Spojrzał z pogardą na ojca, wymijając go. Nie miał najmniejszej ochoty go widzieć, starczyło już, że Czerniec cisnął beke z niego, jakiego to ma frajerowatego starego w porównaniu do Bluszczowego Poranku. Młody uczeń warknął wściekle, kopiąc kamyk leżący przez jego łapami. Ostatni raz odwrócił się w stronę ojca, jakby licząc, że ten jeszcze go zatrzyma czy coś. Nic takiego się jednak nie stało, tak więc jeszcze bardziej wściekły Omszona Łapa pokłusował w stronę Czerńca i Melona.
Był święcie przekonany, że jego lamerski stary będzie mu truł dupę jeszcze wiele, wiele razy. Nawet przywykł do nazywania go "Sroczkiem", wpieniało go tylko zawracanie mu ogona i próby naprawienia relacji. Kocur nie mógł jednak przewidzieć, że tamta rozmowa była ich ostatnią. Epidemia a klanie klifu pojawiła się nagle, powoli odbierając zdrowie kolejnym kotom. Jednym z nich był właśnie ojciec niebieskiego. Podczas rozmów z Czerńcem Meszek wielokrotnie żartował, że jego płodziciel zapewne się przekręci, schodząc z tego świata. W duchu jednak... Na swój dziwny, własny sposób nie chciał tego. Było ku nawet szkoda ojca? Chyba można tak to było nazwać. Żywica ponoć marniał w oczach, jego matka, która mimo skręconej łapy latała przed legowisko starszych i obserwowała Żywicę godzinami.
Teraz jednak nie miała kogo obserwować. Omszona Łapa wpatrywał się w zasypany już ziemią dół w który wrzucono ciało martwego wojownika. Kocur czuł dziwną pustkę, jakby coś go tam gdzieś głęboko w środku wierciło i męczyło. Spuścił głowę, zaś jego uszy klapnęły. Pierwszy raz w życiu oszczędził sobie kąśliwych uwag, chociażby pod adresem Rosy, która smarkała Zimorodkowi w futro. Kolejni członkowie rodziny powoli opuszczali grób, dopiero gdy został sam zorientował się, że już zaczęło robić się ciemno. Siedział przy grobie prawie cały dzień.
— I-i co? Zdechłeś chuju głupi — syknął w stronę kupki piachu, nawet nie kryjąc pretensji w swoim głosie. Potarł nos łapą — Myślałem, że będziesz się bardziej starał... — urwał na moment, rozglądając się dookoła, czy aby na pewno nikogo nie ma — ... tato.
Pomarańczowe ślepia błysnęły mocno skrywanym żalem.
Wyleczeni: Berberysowa Bryza
Jejciu Meszek:'((( jeszcze ci siostra padła no biedaczku :<<
OdpowiedzUsuń:<<<
OdpowiedzUsuńmeszku kochany, zaraz tata z kg brata ci nasle do pilnowania