BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Po długim oczekiwaniu nowym zastępcą Owocowego Lasu została ogłoszona Sówka. Niestety jest to jedyne pozytywne wydarzenie jakie spotkało społeczność w ostatnim czasie. Jakiś czas po mianowaniu zwiadowczyni stała się rzecz potworna! Cały Owocowy Las obudził się bez śladu głównej medyczki, jej ucznia oraz dwójki rodzeństwa kocura. Zdruzgotana Świergot zgodziła się przejąć rolę medyka, a wybrani stróże – Orzeszek i Puma – są zobowiązani do pomocy jej na tym stanowisku.
Daglezjowa Igła w razie spotkania uciekinkerów wydała rozkaz przegonienia ich z terytorium Owocowego Lasu. Nie wie jednak, że szamanka za jej plecami dyskretnie prosi zaufanych wojowników i zwiadowców, aby każdy ewentualny taki przypadek natychmiastowo zgłaszać do niej. Tylko do niej.
Obóz Owocniaków huczy natomiast od coraz bardziej wstrząsających teorii, co takiego mogło stać się z czwórką zaginionych kotów. Niektórzy już wróżą własnej społeczności upadek.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot u Samotników!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

13 czerwca 2022

Od Plusk

Niedługo po ataku Wiatru na nią

Wiatr zafundował jej atak. Bała się go i uważała za potwora. Wzbudzał w niej grozę. Był zdolny do wszystkiego — skrzywdził ją i jej partnera. Paskudny morderca.
Złapała łapami swój ogon. Nie chciała, by kocięta widziały ją płaczącą. Próbowała opanować emocję.
— Płaczesz? — spytał kremowy kociak, stając naprzeciwko niej.
Widział to. Nie potrafiła ich ukryć. Czuła się jeszcze gorzej.
— N-nie, d-dlaczego tak sądzisz? — wyjąkała, próbując się uśmiechnąć.
— Wyglądasz, jakbyś płakała — stwierdził.
— Dziękuje, że p-pytasz, ale tego nie robię — powiedziała, nieudolnie udając radosną.
— Mhm — mruknął Lukrecja, odchodząc w kierunku reszty kociaków.
Pragnęła, by kociakom było jak najlepiej. Chciała ich szczęścia i uśmiechów, a nie płaczu i żali. Obwiniała się za to wszystko. Nie była dobrą matką.

***

obecnie

Przez jakiś czas było cicho i spokojnie. Wiedziała, że nie potrwa to długo.
Poziomka i Stokrotka zostały znalezione martwe. Kolejne ofiary kaprysu morderców. A może jej ofiary? Właściwie, to tak. Wszystko było jej winą. Nie powstrzymała tego kogoś. W przypadku, gdyby go powstrzymała, wszystko skończyłoby się dobrze. Łzy nie kapałyby teraz na jej kocięta.
— Mamo, nie płacz — miauknęła Miodunka, tuląc się do jej boku.
— Czemu płaczesz? — spytał kremowy arlekin.
— M-m-mamo... — ciągnęła Cyprys.
Plusk miała przed sobą zgraję zaniepokojonych kociąt. Czuła się okropnie. Brzuch bolał ją od burzy negatywnych, splątanych emocji. Wszystko, co mówiła im o swoim stanie, było kłamstwem. Nie było dobrze. Ani trochę.
Nerwowo przełknęła ślinę, po czym schyliła się do Miodunki i liznęła jej głowę.
— N-n-nie przejmujcie się m-mną, jestem zmęczona, n-nic się nie s-stało — wyjąkała, ocierając łzy.
Widziała niepewność w ich oczach. Nie wierzyły jej. Była słabym kłamcą.
Ponownie wybuchając płaczem, skuliła się w kłębek. Dalej czuła dotyk liliowej. Widziała i doceniała fakt, że próbowała ją wesprzeć.
— K-kocham was — szlochała. — P-przepraszam.
Widziała, iż rozumiały niewiele. Widok zdezorientowanych i przestraszonych kociąt rozrywał jej serce. Gdyby potrafiła przestać się przejmować.

***

Trzy wschody słońca później

Nieco ochłonęła po całym zdarzeniu. Bez i kocięta dodały jej otuchy, wywołując na jej pysku pojedyncze uśmiechy. Za małymi promieniami radości wciąż czaiła się obawa o życie i zdrowie bliskich. Czasami dalej miewała koszmary o tym, co stało się na "poszukiwaniu ziół" i zdarzeniu podczas wracania z Klanu Burzy. Leżący w trawie, ledwo zipiący Bez... Nie, nie. Usilnie próbowała przestać myśleć o tym wszystkim. Strach i ciągłe obawy były jak jej cień. Stały się jej częścią. Wcześniej zastanawiała się nad ucieczką od problemów, czyli ucieczką z miejsca, jakim był Owocowy Las, jednak obecnie nie mogła tego zrobić. Miała kociaki, partnera i masę kotów pod opieką. Każdy liczył na jej medyczną pomoc, jednocześnie krzywo na nią patrząc. Nie spała spokojnie z myślą, że jest uważana za kota, który zaatakował Bza. Dalej rozmyślała o Ważce, która zaoferowała jej wsparcie, po tym jak spadła na nią przytłaczająca fala podejrzeń. Była kolejnym pionkiem Wiatru, czy może robiła to szczerze? Nie umiała odpowiedzieć na to pytanie.
— Mamo? — spytał Lukrecja, wybijając rudą z przemyśleń.
— T-tak?
— Możemy wyjść? Chciałbym poznać jakiegoś wojownika — stwierdził. — Niedawno wyszliśmy i było świetnie, więc nie mów, że tam jest niebezpiecznie.
— M-może później, d-dobrze? — powiedziała zmartwiona. Jeszcze tego brakowało.
— Można było się tego spodziewać — mruknął niezadowolony.
Lukrecja był jedynym kociakiem, którego nie mogła zrozumieć. Strach było jej się do tego przyznawać, ale widziała w jego oczach nie niebieskiego, pociesznego kocura, a burego paskudę. W pewnych momentach nawet bała się odpowiedzieć mu dosadniej, jak gdyby obawiała się, iż za nieco marudnym kremowym kociakiem czai się Wiatr.
Za chwilę do Plusk podeszła Miodunka, chwaląc się, jak ogromną znalazła szyszkę.
— Super, prawda? — miauknęła liliowa.
— T-tak, świetna — przyznała Plusk.
Do uszu rudej wpadł dźwięk kroków. Podniosła głowę.
Cholera.
Tego potwora przywiało aż tutaj. Sierść jeżyła się jej na myśl o nim. Wcześniej wszedł, i jak gdyby nigdy nic zafundował jej bliznę.
Położyła głowę, udając, że go nie widziała. Nerwowo wpatrywała się w szyszkę swojej córki, jakby szukała w niej ratunku.
— Plusk, to chyba ktoś do ciebie — odezwała się Jaskółka.
Biedna Jaskółka. Nie miała pojęcia, co zrobił ten "ktoś". Krzywdził bez opamiętania niewinne koty.
Ruda westchnęła, po czym z ogromną niechęcią się podniosła.
— Witaj — rzucił Wiatr.
To ten okropny, udawany i kłamliwy głos. Wbijała pazury w podłoże. Stres ogarnął całe jej ciało.
— W-w-witaj... — wymamrotała.
— Mogłabyś wyjść ze żłobka i ze mną porozmawiać?
Ciernie owinęły jej brzuch. Wtedy było to samo. Miała chęć zapadnięcia się pod ziemię. Łapy się pod nią uginały. Niemal drżała.
— T-t-tak... — wyjąkała, bojąc się reakcji burego. — J-Jaskółko, p-popilnujesz moich k-kociąt? N-niech nie wychodzą ze ż-żłobka.
— W porządku, zajmę się nimi — miauknęła czarna, kiwając głową.
Żółtooka przekroczyła próg żłobka, bojaźliwie drepcząc przy budzącym grozę wojowniku. Szli w ciszy, aż do przybycia na środek obozu. Ruda usiadła, oplatając ogon wokół łap i nerwowo go ugniatając.
— Zrobisz coś dla mnie? — spytał, przysuwając się do kotki.
Na osty i ciernie. To kolejny szantaż? Kolejna pułapka do zniszczenia jej życia? Tak bardzo jej nie cierpiał? Wiedziała, że był zdolny do wszystkiego. Dlaczego miałby nie posunąć się do kolejnej zbrodni?
— Nie bój się tak — mruknął, widząc nieustające napięcie u rudej.
Wlepiła w niego nieufny wzrok. Błagała, by był to tylko sen.
— Chciałem porozmawiać o kociętach — burknął. — Tym razem nic ci nie zrobię, zgoda? Pójdźmy do medycznego legowiska — zaproponował szeptem.
Pod wpływem stresu skinęła głową. Wiedziała, iż nie miał dobrych zamiarów.
— Chodźmy — ponaglił kocur, sunąc do przodu.
Pragnęła uciec. Pakowała się w kolejną zasadzkę. On tylko czekał, aż znowu będzie mógł bawić się jej emocjami.
Dotarli do medycznego legowiska, a bury kazał usiąść jej koło niego. Dobrze znała te paskudne rozkazy.
— Jak mają się te kocięta? — zapytał z wyższością.
— D-dobrze...
— Szkoda — warknął — cieszyłbym się, gdyby miały się źle. Zepsułaś wszystko, puszczając się z tym głuchym łajnem.
— P-przestań... proszę... — wyjąkała, nerwowo przełykając ślinę.
Był okropny. Zdolny do wszystkiego, krwiożerczy potwór. Zniszczy wszystko, co napotka na swojej drodze.
— Co ty tam gadasz? — rzucił bury.
— P-prze-
— Zamknij się. Żadne z nich nie wygląda tak jak ja — syknął. — Każde jest prawie całe białe i wygląda jak on.
Łzy ściekły rudej po polikach. Miała ochotę uciec i zawiadomić każdego, o tym, co robi Wiatr. Ale wiedziała, co stałoby się w momencie ucieczki. Te słowa, rozkazy... To wszystko kończyło się źle. Strach wbijał swoje ogromne pazury w brzuch kotki. Koszmary stawały się realne.
— A dwa wyglądają jak... — zająknął się — Jak Mela — mruknął.
— K-kto to M-Mela...? — spytała Plusk, unikając kontaktu wzrokowego z kocurem. Był czymś wyraźnie zmieszany.
— Nie twój interes, marna medyczko — fuknął, wracając na poprzedni ton.
Nastała chwila ciszy. Kocur ścisnął pazurami podłoże, a jego sierść się zjeżyła. Ogon wściekle trzepał na lewo i prawo, podrzucając kurz. W zielonych, bezlitosnych oczach kocura błysnęły łzy.
Czy on czuł cokolwiek, oprócz ciągłej agresji i wściekłości? Wiatr... Płakał? Ten gbur, który ranił wszystko po kolei? Czy to może kolejna przykrywka i próba manipulacji?
— Zginą. Wszystkie! — syknął przez zęby, ryjąc pazurami w ziemi. — Nie są moje i wyglądają jak ta idiotka. Są tu przez głupi przypadek! Przez twoją bezmyślność!
Świat rudej znowu runął. Cieniutka kra, na której płynęła przez życie, łamała się i łamała. Było coraz gorzej. Straciła Niezapominajkę, Raroga i Jeżynka. Bez prawie zginął, a teraz zginąć miały jej kocięta. Cały świat był przeciwko niej. Każdy się od niej odwrócił. Gdyby tylko nie przyprowadziła tutaj tego gnoja, wszystko potoczyłoby się inaczej. Kto wie, może radośnie pomagałaby kotom z Owocowego Lasu i nie martwiła się o to, czy nadejdzie jutro? Dlaczego los uwziął się akurat na nią? Skały nieszczęść spadały na nią i przygniatały ją nieustannym stresem. Czym zawiniła?
— W...W-Wietrze, b-b-błagam... Przestań mnie sz-szantażować w-wszystkim... ch-chciałabym ż-żyć n-n-... n-normalnie... — szlochała, stając naprzeciwko kocura.
— Oczekujesz zbyt wiele — stwierdził bezdusznie. — Życie nie jest sprawiedliwe. Dopiero teraz to zrozumiałaś?
— N-n-nie p-pozwolę n-na śmierć m-moich kociąt... — wyjąkała, dławiąc się płaczem.
— Chcesz pójść na kompromis i zrobić coś dla mnie?
Ruda ponownie wplątywała się w sidła szantażu. Wiedziała, że wymyśli coś okropnego.
Kocur wstał i usiadł bliżej kotki. Objął ogonem swoje łapy.
— Jeśli zrobisz to, czego będę chciał, kociętom nic się nie stanie. W momencie kiedy odmówisz, albo nie wypełnisz zadania — kocięta znikną i nigdy nie wrócą. Masz na to czas do następnego zachodu słońca.
Łzy kapały, a pazury nerwowo ugniatały ogon. Bała się. Cholernie. Z szantażu na szantaż wymyślał coraz bardziej przerażające rzeczy.
— Zabij Błysk — szepnął kotce do ucha. — Przeszkadza nam obojga, racja? — miauknął z diabelskim uśmiechem.
Jej serce zaczęło bić z ogromną szybkością. Miała zamordować liderkę? Czy on upadł na głowę? Miała stać się kolejnym morderczym pionkiem Wiatru? Łatka mordercy zostałaby do niej przyszyta na stałe. Nie sądziła, że kiedykolwiek sama skrzywdzi jakiegoś kota. Miała pozbawić życia Błysk? Nikt już nie czułby się przy niej bezpiecznie. Kto wie, może pomyśleliby, że to ona jest odpowiedzialna za śmierć każdego kota?
Drżała. Zszokowana wpatrywała się w zielone, paskudne ślipia, źródła szantażu.
— To co? Mam się zaopiekować kociętami? — warknął złośliwie.
— W-Wietrze, j-ja nie wiem, jak się walczy...
— Trudno, poradzisz sobie, albo nie — stwierdził. — Błysk jest stara.
— Czy m-mogę zrobić coś innego...? — spytała przerażona. Nie wyobrażała sobie od tak, pójścia do Błysk i zamordowania jej.
— Nie — rzucił bez zawahania się. — Nie chcesz, to zajmę się kociętami — dodał i ruszył do wyjścia z medycznego legowiska.
— B-błagam, z-zostaw je... — szlochała okropnie, podbiegając do kocura.
— Zrób to, co ci mówię, a będą bezpieczne.
— S-s-spróbuję... ale błagam, n-nie rób im n-nic...
— Świetnie, masz czas do następnego zachodu słońca — rzekł, uśmiechając się zdradliwie, po czym wyszedł.
Plusk ponownie zalała się płaczem. Topiła się w rzece łez i strachu. Co jeśli się nie uda, a kociętom stanie się krzywda? Nie wybaczy sobie. To było ogromnym wyzwaniem, w które została wrzucona momentalnie. Jak będzie funkcjonował Owocowy Las? W co jeszcze wplącze ją ten paskuda? Miała dość wszystkiego. 

***

Nie myślała już o niczym innym. Na wszystko przytakiwała i nie myślała trzeźwo. Czuła się oddzielona od świata. Cały dzień nieprzytomnie wpatrywała się w bawiące kocięta, unikając jakiegokolwiek kontaktu ze światem poza żłobkiem. Wiedziała jednak, że ten moment musi nadejść, jeśli zależy jej na bezpieczeństwie kociąt. Słońce było już wysoko, czas mijał. Była przerażona.
Kocięta po długich i intensywnych zabawach usnęły. 
— J-Jaskółko, czy byłoby dla ciebie problemem popilnowanie moich kociąt? M-muszę znaleźć brakujące zioła — miauknęła, nerwowo wstając.
— Chętnie ich popilnuje — odpowiedziała.
Ruda wyszła z kociarni i niespokojnie rozejrzała się po obozowisku. Błysk nie było na horyzoncie. 
Plusk czuła się, jakby zaraz miała się przewrócić. Stres wiercił jej dziurę w brzuchu. 
Z ogromną niechęcią zaczęła iść w kierunku legowiska liderki. 
Kiedy weszła do środka, nie była w stanie spojrzeć jej w oczy. 
— W-Witaj Błysk — miauknęła ruda, próbując zamaskować stres. 
— Witaj, Plusk — odpowiedziała bura.
— Chciałabym p-porozmawiać z tobą o m-moim treningu w Klanie Burzy... — ciągnęła. — Wyszłabyś ze mną na spacer?
— Nie wolisz porozmawiać tutaj?
— Muszę przy okazji znaleźć parę b-brakujących ziół i z-zastanawiałam się czy możemy to z-zrobić za jednym razem...
— Och, rozumiem — miauknęła i podniosła się z trudem.
Szły w ciszy przez obóz. Plusk nieustannie błądziła myślami wokół "zlecenia" Wiatru. Nie była w stanie patrzeć na to bure futro. W te nieświadome, zmęczone żółte ślipia. Po raz ostatni widziała ją w takim stanie. Miała uczucie, że zaraz upadnie niedoszła medyczka, a nie liderka. Niemal trzęsła się ze stresu. Teraz była jej kolej na stanie się kotem jak Wiatr. Nie chciała być taka jak on. Wiedziała jednak, iż zaraz to nastąpi. Pozbawi życia Błysk. A co jeśli się jej nie uda i to bura ją skrzywdzi? Każda z tych myśli doprowadzała ją do paniki.
Strzepnęła ogonem i westchnęła.
— Błysk, sądzisz, że powinnam dalej trenować w Klanie Burzy? — spytała o pierwszą rzecz, która nasunęła się jej na myśl.
— Hm... Uważam, że wiesz naprawdę dużo.
— Wiśniowa Iskra mówiła mi t-to samo, ale ja nie czuję się n-na siłach... 
— Doceniam twoje starania, Plusk — przyznała. — Ja też staram się, by w Owocowym Lesie było jak najlepiej, ale nie każdy to widzi — westchnęła.
Błysk brzmiała w tym momencie naprawdę dobrze. Naprawdę się starała? Ruda odniosła wrażenie, iż nie zależy jej na nim. Wszystko to było trudną i ciężką do zrozumienia plątaniną zdań. A może niezrozumienie było spowodowane tym, co miało zdarzyć się za chwilę? 
Plusk czuła coraz większy stres. Nerwowo wpatrywała się, a to w swoje łapy, a to w kierunku obozu. Czekała na odpowiedni moment, którego nie było. 
— B-Błysk, z-zerknę z-za ten krzak, może jest tam roślina, którą potrzebuje — oznajmiła medyczka.
— W porządku — odpowiedziała liderka, idąc powolnym krokiem naprzód.
Ruda potrzebowała rozładować napięcie. Stanęła przy pierwszym lepszym krzewie, udając, że szuka ziół. Czuła się okropnie. Bała się ataku. 
Westchnęła ciężko i zaczęła wypatrywać się w ruchu burej. Siedziała, wlepiając wzrok w obóz.
— Owocowy Las ma ciężką przeszłość — mruknęła. — Jestem zmęczona tym wszystkim.
To odpowiedni moment.
Plusk napięła mięśnie i wbiła pazury w ziemię. Nerwowo strzepnęła ogonem.
Teraz!
Skoczyła, a jej pazury pędziły w kierunku barków burej. Ścisnęły je i szarpnęły. Kotka pod wpływem ciężaru upadła boleśnie na ziemię. Szpony rudej zaczęły uciskać białą klatkę piersiową.
— Co ty robisz?! — syknęła Błysk, wściekle próbując wydostać się z objęć.
Żadna odpowiedź nie była w tym momencie odpowiednia. Przez moment nie uwagi, pazury burej znalazły się na szyi Plusk. Pod wpływem wzajemnych uścisków, kotki poturlały się kawałek dalej, tworząc kolorowy, wściekły wir. 
— Jesteś potworem — warknęła chrapliwie liderka. — Paskudnym!
W tym samym momencie kły medyczki zacisnęły się na białej szyi. Z posiwiałego pyska wydostał się agonalny krzyk. Tylne łapy dziko pręgowanej kotki kopały brzuch dawnej pieszczoszki, a przednie wbijały pazury w jej barki. Dziąsła rudej drżały. Metaliczny posmak bordowego płynu drażnił jej język.
Stała się taka sama, jak Wiatr. Skrzywdziła niewinnego kota. Pierwszy raz dopuściła się tak okropnego czynu.
Do jej oczu napłynęły łzy. Kiedy zdała sobie sprawę z wszystkiego, co stało się przed chwilą, puściła szyję Błysk.
Żółte oczy patrzyły na nią z pogardą i wściekłością. Bezradne, bure ciało leżało na mokrej trawie.
Cichym, bojaźliwym krokiem podeszła do kotki i ostrożnie położyła łapę na jej brzuchu. Nie dawała oznak życia.
Na twarz rudej wdarł się przeraźliwy płacz. Zrobiła to.
— B... B... B-Błysk, j-ja... p-przepraszam-m... — wyjąkała, kuląc się obok ciała. — N-n-nie chciałam... j-ja...
Nie mogła dłużej na nią patrzeć. Nie po tym, co zrobiła.
Błysk nie walczyła dobrze. Nie była dobrą liderką. Nie panowała nad Owocowym Lasem i pozwalała na masowe śmierci kotów. To przez nią ginęły koty.
Burza emocji uderzała piorunami w myśli medyczki. Nie wiedziała, co o sobie myśleć. Złość mieszała się ze smutkiem i bezradnością. Zrobiła słusznie, czy też nie?
Koniec. Wróci do obozowiska. Cokolwiek zrobią z nią konsekwencje. Bezsilność. Poddała się szantażowi.

***

Była coraz bliżej obozowiska. Gbur, diabelsko szczęśliwy siedział na krańcu obozu. Okropny gnój. Rozedrze go na strzępy!
— Dostałeś to, czego chciałeś! — wysyczała, przyśpieszając kroku.
— Do twarzy ci w czerwieni — mruknął, podchodząc bliżej. — Nie sądziłem, że naprawdę to zrobisz. Dziękuję za przybliżenie mi drogi do władzy.
Teraz, była świadoma swojej siły. Wbiła szpony w ziemię, najeżając sierść.
— Skończysz tak samo jak ona, gnoju — warknęła, trzepiąc ogonem.
Dotychczas obca jej emocja ogarnęła jej umysł. Czysty gniew. Wraz z odejściem Błysk, odeszła bojaźliwa Plusk. Powie wszystkim, co zrobił. Już dawno powinien gryźć piach.
W tym samym momencie zdała sobie sprawę z tego, iż wszystkie koty zobaczą ją w takim stanie. Jej serce zaczęło bić w ogromnie szybkim tempie. Co jeśli zemszczą się za odebranie życia liderowi? Cholera.

[przyznano 15%]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz