Tęczowa Zatoczka nie żyła. To była pierwsza wiadomość, jaka dotarła do przydługich uszu chorej szylkretki. Westchnęła cicho, nie potrafiąc sobie wyobrazić co czuła dwójka jej dzieci. Ponoć vanka wykończyła się sama, głodówką... Mówiła, że chce już tylko być z ukochaną, daleko od jakiegokolwiek cierpienia. Lisia Łapa westchnęła cicho, spuszczając głowę. Ostatnie księżyce były okropne, na zmianę śmierć i choroba, niedawno odszedł również Żywiczna Mordka, jakiś czas później znaleziono wygięte w agonii, toczące krwawą pianę z pyska ciało Bluszczowego Poranka, który trzymał między pazurami liście kocimiętki. Sokole Skrzydło obstawiał, że kocur miał atak i dorwał się do zapasowej kupki ziół, które było schowane obok legowiska starszyzny. Szylkretka położyła po sobie uszy, zamykając ślepia. Gdzieś tam z tyłu dudnił jej głos Berberysowej Gwiazdy, która ogłaszała, że epidemia na razie ucichła a ci, którzy przebywali na kwarantannie, mogli wrócić do swoich obowiązków lub też szkolenia. Młoda uczennica przeszła kolejne mianowanie, tym razem jej mentorem został Łabędzi Plusk. Zetknęła się z kocurem nosami, licząc cicho na owocną współpracę. Najważniejsze, że nie był jej ojcem. Świadomość, że nareszcie jest wolna, ucieszył ją, jednak nie tak, jak tego oczekiwała. Czuła się samotna i opuszczona, odizolowana od społeczeństwa, a to wszystko przez te księżyce spędzone na jedzeniu ziółek. Bała się, że choroba jeszcze powróci, że wybije połowę klifiaków. Jednak to nie był jej jedyny problem, mentor szylkretki zachowywał się wobec niej tak, jakby przed sobą samego potwora - Lisią Gwiazdę. To powodowało, że jeszcze bardziej nienawidziła swojego imienia, chciała je zmienić, jednak ilekroć zbierała się w sobie, by pójść do liderki, tej nie było, a jeśli już ją zastała - zostawała spławiona przez jakiegoś wojownika, który tłumaczyć, iż szylkretka jest albo zmęczona, albo w nie najlepszym stanie. To wszystko sprawiło, że zaczęła coraz częściej wałęsać się na granicy, czy to z klanem nocy, czy klanem wilka. Liczyła po cichu, że spotka Królicze Serce i jeszcze raz porozmawia z nim, rozważając dołączenie do klanu nocy. Miała jednak najwidoczniej pecha, mimo długich godzin spędzonych na granicy nie udało jej się spotkać kolegi. Dlatego też dzisiaj zrezygnowała z oczekiwania na niebieskiego kocurka. Zamiast tego poczłapała w stronę klanu wilka. Łabędzi Plusk z radością zgodził się na kolejny dzień wolny od treningu, widziała to w jego oczach. Ulgę, że nie będzie musiał spędzać czasu z dzieckiem potwora. Szelest liści wyciągnął ją z rozmyślań. Podniosła głowę. Po drugiej stronie na wpół pełnego koryta strumienia stała bura postać, która wyrwała jej się dziwnie znajoma. Podeszła bliżej, zanurzając łapy w wodzie. Zmarszczyła brwi, nastawiając uszu. Czy to...?
— Puchata chmurka? — miauknęła ostrożnie z wyraźnym zamyśleniem na mordce.
< Wurbel? :3 >
Aaaa <3
OdpowiedzUsuń