Cisza była przyjemna i błoga. Dryfował w ciepłej toni, nie martwiąc się życiem czy też światem zewnętrznym. Było tu dobrze.
Zmiany zaszły jednak szybko. Za szybko. Jego matka przerwała tą utopie, ściskając mocno jego ciałko i wydalając go na świat. To było straszne.
Zimno; poraziło wszystkie jego nerwy. Zmusiło do wzięcia oddechu, napełnienia zapadniętych płuc. Bolało. Tak bardzo, że wydał pisk.
A wraz z nim... krzyknęła jego matka, widząc jego sierść.
Był kopią potwora, który zmusił ją do wyplucia kociąt na świat. Nic więc dziwnego, że został sam, sam bez imienia, bez rodziny, bez przyszłości.
Nie wiedząc, dlaczego właściwie przyszedł na ten świat.
***
Zrobił zdziwioną minę, ponieważ jego wcześniejsza niańka pozwalała mu zwiedzać żłobek. Spojrzał w miejsce, do którego pragnął się dostać. Mała kulka mchu. Była tylko kilka kroków stąd. Mógł ją chwycić i pobiec do siostry, która z pewnością ucieszyłaby się z zabawki.
Wskazał na przedmiot, by pokazać jej, że chciał tylko to i że już będzie grzeczny.
Wojowniczka wstała, łapą odganiając zabawkę z dala od kocięcia. Ten widok zranił jego serduszko.
- Powiedziałam coś. Ktoś taki jak ty nie zasługuję na zabawki.
Spuścił uszy, wpatrując się z powrotem w swoje łapki. Najwidoczniej musiał tak spędzić resztę czasu, modląc się by ta milsza pani wróciła szybko.
A nudził się. I to potwornie. Jeszcze brzuszek boleśnie dawał o sobie znać, że potrzebuje jedzenia. A nie mógł poprosić o to tej kotki, bo pewnie dostanie karę.
- Rany, czemu się na to zgodziłam... - usłyszał jej niezadowolony głos.
Już dowiedział się od wojowników, którzy ich odwiedzali, że nie miał imienia. Był nikim, więc na nie nie zasługiwał. Nie wiedział czemu, nie chcieli mu tego wyjaśnić. Tak najwidoczniej musiało być. Czy tego chciał czy nie, koty z tego miejsca wydawały się ponad niego.
Gdy upewnił się, że kotka nie patrzy, zbliżył się do siostry, która leżała w kącie. Przycisnął się do niej, chcąc zaznać odrobiny ciepła. Tylko ją mógł dotknąć i nie zostać okrzyczanym czy uderzonym. Raz przyszedł jakiś niebieski pan i tak właśnie zrobił, gdy tylko chciał się przywitać.
- Brzuszek boli - miauknął jej do uszka, dzieląc się swoją tajemnicą, którą ukrywał przed dorosłymi. W kącikach oczu zebrały się łzy, które powoli zaczęły spływać mu po policzkach, mocząc sierść Nic.
Imiona adekwatne do ich życia. Byli nikim i nic nie znaczącym kawałkiem futerka, które musiało zwalić się tym kotom na głowy.
Starsza kocica fuknęła niezadowolona pod nosem, obserwując wracającą do nich Jaskółkę.
- Nareszcie. Te kocięta są niewychowane, jesteś dla nich za miękka - podzieliła się z nią swoją opinią, opuszczając żłobek.
Od razu odetchnął z ulgą, zerkając w stronę czarnej. Kotka zajęła swoje poprzednie miejsce, gdzie miała na nich oko i się lekko uśmiechnęła. Lubił to, jednak sam nie mógł się zmusić, by powtórzyć ten gest. Bojąc się, że wojowniczka zaraz porzuci swoją miłą maskę po słowach białej, bardziej wtulił się w siostrzyczkę, marząc o zielonym kłębku mchu, leżącym teraz po drugiej stronie żłobka.
<Nic?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz