-... Nie zimno pani?- zapytał młody, trzymając nalepiony na mordce uśmiech. Podniosła brew. Zimoziół. Syn Bielik. Czyli… Rodzina. Określiła szybko sprawę, jako dość ważną. Kim ona dla niego była? Bielik była córką Sokoła, Sokół bratem Myszołowa… Czyli dalszą ciocią. Coś za dużo tej rodziny. O wiele za wiele. Rodzina była czymś bardzo zakręconym.
- Hm? - mruknął się jeszcze raz kociak, a ona go zmierzyła ostro wzrokiem. Niech się jeszcze raz odezwie, a…
- Proszę pani? - zrobił to po zaledwie chwili. Spłaszczyła uszy. Kociaki. Te małe, denerwujące stworzenia. Tragedia.
- Nie jest mi zimno- syknęła, trochę kłamiąc malucha. Był mróz, więc musiała nastroszyć futro, by nie zamarznąć. Siedzenie w miejscu sprawiało, że czuła się, jakby zmieniała się w kostkę lodu, ale dało się żyć. Było dobrze.
- Wygląda pani, jakby było pani zimno- zauważył podnosząc brew dość nieudolnie. Próbował pewnie naśladować inne koty, tyle, że mu jeszcze druga brew jeździła do góry, co wyglądało na głupkowate zdziwienie. Warknęła cicho.
- A tobie nie jest zimno? - zapytała się go z kwaśnym uśmieszkiem. Nie umiała w dzieci. Były zbyt irytujące.
- Trochę jest… Ale pani chyba też jest zimno! - powtórzył swoją gadkę.
- Jap-... - powstrzymała się w porę. Jeszcze by przyszła matka z pretensjami, nie mogła przeklinać przy bachorach.
- Hm?
- Zmykaj do matki. Już! Jeszcze się zmrozisz.
- Ale pani jest zimno?
-...!!! - już same pomruki zdradziły, co myśli sobie o tym dzieciaku. Tamten tylko wzruszył ramionami i sobie poszedł. Odetchnęła z ulgą, ale obok zobaczyła zbliżającą się Kolendrę.
- Na wszystkie szyszki w lesie… Ja dzisiaj nie będę miała w ogóle spokoju.
- Hm? - mruknął się jeszcze raz kociak, a ona go zmierzyła ostro wzrokiem. Niech się jeszcze raz odezwie, a…
- Proszę pani? - zrobił to po zaledwie chwili. Spłaszczyła uszy. Kociaki. Te małe, denerwujące stworzenia. Tragedia.
- Nie jest mi zimno- syknęła, trochę kłamiąc malucha. Był mróz, więc musiała nastroszyć futro, by nie zamarznąć. Siedzenie w miejscu sprawiało, że czuła się, jakby zmieniała się w kostkę lodu, ale dało się żyć. Było dobrze.
- Wygląda pani, jakby było pani zimno- zauważył podnosząc brew dość nieudolnie. Próbował pewnie naśladować inne koty, tyle, że mu jeszcze druga brew jeździła do góry, co wyglądało na głupkowate zdziwienie. Warknęła cicho.
- A tobie nie jest zimno? - zapytała się go z kwaśnym uśmieszkiem. Nie umiała w dzieci. Były zbyt irytujące.
- Trochę jest… Ale pani chyba też jest zimno! - powtórzył swoją gadkę.
- Jap-... - powstrzymała się w porę. Jeszcze by przyszła matka z pretensjami, nie mogła przeklinać przy bachorach.
- Hm?
- Zmykaj do matki. Już! Jeszcze się zmrozisz.
- Ale pani jest zimno?
-...!!! - już same pomruki zdradziły, co myśli sobie o tym dzieciaku. Tamten tylko wzruszył ramionami i sobie poszedł. Odetchnęła z ulgą, ale obok zobaczyła zbliżającą się Kolendrę.
- Na wszystkie szyszki w lesie… Ja dzisiaj nie będę miała w ogóle spokoju.
***
Jaskółka była dziwna. Zdecydowanie. Po wyjściu z legowiska medyka dostała tą tragiczną uczennicę. Komunikacja pomiędzy nimi szła do bani. A ona przy Bzie narzekała… Zerknęła na kotkę z ukosa. Nie wiedziała na jaki nastrój trafi. Raz się z niej śmiała, a drugi raz wściekała, przez co Brzoskwinka już traciła głowę. Już w pierwszy dzień, myślała, że dostanie nerwicy i czegokolwiek więcej. Starała się opanować, ale czasem potrafiła wybuchnąć. Jeszcze do tego czasem mała wracała z rykiem i wiedziała, że ma przerąbane u jej starych. Kiedyś na pewno będzie miała oficjalną rozmowę z Jedynką, Kudłaczem i Szyszką. Jak wspaniale. Milutkie spotkanie na temat kłopotliwego stworzenia. Wspaniale.
-Gdzie idziemy? - zafascynowana Jaskółka zaczęła obserwować otoczenie. Calico westchnęła z ulgą. Dobrze, że była w dobrym nastroju bo u niej dzisiaj siadł.
- Trening łączony. Poćwiczymy walkę. Odpowiada? - z lekką ironią odezwała się do kotki. Tamta tylko pokiwała energicznie.
No to wspaniale.
Wystarczyło się patrzeć z boku a potem chwilę pokazać następny ruch. I z powrotem. Pokazywała już kiedyś czarnej niektóre ruchy. Niby miała walczyć ze starszym… Ale ona była bardzo zręczna.
-A z kim będę walczyć? Chciałybyśmy go pokonać! - zapytała się, a Brzoskwinka podniosła brwi do góry. O wow. Mówiła o sobie w liczbie mnogiej! Coś nowego! Musiała to zaakceptować.
- Pokonacie go, choć jest starszy. Zimoziół. Pamiętacie?
- Tak, pamiętamy ze żłobka. Fajnie się z nim bawiło czasem.
- No to git. Już prawie jesteśmy- mruknęła i przyspieszyła lekko. Po chwili byli na małej polance. To Błysk nalegała by uczniowie poćwiczyli razem. Widziała teraz obok niej syna Bielik. Nie był już taki mały. A ciekawe czy zdolny.
- Witaj Błysk! - krzyknęła do zastępczyni, a jej uczennica skinęła głową na powitanie. Bura kiwnęła do ich obu i machnęła ogonem, by Zimoziół zrobił to samo.
- To zobaczmy co umiecie. Zawalczcie. Dla mnie obojętne kto zacznie. A ty co sądzisz Błysk? - zapytała się kotki, lecz ona tylko wzruszyła ramionami.
- Może być. Stańcie przed sobą. Na mój sygnał zaczniecie.
Brzoskwinka spojrzała ciekawie na srebrnego, który ustawił się tak jak prosiła jego mentorka. Oboje uczniowie mierzyli się wzrokiem. Zmrużyła oczy zaciekawiona.
<Zimoziole?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz