Trzepnęła z niezadowoleniem ogonem i już-już chciała powiedzieć rudzielcowi, że to, co wypuszcza z gęby jest nieszczególnie wychowawcze, ale… W tym momencie dostrzegła wpatrującą się w nią z pogardą parę ciemnozielonych oczu i nie wytrzymała. Wybuchła gromkim śmiechem. Śmiała się jak wariatka, przyciągając niczym magnes zaskoczone spojrzenia pobratymców. Upewniła się jeszcze, że Liliowa Sadzawka na pewno ją zobaczyła, i z satysfakcją odwróciła się w stronę kocura.
- Zajmij się dzisiaj kociakami – powiedziała wprost, nerwowo przebierając łapkami po podłożu. Nagle przypomniała sobie, że od bardzo, bardzo dawna nie jadła nasion maku. Ściągnęła uszy i przełknęła głośno ślinę, dając jasno do zrozumienia, że jej się spieszy. Stres związany z czarnym kociakiem nieźle jej się udzielił, a skutkiem tego była wzmożona ochota na ziółka uspokajające.
Poza Węgorzowym Grzbietem nigdy nie cieszyła się jakąś większą ilością znajomych. Cóż, musiała przyznać sama przed sobą, że nie robiła absolutnie nic, aby zmienić ten stan rzeczy. Czyli jedynym kotem „upoważnionym” do siedzenia z bachorkami był Lisia Gwiazda. Chyba nieszczególnie mu się to uśmiechało, ale nie miała na to wpływu. Chętnie ponownie wkręciłaby do opieki nad swoimi dziećmi Wschodzącą Falę, ale po tym, co zrobił Noc, szczerze wątpiła by tamta na to przystała.
- Dobrze wiesz, że to nie moja działka, więc sobie nie pozwalaj – powiedział zimno, acz spokojnie lider Klanu Klifu. Bura poczuła gwałtowny przypływ irytacji. Powędrowała spojrzeniem w kierunku tymczasowego legowiska medyków, do którego zmierzała Borówkowy Nos. Czyżby bicolorka miała zamiar sprzątnąć jej sprzed nosa całe zapasy tego cudownego medykamentu?
- Przestań! – powiedziała trochę nazbyt piskliwie, niżby chciała – Jesteś liderem, to chyba nie problem, żeby posiedzieć z nimi przez parę godzin, prawda? No to mógłbyś, mógłbyś?
Nie czekając na odpowiedź, złapała w pyszczek dwie drobne gałązki i wsadziła je do połowy pod warstwę suchego mchu.
- Ciągnij – warknęła – Jeden patyk jest dłuższy, drugi krótszy. Jeśli weźmiesz krótszy, dzieciarnia jest na resztę dnia twoja.
- Nie bawię się w takie gierki – powtórzył spokojnie rudzielec, a jedynie drgająca końcówka ogona zdradzała zaciekawienie pomysłem kocicy. Pochylił pysk nad kawałkiem mchu i zaczął uważnie mu się przyglądać. Zachodzący Promyk przewróciła niecierpliwie oczami.
- No dobra. Ten jest bliżej, więc pewnie jest krótszy… - Zachodzący Promyk uniosła brwi w uznaniu dla przebiegłości kocura. Lisia Gwiazda zgrabnie złapał jedną gałązkę w dwa pazury i powolutku ją wyciągnął.
- Przegrałeś – powiedziała z satysfakcją i rezolutnym uśmieszkiem, pokazując mu dłuższą gałązkę i czując przyspieszone bicie serca.
Lisia Gwiazda łypnął na nią gniewnie, a gałązka trzymana w jego łapie została natychmiast zmiażdżona.
- Możesz zacząć od umycia ich futer – drażniła się, przymrużając ślepia w wąskie szparki – I nie przejmuj się, jak znajdziesz coś ostrego. Rzepy wyciąga się, łapiąc przednimi kłami. Nie pokalecz sobie języka. – Nie patrząc nawet na pysk kocura, wrzasnęła - Żmija, Cyprys, Świst, Noc! Chodźcie do tatusia!
<Lisia Gwiazdo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz