Bożodrzewusia dość szybko doszła do wniosku, że cała jej rodzina ma coś mocno nie po kolei w głowie.
Judaszowieczuś był w sumie całkiem zabawny. Bożo dość szybko odkryła, jak wiele frajdy sprawia jej wywoływanie małych napadów złości u brata. Wydawało się, że czekoladowy kocur również lubi tą ich dziwną formę relacji – przynajmniej tak Bożo interpretowała jego krzyki o tym, że nie powinna się urodzić i że będzie cierpieć w Mrocznej Puszczy przez wieczność.
Czyścioszek… była po prostu dziwna. Pacała sobie łapkami po ziemi, rysując jakieś kotopodobne kreatury i w ogóle nie odzywała się do nikogo. Listkowy Bałagnik twierdziła, że kotka nie miała na to wpływu, ale Bożodrzew nie do końca jej wierzyła.
Nie, żeby sama postrzegała siebie jako kogoś bardziej pasującego do kotów Klanu Klifu.
Najmniej ekscentryczną osobą w ich rodzinie była prawdopodobnie Listkowy Bałagnik (co wcale nie sprawiało, że była w jakimkolwiek stopniu bardziej zrozumiała dla Bożodrzewika). Wydawała się dużo bardziej otwarta, energetyczna i empatyczna. Biała kotka wielokrotnie próbowała zachowywać się w sposób podobny do mamy, ale za każdym razem ponosiła dość upokarzającą porażkę.
Cóż, przynajmniej Bożo wychodziła na „fajną”, będąc obojętna wobec wszystkiego. No, taką miała nadzieję. Klanie Gwiazdy, oby miała rację. Ktoś ją musiał w końcu polubić, prawda?
Karmicielka krótkimi pociągnięciami języka czyściła niesforne futro córki. Bożodrzewusia wpatrywała się znudzonym spojrzeniem w krzątających się po obozie wojowników Klanu Klifu. Ziewnęła ostentacyjnie, opierając głowę na łapach. Tak, musiała wyglądać przy tym bardzo fajnie. Niech zobaczą, że nie czuje przed nimi respektu i że zna swoją wartość.
– Czy mój mały wojownik się zmęczył? – zamruczała opiekuńczo Listkowy Bałagnik, przerywając mycie kociaka. Bożodrzewik poczuła, jak miłość do matki wypełnia jej pierś.
– Nie jestem już taka mała. – Odwróciła tylko głowę w odpowiedzi. Karmicielka zaśmiała się delikatnie.
– Oczywiście, że nie. Już niedługo będziesz duża i silna, tak jak inni wojownicy Klanu Klifu – obiecała. Bożodrzewik ponownie rozejrzała się po kotach znajdujących się w obozie. Jej wzrok padł na dużego, długowłosego kocura i poczuła, jak zapada się w sobie. Jak miała dorównać komuś tak imponującemu?!
– Nie chcę mieć takiej brzydkiej twarzy jak tamten pan – burknęła nieco zbyt głośno, chcąc odgonić myśli o swojej własnej niższości. Bury kocur zastrzygł uszami, a przez pysk Listkowego Bałaganiku nagle przebiegło tysiąc emocji.
– Bożodrzewusiu! Nie mówimy tak! – zawołała zdławionym szeptem karmicielka. Biała kotka spojrzała na nią pytająco. – Przepraszam cię, Puszysty Niedźwiadku, ona naprawdę nie miała tego na myśli – wyjaśniła, uśmiechając się bardzo niezręcznie.
< Niedźwiadku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz