Spojrzała z góry na jabłoń, gdzie najczęściej sypiali uczniowie. Podeszła do kory drzewa i wbiła niepewnie w nią pazury. Serce mimowolnie jej przyspieszyło. Wspomnienie bolesnego upadku z drzewa i odrzucenia przez Szyszkę powróciło. Pokręciła łbem, odrzucając te myśli. Musiała zająć się Głogiem, a nie rozmyślaniem o przeszłości. Szybko dojrzała czarny ogonek wystający z legowiska na drzewie.
— Głóg! Wstawaj! — wrzasnęła na niego.
Kocurek automatycznie zerwał się na łapki, prawie spadając z legowiska.
— Spóźniłeś się, lisi bobku.
— Przepraszam. — miauknął cicho kocurek.
— To złaź, lisi bobku.
Czarna kuleczka powoli zjechała z pnia jabłoni na ziemię. Ze skruchą w ślipiach podszedł do niej.
— Oby to się nie powtórzyło, lisi bobku. Ruszamy.
Poszli w głąb sadu.
— Tutaj w tych jeżynach znajduje się legowisko medyków. A tam w pigwowcu legowisko starszych. Przyspiesz kroku. Idziemy nad strumień.
Kocurek automatycznie zerwał się na łapki, prawie spadając z legowiska.
— Spóźniłeś się, lisi bobku.
— Przepraszam. — miauknął cicho kocurek.
— To złaź, lisi bobku.
Czarna kuleczka powoli zjechała z pnia jabłoni na ziemię. Ze skruchą w ślipiach podszedł do niej.
— Oby to się nie powtórzyło, lisi bobku. Ruszamy.
Poszli w głąb sadu.
— Tutaj w tych jeżynach znajduje się legowisko medyków. A tam w pigwowcu legowisko starszych. Przyspiesz kroku. Idziemy nad strumień.
Głóg spojrzał na nią zaciekawiony.
— No co się gapisz, lisi bobku. Przebieraj szybciej łapami.
Szylkretka przyspieszyła, a malec ciągnął się za nią. Był na tyle nie duży, że kotka miała wrażenie, że naucza kocie. Trzepnęła ogonem. Zamierzała go wyszkolić na solidnego wojownika. Nawet z jego wzrostem. Nie minęło dużo czasu, a byli na miejscu. Wyschnięte koryto strumienia, było niemal niezauważalne. Jeszcze trochę i trawa całkowicie go zarośnie.
— No co się gapisz, lisi bobku. Przebieraj szybciej łapami.
Szylkretka przyspieszyła, a malec ciągnął się za nią. Był na tyle nie duży, że kotka miała wrażenie, że naucza kocie. Trzepnęła ogonem. Zamierzała go wyszkolić na solidnego wojownika. Nawet z jego wzrostem. Nie minęło dużo czasu, a byli na miejscu. Wyschnięte koryto strumienia, było niemal niezauważalne. Jeszcze trochę i trawa całkowicie go zarośnie.
— Co to? — usłyszała głos swojego ucznia.
Wpatrywał się w niepewnie w żabę. Ta zakumkała i skoczyła w głąb traw.
— Żaba. Sokół nigdy wam nie przyniósł? — zapytała.
Kocurek pokręcił łbem.
— Wiedziałam, że będzie z niego beznadziejny ojciec. — mruknęła pod nosem. — Jakieś pytania, czy idziemy dalej?
Wpatrywał się w niepewnie w żabę. Ta zakumkała i skoczyła w głąb traw.
— Żaba. Sokół nigdy wam nie przyniósł? — zapytała.
Kocurek pokręcił łbem.
— Wiedziałam, że będzie z niego beznadziejny ojciec. — mruknęła pod nosem. — Jakieś pytania, czy idziemy dalej?
<Głóg? bbb sry na razie nie wiem o czym innym pisać xdd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz