Nastała wiosna! Mimo tego nadal wiał chłodny wiatr, a zwierzyny dopiero zaczęła się mnożyć, więc wciąż musieli bardziej wysilać się przy polowaniach. Barwinek chodząc swoimi ścieżkami czasem coś łapał, a czasem nie. Za każdym razem szukał czegoś, co mogłoby zająć go na dłuższy czas, by nie musiał wracać do obozu i oglądać pyska Lisiej Gwiazdy. Szkaradny kawał chama i psychopaty.
W każdym razie, czarny wesoło pląsał sobie po roztopach i świeżej trawce.
Po niespecjalnie udanym polowaniu, na którym upolował ogon Tańczącej Pieśni.
Nadal czuł uderzenie vanki, krocząc beztrosko do obozu.
Wszedł, od razu słysząc piski ze żłobka. No tak, Rumianek urodziła! Kolejne dzieciaki w klanie. Podszedł do wejścia, jednak go nie przekroczył. Usiadł sobie grzecznie, licząc, że ktoś stamtąd wyjdzie, by było mniej kotów. Na co ma się pchać? Nie spieszy mu się do dzieci kotki, chociaż chętnie by z nią pogadał. Była najlepsza z rodziny Berberys!
Gdy tak czekał, ze środka wyszedł liliowy, na którego widok serce Barwinka z lekka przyśpieszyło
- Nie możesz się napatrzeć na moje piękno, lisi bobku? - uniósł brew.
Spojrzał na niego intensywniej. Słyszał piski ze żłobka i obawiał się ile kociąt wypluła siostra Szczawika, powiększając tym samym ich armię.
Udał jednak, że nie boi się rodziny Berberys. Bo wcale się nie bał!!
- Nigdy - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Czuł jak rozpiera go dobry humor, i nawet powaga Szczawiowego Liścia mu nie stanie na przeszkodzie, by się zabawić. Minął zdziwionego liliowego, smyrając go po boku ogonem.
Wszedł do Rumiankowej Pręgi, witając się wesoło. Siedział z nią do wieczora, cały czas plotkując w akompaniamencie piszczenia jej bachorów.
Gdy słońce kładło się spać, Barwinek wyszedł od córki zastępczyni. Życzył jej na odchodne cierpliwości, kierując kroki do legowiska wojowników. Tam, nie mając zbytnio miejsca, ułożył się w wejściu.
~*~
Widział, jak Lisia Gwiazda umiera. Jak głaz gniecie jego ciało, zostawiając jedynie głowę, która potoczyła się gdzieś w bok. Poza oczywistym szokiem, czuł szczęście. W końcu ten tyran padł!
Miauknął wesoło, dołączając do pozostałych kotów, które tak jak on zamierzały świętować śmierć rudego.
W końcu! W końcu ten powalony psychopata padł i zostawił ich w spokoju! Czyż mogło być lepiej?
Jakiś czas później wyszedł na polowanie. Koty, z którymi szedł cały czas nawijały o nowych czasach, które nastały dla Klanu Klifu. Berberysowa Gwiazda na pewno będzie dobrą liderką, mówili, a przynajmniej mniej powaloną.
Barwinek miał to gdzieś. Ważne, że nie wisiał nad nim już wyrok śmierci z łap rudego skurwiela. Ta świadomość była dla niego słodka niczym krew najlepszej piszczki w lesie.
Upolował wiewiórkę, z którą kroczył przez las. Wszedł do obozu, od razu czując inną atmosferę. Brak znajomego stresu, poczucia odrzucenia oraz strachu. Nadal co prawda sądził, iż klan go nie lubi, ale przynajmniej nie ma w zamiarach go zamordować.
Tak więc w świetnym humorze poszedł do stosu ze zwierzyną. Obejrzał go, po chwili uznając, iż jego wiewiórka jest najtłustsza ze zdobytych wcześniej piszczek. Wziął ją więc, by w spokoju zjeść.
~Następnego dnia~
Czarny obudził się, gdy słońce na dobre zagościło na niebie. Nie lubił porannych pobudek, wstawanie o świcie to jakiś dramat. Chodzisz przymulony, ciągle ziewając, a tak? W pełni sił oraz dobrego humoru możesz płatać innym figle.
Wstał i rozciągnął się, słysząc rozmowy kotów z klanu. Niektórzy szykowali się na patrole, inni polowanie bądź trening.
- Słyszałam, że już go pogrzebali - szepnęła jedna z wojowniczek.
Czarny domyślił się o kogo chodzi. Pomyślał chwilkę. No dobra, najwyższa pora zatańczyć na grobie tego rudego chuja!
Pokiwał głową przyznając sobie rację. Okej!
Ruszył ku mogiłom, a widząc kupki piachu, zastanawiał się, która należy do ich byłego lidera. Rozglądał się po grobach. Żadnego kota? Dziwne. Myślał, że zwolennicy Lisiej Gwiazdy będą się przed nim płaszczyć także teraz.
Westchnął cicho. Sam najchętniej wróciłby nad morze, na ich stare terytoria by odwiedzić groby rodziny.
Potrząsnął głową, odganiając ponure myśli. Po kilku krokach ujrzał jasne futro przy jednej z kup piachu. Od razu domyślił się, do kogo ona należy.
- Aw, jak świetnie, że w końcu umarł - miauknął z euforią. - Całe życie na to czekałem.
Dopiero po swoich słowach rozpoznał czuwającą postać. Szczawiowy Liść we własnej osobie! No cóż, mógł się go spodziewać, patrząc na to jak liliowy miłował wręcz tego starego pokurwieńca.
Płonące pomarańczowe oczy spoczęły na nim ze złością, by po chwili Barwinek dostał w łeb. Odsunął się o krok.
- Auć! Niby za co to?! - Burknął. Bolało!
- Tchórzom otwierają się pyski dopiero wtedy, gdy zmarły nie może się wypowiedzieć. - Warknął w jego stronę młodszy.
Czarny czuł, jak jego dobry humor ulatuje, dając się zastąpić zdenerwowaniu. Co jak co, ale nie pozwoli się bezpodstawnie wyzywać i to przy grobie jego największego wroga!
- Tchórze? Ty naprawdę mało wiesz o Lisiej Gwieździe oraz mało go znasz. - Odparł z nutką lekceważenia w głosie.
- Mylisz się, Barwinkowy Podmuchu. - Syknął syn Berberysowej Gwiazdy. - Nie byłem głuchy, żeby nie słyszeć co się o nim mówi. To jednak nie zmienia faktu, że dla mnie, mojego rodzeństwa i matki był dobry. Doprowadził Klan Klifu do potęgi. W większości nie jesteśmy miękkimi fajami. Bez niego nie będzie tak samo. - uderzył ogonem o ziemię.
Barwinek przewrócił oczami. I znowu to idealizowanie. Okej, może i byliśmy potężni. Kiedyś. Teraz ta "potęga" malała, a ostatnie księżyce były spokojne tylko dlatego, ze ten pokurwieniec spuścił z tonu i przez starość siedział na dupie. Czarny nadal pamiętał ten mord w jego oczach, gdy rudy mordował kolejne koty, zarządzał zasadzki, atakował pozostałe klany bo miał taki humor. Jeśli to nazywa się "potęgą", to on jej nie chciał.
- Dla was był dobry, ale dla innych nie znał takiego słowa. - Mówił ponuro, jego dobry humor uleciał wraz z wiosennym wiatrem. - Nie będzie tak samo, bo nie będzie rozlewu krwi przez tego skurwiela. Wiesz ile kotów bało się pójść spać w obawie przed nim? Nic nie wiesz, jesteś zbyt zaślepiony.
Widział, jak w oczach Szczawika błysnęło coś nieprzyjemnego.
- Widocznie sobie na to zasłużyli. - Spiorunował go spojrzeniem. - Mamy szczęście, że Berberysowa Gwiazda nie da sobie w myszy dmuchać. - Zmrużył oczy. - Nie wiem jaki był dla innych Lisia Gwiazda i mało mnie to obchodzi. Chce go pamiętać jako dobrego lidera.
Barwinek prychnął. Co za ignorancja! Ugh, czego on się spodziewał? Że Szczawiowy Liść weźmie jego stronę i będą mogli razem normalnie rozmawiać, bez obawy przed różnicą poglądów? Żałosne.
- Czyli nie chcesz pamiętać prawdy. - Prychnął, ha, Lisia Gwiazda jako dobry lider? - Myślałem, że bardziej obchodzi cię twój ukochany klan. Widzę, iż się myliłem.
Położył nacisk na ostatnie słowo. Wiedział, że go prowokuje, jednak nie potrafił inaczej. Słuchanie dobrych słów na temat zmarłego lidera doprawdy go raniło. Od razu przypominały mu się jego nieprzyjemne sytuacje.
- Nie wiesz, że prawda leży po dwóch stronach? - Zapytał. Na kolejne słowa jego futro się zjeżyło. Wskoczył prosto na Barwinka, powalając go na ziemię i mocno go przyciskając do niej. - Odszczekaj to!
Czuł, jak pazury kocura ranią jego skórę pod gęstą sierścią. Widział złość w oczach młodszego.
- Nie odszczekam tego! Nie mam ku temu powodu, w odróżnieniu do ciebie, mnie ten klan nie lubi. Czemu ja miałbym pałać do niego miłością, skoro nawet lider życzył mi śmierci? Ha, nie wspomnę o próbach zamordowania mnie. - Mówił poważnie, z nutą pogardy wspominając rudego lidera.
- Jestem najbardziej lojalnym ze wszystkich wojowników! W przeciwieństwie do ciebie oddałbym za klan życie! Jak śmiesz mi sugerować, że mnie nie obchodzi?! Bo bronię Lisiej Gwiazdy, którego bardzo lubię i nie pozwolę pluć na jego imię tylko dlatego, że nie był miękką fają?! - Warknął ostro.
Barwinek przez sekundę nie wiedział co powiedzieć. Patrzył w płonące oczy Szczawika myśląc, jakie są ładne, jednocześnie tak boleśnie raniąc go spojrzeniem.
Zacisnął zęby, marszcząc czoło.
- Miękka faja? Tyran i kawał chuja! W dodatku był jakiś popierdolony skoro zabijał bo miał taki humor. Jeśli tak go bronisz, pewnie byłbyś w stanie go poprzeć, by i mnie o łeb skrócił? - Patrzył na niego intensywnie, a widząc jak Szczawik się zbliżył, nie wiedział co ten planuje. Może Barwinek zbyt się pospieszył i nie byli tak blisko, jak mu się wydawało? Może tak naprawdę Szczawik go nie lubił, a czarny tylko to sobie ubzdurał. - Wiesz, na moim miejscu nie byłbyś taki, naprawdę, bycie na celowniku lidera to nic fajnego. A teraz Ty go popierasz! Myślałem... Myślałem - Odwrócił wzrok, ściszając głos - myślałem, że jednak jesteś po mojej stronie.
Miał w nosie, co ten sobie pomyśli. Autentycznie czarnemu zrobiło się przykro. Przecież znał podejście liliowego, a jednak nadal się łudził. Patrzył w bok, czując palący dotyk na swoim ciele. Beznadzieja, kłócą się i to nad grobem Lisiej Gwiazdy. Oni to naprawdę nie mają wyczucia.
- Barwinkowy Podmuchu. - Jego głos zabrzmiał surowo. - Popieram tylko te decyzje Lisiej Gwiazdy, które stanowiły dobro dla Klanu Klifu i zapewniły nam siłę. Nie chce znać jego drugiej strony, a ty powinieneś to uszanować. Zamiast tego plujesz na niego w mojej obecności, na co nie mogę pozwolić. - zrobił chwilę przerwy. - Nie dałbym cię zabić. Bez względu na to, co o mnie myślisz, ja.. nie chciałbym stracić rywala.
Barwinek spojrzał zdziwiony na młodszego. W jego serduszku znowu pojawiła się ta głupia iskierka nadziei, która wzniecała w nim ogień, gdy tylko ich ciała w jakikolwiek sposób się stykały, kiedy Szczawik zwracał na niego uwagę i mówił. Czarny westchnął głęboko, nadal czując ciepło od łap Szczawika. On go nadal trzymał, stojąc nad nim. Był dość blisko jego pyska, a niebieskooki mógłby go dotknąć nosem, jeśli by się postarał.
Jego spojrzenie złagodniało. Patrzył na Szczawika, nie wiedząc jak wyrazić swoje biegnące myśli. Czuł, że mimo wszystko nie potrafiłby zostawić tego egocentrycznego dupka.
- Dobrze wiedzieć, ty kupo futra. - Zaśmiał się cicho, a jego humor poprawił się nieco. - Strata takiego rywala jak ja musiałaby być ciężka, co nie? - Myślał chwilę, po czym odezwał się miękko, nie tak jak miał w planach- To całkiem miłe, wiesz? W jakimś stopniu ci na mnie zależy! Słodkie, przynajmniej wiem, że nie jesteś zapatrzonym w siebie kłakiem!
Jego humor się poprawił i nawet towarzystwo mogił dookoła go nie popsuło. Leżał przyciśnięty do ziemi mówiąc miłe rzeczy swojemu rywalowi.
- Dokładnie. Kto inny by mnie denerwował? - Mruknął Szczawik. Wywrócił oczami. - Ej, nie wyobrażaj sobie za dużo!
Zszedł z niego, a ciepło zniknęło. Barwinek westchnął krótko, wstając i otrzepując futro z ziemi. Widział, jak liliowy kieruje kroki ku obozowi. Poleciał za nim śmiejąc się głupio.
- Jak to za dużo? Przecież nie zaprzeczasz nawet! - Miauknął wesoło, opuszczając miejsce spoczynku klanowiczów. - No dalej, przyznaj się!
Szczawiowy Liść prychnął, nie oglądając się za Barwinkiem. Czarny przystanął. Cieszył się jak kociak, tak naprawdę nie wiedząc czemu. Cóż, przynajmniej wyjaśnił sobie z nim parę spraw, a w ruch jak zwykle poszły pazury.
Patrząc, jak wojownik wraca do obozu, Barwinkowy Podmuch miał w głowie myśl, że nie zostawi go w spokoju. Nie przez najbliższe księżyce.
<Szczawik? <3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz