- Ktoś jest głodny? – zapytał – Pójdę po coś, przynajmniej rozprostuje łapy! – oznajmił i spojrzał na towarzyszy.
- Zaraz powinni wrócić z patrolu, to ktoś pewnie przyniesie – mruknęła Kurza Pogoń, układając się na swoim posłaniu, by uciąć sobie drzemkę. Kremowy westchnął cicho. To byłaby wspaniała okazja na chwilowy spacer! Ale wiedział też, że Kurza Pogoń miała rację. Pewnie ktoś do nich przyjdzie... I wtedy do legowiska wszedł kremowy uczeń, bardzo podobny do Ostowego Pędu. A był to nie kto inny jak Modliszkowa Łapa. Kocur trzymał w pysku zwierzynę, którą podzielił na członków starszyzny. Ost już nie zwrócił uwagi na komentarze i słowa podzięki reszty starszych, chcąc tylko porozmawiać z synem. Uśmiechnął się do niego i zaprosił do chwilowej rozmowy.
- Witaj Modliszko! – przywitał się zadowolony – Jak ci idzie trening? Sam to złapałeś? – zapytał i wskazał przyniesiony posiłek. Uczeń kiwnął głową, nie odzywając się – To wspaniale! Widać, że idzie ci polowanie. Jestem z ciebie bardzo dumny! Pewnie już niedługo zostaniesz wojownikiem – powiedział starszy i dalej ciągnął rozmowę.
***
Odkąd legowisko starszych opuściło jeszcze kilka kotów, nagle zrobiło się tam dziwnie pusto. Teraz byli tam tylko on, Jeleni Puch i Ziębi Trel. Ost coraz rzadziej bywał też w samym legowisku. Stresował się obecnością dawnego mentora. Dalej czuł ten lęk na widok jego stanu. Wcześniej mógł przynajmniej z kimś pogadać, a teraz wszyscy jego przyjaciele z legowiska odeszli. Westchnął cicho. Każdy powoli odchodził. Nawet on ostatnio był bliski śmierci na zgromadzeniu, gdy przypadkiem ze skały zrzuciła go jedna z kotek. Na szczęście nic się nie stało i złapał go jego własny syn. Jak Ost był mu wdzięczny! Jasne, pewnie by nie umarł, liderzy normalnie skakali z tej skały, ale sam fakt wystraszył go wystarczająco.
- Coś się stało Oście? – usłyszał nagle czyiś głos, a był to głos jego partnerki, Obserwującej Gwiazdy. Kotka siedziała obok niego, dokładnie obserwując tereny dookoła. Kocur zwrócił głowę w jej stronę. Zauważył, że jej żółte ślepia są skierowane prosto na niego, a była w nich troska. Kremowy uśmiechnął się jak zawsze i oparł o swoją partnerkę.
- Wszystko dobrze Żmijo – mruknął – Za to ty coś ostatnio pociągasz nosem. Ewidentnie masz katar! Powinnaś udać się z tym do medyka – oznajmił Ost i wstał – Jak mamy iść to teraz, bo będziesz musiała sobie trochę poczekać, zanim dojdę! – zaśmiał się i spojrzał w stronę obozu – Jak ja uwielbiam nasze spacery – powiedział jeszcze i powoli zaczął przemierzać drogę zasypaną śniegiem. Szli dość powolnym tempem, przez obolałe kości Ostowego Pędu, ale po jakimś czasie znaleźli się przy wejściu do obozu. Wszystko byłoby normalnie, gdyby starszy właśnie wtedy nie zaczął ciężej oddychać. Czuł, jak nie może dobrze złapać powietrza. Jego partnerka szybko to zauważyła i zwróciła ku niemu swoją głowę.
- Nie przejmuj się – powiedział cicho Ost – Mi też przyda się wizyta u medyka – zaśmiał się, co chwilę biorąc oddech. Weszli do obozu i skierowali się w stronę legowiska Pajęczej Lilii. Gdy weszli do środka, obydwoje przywitali się z medyczką i jej asystentem.
- Co się dzieje Ostowy Pędzie? – zapytał Skowroni Odłamek, podchodząc do starszego.
- Nie mogę złapać dobrze oddechu od jakiegoś czasu – wyjaśnił krótko kremowy, a asystent medyka przyjrzał się tej sprawie dokładniej. Po jakimś czasie kocur zniknął w poszukiwaniu roślin i wrócił z rośliną o żółtych kwiatach i dość słodkim zapachu. Położył ją przed Ostem i wyjaśnił, co musi zrobić. Starszy dostosował się do poleceń i zjadł liście. Gdy kończył przeżuwać, spojrzał w stronę liderki, która właśnie wtedy dostawała zioła.
***
Siedział sam poza legowiskiem, łapą bawiąc się śniegiem. Po ziołach było mu lepiej, co znaczyło, że Skowroni Odłamek nie mylił się w swoich lekarskich przypuszczeniach. Nagle w jego zielone oczy rzuciła się znajoma sylwetka syna.
- Cześć Modliszko! – zawołał, zwracając tym samym uwagę Modliszkowej Ciszy. Młody wojownik ruszył w stronę swojego ojca i usiadł obok – Jak się czujesz, jak obowiązki? – zapytał Ost. Jego syn został mianowany i stał się pełnoprawnym wojownikiem. Jak on był wtedy z niego dumny! Tak samo jak z Salamandry, która została mianowana już wcześniej.
- Dobrze – odparł Modliszka i zamilkł, co przypomniało jego ojcu, dlaczego miał akurat takie imię. Modliszkowa Cisza. Wszystko wskazywało na to, że cisza miała już pozostać, jednak wtedy coś wpadło starszemu do głowy. Wziął nieco śniegu na łapę i rzucił w swojego syna, uśmiechając się od ucha do ucha, z wystawionym przez brak zębów językiem, jak to miał w zwyczaju. Kulka śniegu zatrzymała się na futrze wojownika, co dodatkowo rozbawiło jego ojca.
Wyleczeni: Ostowy Pęd, Obserwująca Gwiazda
<Modliszko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz