BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Straszliwy potwór, który terroryzował społeczność w końcu został pokonany. Owocniaki nareszcie mogą odetchnąć bez groźby w postaci szponów sępa nad swoimi głowami. Nie obeszło się jednak bez strat – oprócz wielu rannych, życie w walce z ptakiem stracili Maślak, Skałka, Listek oraz Ślimak. Od tamtej pory życie toczy się spokojnie, po malutku... No, prawie. Jednego z poranków wszystkich obudziła kłótnia Ambrowiec i Chrząszcza, kończąca się prośbą tej pierwszej w stronę liderki, by Sówka wygnała jej okropnego partnera. Stróżka nie spodziewała się jednak, że końcowo to ona stanie się wygnańcem. Zwyzywała przywódczynię i zabrała ze sobą trójkę swych bliskich, odchodząc w nieznane. Na szczęście luki szybko zapełniły się dzięki kociakom, które odnalazły dwa patrole – żłobek pęka w szwach ku uciesze królowej Kajzerki i lekkim zmartwieniu rządzących. Gęb bowiem przybywa, a zwierzyny ubywa...

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Klifu!
(dwa wolne miejsca!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Zmiana pory roku już 26 października, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

13 czerwca 2022

Od Plusk

Niedługo po ataku Wiatru na nią

Wiatr zafundował jej atak. Bała się go i uważała za potwora. Wzbudzał w niej grozę. Był zdolny do wszystkiego — skrzywdził ją i jej partnera. Paskudny morderca.
Złapała łapami swój ogon. Nie chciała, by kocięta widziały ją płaczącą. Próbowała opanować emocję.
— Płaczesz? — spytał kremowy kociak, stając naprzeciwko niej.
Widział to. Nie potrafiła ich ukryć. Czuła się jeszcze gorzej.
— N-nie, d-dlaczego tak sądzisz? — wyjąkała, próbując się uśmiechnąć.
— Wyglądasz, jakbyś płakała — stwierdził.
— Dziękuje, że p-pytasz, ale tego nie robię — powiedziała, nieudolnie udając radosną.
— Mhm — mruknął Lukrecja, odchodząc w kierunku reszty kociaków.
Pragnęła, by kociakom było jak najlepiej. Chciała ich szczęścia i uśmiechów, a nie płaczu i żali. Obwiniała się za to wszystko. Nie była dobrą matką.

***

obecnie

Przez jakiś czas było cicho i spokojnie. Wiedziała, że nie potrwa to długo.
Poziomka i Stokrotka zostały znalezione martwe. Kolejne ofiary kaprysu morderców. A może jej ofiary? Właściwie, to tak. Wszystko było jej winą. Nie powstrzymała tego kogoś. W przypadku, gdyby go powstrzymała, wszystko skończyłoby się dobrze. Łzy nie kapałyby teraz na jej kocięta.
— Mamo, nie płacz — miauknęła Miodunka, tuląc się do jej boku.
— Czemu płaczesz? — spytał kremowy arlekin.
— M-m-mamo... — ciągnęła Cyprys.
Plusk miała przed sobą zgraję zaniepokojonych kociąt. Czuła się okropnie. Brzuch bolał ją od burzy negatywnych, splątanych emocji. Wszystko, co mówiła im o swoim stanie, było kłamstwem. Nie było dobrze. Ani trochę.
Nerwowo przełknęła ślinę, po czym schyliła się do Miodunki i liznęła jej głowę.
— N-n-nie przejmujcie się m-mną, jestem zmęczona, n-nic się nie s-stało — wyjąkała, ocierając łzy.
Widziała niepewność w ich oczach. Nie wierzyły jej. Była słabym kłamcą.
Ponownie wybuchając płaczem, skuliła się w kłębek. Dalej czuła dotyk liliowej. Widziała i doceniała fakt, że próbowała ją wesprzeć.
— K-kocham was — szlochała. — P-przepraszam.
Widziała, iż rozumiały niewiele. Widok zdezorientowanych i przestraszonych kociąt rozrywał jej serce. Gdyby potrafiła przestać się przejmować.

***

Trzy wschody słońca później

Nieco ochłonęła po całym zdarzeniu. Bez i kocięta dodały jej otuchy, wywołując na jej pysku pojedyncze uśmiechy. Za małymi promieniami radości wciąż czaiła się obawa o życie i zdrowie bliskich. Czasami dalej miewała koszmary o tym, co stało się na "poszukiwaniu ziół" i zdarzeniu podczas wracania z Klanu Burzy. Leżący w trawie, ledwo zipiący Bez... Nie, nie. Usilnie próbowała przestać myśleć o tym wszystkim. Strach i ciągłe obawy były jak jej cień. Stały się jej częścią. Wcześniej zastanawiała się nad ucieczką od problemów, czyli ucieczką z miejsca, jakim był Owocowy Las, jednak obecnie nie mogła tego zrobić. Miała kociaki, partnera i masę kotów pod opieką. Każdy liczył na jej medyczną pomoc, jednocześnie krzywo na nią patrząc. Nie spała spokojnie z myślą, że jest uważana za kota, który zaatakował Bza. Dalej rozmyślała o Ważce, która zaoferowała jej wsparcie, po tym jak spadła na nią przytłaczająca fala podejrzeń. Była kolejnym pionkiem Wiatru, czy może robiła to szczerze? Nie umiała odpowiedzieć na to pytanie.
— Mamo? — spytał Lukrecja, wybijając rudą z przemyśleń.
— T-tak?
— Możemy wyjść? Chciałbym poznać jakiegoś wojownika — stwierdził. — Niedawno wyszliśmy i było świetnie, więc nie mów, że tam jest niebezpiecznie.
— M-może później, d-dobrze? — powiedziała zmartwiona. Jeszcze tego brakowało.
— Można było się tego spodziewać — mruknął niezadowolony.
Lukrecja był jedynym kociakiem, którego nie mogła zrozumieć. Strach było jej się do tego przyznawać, ale widziała w jego oczach nie niebieskiego, pociesznego kocura, a burego paskudę. W pewnych momentach nawet bała się odpowiedzieć mu dosadniej, jak gdyby obawiała się, iż za nieco marudnym kremowym kociakiem czai się Wiatr.
Za chwilę do Plusk podeszła Miodunka, chwaląc się, jak ogromną znalazła szyszkę.
— Super, prawda? — miauknęła liliowa.
— T-tak, świetna — przyznała Plusk.
Do uszu rudej wpadł dźwięk kroków. Podniosła głowę.
Cholera.
Tego potwora przywiało aż tutaj. Sierść jeżyła się jej na myśl o nim. Wcześniej wszedł, i jak gdyby nigdy nic zafundował jej bliznę.
Położyła głowę, udając, że go nie widziała. Nerwowo wpatrywała się w szyszkę swojej córki, jakby szukała w niej ratunku.
— Plusk, to chyba ktoś do ciebie — odezwała się Jaskółka.
Biedna Jaskółka. Nie miała pojęcia, co zrobił ten "ktoś". Krzywdził bez opamiętania niewinne koty.
Ruda westchnęła, po czym z ogromną niechęcią się podniosła.
— Witaj — rzucił Wiatr.
To ten okropny, udawany i kłamliwy głos. Wbijała pazury w podłoże. Stres ogarnął całe jej ciało.
— W-w-witaj... — wymamrotała.
— Mogłabyś wyjść ze żłobka i ze mną porozmawiać?
Ciernie owinęły jej brzuch. Wtedy było to samo. Miała chęć zapadnięcia się pod ziemię. Łapy się pod nią uginały. Niemal drżała.
— T-t-tak... — wyjąkała, bojąc się reakcji burego. — J-Jaskółko, p-popilnujesz moich k-kociąt? N-niech nie wychodzą ze ż-żłobka.
— W porządku, zajmę się nimi — miauknęła czarna, kiwając głową.
Żółtooka przekroczyła próg żłobka, bojaźliwie drepcząc przy budzącym grozę wojowniku. Szli w ciszy, aż do przybycia na środek obozu. Ruda usiadła, oplatając ogon wokół łap i nerwowo go ugniatając.
— Zrobisz coś dla mnie? — spytał, przysuwając się do kotki.
Na osty i ciernie. To kolejny szantaż? Kolejna pułapka do zniszczenia jej życia? Tak bardzo jej nie cierpiał? Wiedziała, że był zdolny do wszystkiego. Dlaczego miałby nie posunąć się do kolejnej zbrodni?
— Nie bój się tak — mruknął, widząc nieustające napięcie u rudej.
Wlepiła w niego nieufny wzrok. Błagała, by był to tylko sen.
— Chciałem porozmawiać o kociętach — burknął. — Tym razem nic ci nie zrobię, zgoda? Pójdźmy do medycznego legowiska — zaproponował szeptem.
Pod wpływem stresu skinęła głową. Wiedziała, iż nie miał dobrych zamiarów.
— Chodźmy — ponaglił kocur, sunąc do przodu.
Pragnęła uciec. Pakowała się w kolejną zasadzkę. On tylko czekał, aż znowu będzie mógł bawić się jej emocjami.
Dotarli do medycznego legowiska, a bury kazał usiąść jej koło niego. Dobrze znała te paskudne rozkazy.
— Jak mają się te kocięta? — zapytał z wyższością.
— D-dobrze...
— Szkoda — warknął — cieszyłbym się, gdyby miały się źle. Zepsułaś wszystko, puszczając się z tym głuchym łajnem.
— P-przestań... proszę... — wyjąkała, nerwowo przełykając ślinę.
Był okropny. Zdolny do wszystkiego, krwiożerczy potwór. Zniszczy wszystko, co napotka na swojej drodze.
— Co ty tam gadasz? — rzucił bury.
— P-prze-
— Zamknij się. Żadne z nich nie wygląda tak jak ja — syknął. — Każde jest prawie całe białe i wygląda jak on.
Łzy ściekły rudej po polikach. Miała ochotę uciec i zawiadomić każdego, o tym, co robi Wiatr. Ale wiedziała, co stałoby się w momencie ucieczki. Te słowa, rozkazy... To wszystko kończyło się źle. Strach wbijał swoje ogromne pazury w brzuch kotki. Koszmary stawały się realne.
— A dwa wyglądają jak... — zająknął się — Jak Mela — mruknął.
— K-kto to M-Mela...? — spytała Plusk, unikając kontaktu wzrokowego z kocurem. Był czymś wyraźnie zmieszany.
— Nie twój interes, marna medyczko — fuknął, wracając na poprzedni ton.
Nastała chwila ciszy. Kocur ścisnął pazurami podłoże, a jego sierść się zjeżyła. Ogon wściekle trzepał na lewo i prawo, podrzucając kurz. W zielonych, bezlitosnych oczach kocura błysnęły łzy.
Czy on czuł cokolwiek, oprócz ciągłej agresji i wściekłości? Wiatr... Płakał? Ten gbur, który ranił wszystko po kolei? Czy to może kolejna przykrywka i próba manipulacji?
— Zginą. Wszystkie! — syknął przez zęby, ryjąc pazurami w ziemi. — Nie są moje i wyglądają jak ta idiotka. Są tu przez głupi przypadek! Przez twoją bezmyślność!
Świat rudej znowu runął. Cieniutka kra, na której płynęła przez życie, łamała się i łamała. Było coraz gorzej. Straciła Niezapominajkę, Raroga i Jeżynka. Bez prawie zginął, a teraz zginąć miały jej kocięta. Cały świat był przeciwko niej. Każdy się od niej odwrócił. Gdyby tylko nie przyprowadziła tutaj tego gnoja, wszystko potoczyłoby się inaczej. Kto wie, może radośnie pomagałaby kotom z Owocowego Lasu i nie martwiła się o to, czy nadejdzie jutro? Dlaczego los uwziął się akurat na nią? Skały nieszczęść spadały na nią i przygniatały ją nieustannym stresem. Czym zawiniła?
— W...W-Wietrze, b-b-błagam... Przestań mnie sz-szantażować w-wszystkim... ch-chciałabym ż-żyć n-n-... n-normalnie... — szlochała, stając naprzeciwko kocura.
— Oczekujesz zbyt wiele — stwierdził bezdusznie. — Życie nie jest sprawiedliwe. Dopiero teraz to zrozumiałaś?
— N-n-nie p-pozwolę n-na śmierć m-moich kociąt... — wyjąkała, dławiąc się płaczem.
— Chcesz pójść na kompromis i zrobić coś dla mnie?
Ruda ponownie wplątywała się w sidła szantażu. Wiedziała, że wymyśli coś okropnego.
Kocur wstał i usiadł bliżej kotki. Objął ogonem swoje łapy.
— Jeśli zrobisz to, czego będę chciał, kociętom nic się nie stanie. W momencie kiedy odmówisz, albo nie wypełnisz zadania — kocięta znikną i nigdy nie wrócą. Masz na to czas do następnego zachodu słońca.
Łzy kapały, a pazury nerwowo ugniatały ogon. Bała się. Cholernie. Z szantażu na szantaż wymyślał coraz bardziej przerażające rzeczy.
— Zabij Błysk — szepnął kotce do ucha. — Przeszkadza nam obojga, racja? — miauknął z diabelskim uśmiechem.
Jej serce zaczęło bić z ogromną szybkością. Miała zamordować liderkę? Czy on upadł na głowę? Miała stać się kolejnym morderczym pionkiem Wiatru? Łatka mordercy zostałaby do niej przyszyta na stałe. Nie sądziła, że kiedykolwiek sama skrzywdzi jakiegoś kota. Miała pozbawić życia Błysk? Nikt już nie czułby się przy niej bezpiecznie. Kto wie, może pomyśleliby, że to ona jest odpowiedzialna za śmierć każdego kota?
Drżała. Zszokowana wpatrywała się w zielone, paskudne ślipia, źródła szantażu.
— To co? Mam się zaopiekować kociętami? — warknął złośliwie.
— W-Wietrze, j-ja nie wiem, jak się walczy...
— Trudno, poradzisz sobie, albo nie — stwierdził. — Błysk jest stara.
— Czy m-mogę zrobić coś innego...? — spytała przerażona. Nie wyobrażała sobie od tak, pójścia do Błysk i zamordowania jej.
— Nie — rzucił bez zawahania się. — Nie chcesz, to zajmę się kociętami — dodał i ruszył do wyjścia z medycznego legowiska.
— B-błagam, z-zostaw je... — szlochała okropnie, podbiegając do kocura.
— Zrób to, co ci mówię, a będą bezpieczne.
— S-s-spróbuję... ale błagam, n-nie rób im n-nic...
— Świetnie, masz czas do następnego zachodu słońca — rzekł, uśmiechając się zdradliwie, po czym wyszedł.
Plusk ponownie zalała się płaczem. Topiła się w rzece łez i strachu. Co jeśli się nie uda, a kociętom stanie się krzywda? Nie wybaczy sobie. To było ogromnym wyzwaniem, w które została wrzucona momentalnie. Jak będzie funkcjonował Owocowy Las? W co jeszcze wplącze ją ten paskuda? Miała dość wszystkiego. 

***

Nie myślała już o niczym innym. Na wszystko przytakiwała i nie myślała trzeźwo. Czuła się oddzielona od świata. Cały dzień nieprzytomnie wpatrywała się w bawiące kocięta, unikając jakiegokolwiek kontaktu ze światem poza żłobkiem. Wiedziała jednak, że ten moment musi nadejść, jeśli zależy jej na bezpieczeństwie kociąt. Słońce było już wysoko, czas mijał. Była przerażona.
Kocięta po długich i intensywnych zabawach usnęły. 
— J-Jaskółko, czy byłoby dla ciebie problemem popilnowanie moich kociąt? M-muszę znaleźć brakujące zioła — miauknęła, nerwowo wstając.
— Chętnie ich popilnuje — odpowiedziała.
Ruda wyszła z kociarni i niespokojnie rozejrzała się po obozowisku. Błysk nie było na horyzoncie. 
Plusk czuła się, jakby zaraz miała się przewrócić. Stres wiercił jej dziurę w brzuchu. 
Z ogromną niechęcią zaczęła iść w kierunku legowiska liderki. 
Kiedy weszła do środka, nie była w stanie spojrzeć jej w oczy. 
— W-Witaj Błysk — miauknęła ruda, próbując zamaskować stres. 
— Witaj, Plusk — odpowiedziała bura.
— Chciałabym p-porozmawiać z tobą o m-moim treningu w Klanie Burzy... — ciągnęła. — Wyszłabyś ze mną na spacer?
— Nie wolisz porozmawiać tutaj?
— Muszę przy okazji znaleźć parę b-brakujących ziół i z-zastanawiałam się czy możemy to z-zrobić za jednym razem...
— Och, rozumiem — miauknęła i podniosła się z trudem.
Szły w ciszy przez obóz. Plusk nieustannie błądziła myślami wokół "zlecenia" Wiatru. Nie była w stanie patrzeć na to bure futro. W te nieświadome, zmęczone żółte ślipia. Po raz ostatni widziała ją w takim stanie. Miała uczucie, że zaraz upadnie niedoszła medyczka, a nie liderka. Niemal trzęsła się ze stresu. Teraz była jej kolej na stanie się kotem jak Wiatr. Nie chciała być taka jak on. Wiedziała jednak, iż zaraz to nastąpi. Pozbawi życia Błysk. A co jeśli się jej nie uda i to bura ją skrzywdzi? Każda z tych myśli doprowadzała ją do paniki.
Strzepnęła ogonem i westchnęła.
— Błysk, sądzisz, że powinnam dalej trenować w Klanie Burzy? — spytała o pierwszą rzecz, która nasunęła się jej na myśl.
— Hm... Uważam, że wiesz naprawdę dużo.
— Wiśniowa Iskra mówiła mi t-to samo, ale ja nie czuję się n-na siłach... 
— Doceniam twoje starania, Plusk — przyznała. — Ja też staram się, by w Owocowym Lesie było jak najlepiej, ale nie każdy to widzi — westchnęła.
Błysk brzmiała w tym momencie naprawdę dobrze. Naprawdę się starała? Ruda odniosła wrażenie, iż nie zależy jej na nim. Wszystko to było trudną i ciężką do zrozumienia plątaniną zdań. A może niezrozumienie było spowodowane tym, co miało zdarzyć się za chwilę? 
Plusk czuła coraz większy stres. Nerwowo wpatrywała się, a to w swoje łapy, a to w kierunku obozu. Czekała na odpowiedni moment, którego nie było. 
— B-Błysk, z-zerknę z-za ten krzak, może jest tam roślina, którą potrzebuje — oznajmiła medyczka.
— W porządku — odpowiedziała liderka, idąc powolnym krokiem naprzód.
Ruda potrzebowała rozładować napięcie. Stanęła przy pierwszym lepszym krzewie, udając, że szuka ziół. Czuła się okropnie. Bała się ataku. 
Westchnęła ciężko i zaczęła wypatrywać się w ruchu burej. Siedziała, wlepiając wzrok w obóz.
— Owocowy Las ma ciężką przeszłość — mruknęła. — Jestem zmęczona tym wszystkim.
To odpowiedni moment.
Plusk napięła mięśnie i wbiła pazury w ziemię. Nerwowo strzepnęła ogonem.
Teraz!
Skoczyła, a jej pazury pędziły w kierunku barków burej. Ścisnęły je i szarpnęły. Kotka pod wpływem ciężaru upadła boleśnie na ziemię. Szpony rudej zaczęły uciskać białą klatkę piersiową.
— Co ty robisz?! — syknęła Błysk, wściekle próbując wydostać się z objęć.
Żadna odpowiedź nie była w tym momencie odpowiednia. Przez moment nie uwagi, pazury burej znalazły się na szyi Plusk. Pod wpływem wzajemnych uścisków, kotki poturlały się kawałek dalej, tworząc kolorowy, wściekły wir. 
— Jesteś potworem — warknęła chrapliwie liderka. — Paskudnym!
W tym samym momencie kły medyczki zacisnęły się na białej szyi. Z posiwiałego pyska wydostał się agonalny krzyk. Tylne łapy dziko pręgowanej kotki kopały brzuch dawnej pieszczoszki, a przednie wbijały pazury w jej barki. Dziąsła rudej drżały. Metaliczny posmak bordowego płynu drażnił jej język.
Stała się taka sama, jak Wiatr. Skrzywdziła niewinnego kota. Pierwszy raz dopuściła się tak okropnego czynu.
Do jej oczu napłynęły łzy. Kiedy zdała sobie sprawę z wszystkiego, co stało się przed chwilą, puściła szyję Błysk.
Żółte oczy patrzyły na nią z pogardą i wściekłością. Bezradne, bure ciało leżało na mokrej trawie.
Cichym, bojaźliwym krokiem podeszła do kotki i ostrożnie położyła łapę na jej brzuchu. Nie dawała oznak życia.
Na twarz rudej wdarł się przeraźliwy płacz. Zrobiła to.
— B... B... B-Błysk, j-ja... p-przepraszam-m... — wyjąkała, kuląc się obok ciała. — N-n-nie chciałam... j-ja...
Nie mogła dłużej na nią patrzeć. Nie po tym, co zrobiła.
Błysk nie walczyła dobrze. Nie była dobrą liderką. Nie panowała nad Owocowym Lasem i pozwalała na masowe śmierci kotów. To przez nią ginęły koty.
Burza emocji uderzała piorunami w myśli medyczki. Nie wiedziała, co o sobie myśleć. Złość mieszała się ze smutkiem i bezradnością. Zrobiła słusznie, czy też nie?
Koniec. Wróci do obozowiska. Cokolwiek zrobią z nią konsekwencje. Bezsilność. Poddała się szantażowi.

***

Była coraz bliżej obozowiska. Gbur, diabelsko szczęśliwy siedział na krańcu obozu. Okropny gnój. Rozedrze go na strzępy!
— Dostałeś to, czego chciałeś! — wysyczała, przyśpieszając kroku.
— Do twarzy ci w czerwieni — mruknął, podchodząc bliżej. — Nie sądziłem, że naprawdę to zrobisz. Dziękuję za przybliżenie mi drogi do władzy.
Teraz, była świadoma swojej siły. Wbiła szpony w ziemię, najeżając sierść.
— Skończysz tak samo jak ona, gnoju — warknęła, trzepiąc ogonem.
Dotychczas obca jej emocja ogarnęła jej umysł. Czysty gniew. Wraz z odejściem Błysk, odeszła bojaźliwa Plusk. Powie wszystkim, co zrobił. Już dawno powinien gryźć piach.
W tym samym momencie zdała sobie sprawę z tego, iż wszystkie koty zobaczą ją w takim stanie. Jej serce zaczęło bić w ogromnie szybkim tempie. Co jeśli zemszczą się za odebranie życia liderowi? Cholera.

[przyznano 15%]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz