Wpatrywał się w niewielkie kamyczki wysypane wśród trawy. Tworzyły dziwne ścieżki, które prowadziły donikąd. Malutki drobinki były takie śliczne. Każda nieco inna, lecz podobna. W odcieniach szarości, jak i bieli. W kropki i paski. Niektóre wyglądały jak on, inne jak jego siostry.
— Goszek! Goszek! — zawołała Pliszka.
Spojrzał się w jej stronę niepewnie. Pliszka zawsze psociła. Robiła rzeczy, które miały być śmieszne, ale tylko ona się śmiała. Więc dla innych to nie było śmieszne. Pliszkę po prosty śmieszył smutek innych.
— Założę się, że nie odważysz się wejść na najwyższą gałąź szopy! — miauknęła prześmiewczo.
Położył po sobie uszka. Pliszka nie musiała się o to zakładać. Obydwoje dobrze wiedzieli, że Goshenit za bardzo bał się tam wejść. Przebrał nerwowo z łapki na łapkę.
— A-ale Pliszko... — głos mu się łamał.
— Cienias. — stwierdziła siostra. — Jaki z ciebie kocur, jak przy tym wymiękasz? — próbowała go podpuścić.
Goshenit nie odpowiedział. Wzrok utknął gdzieś mu w łapkach. Próbował ignorować Pliszkę. Może zaraz się znudzi. Może zaraz sobie pójdzie. Powtarzał sobie w łebku, starając się zatrzeć w główce dogryzki kotki.
— Goszek! Słuchasz mnie? — nie odpuszczała. — Uh, dlaczego jesteś taki nudny? I płochliwy. Pobaw się ze mną. Mama mówiła, że musimy się wspierać. Czemu nie chcesz się ze mną bawić? — naciskała na niego coraz mocniej.
— M-muszę?
Pliszka pokiwała energicznie łebkiem, popychając brata w stronę szopy. Odległość pomiędzy nim a kurczowo malała.
— W co się bawicie? — dotarł do nich zaciekawiony głos.
Radioaktywnie zielone oczy napotkały kolejną kocią sylwetkę. Ich siostra przyglądała się im zainteresowana.
— Chcemy urządzić wyścigi kto pierwszy wdrapie się na najwyższą gałąź szopy! — ogłosiła radośnie Pliszka.
Goshenit spojrzał błagalnie na Cynię. Jedyną możliwość ratunku z tej sytuacji. Pliszka musiała to wyłapać, gdyż jej wzrok momentalnie nabrał straszniejszego oblicza.
— Jak naskarżysz mamie to już nigdy nie będziemy się z tobą bawić. — zagroziła, tupiąc łapką. — Chcesz być naszym sędziom?
Położył po sobie uszka. Pliszka nie musiała się o to zakładać. Obydwoje dobrze wiedzieli, że Goshenit za bardzo bał się tam wejść. Przebrał nerwowo z łapki na łapkę.
— A-ale Pliszko... — głos mu się łamał.
— Cienias. — stwierdziła siostra. — Jaki z ciebie kocur, jak przy tym wymiękasz? — próbowała go podpuścić.
Goshenit nie odpowiedział. Wzrok utknął gdzieś mu w łapkach. Próbował ignorować Pliszkę. Może zaraz się znudzi. Może zaraz sobie pójdzie. Powtarzał sobie w łebku, starając się zatrzeć w główce dogryzki kotki.
— Goszek! Słuchasz mnie? — nie odpuszczała. — Uh, dlaczego jesteś taki nudny? I płochliwy. Pobaw się ze mną. Mama mówiła, że musimy się wspierać. Czemu nie chcesz się ze mną bawić? — naciskała na niego coraz mocniej.
— M-muszę?
Pliszka pokiwała energicznie łebkiem, popychając brata w stronę szopy. Odległość pomiędzy nim a kurczowo malała.
— W co się bawicie? — dotarł do nich zaciekawiony głos.
Radioaktywnie zielone oczy napotkały kolejną kocią sylwetkę. Ich siostra przyglądała się im zainteresowana.
— Chcemy urządzić wyścigi kto pierwszy wdrapie się na najwyższą gałąź szopy! — ogłosiła radośnie Pliszka.
Goshenit spojrzał błagalnie na Cynię. Jedyną możliwość ratunku z tej sytuacji. Pliszka musiała to wyłapać, gdyż jej wzrok momentalnie nabrał straszniejszego oblicza.
— Jak naskarżysz mamie to już nigdy nie będziemy się z tobą bawić. — zagroziła, tupiąc łapką. — Chcesz być naszym sędziom?
<Cynia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz