BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

30 sierpnia 2023

Od Srokoszowej Namiętności (Srokoszowej Gwiazdy)

 Obraz dwóch martwych ciał wciąż pojawiał się przed jego ślepiami. Nie wiedział co się stało. Nie miał jak. Pazerność jego siostry odebrała mu to. Niczym Aksamitka wyłączył się na świat, próbując poskładać w łbie to co się wydarzyło. Pogodzić się ze stratą jaką doświadczył. Przerastało go to. Może i ta relacja była zwykłą gierką Dzierzby. Brudną zagrywką umożliwiającą jej zemstę. Lecz dla niego była prawdziwa. Nie potrafił się wyzbyć uczuć jakich w nim wzbudziła. Pomimo tego, że to wszystko było zaledwie łgarstwem. Ból nieprzyjemnie pulsował w jego ciele, odbierając chęć do wstania.

A mimo to na lisia wywłoka wciąż się tu panoszyła. Wywołała niemal wojnę z Owocowym Lasem, by odzyskać siostrę, jak i całkowicie olała morderstwo swojego brata. Jej hipokryzja przelewała się poza granice wszelkiej moralności. Zaprzeczała sama sobie, tworząc to całe koło absurdu. 
— Srokoszowa Namiętnościo...? — czyjś cichy głos odezwał się gdzieś z tyłu. 
Przeszył kota wściekłym spojrzeniem. Uniesione futro lśniło w blasku księżyca. 
— Nie odzywaj się tak do mnie. — warknął, trzepiąc ogonem. 
Szum wodospadu drażnił jego uszy, podkręcając jedynie jego rozgoryczenie. Nerwowo krążył nie wiedząc za bardzo jak wyładować rosnące w nim napięcie. Nie radził sobie z ogromem emocji buzującym w jego ciele. Umysł sprawnie szukał winnych. Wskazywał kolejne koty odpowiedzialne za to co się wydarzyło. Za to co mu odebrano. Gorzki smak rozpaczy wypełniał jego pysk. Ślepia zbyt zmęczone od płaczu nie miały już więcej łez. Nie mógł wygasić żaru, który panoszył się po jego ciele. 
— Koniec z tym wszystkim. Zamierzam odebrać jej wszystko. — wycharczał, wbijając pazury w skaliste podłoże. 
Nieprzyjemne uczucie dławiło jasność jego umysłu. 
— Zaczekajmy z tym do rana. 
Przekrwione ślepia spojrzały w stronę rozmówcy. Nie chciał czekać. Już zbyt wiele zwlekał. Nie miał dawać jej ani uderzenie serca złudnej nadziei. Chciał zniszczyć jej cały świat. Roztrzaskać go na kawałki. Sprawić by cierpiała. O wiele bardziej niż on. 
By poczuła naprawdę smak rozpaczy. 
— Srokoszu. — głos nalegał. 
Niebieski uderzył w głaz. Kamień nie ruszył. Pisnął. Promienisty ból zalał jego łapę. Zgiął się w pół, próbując ukryć cierpienie przechodzące przez jego ciało. 
— Srokoszu. — nie umiał odpuścić. 
Nie spojrzał nawet w tamtą stronę. 
— Dobrze. — sapnął, odchodząc nerwowo. 

* * *

Aksamitka stała i uśmiechała się. Rozmawiała z Niedźwiedziem. Gdzieś krążyła się Daglezja. Irytacja plątała się w nim. Nienawidził zwlekać. Nie był wstanie wytrzymać ani uderzenia serca. Chciałby już odczuła jego ból. Zatonęła w nim. Pogrążyła się w tak chaosie, że zatraciłaby samą siebie. Na tyle by zakończyć swe marne życie.
— Jak się tak na nią gapisz przerażasz mnie. Przestań. — głos znów się pojawił. 
Srokosz odwrócił pysk w stronę wojownika.
— Co powiedział Lśniący Księżyc? — zapytał mamrotanie. 
Zerknął w stronę starszyzny. Wciąż nie wiedział co kombinowała tam Dzierzba. Trzymał się z daleka tego legowiska. Nie miał zamiaru być z tym jakkolwiek powiązany. Już wystarczył cyrk jego siostry. Zdawała się wiedzieć więcej niż mógł się spodziewać. Nie podobało się mu to. Zagrażała mu. Mogła coś pisnąć komuś. A Czarny Ogień był aż zbyt lojalny. Niczym upierdliwy oset kurczowo trzymał się zasad.
— Prawie wszystko gotowe. 
Krzyk dotarł do ich uszu. Panika unosiła się po ścianach jaskini. Wojownicy zbiegli się do miejsca zbrodni. Ciekawskie spojrzenia zaczęły już spoglądać się w tamtą stronę. Rozpaczliwe wezwania medyka także niosło się po grocie. Srokosz podążył za ich ścieżką. 
Legowisko starszyzny. 
— Co się dzieje? — ledwo ukrył podekscytowanie w swoim głosie. 
Przerażony wojownik spojrzał na niego. Jego ślepia błądziły niespokojnie po podłożu, a łapy podrygiwały niespokojnie. 
— Mrówki. Mnóstwo mrówek. — miauknął nerwowo.
Niewielkie istotki faktycznie plątały się po podłożu jaskini. Czarne kropki tańczyły przed ich oczami.
— Pogryzły Misiowy Pazurek i Kwiatuszkowe Patrzałki. Podgryzły ich. Coś z nimi nie tak. — poinformował ich spanikowany głos. 
— Wyciągnij ich. — rozkazał Srokosz. — Morskie Oko nie powinna tam wchodzić. 
Rozjuszone insekty zaparcie broniły gniazda, którego umiejscawianie miało na tyłach legowiska starszyzny. Wirowały pod ich łapami, wspinając się na futra wojowników. Było ich więcej niż mogli się spodziewać.
— Co się stało? — zdyszana medyczka, nachylała się nad ciałami ciężko oddychających starszych. 
Prószący Śnieg i Pluskająca Krewetka niespokojnie plątali się wokół nich. 
— Co się stało. — głos medyczki nabrał na agresji. 
— Mrówki. 
— Pokąsały ich. Napuchli pierw. Teraz to. — majaczyła nerwowo czekoladowa. — Przeżyją? 
Ślepia medyczki w panice lustrowały ciała. Łapy niespokojnie drgały, gdy palpowała starszych. Kwiatuszkowe Patrzałki zginała się w pół z bólu. 
— Czereśnio, przynieś jagody jałowca! — zawołała do drugiej medyczki. 
Arlekinka zniknęła w jaskini. Srokosz odsunął się. Już i tak widowisko miało zbyt wielu gapiów. Rozejrzał się wokół. Znalazł idealne dwie ofiary. Podszedł twardym krokiem do uczennic. 
— Świstakowa Łapo. Promienista Łapo Codziennie przynosicie starszym zwierzynę. Jakim cudem nie zauważyłyście roju mrówek? — syknął na kotki. — Tak jak ta pierwsza jest w połowie ślepa, tak nie rozumiem dlaczego ty nic nie zauważyłaś. — uniósł głos. 
Szylkretka skuliła się. Położyła po sobie ulegle uszy. 
— Ja przepraszam. Nie sądziłam, że one są szkodliwe. — próbowała się wyjaśnić kotka. 
Srokosz nastroszył się. 
— Nie wiedziałaś? Twoja mentorka ci tego nie mówiła, czy po prostu jej nie słuchałaś? — warknął na uczennicę. 
Promienista Łapa napuszyła się. Tupnęła wojowniczo łapą o ziemię. 
— Odczep się ode mnie! Ja sobie takiej debilki na mentorkę nie wybrałam. To wszystko wina twoja i mamy! — prychnęła złośliwie. 
Zastępca nie wytrzymał. 
— Nie moja. Twojej matki. Tylko i wyłącznie twojej matki. Jak ten cały burdel. Więc jak zamierzasz kogoś obwiniać to ją nie mnie. — ryknął gniewnie, ledwo się powstrzymując się od uderzenia kotki. — Obie poniesiecie konsekwencję i to surowe. Dzwonkowy Szmerze i Paprociowy Zagajniku, ostrzeżcie resztę przed legowiskiem starszych. Później spróbujemy się pozbyć mrówek. 

* * * 

Jego ogon nerwowo chodził. Klan spoglądał na niego. Aksamitna Gwiazdka stała ku jego boku jeszcze nie świadoma tego co miało się wydarzyć. Szczerzyła się głupio, jakby robale wyżarły jej mózg. Podrażniała go tylko bardziej. Zaciskał pazury na chłodnym kamieniu, który dość słabo ostudzał jego zapędy. Lśniący Księżyc i Przyczajona Kania czaili się w pobliżu siedzącego Niedźwiedzia. 
— Klanie Klifu. Ostatni czas nam nie sprzyja. — zaczął dość niewinnie, spoglądając wpatrujące się w niego koty.
Cichy szepty rozbiegły się po jaskini. Wojownicy złudnie próbowali doszukać się większego znaczenia w tych słowach. Nadziei na zakończenie tego absurdu. 
— Wiele wojowników zginęło z powodu zaniedbań. Morderca krążył i ukrywał się wśród nas mając pełne zezwolenie na swoje czyny. Zeszłego wschodu słońca dwójka starszych odeszła od nas przez rozkapryszone kocię liderki. Gry i zabawy w berka nigdy nie nauczą ich prawdziwego życia. Na grzbietach czujemy oddech wojny ze strony Owocowego Lasu przez dziecinne zachcianki Aksamitki. Nosimy idiotyczne imiona tylko ośmieszające nas na arenie międzyklanowej. Staliśmy się dla nich żartem. Idiotycznym klanem z wariatką na czele, który doprowadza sam do własnego upadku. — warknął, wpatrując się z nienawiścią i rozgoryczeniem w kotkę. 
Liderka niepewnie przekrzywiła łebek, uśmiechając się nadal. Niedźwiedzia Siła zaczął się wyrywać. Walczył z tyłu z dwoma wojownikami, lecz został ponownie przygnieciony do twardej posadzki. Jego morderczy wzrok utknął w Srokoszu. Dobrze wiedział do czego to zmierzało. 
— Wszystko w porządku, Srokoszku? Zdajesz się dzisiaj zrzędliwy. — miauknęła radośnie, jakby jej umysł wyparł połowę tego co usłyszała. 
Zastępca spojrzał aż na kotkę. Na ten absurdalny byt, który doprowadzał go do szału. Była tak zidiociała, że nawet teraz zaprzeczała wszystkiemu co się działo. Jej ograniczony mózg nie potrafił dopuścić do siebie co się działo. Wciąż nie dowalił zbyt mocno by cierpienie wygrało z imbecylowatym rozumem. Uderzył gwałtownie o kamienną posadzkę, ściągając ponownie na siebie uwagę rozgadanych wojowników. 
— Sami widzicie. Aksamitna Gwiazda jest niepoczytalna. I od zawsze była. Jej spaczony umysł przyniósł na nasz klan wiele nieszczęść. Tak samo jak Rada. — wytargnął, mierząc medyczkę twardym spojrzeniem. — Dotarły do mnie słuchy, że o odwołanie Aksamitnej Gwiazdy ubiegał się sam Grzybowa Ścieżka, lecz zostało to przez nich odrzucone. Dlaczego? Sam zadaje sobie to pytanie. Ich chęć posiadania łatwej i podatnej na manipulacje kukiełki najwidoczniej przyćmiła tok rozumowania.
Spojrzenia zaniepokojonych ślip przeniosły się na medyczkę. Ostatnią żywą członkini Rady. Morskie Oko skuliła się przestraszona. Jej uległa postawa aż bolała. Wzrok kotki wędrował z łapy na łapę. 
— Ja nie chciałam. Nie miałam nic złego na myśli. Klan Gwiazd nie dał nam żadnego znaku w tej sprawie. — próbowała się wytłumaczyć. 
Srokosz prychnął na nią z obrzydzeniem. Marne kłamstwa wciąż tak łatwo wylatywały jej z pyska. Zeskoczył ze skały i podszedł do medyczki. Z furią uderzał pazurami o kamienną posadzkę. Lęk w ślepiach Morskiego Oka rósł z każdym uderzeniem serca. 
— Oczywiście. Bo wasz Klan Gwiazd jest nieomylny. — parsknął kpiąco. — Parę wschodów słońca doprowadził do śmierci dwóch kotów. Niewinnych kotów. W imię wygnania złej duszy. Skąd wiemy czy nie powróci? Życia Grzybowej Ścieżki i Wilczego Zewu zostało poświęcone przez pośpiech i wasze niekompetencje. Dlaczego Gwiezdni nie ostrzegli nas wcześniej? Byli ślepi na śmierć Kwiecistej Fantazji. Byli ślepi na niebezpieczeństwo czyhające na nas w obozowisku. — zaatakował medyczkę. — Więc nie mieszaj w to martwych. 
Morskie Oko zaczęła płakać. Żałośnie niczym kocię. Była tak paskudna. Tak irytująca. Najchętniej poderżnąłby jej gardło. Patrzył jak powoli się wykrwawia. 
— Ale Klan Gwiazd... — wciąż próbowała.
Srokosz skrzywił się i odsunął się od kotki. Aksamitka spoglądała na niego zdenerwowana. Nawet na jej pyszczku wkradło się lekkie zmarszczenie. 
— Srokoszku, rozumiem, że nie zgadzasz się z Pluskającą Rybką, ale nie możesz doprowadzać jej do płaczu. To bardzo niemiłe. Przeproś. — rozkazała mu, sprawiając, że zastępca miał ochotę odgryźć jej język, by więcej już nie słyszeć tych bzdur. 
Srokosz ledwo stłumił w sobie ryk z tego absurdu. Nastroszony spojrzał na obecną liderką. 
— Słyszysz siebie, wronia strawo? — warknął na szylkretkę. — Morskie Oko manipulowała sygnałami od Klanu Gwiazd. Doprowadziła świadomie lub mniej do śmierci tylu kotów. Nie zasługuje na miano medyczki. Nie zasługuje by dalej tu przebywać. — krzyknął. 
Aksamitka wytrzeszczyła ślepka, jakby próbowała to wszystko przetrawić. Finalnie jedynie pokręciła łebkiem. 
— Każdy czasem ma prawo się pomylić, Srokoszku. Na pewno nie chciała. — oznajmiła z ciepłym uśmiechem Aksamitka, jakby znalazła rozwiązanie na wszystkie ich problemy. — Podajcie sobie łapy i po sprawie. 
Czyjś śmiech rozległ się w jaskini. Spojrzenia powędrowały ku Dzwonkowemu Szmerowi. Większość wojowników była zażenowana. Inna zdezorientowana po czyjej stronie powinna się odpowiedzieć. 
— Aksamitna Gwiazdka ma przecież rację! A to wszystko co mówi Srokoszowa Namiętność jest po prostu okropne. Próbuje nas tylko skłócić. — miauknęła pewnie Pluskająca Krewetka. 
Czekoladowa uśmiechnęła się milutko, sprawiając, że Srokosz trzepnął ogonem.
— Słyszysz się? Jesteś tak samo powalona jak Aksamitna Gwiazda. — warknął na nią Oliwkowy Szkwał. — Przez was jesteśmy pośmiewiskiem!
Srokosz ruszył w stronę liderki, która wciąż szczerzyła się do niego. Jak pierdolnięta. Tym właśnie była. Zidiociałym bytem niosącym za sobą tylko nieszczęście. Nienawidził jej. Tyle wschodów słońca. Tyle księżyców. Zasługiwała na karę. Na najgorszą z nich. 
— Zostaw ją! — rozpaczliwy krzyk Miśka docierał do jego uszu. — Wyżyj się na mnie. Oszczędź ją.
Zastępca parsknął cicho. Zbyt długo na to czekał by iść na takie ugody. Zbyt długo pielęgnował tą nienawiść. Zbyt długo się powstrzymywał. Gierki Dzierzby były niczym w porównaniu z możliwością zatopieniu pazurów w ciele szylkretki. 
— To Aksamitna Gwiazda powinna ponieść konsekwencje swoich czynów. To ona nas do tego doprowadziła. Czy może ktoś jeszcze inny ma coś przeciw? — reszta klanu milczała. 
Ich ślepia jedynie podążały za ruchami zastępcy, który sprawnie zbliżał się do nieświadomej tego co się dzieje liderki. 
— To twój koniec. — wysyczał i rzucił się na kotkę. 
Zszokowana kotka wydała z siebie pisk, gdy jego pazury przejeżdżały po szylkretowym ciele. Początkowo się nie broniła. Skomlała jak żałośne zwierzę złapane w pułapkę. Próbowała go przekonać. Przekupić słodkimi słówkami. Zmiękczyć jego serce swoim łkaniem. Lecz był nieugięty. Zmusił ją do walki. Do chociaż prób unikania jego ciosów. Oberwał od niej przypadkowo w ucho. Zaraz po tym usłyszał przeprosiny. Zirytowany wbił pazury w ciało kotki, rozrywając następne pasma skóry. Kolejne rany pojawiały się na smukłej sylwetce. Krew zalewała jasne futro, zdobiąc je szkarłatną barwę. Rozpaczliwe krzyki Niedźwiedzia roznosiły się po jaskini. W końcu padła. Osłabione ciało uderzyło o kamienną posadzkę. 
— Nie zabijaj jej. — padło błaganie. 
Srokosz odwrócił się stronę wojowników. Jego chłodne spojrzenie zlustrowało wpatrujących się w niego koty. Nikt nie odważył się przyznać do tych słów. Z furią uderzył o głaz zamiast o ciało dawnej liderki. Napotkał spojrzenie Kanii. Odradzał tego. "Nie teraz" mówiły zielone ślepia. 
— Aksamitna Gwiazda nie będzie już dłużej pełnić obowiązków lidera. — ogłosił do klanu, dając znak Kanii i Księżycowi by puścili Miśka. — Od dziś ja przewodzę Klanowi Klifu. Jeśli ktoś ma zamiar rzucić mi wyzwanie nich zrobi to teraz. 
Odpowiedziała mu cisza. Nikt nie odezwał się nawet słowem. Spojrzał z pogardą na burego, który zrozpaczony spoglądał partnerkę. 
—  Oficjalnie cofam wszystkie idiotyczne imiona Aksamitnej Chmurki. Jak i durne zasady. Morskie Oko nie będzie już dłużej pełnić roli medyka. Odnośnie jej,  Aksamitnej Chmurki i Pluskającej Krewetki konsekwencji zostanie później ogłoszona decyzja. Na razie trafią do jaskini, w której wcześniej przetrzymywaliśmy więźniów.  — ogłosił, rozglądając po kotach. — Czereśniowa Gałązko, zajmij się nią. 
Medyczka niepewnie podbiegła do kotki i zaczęła opatrywać jej rany. Czuł na sobie morderczy wzrok Niedźwiedziej Siły, lecz bury nie mógł już nic mu zrobić. Teraz władza była w jego łapach. 
W najgorszych do jakich mogła trafić. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz