*przed pożarem*
Widział, jak na nich patrzyła. Wydawała się być spokojna jak zawsze, ale zbyt wiele czasu razem spędzili, żeby nie zauważył, że w jej ślepiach błyszczy więcej iskier niż zwykle. Obserwował, jak włóczyła się po owocowym lesie, co jakiś czas uśmiechając się do wspomnień. Jak patrzyła na mijających ją mieszkańców. Jak, świadomie lub nie, szukała towarzystwa siostry (wciąż nie potrafił zrozumieć, jak to możliwe, że ta wredna i wiecznie narzekająca kocica jest spokrewniona z jego mentorką). Jak swobodnie śmiała się z kolejnymi kotami, by później, jak gdyby nigdy nic, zapytać je o imię.
Wiedział, że gdyby sam wrócił do stron, które mógłby nazwać domem, pewnie sam by tak postępował. Ale i tak to bolało.
Nie było tak, że od momentu przekroczenia ogrodzenia nie zamienili ani słowa, nie. Rozmawiali, w końcu spali na jednym drzewie. Chodziło o to, że… nawet nie zapytała, jak się czuje. Podsunięcie pod nos własnoręcznie upolowanego zająca skwitowała nieobecnym “o, dzięki! Nostalgio, chcesz trochę?”, a kiedy chciał z nią porozmawiać… zniknęła.
Chodził po obozie, spoglądając spode łba na jego mieszkańców. Szukał sobie ustronnego miejsca, ale co przysiadł, coś mu przeszkadzało. A to leżące akurat na ziemi szyszki, boleśnie wbijające się w bok, a to mrówki, jakiś wyjątkowo głośny ptak, zbyt intensywny zapach owoców, kot, który pojawił się znikąd i dokądś szedł. Bił ogonem na boki, coraz więcej wysiłku wkładając w opanowanie jeżącego się na grzbiecie futra.
W przeciwieństwie do wędrowniczki, unikał klanowiczów. Tłumaczył to sobie ostrożnością, kwestiami praktycznymi, tym że przecież i tak zaraz stąd odejdą, złym samopoczuciem i milionem innych powodów, nie widząc tego jednego.
Za każdym razem, gdy ich widział, jego mięśnie mimowolnie się spinały i pojawiało się dziwne uczucie w okolicy serca. Chciał znaleźć Iskrę i jak najszybciej stąd odejść. Żeby znów było jak dawniej. Żeby znów wędrowali.
Bez nich.
Czekoladowa zabalansowała zgrabnie na czubku ogrodzenia i już miała zeskoczyć, gdy powstrzymał ją znajomy głos.
- Dokąd idziesz?
Ciemne, niemal czarne oczy wydawały się nie wyrażać żadnych emocji, ale zbyt dobrze go znała. Na ich dnie czaił się strach.
- Wrócę przed zachodem słońca - miauknęła, uśmiechając się jak gdyby nigdy nic. - Umówiłam się z kimś.
Serce kocura na moment stanęło. Dziwna fala przetoczyła się przez jego ciało, na chwilę unieruchamiając i odbierając zdolność logicznego myślenia. Nie odpowiedział, szarpany sprzecznymi emocjami.
Nie oglądając się więcej, zeskoczyła i ruszyła przed siebie.
A on stał i patrzył. Przestraszony, wściekły, rozczarowany, apatyczny i samotny równocześnie.
<Jeżyku? To na dokładkę xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz