Owocowy Las szedł na wojnę z Klanem Nocy. Tak bardzo nie chciała w
to wierzyć. Tak bardzo pragnęła, by było to snem, a nie rzeczywistością.
Nie chciała śmierci kolejnych bliskich. Nie chciała już więcej
cierpieć. Nie dawała rady. Nic już nie miało sensu. Wytrzymywanie tego
było dla niej piekłem i najgorszą karą. Miała dosyć bania się i czucia
niepokoju. Nigdzie nie czuła się bezpiecznie.
Łzy ściekły po rudych polikach. Patrzyła na wychodzącą z obozu sporą grupę kotów. Byli tam też Lukrecja, Miodunka i Mleczyk. Była przerażona świadomością, że być może ostatni raz widzi ich żywych. Wbiła pazury w ziemię i zaszlochała cicho. Drżąc odeszła w kierunku swojego legowiska. Gdy tylko przekroczyła jego próg, jej nos podrażnił znajomy zapach ziół. Usiadła na swoim posłaniu i zaczęła ugniatać je łapami. Poranek wbił w nią swój wzrok.
— P-Poranku, b-b-bardzo c-cię proszę, zostawisz m-mnie na chwilę s-samą? — wyjąkała swoją prośbę bardzo cicho.
Kremowy kiwnął głową i opuścił legowisko. Nie chciała go wyganiać, ale nie chciała również, by patrzył, jak płacze. Kotka była załamana. Nie dawała rady. Nie miała na nic siły. Nic nie sprawiało jej przyjemności. Wszystko było tylko jedną wielką męczarnią. Życie chciało ją wykończyć.
Wbiła pysk w swoje legowisko i zalała się łzami. Bezsilność niszczyła ją z każdej strony. Nie przeżyje straty kolejnych bliskich. Nie wytrzyma tego. Nie wróci do normalnego stanu. Nigdy nie wygrzebie się z ciągłego smutku, strachu i braku chęci do dalszego życia. Czy powinna była pierwsza zakończyć swoje? Nie była w stanie podjąć teraz jakiejkolwiek decyzji. Zwijała się ze stresu i przerażenia.
— Plusk?
Nawet nie podniosła głowy. Płakała dalej, nie zważając na wołanie. Nie byłaby w stanie nawet otworzyć pyska. Było coraz gorzej.
— Plusk, wszystko w porządku? — kot ponowił pytanie.
Ruda zacisnęła zęby, otworzyła przymknięte oczy i podniosła głowę. Po jej polikach spłynęły kolejne łzy. Jej oczom ukazała się znajoma, niebieskooka szylkretka. Ważka.
Nie była w stanie się odezwać. Nigdy z nikim nie rozmawiała o tym, co ją trapi. Wstydziła się tego. Nie umiałaby o tym porozmawiać. Nie mogłaby o tym mówić. Płaskopyska pokiwała głową, wpatrując się w kotkę.
— Słyszałam, że płakałaś — przyznała, siadając przed nią. — Co się stało? Czy mogę ci jakoś pomóc?
Pamiętała, że po ataku na Bza, to właśnie ona oferowała jej pomoc. Ale wtedy z niej nie skorzystała. Bała się, że to kolejny kot, który chce ją skrzywdzić albo oszukać. Nie wiedziała, jak było naprawdę, ale kotka brzmiała tak miło i dobrze... Plusk nie miała pojęcia, co robić. Zaufać? Zwierzyć się z problemów? Zignorować? Odmówić?
— Wszystko będzie dobrze — zapewniła. — Nie musisz mówić mi, o co chodzi, jeżeli nie chcesz. Możesz dalej płakać, to może pomóc, w końcu wyrzucisz to z siebie.
Położyła głowę na swoich łapach, a w jej oczach ponownie zebrały się łzy. Pociągnęła nosem i otarła poliki łapami. Z trudem podniosła się i usiadła. Kotki popatrzyły sobie w oczy.
— Wszystko się ułoży, zapewniam cię — miauknęła czarna szylkretka.
Łzy ściekły po rudych polikach. Patrzyła na wychodzącą z obozu sporą grupę kotów. Byli tam też Lukrecja, Miodunka i Mleczyk. Była przerażona świadomością, że być może ostatni raz widzi ich żywych. Wbiła pazury w ziemię i zaszlochała cicho. Drżąc odeszła w kierunku swojego legowiska. Gdy tylko przekroczyła jego próg, jej nos podrażnił znajomy zapach ziół. Usiadła na swoim posłaniu i zaczęła ugniatać je łapami. Poranek wbił w nią swój wzrok.
— P-Poranku, b-b-bardzo c-cię proszę, zostawisz m-mnie na chwilę s-samą? — wyjąkała swoją prośbę bardzo cicho.
Kremowy kiwnął głową i opuścił legowisko. Nie chciała go wyganiać, ale nie chciała również, by patrzył, jak płacze. Kotka była załamana. Nie dawała rady. Nie miała na nic siły. Nic nie sprawiało jej przyjemności. Wszystko było tylko jedną wielką męczarnią. Życie chciało ją wykończyć.
Wbiła pysk w swoje legowisko i zalała się łzami. Bezsilność niszczyła ją z każdej strony. Nie przeżyje straty kolejnych bliskich. Nie wytrzyma tego. Nie wróci do normalnego stanu. Nigdy nie wygrzebie się z ciągłego smutku, strachu i braku chęci do dalszego życia. Czy powinna była pierwsza zakończyć swoje? Nie była w stanie podjąć teraz jakiejkolwiek decyzji. Zwijała się ze stresu i przerażenia.
— Plusk?
Nawet nie podniosła głowy. Płakała dalej, nie zważając na wołanie. Nie byłaby w stanie nawet otworzyć pyska. Było coraz gorzej.
— Plusk, wszystko w porządku? — kot ponowił pytanie.
Ruda zacisnęła zęby, otworzyła przymknięte oczy i podniosła głowę. Po jej polikach spłynęły kolejne łzy. Jej oczom ukazała się znajoma, niebieskooka szylkretka. Ważka.
Nie była w stanie się odezwać. Nigdy z nikim nie rozmawiała o tym, co ją trapi. Wstydziła się tego. Nie umiałaby o tym porozmawiać. Nie mogłaby o tym mówić. Płaskopyska pokiwała głową, wpatrując się w kotkę.
— Słyszałam, że płakałaś — przyznała, siadając przed nią. — Co się stało? Czy mogę ci jakoś pomóc?
Pamiętała, że po ataku na Bza, to właśnie ona oferowała jej pomoc. Ale wtedy z niej nie skorzystała. Bała się, że to kolejny kot, który chce ją skrzywdzić albo oszukać. Nie wiedziała, jak było naprawdę, ale kotka brzmiała tak miło i dobrze... Plusk nie miała pojęcia, co robić. Zaufać? Zwierzyć się z problemów? Zignorować? Odmówić?
— Wszystko będzie dobrze — zapewniła. — Nie musisz mówić mi, o co chodzi, jeżeli nie chcesz. Możesz dalej płakać, to może pomóc, w końcu wyrzucisz to z siebie.
Położyła głowę na swoich łapach, a w jej oczach ponownie zebrały się łzy. Pociągnęła nosem i otarła poliki łapami. Z trudem podniosła się i usiadła. Kotki popatrzyły sobie w oczy.
— Wszystko się ułoży, zapewniam cię — miauknęła czarna szylkretka.
Medyczka
westchnęła i przysunęła się bliżej do niebieskookiej. Prawie
podskoczyła, kiedy Ważka otuliła ją swoim ogonem. Była zdumiona.
Tak
bardzo brakowało jej czułości i czyjegoś ciepła. Bez ostatnio dawał jej
go zdecydowanie mniej, niż wcześniej. Uśmiechnęła się lekko zawstydzona
i wysunęła głowę, by oprzeć ją o miękką szyję kotki.
— Dz-dziękuje — zapiszczała, ocierając się o nią i drżąc z emocji.
***
Spędziła
z Ważką jeszcze trochę czasu. Co prawda, nie zwierzyła się jej z
problemów, ale zdecydowanie przeżyła miłe chwile, które zapamięta na
zawsze. Przy kotce poczuła się jakoś swobodniej i pewniej, niż przy
innych kotach. Z czego bardzo się cieszyła, mniej się jąkała.
Jej rozmyślanie o szylkretowej przerwały nagle okrzyki i rozmowy. Czyżby wrócili z wojny?Podniosła się ciężko i zacisnęła zęby. Błagała, by wrócili do obozu żywi.
Tłum kotów stał przy wejściu do obozu. Rozglądała się po nim nerwowo, wypatrując jej dzieci.
Miodunka.
Mleczyk.
Lukrecja.
Wszyscy żyli. Wszyscy byli obecni. Nic im się nie stało. Tak bardzo się cieszyła! Nie będzie przeżywać kolejnej straty. Wrócili. Ważka miała rację. Wszystko skończyło się dobrze. Ruda miała ochotę wyściskać ich wszystkich. Ważkę, Miodunkę, Mleczyk i Lukrecję. Zamachała przyjaźnie ogonem i podbiegła do Miodunki. Otarła się o jej futro i uśmiechnęła. Do jej oczu napłynęły łzy. Łzy szczęścia. Ta radość i uczucie ulgi było niesamowite.
***
Przed akcją na zgromadzeniu i zmianą władzy
Przed akcją na zgromadzeniu i zmianą władzy
Minęło już trochę od bitwy. Miała łapy pełne roboty. Masa kotów była mniej lub bardziej poraniona. Stawiała innych wyżej, niż siebie, gdyż długo zwlekała z opatrzeniem swojego barku. Ból w nim tylko się nasilał.
Kotka podeszła do stosiku i już miała sięgać po właściwie zioła, kiedy przez próg jej legowiska przeszła Maczek. Poskarżyła się na coraz to bardziej uciążliwą chrypę i poprosiła ją o podanie jej ziół. Kiedy tylko skończyła pomagać niebieskiej, w legowisku zjawił się Lśniąca Tęcza.
Bark musiał zaczekać. Musiała mu pomóc.
wyleczeni: Plusk, Maczek, Lśniąca Tęcza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz