Po odejściu Nastroszonego Futra, czuła się pusto. Nie wiedziała co myśleć o tej całej sytuacji. Uciekł, zostawił z prawie dorosłymi już dziećmi i zapodział się jak kamień w wodę. Dlaczego?... Wiedziała o jego burzliwej relacji z Zajęczą Troską i innymi kotkami z Klanu Nocy, ale przecież bycie samotnikiem było pewnie bardzo niebezpieczne. No i poza tym, zostawił ją tak samą i… Mogła się czuć bezpiecznie. Chociaż nie można było wykluczyć opcji, że kiedyś wróci, by ją do końca dobić… Ale jak na razie zrezygnował z dalszego znęcania się nad nią, pozwolił jej na “lepsze życie”. Tylko co to było za życie… Jedynymi kotami, które powstrzymywały ją przed zwariowaniem do reszty, były jej dzieci, które powoli zaczynały się od niej odsuwać. Widziała to. Miały w końcu teraz pełną swobodę jako uczniowie, mogli spędzać czas z kim chcieli i nikt nie mógł im na to zabronić. Próbowała się ich wypytywać, czy wszystko z nimi dobrze. Morelce niezbyt chciało się z nią rozmawiać, a Makrelek… To Makrelek. Jedynie Kawka, już teraz Kawcza Łapa jakkolwiek chciała przy niej być. Była tym faktem trochę zaskoczona, ponieważ uczyła ją Sroczy Lot i nienawiść wobec kogokolwiek o czekoladowym futrze pewnie już była powoli wpajana jej do głowy. Mimo wszystko, całej trójce życie nie rzucało tak wiele kłód pod nogi jak się obawiała. Byli naprawdę silni i wierzyła w nich mocno, w to, że nie skończą jak ona.
Była wycieńczona każdym dniem, chociaż wydawało się, jakby była nierobem. Naprawdę się starała. Było to dla niej ciężkie, ale dawała z siebie wszystko, by choć trochę być przydatna. Nie chciała zostać wywalona z klanu na zbity pysk. Chodziła na patrole nawet jeśli większość czasu patrzyła na ziemię próbując nie zwracać uwagę na obecność innych i starać się nie wywrócić, polowała nawet jeżeli wychodziło jej to marnie marnie, przynosiła jakieś mizerne piszczki do obozu... Sama za to praktycznie nic nie jadła, ponieważ mało co potrafiło przejść jej przez gardło. Zresztą, nie powinna nawet korzystać ze stosu zwierzyny, ponieważ na jedzenie zasługiwali lepsi wojownicy. Tacy, co rzeczywiście się przydadzą klanowi. Ona do takich nie należała, bo była czekoladowa i bezużyteczna. Całkowicie już to zaakceptowała.
- Kawko… Jak tam trening?- zapytała, ignorując to co wcześniej mówiła jej córka. Nie musiała dbać o swoje futro, bo to było zbyteczne. Strząsnęła jednak z siebie trochę kurzu i lekko poprawiła sierść na szyi, by zadowolić Kawczą Łapę. Kotce nie spodobało się to, że zmieniła temat.
- Jest dobrze. Szybko się uczę, a Sroczy Lot jest dobrą mentorką- odpowiedziała, dalej się w nią jakoś dziwnie wpatrując. Nie chciała, by na nią patrzyła z taką… Troską? Nie chciała martwić córki. Nie chciała, by marnowała swój cenny czas na ledwo dychającą matkę. Cieszyła się, że dobrze jej szło szkolenie. Teraz tylko zostanie wojowniczką, będzie miała znajomych, może kiedyś znajdzie kogoś, kto ją będzie kochać… Takiego właśnie życia chciała dla swoich dzieci.
- To… Super- wymamrotała tylko cicho, kuląc się jeszcze bardziej niż wcześniej. Już za niedługo nawet jej potomstwo nie będzie jej potrzebować. Będą całkowicie samodzielni i w ogóle…- A… Co z Makrelkiem? W-wszystko z nim d-dobrze? Bo wiesz, on… L-lubi się pakować w k-kłopoty.
Była wycieńczona każdym dniem, chociaż wydawało się, jakby była nierobem. Naprawdę się starała. Było to dla niej ciężkie, ale dawała z siebie wszystko, by choć trochę być przydatna. Nie chciała zostać wywalona z klanu na zbity pysk. Chodziła na patrole nawet jeśli większość czasu patrzyła na ziemię próbując nie zwracać uwagę na obecność innych i starać się nie wywrócić, polowała nawet jeżeli wychodziło jej to marnie marnie, przynosiła jakieś mizerne piszczki do obozu... Sama za to praktycznie nic nie jadła, ponieważ mało co potrafiło przejść jej przez gardło. Zresztą, nie powinna nawet korzystać ze stosu zwierzyny, ponieważ na jedzenie zasługiwali lepsi wojownicy. Tacy, co rzeczywiście się przydadzą klanowi. Ona do takich nie należała, bo była czekoladowa i bezużyteczna. Całkowicie już to zaakceptowała.
- Kawko… Jak tam trening?- zapytała, ignorując to co wcześniej mówiła jej córka. Nie musiała dbać o swoje futro, bo to było zbyteczne. Strząsnęła jednak z siebie trochę kurzu i lekko poprawiła sierść na szyi, by zadowolić Kawczą Łapę. Kotce nie spodobało się to, że zmieniła temat.
- Jest dobrze. Szybko się uczę, a Sroczy Lot jest dobrą mentorką- odpowiedziała, dalej się w nią jakoś dziwnie wpatrując. Nie chciała, by na nią patrzyła z taką… Troską? Nie chciała martwić córki. Nie chciała, by marnowała swój cenny czas na ledwo dychającą matkę. Cieszyła się, że dobrze jej szło szkolenie. Teraz tylko zostanie wojowniczką, będzie miała znajomych, może kiedyś znajdzie kogoś, kto ją będzie kochać… Takiego właśnie życia chciała dla swoich dzieci.
- To… Super- wymamrotała tylko cicho, kuląc się jeszcze bardziej niż wcześniej. Już za niedługo nawet jej potomstwo nie będzie jej potrzebować. Będą całkowicie samodzielni i w ogóle…- A… Co z Makrelkiem? W-wszystko z nim d-dobrze? Bo wiesz, on… L-lubi się pakować w k-kłopoty.
<Kawko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz