— Przepraszam Pietruszkowa Łapo... Ale dzisiaj nie miałem szczęścia — mruknąłem zakłopotany. Czułem wstyd, że nic nie przyniosłem.
Nagle czekoladowa podeszła do mnie i liznęła mnie po policzku. Poczułem dosyć dziwne uczucie. Nie zastanowiłem się jednak zbytnio nad nim, po prostu skupiłem się na jej słowach:
— Nic się nie stało. Jestem pewna, że się starałeś i to już jest sukces! — oznajmiła — Idziemy teraz do złotych kłosów?
— Jasne! — Rozpromieniłem się po jej słowach, gdy ta zakopała zwierzynę, zacząłem pędzić w stronę złotych kłosów. Krzyknąłem, żeby zachęcić ją do pobiegnięcia za mną — Choć! Kto pierwszy ten lepszy!
Czekoladowa od razu rzuciła się do biegu. Nie wyprzedziła mnie, biegła niemalże równo ze mną. Zdziwiło mnie to dosyć mocno. Czy ona nie była ode mnie przypadkiem szybsza? Dlatego postanowiłem zawołać.
— A co tak wolno? Zazwyczaj jesteś szybsza.
— Zawsze mogę przyśpieszyć! Ale chce biec koło ciebie — wyjaśniła, po czym przyśpieszyła i mnie wyprzedziła. Zrobiło mi się z tego powodu dosyć miło, jednak po co ma na mnie czekać? To byłoby głupie! W końcu nikt nie lubi czekać na kogoś, więc czemu miałaby na mnie?
— Miło mi, ale wiesz, lepiej nie czekaj na mnie! — mruknąłem więc. Mówiąc te słowa, zdałam sobie sprawę, że prawie jesteśmy już u celu.
— Skoro tak mówisz — miauknęła przez ramię. Niedługo potem była już u naszego celu. Zatrzymała się z poślizgiem, obserwują coś, co pewnie było śpiącymi potworami. Nie byłem tego pewny, nigdy wcześniej ich nie widziałem! Złote kłosy były ścięte, a na polu powstawała dziwna konstrukcja.
— Co to jest? — zapytała, spoglądając na mnie
— Na Klan Gwiazdy, nie zbliżaj się do tego paskudztwa, bo może ci coś jeszcze zrobić, to nie wygląda za dobrze... — powiedziałem, patrząc raz na proste coś, otoczone przez potwory, a to na same potwory. Co jakiś czas spoglądałem też na Pietruszkową Łapę. Chciałem się upewnić, że nie będzie próbować do nich podchodzić.
— Spokojnie, one śpią; nie ma tu dwunożnych, nic nam nie będzie! — miauknęła i ku mojemu przerażeniu ruszyła do tych stworzeń.
— Wracaj! Proszę, nie chcę by stała ci się krzywda... W końcu jesteś fajnym kotem i moim klanowiczem — miauknąłem z troską, bałem się tego, co może się teraz stać, jednakże ruszyłem za kotką.
Spojrzała na mnie tymi swoimi pięknymi oczami i powiedziała:
— Nie stanie! Patrz — miauknęła i wskoczyła na jeden ze schodków, które prowadziły do wnętrza potwora. — Widzisz? One nie żyją — odparła po chwili, wchodząc wyżej. Serce ze stresu zaczęło bić mi szybciej.
— Jak coś ci się stanie... Proszę, wracaj — powiedziałem, dalej podążając za nią. Nie chciałem tu być, ale nie mogłem jej zostawić.
— Jasne, ale chce zobaczyć czy da się wejść do środka — oznajmiła i wskoczyła na płaską, wysuniętą część potwora. Powąchała ją i spojrzała na przezroczystą część stworzenia — Wygląda, jakby nic tu nie było, a nie można przejść — wyjaśniła, napierając na szybę.
— A jak nagle ożyje? A jeśli dwunożni cię porwą? Myślałaś, że może ci się coś stać? Jesteś świetnym kotem i nie warto, by klan tracił kogoś takiego, bo chciał coś sprawdzić — powiedziałem. Fakt, skoczyłem za nią, jednak czułem, że to głupi pomysł.
— Dwunożni siedzą w środku i wtedy one ożywają. Teraz nikogo tutaj nie ma. Wyczujemy dwunożnych, zanim ci zobaczą nas — wyjaśniła, spoglądając z troską na mnie. Następnie zeskoczyła z potwora, gładko lądując na ziemi. Podeszła do dziwnej konstrukcji. — To wygląda dziwnie, po co to tu jest? — zapytała, jakby samą siebie, okrążając dziwną rzecz.
<Pietruszkooo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz