— Krewetka nie chciała źle. Zrobiła to przez przypadek. Wybaczysz jej?
Spojrzała raz na siostrę, a raz na czekoladową, niespokojną kotkę. Musiała się bardzo przejąć jej słowami. I dobrze! Niech wiedzą, że z nią się nie zadziera, za żadną cenę.
Miała dziś dobry humor. Patrzenie na żałującą brązową jej w zupełności wystarczyło, żeby przyjąć przeprosiny bez żadnych dalszych kłótni.
— No niech ci będzie. Może tak być. — fuknęła, jak gdyby jej przeprosiny były największym błogosławieństwem. W końcu okazała się być niezwykle łaskawa.
— Dziękuję! — uradowała się Krewetka, szczerząc w uśmiechu zęby. Daglezja parsknęła. Zachowanie koleżanki zawsze ją bawiło. Lisek również wyglądała na zadowoloną. No i co, zadowoliła wszystkich.
— A teraz idę się nażreć. — przerwała chwilę beztroskiego szczęścia i zgody. — Mamooo!
***
Oba zgromadzenia na których była wydawały się Daglezjowej Łapie potwornie dziwne. Na pierwszym było nudno, nawet nie mogła się wkręcić w żadną rozmowę. Tylko jakaś burzaczka się odezwała, a później znikąd zaczęła płynąć krew i nagle panika. Lisia Łapa wciąż była tym przerażona, ale na Daglezji większego wrażenia to nie zrobiło. Drugie było jeszcze gorsze. Wszyscy poszaleli i się bili, zamieniając zgromadzeniową polanę w krwawą jatkę. Jej tylko udało się gdzieś na uboczu przeczekać najgorsze, obserwując wszystko. Nie żeby tchórzyła... Po prostu wiedziała kiedy najlepiej brać nogi za pas. A później rzekomy sam Klan Gwiazdy przemówił przez tego dziwnego typa, lidera wilczaków. I co? Skończyli bez dachu nad głową, wędrując niewiadomo gdzie. Według Daglezjowej Łapy to wszystko było jednym wielkim nieporozumieniem, a sam Mroczna Gwiazda powinien skrupulatniej sprawdzać, co mu dosypują do jedzenia. Nie zamierzała zaakceptować, że duchy istnieją.
Nie musiała jednak narzekać aż tak. Podróż była nawet ekscytująca. Tak razem wszyscy, w nieznane... Wyglądało na idealny moment, by gdzieś zakwitła miłość. Musiała jednak poczekać, jako że wśród klifiaków nie było jeszcze nikogo godnego jej uwagi.
— Hej, siora! — dogoniła Lisią Łapę, która zdawała się być przybita. Cóż, mówi się trudno. Od Daglezji i tak nie uciekniesz. — Masz minę jakbyś zjadła ropuchę.
— Mhm. — szylkretka nie wyglądała na w humorze do żartów.
— Ej, nie bądź sztywniakiem! — przewróciła oczami. — No bez przesady. Jak ci tam życie mija? Pewnie nudno, co? Przydałoby się rozkręcić niedługo jakąś imbę...
<Lisek?>
[przyznano 35%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz