Spojrzała nerwowo w górę, w stronę mentora. Ten prychnął i zeskoczył w dół i usiadł pod sąsiednim drzewem, jakby dając im miejsce na pokaz, zamiast tego zajmując się zmywaniem błota z rudego futra. Jej modły zostały wysłuchane, ktoś przerwał trening. Ale nie chciała, żeby braciszek narażał się na krzywe spojrzenie jej nauczyciela. I widział jaką porażką jest. Chociaż już to zobaczył, nieprawdaż? Teraz tylko przekona się o tym dokładniej. Jego wiara zostanie zepsuta.
Nie, żeby miała wyjście, terazteraz gdy mentor się odsunął.
— Pomożesz? — mruknęła, patrząc na jego łapy, nie wiedząc, co zrobić.
Braciszek jakby się rozpromienił jak niebo po deszczu. Posłusznie robiła co mówił, z marnymi skutkami. Po kilku próbach i zachętach czarnego, pewnie też wewnętrznej motywacji, by go nie zawieść, udało jej się dostać odrobinę wyżej.
On też się bał, tak powiedział. Więc miała jakieś szanse. Na razie miał więcej cierpliwości niż inne koty.
Jednak gdy znalazła się blisko celu, znów zwątpiła, słysząc za plecami poruszenie się rudego ogona. Spanikowana i wyrwana ze skupienia zsunęła się pierwsze długości. Zaraz zęby chwyciły ją za kark; był to nagły ruch, ale nie bolesny, jak to zwykle bywało. No może w pierwszym uderzeniu serca, przy złapaniu, odrobinkę. Ale braciszek na pewno tego nie chciał. Pomogła mu podciągnąć się wyżej, przynajmniej próbowała, odpychając się łapami od pnia. Udało jej się usiąść obok!
<Nikt?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz