Dzieci Miodowego Obłoku piszczały w żłobku, podczas gdy Szept siedziała znudzona. Maluchy nie miały jeszcze nawet księżyca, więc nie mówiły jakoś płynnie. Nagle jej żołądek zaburczał. Od razu podeszła do matki Splotki, po czym dotknęła swój brzuch, a następnie wskazała głową wyjście ze żłobka. Starsza niemal od razu odpowiedziała na jej pytanie:
- Możesz iść po jedzenie, ale mi i Miodowemu Obłokowi też coś przynieś. Najlepiej duże i jak najsmaczniejsze! A no i świeże!
Przybranej córce Orzechowego Futra dwa razy nie trzeba było tej informacji powtarzać. Szybko pomknęła do wyjścia i już niedługo potem znalazła się przy stosie ze zwierzyną. Od razu zaczęła szukać czegoś smacznego. Dość szybko dostrzegła leżącego na boku sterty dużego i pulchnego białego królika. Widać było, że dopiero został przyniesiony. Kotka spojrzała na niego jeszcze raz i po chwili odsunęła się o krok z obrzydzeniem oraz lekkim syknięciem. Z pyszczka martwego zwierzątka powoli wyciekała na ziemię piana. Od razu uznała, że coś z nim jest nie tak i że nie nadaje się on do zjedzenia ani dla niej ani dla karmicielek. Szybko zaczęła odsuwać go od stosu. Jakiś wojownik spytał co ona robi ze zwierzyną dla klanu, jednak niebieska nawet na niego nie spojrzała. Wyszła z pod skalno-ziemnego nawisu ochraniającego część obozu Klanu Burzy przed ciepłym słońcem, po czym zaczęła energicznie kopać. Gdy uznała, że dół jest odpowiednio duży wrzuciła tam królika i zakopała go. Pomimo tego, że pewnie części kotów nie obchodziła by ta piana, to zdaniem Szepczącej była zbyt dziwna i ohydna by zjeść ją razem z jej właścicielem. Nigdy nie widziała u królika czegoś takiego, więc uznała, że tej zwierzynie mogło coś być i tak będzie dla wszystkich lepiej. Potem wzięła trzy nornice ze stosu i wróciła do żłobka, nadal myśląc o dziwnym szaraku. Dobrze, że go nie wzięła… bo się nie pomyliła co do niego.
***
Córce Bąbla NARESZCIE skończyła się kara. Teraz mogła być znowu uczennicą i trenować by zostać wojowniczką. Od razu po ogłoszeniu tego wskoczyła do legowiska uczniów i zaczęła się tarzać po mchu. Po ukochanym uczniowskim mchu, na którym od tak dawna nie mogła spać, z którego od tak dawna nie wstawała w trakcie tradycyjnej nocnej pobudki, która wliczała się w jej naturalny rytm dobowy, z którego od tak dawna nie wstawała rano, żeby zaskoczyć mentora tym, że na umówionym miejscu spotkania jest pierwsza. Po pewnym czasie szału szczęścia przypomniała sobie, że musi przenieść wszystkie kamienie oraz patyki i na nowo zbudować tym razem w siedzibie terminatorów swoje kamienne legowisko! Dość szybko zabrała się do roboty i przed wieczorem cała praca była już skończona. Zbudowała swoją twierdzę dokładnie w tym samym miejscu, a więc i w tym samym koncie, w którym sypiała przed karą nadaną przez obecnego nieco ponad stuksiężycowego lidera. Położyła się w swoim kamiennym legowisku, tuląc do siebie swe kamienie oraz… zabawkę szyszkę, która udawała myszkę w której środku był nadal ten sam odłamek skalny, o który walczyła z Dzikim Gonem za kociaka wtedy, kiedy tymczasowo mieszkali po drugiej stronie rzeki… Tak, Szepcząca nadal miała ten szyszkowo-kamienny komplet i nie rozstawała się z nim ani na krok. Nadal pamiętała każdą chwilę swojego kocięcego czasu. I nadal… tęskniła… za ukochaną babcią… za Pląsającą Sójką...
***
Dzisiaj miała mieć swój pierwszy trening od czasu zawieszenia. Obudziła się zanim słońce jeszcze wstało i dokładnie wyczyściła swoje futerko. Czekała na mentora w umówionym miejscu. Kiedy słońce zaczynało powoli, powolutku wstawać niebieska zobaczyła Narcyzowy Pył, który kierował się w jej stronę.
- Jak zawsze jesteś pierwsza – powiedział uśmiechając się – no już idziemy! Nadróbmy ten cały czas i doprowadźmy do twojego mianowania! – powiedział szczerze szczęśliwy, że znów może pójść z uczennicą na trening. Ona czuła to samo, więc uśmiechnęła się do plamiastego promiennie – Damy radę i utrzemy wszystkim nosy!
Jak ona bardzo za tym tęskniła. Za wychodzeniem z Narcyzem poza obóz. Niemal od razu po wypowiedzi brata zastępczyni wyruszyli na rozległe tereny Klanu Burzy. Ich łapy uderzały zgodnym rytmem o podłoże.
- A więc, skoro siedziałaś tak długo w żłobku może powinniśmy najpierw złapać formę? To może tak, ścigamy się od tego dużego głazu do szczytu tamtego piaszczystego pagórka. Kiedy ostatnio się ścigaliśmy przegoniłaś mnie, więc teraz musimy sprawdzić, czy nadal jesteś w stanie to zrobić.
Ustawili się w odpowiedniej pozycji na wyznaczonej linii startu. Szkoda tylko, że Narcyzowy Pył nie wiedział o skumulowanej w Szepczącej Łapie energii. Energii, której nie mogła dać upustu podczas zawieszenia i tymczasowego przebywania w żłobku.
Wystartowali.
Szepcząca Łapa już po kilku pierwszych długościach ogona wyprzedziła Narcyza. Mknęła naprawdę szybko. Nie mogły jej zatrzymać ani trawy, ani błoto. Dotarła na szczyt pagórka w mgnieniu oka. Narcyzowy Pył zdyszany wszedł na szczyt.
- E-ewidentnie ne-nie straciłaś formy. – wysapał. Czyżby już się zmęczył? Córka Sikorki była nawet tym trochę zdziwiona. Kocur po tym, jak wreszcie udało mu się uspokoić oddech zaproponował, żeby zapolowali. Szepcząca złapała trzy piszczki – on też. Zakopali je i poćwiczyli walkę. Znowu – córce Sikorki żadna umiejętność nie szwankowała. Po skończonych próbnych walkach córka Bąbla i jej mentor wzięli swoją zwierzynę i zaczęli wracać do obozu. Wspólnie wkroczyli do siedziby Klanu Burzy dumnie niosąc zwierzynę w pyskach. Odłożyli ją na stos. Następnie pożegnali się i każde z nich odeszło w swoją stronę.
***
Szept zauważyła, że Sikorkowy Śpiew coraz gorzej wyglądała. Dzięki swoim obserwacjom dostrzegła też, że kocica stawała się coraz bardziej drażliwa. Niedługo potem siostra Śpiewającego Wiesiołka trafiła do medyka. Szepcząca martwiła się o nią, pomimo tego, że ta jej nie odwiedzała kiedy ona musiała siedzieć w żłobku i pomimo tego, że kocica nie powiedziała jej oraz jej bracią o ich pochodzeniu. Pewnego razu weszła do legowiska medyka i zobaczyła okropną rzecz. Sikorka, jej matka zwijała się z bólu, a z jej pyska wylewała się jak potokiem piana. Szept szerzej otworzyła oczy, patrząc prosto w żółte ślepia starszej. Widać było w nich rozdrażnienie, wściekłość i coś jeszcze. Jakieś niewyobrażalne chorobowe szaleństwo, jakby zaraz miała wybuchnąć. Szepcząca Łapa podsunęła starszej pod nos niedaleko leżący nasączony wodą mech, mając nadzieję, że starsza napije się i jej stan się poprawi. Szylkretowa od razu go odepchnęła jedną ze swych białych tylnych łap, po czym wycharczała:
- NIE ZBLIŻAJ SIĘ Z TĄ WOOOCHODĄ! PRECZ! AKYSZ! SIO MI Z TĄD Z TYM ochyyy-och-ydztwem-M!
Szept od razu cofnęła się. Po chwili jej matka przestała aż tak toczyć pianę z pyska. Wnuczka Pląsającej Sójki podsunęła starszej niedaleko leżącego wróbla, jednak szylkretka tylko odwróciła głowę, nawet nie tykając zwierzyny. Nie obwąchała jej, nic. Szept spojrzała na nią zmartwionym spojrzeniem swych intensywnie zielonych oczu. Po chwili starsza wycharczała:
- Niee chcę, nie jestem gło głodna….
Szepcząca została przy niej jeszcze pewien czas, a potem zmartwiona poszła. Było źle, bardzo źle. Troska o jednolitą, pomimo jej uprzedniego zachowania wylewała się wprost z niebieskiej. Martwiła się… tak strasznie się martwiła…
***
Stało się. Sikorkowy Śpiew wpadła w szał i zaatakowała jednego z członków swojego klanu. Szepcząca z szeroko rozwartymi oczami patrzyła, jak Sikorka wściekle rzuca różnymi obelgami w niewinnego kota próbując go jednocześnie zaatakować. Mokra Gwiazda był wyraźnie w podobnym humorze, bo z sykiem odsunął się od burzaka, który chciał mu wytłumaczyć co się dzieje. Kiedy córka Bąbla znów na niego spojrzała lider leżał na ziemi. Po chwili dostrzegła także, że koty obezwładniają szalejącą córkę Pląsającej Sójki. Jednolita szylkretka została przeniesiona do legowiska medyka z powodu swojego ciężkiego stanu. W jej żółtych ślepiach płonął gniew tak wielki, że wyglądała, jakby zaraz miała pozabijać cały Klan Burzy a może nawet i pozostałe klany. Szepcząca Łapa spojrzała w niebo. Oby Sikorka wyzdrowiała… wnuczka Pląsającej Sójki wiedziała, że są to nadzieje raczej płonne, jednak nie chciała tracić nadziei na to, że wszystko się ułoży i że będzie dobrze. Niedługo potem gdy zgłodniała poszła po coś do jedzenia. Kiedy spojrzała na króliki od razu zobaczyła coś co najmniej niepokojącego. Wszystkie miały w pyszczkach dużo piany, takiej samej jaką widziała wcześniej. Przecież….to się nie brało chyba znikąd? Czyżby miała racje, że jakaś choroba atakuje króliki? Wszystkie dziwne rzeczy, które ostatnio się działy w jej klanie mogły mieć ze sobą związek. Próbowała na szybko ułożyć to sobie w głowie, jednak po chwili jej rozważania zostały przerwane przez widok Jeleniego Kopytka, który chciał wziąć sobie jednego szaraka ze stosu. Akurat ten miał chyba najwięcej piany w pysku ze wszystkich. Od razu rzuciła się, by powstrzymać cętkowanego kocura. Zagrodziła mu drogę do stosu.
- O co chodzi? Ty chcesz tego królika? – spytał zdziwiony niebieski. Szepcząca od razu wskazała na pianę w pysku zwierzątka. – Oj…faktycznie to może nie najlepszy pomysł. Dzięki za zwrócenie uwagi.
Po chwili syn Sasankowego Płatka skierował swe łapy w stronę następnego szaraka z pianą w pysku. Szepcząca wskazała na pianę zwierzątka.
- Oj…znowu błąd! – powiedział zaskoczony wojownik. Sięgnął po następnego, ale zaraz się cofnął – Co one takie dziwne jakieś? Chore czy jak? – spytał, nie wiedzieć czy bardziej samego siebie czy Szepczącą. – Może dziś odpuszczę sobie królika. – sięgnął po co po większego brązowego ptaka leżącego na samym szczycie stosu. – Chcesz może zjeść coś ze mną? – spytał. Kiwnęła twierdząco głową po czym wzięła leżącą na swoim prawym boku pulchną nornicę. Usiedli razem na uboczu i zjedli ze smakiem. Zielonooki po nawijał trochę o różnych sprawach, po czym zaczął kontemplować nad pianą w pyszczkach szaraków. Nawet on pomimo tego, że nie polował na nie od początku wiedział, że coś jest nie tak. Pod wieczór Szept i Jelonek rozeszli się w swoje strony, martwiąc się o siebie nawzajem i o bliskie im koty.
***
Następnego dnia… w obozie znaleziono ciało Sikorkowego Śpiewu. Teraz pewnie była w drodze do Klanu Gwiazdy chociaż licho wie gdzie trafiła…..Szepczącej Lapie było naprawdę smutno, jednak zachowała (albo raczej starała się zachować, bo w paru momentach jej nie wyszło) kamienną twarz. Z najbliższej rodziny został jej tylko Orzechowe Futro, Słonecznik i Dziki z czego z tym ostatnim nie spotykała się praktycznie, a jak już się widzieli to tylko na siebie nawzajem prychali. Byli oczywiście też wujek Zorza, ciocia Rzeka i ich dzieci ale…to nie było to samo. Nie mieli tak głębokich relacji. Kontakt…można powiedzieć, że tak trochę się urwał po tym jak Szelest, Szum i Szmer zostali wojownikami.
Niedługo potem córka Bąbla dostrzegła lidera jej klanu, który wychodził ze swego legowiska.
Łapa za łapą, łapa...za ła- potknął się, jednak został wsparty. Niebieskie oczy medyka spotkały się z niebieskimi oczami lidera- przepełnionymi zmartwieniem oraz podejrzeniami.
Jeżowa Ścieżka pomógł mu dojść na środek obozu. Szept obserwowała to wszystko z odległości, tak samo jak część pozostałych burzaków. Zastanawiała się, jak to wszystko dalej się potoczy. Pobliźniony niebieski kocur spojrzał na szaraki, po czym powiedział:
- To o-one – Chabrowa Bryza zbliżyła się, patrząc na jedzenie. - Zające chorują. Z-Zakaż na nie polować i spożywania ich. A ty, Jeżyku...o-bserwuj innych. M-muszą mieć objawy, j-jak ja.
Wciąż był słaby. Ledwo, z pomocą czekoladowego, zdołał dotrzeć do legowiska. Szepcząca patrzyła, jak końcówka ogona lidera znika w mroku jego siedziby. Nagle wpadła na pomysł. Jej plan... mogła go teraz zmodyfikować. Łatwiej jej będzie go obecnie wykonać. Śmiertelna choroba była by do tego idealną okazją… w głowie ułożyła sobie wszystko i już po chwili miała nowy zarys swojego pomysłu. Musiała się tylko zastanowić nad potencjalnymi przeszkodami, oraz nad tym, kiedy to zrobić. W końcu choroba z jednej strony nie będzie trwała wiecznie na terenach jej klanu, z drugiej nie może czekać za długo, bo jeszcze się ktoś zorientuje i cały plan szlak trafi. Musiała sobie to wszystko przemyśleć. Jeśli zdecyduje się na realizację tego ryzykownego planu, to jeden błąd może wszystko popsuć. Starczy, że raz się pomyli i wszystko runie jak domek z patyków. Postanowiła, że jeszcze porozmawia o tym z kamieniami, one zawsze miały dobre pomysły, może jej pomogą…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz