— Nie jestem kociakiem. — syknął, jeżąc się. 
Jego ciało i umysł były ze sobą tak niezgodne. Rozdzielone. Nienawiść buzująca w łbie zderzała się w bezradnością w organizmie. Chłodny wiatr zmierzwił ich futra. Nie odpowiedziała. Nim zdążył zareagować łapa Wilczego powaliła go na ziemię. Wystawione pazury uderzyły o jego polik. Morskie ślepia uważnie obserwowały ekspresję jego pyska. Jakby nic innego na świecie się nie liczyło. 
— Srokoszku, to ja cię tu doprowadziłam. I to ja mogę cię zniszczyć. Nie stawiaj nas na równi. 

* * *

Przechodził obok białego kocura, którego krwiste ślepia przejeżdżały leniwie po sylwetkach wojowników. Sam. Zazwyczaj takiego widywał. Kocur nie miał praktycznie bliskich. Jedynie siostrę. W pewnym sensie znajdował się w podobnym położeniu co Srokosz, lecz zdawał się inny. 
— Lśniący Księżycu? 
Wojownik uniósł łeb, słysząc swoje dawne imię. Obarczył go chłodnym spojrzeniem. 
— Tak, Srokoszowa Wzgardo? 
Niebieski dosiadł się do niego. Spojrzał na rozpoczętą przez wojownika mysz. Drobne kostki przebijały się przez mięsnie. 
— Doszły mnie słuchy, że nie jesteś zadowolony z obecnej władzy. — mruknął, owijając się ogonem. 
Biały trzepnął uchem i przejechał spojrzeniem po wszechobecnych wojownikach. 
— Myślę, że nie jestem sam. — odpowiedział Lśniący Księżyc, unosząc ogon.
— Więc mogę liczyć, że mnie poprzesz w pozbawieniu Aksamitnej Gwiazdy? — zapytał wprost.
Biały wstał i przeciągnął się. 
— Oczywiście. Pytanie co będę miał w zamian. 
Srokosz zmarszczył brwi. Także wstał. Z powagą spojrzał na wojownika. 
— Lidera, który nie każe ci bawić się w berka i normalne imię. 
Lśniący westchnął i zrobił krok do przodu. Odwrócił łeb by spojrzeć na zastępcę. 
— Niezbyt zadowalająca oferta, lecz niech ci będzie. — mruknął jedynie i odszedł. 
Srokosz trzepnął ogonem. Liczył, że na tym zakończą się jego rozmowy z wojownikami o buncie. Wolał już, żeby Dzierzba tym się zajęła niż on. Odszedł w głąb groty, mijając zbierające się do wyjścia koty. Gdzieś kątem oka dojrzał kręcącego się Wilczego. Ostatnio na stosie ze zwierzyną coraz częściej pojawiały się jeżyny i jagody, lecz wojownik nie mówił nic na ten temat. Owoce bez problemowo przechodziły kontrole Skaczącej Fali, a skutki uboczne się nie pojawiały. 
— Co ty kombinujesz? — mruknął do wojownika. 
Dzierzba uśmiechnęła się. 
— Nie interesuj się. Aż tak cię boli, że wszystkiego nie wiesz? — miauknęła z rozbawieniem. 
Srokosz jedynie trzepnął ogonem. Niewiele kotów ochoczo wchodziło do lasu. Stał się kolejnym przeklętym miejscem na ich terenach. Ku ironii tam i kryła się większość zwierzyny. Niektórzy wojownicy zaczęli chodzić na polowania grupami. Nie doczekali się decyzji Aksamitki w tej sprawie. Utrzymanie uprowadzonej siostry w klanie było dla niej ważniejsze niż życie własnych wojowników. 

* * *

— Klanie Klifu! — pewnego dnia rozniósł się głos Grzybowej Ścieżki.
Stał na miejscu Aksamitki i czekał aż koty się zgromadzą. Zaciekawiony tłum wił się pod jego łapami. Ciche szepty, nadzieję, że może Rada zdecydowała się odwołać Aksamitną Gwiazdę plątały się pomiędzy kotami. Wilczy Zew dosiadł się do niego. Zdawał się rozbawiony. Posyłał kpiące spojrzenie dawnemu liderowi, lecz jego ogon nerwowo drgał. Choć Srokosz nie ośmielił się pomyśleć, że to ze stresu. Mimo to na pysku pozostawał bez wzruszenia. Kamienna mina nie zdradzała niczego. 
— Wiem kto zabił te koty. I ta osoba siedzi tutaj! — ogłosił starszy. 
Szepty rozległy się wokół nich. Poczuł na swoich ogrom spojrzeń na swojej sylwetce. Duszącą go atmosferę rozlała się wokół nich. Przyczyna okazała się oczywista. Łapa oszalałego lidera wskazywała na Wilczego, który nastroszył się. Srokosz poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła i zabiera mu wdech. Spanikowane spojrzenie utknęło gdzieś na jego łapach nieośmielone zawędrować wyżej. 
— To znowu jakieś twoje starcze fantazje? — prychnęła Dzierzba z wrednym uśmiechem. 
Była tak pewna siebie, że Srokosz na uderzenie serca aż sam jej uwierzył. Tylko on prócz Grzybiej Ścieżki zdawał się znać prawdę. Aksamitna Gwiazdka nawet nie zaangażowała się w to wydarzanie. Zamknięta w swoim legowisku, pogrążona w swoim bezpiecznym świecie. Z dala od nieszczęścia jakie toczyło się na środku obozowiska. 
— Nie, Dzierzbo. Klan Gwiazdy jeszcze nie osłabł na tyle, aby nas pozostawić w twych łapach. — miauknął poważnie kocur, prostując się. — Zostaw ciało tego biedaka, zaklinam cię albo poczujesz co to znaczy umrzeć po raz drugi. 
Cichy śmiech dotarł do jego ucha. Wraz z zaniepokojonymi głosami. Srokosz przerażony wpatrywał się w Grzybową Ścieżkę. Nie wierzył, że wyśnione gwiazdki miały taką moc. Lecz kocur zdawał się nie okłamywać. Nie miał prawa, nie w takiej sprawie. Jego zdeterminowane pomarańczowe ślepia błądziły po wojownikach. Po ich zdezorientowanych pyskach szepczących do siebie nieznane im wiadomości. 
— Kim jest Dzierzba? O czym on mówi?
— Klan Gwiazd kontaktował się z Morskim Okiem?
— Dlaczego akurat Wilczy Zew? Już jeden lider próbował się go pozbyć. Jego brat. Może się mści?
— Kłamał by w sprawie Klanu Gwiazd? 
— Gdzie jest Aksamitka Gwiazdka? To ona powinna tu stać!
Przerażony rozglądał się wokół. Powinien coś zrobić. Powstrzymać go. Wyśmiać i przegonić. Zaprzeczyć temu wszystkiemu. Zakończyć tą marną scenkę. Nie mógł znać ich sekretu. Nie mógł zagrozić Dzierzbie.
Nie mógł mu jej odebrać. 
Napotkał na sobie twarde spojrzenie dawnego lidera. Poczuł, jak serce uderza mu o żebra. Dygoczące kości uniemożliwiały mu zaczerpnięcie powietrza. 
— Tak. Twój przyjaciel nie jest tym za kogo się podaje. Został opętany przez ducha z Mrocznej Puszczy. Dzierzbę. Tą co występuje w naszych legendach, co nabijała koty na gałęzie dla zabawy. 
Wiedział. Wiedział zdecydowanie za wiele. 
 — Tą samą co nękała mnie co noc, niszcząc mój umysł. Robi to samo z tobą. Wykorzystuje cię, aby osiągnąć swój chory cel. Ale dość tego. Zabijając te koty, przelałaś czarę goryczy. Podejmij walkę albo cię do tego zmusimy — wzrok kocura utknął na Wilczym Zewie. 
Dzierzba uśmiechnęła się pod nosem. 
— Jest niczym wrzód na zadzie. — mruknęła cicho i wstała. 
Jej pewny krok zdawał się tak prawdziwy. Jakby naprawdę to wszystko było jedynie urojeniem Grzybowej Ścieżki. Ogon spokojnie kołysał się w rytm kroków. Dzieląca ich odległość powoli się zmniejszała. Czas zdawał się zwolnić. Albo serce Srokosza drastycznie przyspieszyć. 
— Sądzę, że siadło ci już na łeb, Grzybowa Ścieżko. Ja? Ja jestem jakimś duchem? No proszę cię. To brzmi jak bajka dla kociąt. — miauknęła głośno i pewnie.
Jej morskie ślepia przyglądały się zdezorientowanym Klifiakom. Jej gierkom i zabawkom. Która z nich odważyłaby stanąć przeciwko niej? Srokosz czuł, jak jego łapy powoli rozpływają się pod jego ciężarem. Dzierzba odwróciła pysk w stronę Grzybowej Ścieżki. Lecz mógłby spokojnie zgadnąć jej wyraz pyska. 
— Nic mi nie udowodnisz. — stwierdziła twardo. 
Medyczka skoczyła na nią. Srokosz wyrwał się do przodu. Czyjeś łapy zatrzymały go. Spojrzał na siostrę. 
— Puść mnie! — syknął, próbując się jej wyrwać. 
Vanka zdawała się jeszcze bardziej przerażona niż on. Dopiero po uderzeniu zauważył łzy w ślepiach siostry. 
— Nie, nie pozwolę ci. — miauknęła cienkim głosem. — Jeszcze ciebie z tym połączą! 
Srokosz warknął. Kopnął Białą w brzuch. Chmara wojowników zasłoniła mu obraz. Nie widział co się działo. Co jej robili. 
— Lepiej posłuchaj siostry. — syknął Czarny Ogień, zastawiając mu drogę. — Mieszając się do tego tylko sobie zaszkodzisz. 
— Nie obchodzi mnie to. — burknął nastroszony i ruszył na wojownika. 
Coś ugodziło go od tyłu w łeb. Czarna plama została wylana przed jego ślepiami, a łapy poskładały się same. Uderzył głucho o zimny kamień. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz