Odeszła zgrabnym krokiem, tylko na moment odwracając głowę, by po raz ostatni przyjrzeć się miotającej wśród liści niebieskiej masie futra. Bezradne kocię pozostawione na pastwę losu, czemu była po części winna. Nie mogła w końcu przewidzieć, że zaklinuje się pomiędzy gałęziami krzewu. Nie spodziewała się po nim aż takiego niefartu, ale skoro się go pozbyła, to wykorzysta to własne szczęście i wróci do reszty klanu. Od teraz mogła cieszyć się tą odrobiną dawki spokoju.
Stawiając łapę na gruncie ich tymczasowego miejsca pobytu, ogarnął ją lekki niepokój. Znając życie, nie mogło być idealnie. Nastroszony prędzej czy później da radę się wykaraskać z problemu, bo żaden lis ani wilk tak naprawdę się akurat tutaj nie zjawi, aby go zjeść. Równie dobrze ktoś inny może go znaleźć i uwolnić, a dzieciak poleci do razu na skargę do swojej matki, przez co Zając będzie na nowo musiała usprawiedliwiać się z powodu zbyt wielkiej wiary Tulipanowego Płatka w nieskazitelność swoich pociech.
Wysunęła pazury i w złości wbiła je w ziemię. Nie zamierzała po niego wracać i płaszczyć się, aby z litości zachował tę sytuację dla siebie. Musiała działać spontanicznie, bo krótka chwila, a jej imię rozbrzmi na pyskach wszystkich w klanie i to z negatywnego powodu.
Położyła uszy po sobie i zaczerpnęła głośno powietrza. Zaraz po tym unosiła wzrok i przeleciała nim obecnych wokół niej wojowników. Niemalże natychmiastowo wypatrzyła tę, która była jej najbardziej w tym momencie potrzebna.
Pewnym krokiem zbliżyła się do królowej, posyłając jej niewinny uśmiech. Sama została powitana pogardliwym spojrzeniem, jakby samo jej przybycie zwiastowało coś złego. Niebieskooka wstała, momentalnie górując nad uczennicą.
— Czego chcesz? — spytała opryskliwie, nie dając Zając nawet dojść do słowa. — Gdzie Nastroszony? — wyrzuciła oskarżycielskim tonem, jednocześnie rozglądając się na boki. O Mgiełkę najwyraźniej nie musiała się martwić, bo ta pochłonięta była rozmową z jedną z nowo przybyłych zakał.
— Właśnie w jego temacie przyszłam porozmawiać — oświadczyła ze spokojem, choć cała sytuacja była dla niej na tyle komiczna, że ledwo co powstrzymywała się od parsknięcia śmiechem. — Wychowujesz niedorajdę, a nie przyszłego wojownika — stwierdziła hardo, co spotkało się z lekkim zaskoczeniem ze strony starszej osobniczki.
W końcu vanka starała się zazwyczaj wyrażać z należytym szacunkiem i takie słowa z jej pyska brzmiały niczym najgorsza obelga. Zając uznała sama przed sobą, że koniec z dziecinną niewinnością. Tam, gdzie trzeba, należy zastosować odpowiednie środki, by zawsze uzyskiwać to, co się chce.
— Wypluj to — syknęła, strosząc swój krótki ogonek. — Czyżby zazdrość cię ogarnęła, Zajączku? Spłodzona przez tchórzliwego zdrajcę nie możesz się nawet równać zesłanym przez Gwiezdnych kociętom — wycedziła.
Liliowa uśmiechnęła się. Nie z nią te numeru. Zdążyła już poznać mityczną wiedzę opisującą powstawanie kociąt i doskonale zdawała sobie sprawę, że gadanina kotki to bujda. Sama wierzyła w przodków, ale nie w to, że zabraliby się akurat za kogoś okropnego pokroju Tulipan.
— Oczywiście, ta zazdrość zżera mnie każdego dnia. Ale w temacie twojego niesamowitego syna, to nie wiem, czy płakać, czy się śmiać. Jak na razie wstyd przynosi jedynie tobie i sobie, ale to tylko kwestia czasu, nim zbłaźni nasz cały klan przed innymi — stwierdziła, obserwując z fascynacją zachodzące zmiany w mimice jej rozmówczyni.
— Gdzie on jest? I o co ci chodzi? — wymamrotała, ewidentnie podirytowana. Biała najwyraźniej w końcu trafiła w jej czuły punkt.
— Widziałam go wpierw przy tamtym pieńku. Przyniosłam mu upolowaną mysz do zjedzenia i było dobrze, dopóki nie przyleciał motylek — mruknęła. — Tak, zwykły, trzepoczący skrzydełkami, malutki motylek — podkreśliła. — Twój syn nagle zaczął płakać i krzyczeć, by zabrać to od niego. Wyglądał, jakby zobaczył co najmniej ducha. Chciałam go uspokoić, ale wpadł w jeszcze większą panikę i uciekł przed owadem w tamtą stronę — rzekła, podnosząc łapę i wskazując w odpowiedni kierunek miejsca, w którym zostawiła kocię. — Powodzenia Tulipanowy Płatku w wychowaniu go, bo jak na razie to ja widzę bezużytecznego pasożyta. I nie patrz tak na mnie, uważam, że z Mgiełką radzisz sobie dobrze, ale on? Nic, tylko wstyd — rzekła z żalem. — Spodziewałam się po tobie więcej, wiesz? Ktoś tak wyrafinowany i idealny, a zarazem odpowiedzialny za taką porażkę.
Niebieska nic nie powiedziała. Minęła ją, a gdyby miała dłuższy ogon, to Zając na pewno dostałaby nim po pysku. Z dumą obserwowała, jak rozwścieczona królowa idzie po swoje dziecko. Zapewne ta skaza była zbyt duża jak na duszę kogoś z tak wysokim ego.
<Nastroszony?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz