— Nie chce... — mruknął pod nosem, odwracając się w stronę ucznia, który z pełnymi nadziei oczami wpatrywał się w drobną postać. Na dźwięk tak... prostej odmowy, na pyszczku pojawiło się zakłopotaniu.
— Na pewno? Możemy przynajmniej zacząć, spróbować? Wtedy będziesz przynajmniej wiedział, że faktycznie ci się coś nie spodobało, a tak to może uciec ci okazja na miłe spędzenie czasu. Kiedy jest się czymś zajętym, to faktycznie płynie on szybciej, niczym wielki, szybki szczupak, wiesz? — próbował mimo wszystko. Jeśli miał się uczyć być dobrym piastunem, musiał sprawić, że kociaki faktycznie dobrze się czuły, dobrze się bawiły w jego towarzystwie. Znudzony, stęskniony i niezadowolony maluch nie mówił o nim zbyt dobrze. — Kiedy się tylko siedzi i czeka, wtedy to jest dopiero ciężka ość do przełknięcia.
— Nie dziękuje — powiedział, próbując tym razem być bardziej dosadny, ale i trochę milszy, zauważając, że przygląda się im Kotewkowy Powiew. Nie chciał jej denerwować, zwłaszcza że na pewno przekazałaby wszystko Murenie. Mama nie może być smutna. Już wystarczy, że jest tak często, tak bardzo zmęczona, kiedy do niego wraca. Chciałby, żeby się cieszyła. Chciał ją czymś rozweselić. Postawił uszka do góry i nagle roziskrzyły mu się ślepka. Spojrzał na Złocistą Łapę, który dalej niezręcznie tkwił w tym samym miejscu. Złapał wzrok Klekotka, a na widok trochę rozchmurzonej mordki, sam się trochę rozpogodził. Czyżby maluch zmienił zdanie? — Nie chce się bawić, ale możesz mnie umyć. Chce się świecić jak mokra żabka!
— Na pewno? Możemy przynajmniej zacząć, spróbować? Wtedy będziesz przynajmniej wiedział, że faktycznie ci się coś nie spodobało, a tak to może uciec ci okazja na miłe spędzenie czasu. Kiedy jest się czymś zajętym, to faktycznie płynie on szybciej, niczym wielki, szybki szczupak, wiesz? — próbował mimo wszystko. Jeśli miał się uczyć być dobrym piastunem, musiał sprawić, że kociaki faktycznie dobrze się czuły, dobrze się bawiły w jego towarzystwie. Znudzony, stęskniony i niezadowolony maluch nie mówił o nim zbyt dobrze. — Kiedy się tylko siedzi i czeka, wtedy to jest dopiero ciężka ość do przełknięcia.
— Nie dziękuje — powiedział, próbując tym razem być bardziej dosadny, ale i trochę milszy, zauważając, że przygląda się im Kotewkowy Powiew. Nie chciał jej denerwować, zwłaszcza że na pewno przekazałaby wszystko Murenie. Mama nie może być smutna. Już wystarczy, że jest tak często, tak bardzo zmęczona, kiedy do niego wraca. Chciałby, żeby się cieszyła. Chciał ją czymś rozweselić. Postawił uszka do góry i nagle roziskrzyły mu się ślepka. Spojrzał na Złocistą Łapę, który dalej niezręcznie tkwił w tym samym miejscu. Złapał wzrok Klekotka, a na widok trochę rozchmurzonej mordki, sam się trochę rozpogodził. Czyżby maluch zmienił zdanie? — Nie chce się bawić, ale możesz mnie umyć. Chce się świecić jak mokra żabka!
Po tych słowach podszedł do kocurka i sam wpakował mu się między łapy. Nie chciał z nim rozmawiać, ale wiedział, że jeśli Czyhająca Murena wróci i zobaczy, jaki jest wspaniale wylizany i czyściutki, będzie bardzo z niego zadowolona.
* * *
Aktualnie
Nie wiedział do końca czy podoba mu się to całe bycie uczniem. Rzadziej widywał mamę, musiał wstawać wcześnie, a Pani Algowa Struga faktycznie mimo bycia bardzo miłą i wyrozumiałą, wymagała od niego dość wiele od samego początku, już od pierwszego kroczku, który postawił poza obozem. Chociaż nie robili jeszcze zbytnio trudnych rzeczy, a większość czasu spędzali chodząc po terenach i ucząc się położenia granic lub teorii, Klekocząca Łapa wracał do obozu wypruty z wszelkich sił, a jego chude nogi trzęsły się jak łodyżki trawy. Zasypiał natychmiastowo, często zapominając o jedzeniu, przez co potem budził się wygłodniały niczym rybia ławica, tylko po to, aby nie móc nic zjeść przed kolejnym treningiem. Tęsknił za Czyhającą Mureną, ale coraz bardziej rozumiał, dlaczego nie miała dla niego wiecznie czasu. Teraz widywał ją, kiedy wypada rankiem z obozu, często w towarzystwie kotów tworzących wspólnie patrole, a kiedy wracał wieczorem, jej jeszcze nie było. Zastanawiał się, czy ona jest jeszcze bardziej zmęczona niż on.
"Jak już będę duży i będę wszystko umiał, będę polować tak dużo, że mama nie będzie musiała wstawać przed szczytowaniem słońca" — przysiągł pewnego dnia, kiedy widział ją, jak przeciąga się o poranku, przymykając niewyspane ślepia. Chciał do niej podbiec, ale uprzedził go inny wojownik, zabierając księżniczkę ze sobą poza ściany obozu. Położył zasmucony uszy. Tego dnia to on miał iść na patrol, ale dopiero, kiedy słońce zacznie zachodzić, więc Algowa Struga oznajmiła, że powtórzą sobie wiedzę teoretyczną w obozie. Miał wolny poranek, ale nie do końca wiedział, co mógłby zrobić. Nie miał... kolegów... a nawet gdyby miał, legowisko uczniów było puściutkie. Wygramolił się więc i niczym zagubiony pisklak, siedział w bezruchu, czekając, aż coś samo się zadzieje. Troszkę obawiał się, że zaraz zajdzie go od tyłu Mandarynkowa Gwiazda i znajdzie jakieś nieprzyjemne zadanie. Strach narósł, kiedy poczuł na karku ciepły oddech.
— Dzień dobry Klekocząca Łapo. — Na szczęście była to tylko Algowa Struga. — Miło widzieć cię tak wcześnie na łapkach, zwłaszcza że przez ostatnie kilka dni wyglądałeś dość niemrawo o poranku. Wyspałeś się?
— Wyspałem — mruknął, rozluźniając się nieco.
— To dobrze. Odpoczynek jest równie ważny, co sam trening — oznajmiła, siadając obok i owijając swój ogon wokół łap. Delikatnie musnęła bok kocurka. — A chciałbyś coś dla mnie zrobić? Wiem, że mieliśmy zająć się teoretyczną wiedzą, ale muszę się czymś jeszcze zająć, a może mi to chwilkę zająć.
"Jak już będę duży i będę wszystko umiał, będę polować tak dużo, że mama nie będzie musiała wstawać przed szczytowaniem słońca" — przysiągł pewnego dnia, kiedy widział ją, jak przeciąga się o poranku, przymykając niewyspane ślepia. Chciał do niej podbiec, ale uprzedził go inny wojownik, zabierając księżniczkę ze sobą poza ściany obozu. Położył zasmucony uszy. Tego dnia to on miał iść na patrol, ale dopiero, kiedy słońce zacznie zachodzić, więc Algowa Struga oznajmiła, że powtórzą sobie wiedzę teoretyczną w obozie. Miał wolny poranek, ale nie do końca wiedział, co mógłby zrobić. Nie miał... kolegów... a nawet gdyby miał, legowisko uczniów było puściutkie. Wygramolił się więc i niczym zagubiony pisklak, siedział w bezruchu, czekając, aż coś samo się zadzieje. Troszkę obawiał się, że zaraz zajdzie go od tyłu Mandarynkowa Gwiazda i znajdzie jakieś nieprzyjemne zadanie. Strach narósł, kiedy poczuł na karku ciepły oddech.
— Dzień dobry Klekocząca Łapo. — Na szczęście była to tylko Algowa Struga. — Miło widzieć cię tak wcześnie na łapkach, zwłaszcza że przez ostatnie kilka dni wyglądałeś dość niemrawo o poranku. Wyspałeś się?
— Wyspałem — mruknął, rozluźniając się nieco.
— To dobrze. Odpoczynek jest równie ważny, co sam trening — oznajmiła, siadając obok i owijając swój ogon wokół łap. Delikatnie musnęła bok kocurka. — A chciałbyś coś dla mnie zrobić? Wiem, że mieliśmy zająć się teoretyczną wiedzą, ale muszę się czymś jeszcze zająć, a może mi to chwilkę zająć.
— T-tak... A-a — zawahał się. Ssanie w żołądku dodało mu trochę pewności. — Mógłbym coś zjeść..? Wiem, że nie powinienem, ale...
— Śmiało. Sama chciała zaproponować, bo moim małym zadaniem dla ciebie było zaniesienie jedzenia dla Kotewkowego Powiewu i Złocistej Łapy. Mają teraz pełne łapy pracy z małymi sierotkami... Muszą mieć dużo siły, aby utrzymać je w ryzach — zaśmiała się, ale Klekoczącej Łapie od razu wszystko zbrzydło. Początkowo ucieszył się, że może uraczyć się śniadaniem, ale kiedy usłyszał, że ma iść do kociarni i patrzeć na tych małych mamusiowych złodziei... wszystko mu zbrzydło. Mimo to burknął:
— Tak...
— Znakomicie, bardzo się ciesze, Klekocząca Łapo. Do zobaczenia w takim razie. Czy możemy wstępnie umówić się na moment szczytowania słońca? — zapytała, wstając i otrzepując kręcone futerko. Terminator skinął łbem. Kotka zmyła się prędko.
On siedział jeszcze dłuższą chwilę. Nie chciał tam iść. Nie lubił tych dzieciaków. Odebrały mu one ostatnie wspaniałe chwile z mamą. Kiedy miał być mianowany... jednocześnie cieszył się, że już nie będzie musiał spędzać z nimi czasu, ale też był taki wściekły, że wszystko zniszczyły na sam koniec. Tak strasznie nie chciał. Nie chciał okropnie!
Mimo to wstał w końcu i prędko zabrał dwie ryby z kłody. Nie wiedział, czy sierotki jedzą już mięso, ale Algowa Struga powiedziała, że ma zanieść coś dla piastunki i jej ucznia; nie będzie się domyślał. W połowie drogi jednak przypomniał sobie o sobie. Wrócił i jakimś cudem udało mu się zmieścić w pysku jeszcze jedną, nieco mniejszą zdobycz. Tak zaopatrzony wszedł do kociarni, gdzie wciąż pachniało tak, jak zapamiętał. Rzucił ryby na mech i odszukał wzrokiem jakiegoś dorosłego. Kotewka leżała skulona i spała; obok niej kocięta wtulone w posiwiałe futerko. Złocista Łapa siedział i mył się powoli po łapie. Klekocząca Łapa odezwał się:
— Przyniosłem ryby...
— Śmiało. Sama chciała zaproponować, bo moim małym zadaniem dla ciebie było zaniesienie jedzenia dla Kotewkowego Powiewu i Złocistej Łapy. Mają teraz pełne łapy pracy z małymi sierotkami... Muszą mieć dużo siły, aby utrzymać je w ryzach — zaśmiała się, ale Klekoczącej Łapie od razu wszystko zbrzydło. Początkowo ucieszył się, że może uraczyć się śniadaniem, ale kiedy usłyszał, że ma iść do kociarni i patrzeć na tych małych mamusiowych złodziei... wszystko mu zbrzydło. Mimo to burknął:
— Tak...
— Znakomicie, bardzo się ciesze, Klekocząca Łapo. Do zobaczenia w takim razie. Czy możemy wstępnie umówić się na moment szczytowania słońca? — zapytała, wstając i otrzepując kręcone futerko. Terminator skinął łbem. Kotka zmyła się prędko.
On siedział jeszcze dłuższą chwilę. Nie chciał tam iść. Nie lubił tych dzieciaków. Odebrały mu one ostatnie wspaniałe chwile z mamą. Kiedy miał być mianowany... jednocześnie cieszył się, że już nie będzie musiał spędzać z nimi czasu, ale też był taki wściekły, że wszystko zniszczyły na sam koniec. Tak strasznie nie chciał. Nie chciał okropnie!
Mimo to wstał w końcu i prędko zabrał dwie ryby z kłody. Nie wiedział, czy sierotki jedzą już mięso, ale Algowa Struga powiedziała, że ma zanieść coś dla piastunki i jej ucznia; nie będzie się domyślał. W połowie drogi jednak przypomniał sobie o sobie. Wrócił i jakimś cudem udało mu się zmieścić w pysku jeszcze jedną, nieco mniejszą zdobycz. Tak zaopatrzony wszedł do kociarni, gdzie wciąż pachniało tak, jak zapamiętał. Rzucił ryby na mech i odszukał wzrokiem jakiegoś dorosłego. Kotewka leżała skulona i spała; obok niej kocięta wtulone w posiwiałe futerko. Złocista Łapa siedział i mył się powoli po łapie. Klekocząca Łapa odezwał się:
— Przyniosłem ryby...
<Złocisty?>
[1088 słów]
[przyznano 22%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz