Lisi Ognik od początku wiedziała, że wrzucanie siostry na głęboką wodę to okropny pomysł. Gdy Aksamitka zmieniła imiona wszystkim członkom klanu, włącznie z sobą, Lis myślała, że wyjdzie z siebie i stanie obok. Żenujące. I mają iść w tym stanie na zgromadzenie? Jakkolwiek kochała Aksamitkę, tak była zbyt infantylna i niedojrzała, żeby spocząć na tak ważnym stanowisku. Rządzenie nie było przecież żadną zabawą, tylko ogromnym obowiązkiem wliczającym do siebie rzeczy takie jak strategia, sojusze, wojny, relacje z klanami, rozwiązywanie problemów i rozpatrywanie spraw wewnątrz klanu. Nie była gotowa na nic z tych rzeczy.
A Srokosz jako zastępca? Serio?
Rada miała durne pomysły, a do władzy wybrała chyba najgorsze możliwe koty. Aksamitkę, która na ten ciężar zdecydowanie nie była gotowa i Srokosza, który, no, nie musiała chyba tłumaczyć. Nie dziwiła się grupowemu niezadowoleniu, jakie przeszło przez klan, gdy tylko zostali obdarowani tym jakże cudownym prezentem w postaci zmiany imion.
Lisi Ognik cholernie bała się, że Aksamitka powie coś na ten temat na zgromadzeniu. Mieli wszystko. Jakkolwiek gardziła Wilczakami, trzeba przyznać, że sojusz z nimi im się opłacił i zapewnił im stabilną pozycję na arenie międzyklanowej. Ale teraz? Co sobie o nich pomyślą? Wyjdą na słabych, a może komuś wpadnie do głowy pomysł wykorzystania faktu niezbyt ogarniętej politycznie i nazbyt optymistycznej liderki.
W tej sytuacji zapragnęła znowu znaleźć się w towarzystwie Traszki. Działała prawie jak rozweselacz. Wystarczyło, żeby była obok i Lis zapominała o wszystkich frustrujących sprawach. Zawsze była osobą, która nie przepadała za towarzystwem i lubiła spędzać czas tylko w gronie najbliższych. Ostatnimi czasy nawet rozmowy z rodziną nie były w stanie poprawić jej humoru.
Tak myślała, wchodząc do legowiska medyków. Nie miała czasu zajrzeć do nich wcześniej, ale doskwierający ból przypomniał jej o konieczności wyleczenia się.
Wyleczeni: Lisiaczkowy Puszeczek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz