— Bobra...? — miauknęła zdziwiona Golec, marszcząc się. — Co to jest?
— Wygląda jak Lśniący Księżyc i ma płaski łysy ogon. — wyjaśniła jej szylkretka. — Może jakbyście się spiknęli to wyszłoby coś podobnego.
Golec syknęła, a nieco zdezorientowana Szyszka zaśmiała się.
— To nie mam co liczyć na bobra? — zapytała zasmucona, a jej ślipia zaszkliły się.
Nostalgia zjeżyła się mimowolnie. Nie spodziewała się, że kotki w ciąży mają aż tak zmienne hormony.
— Nie... znaczy! Myślę, że jeśli Sokół naprawdę cię kocha to ci takiego upoluję. — mruknęła z lekkim uśmiechem.
Zrobienie na złość temu grubasowi zawsze poprawiało humor.
— A on go znajdzie w ogóle w sadzie? — wtrąciła się Golec.
— Sza! Na pewno, że znajdzie. W końcu mamy strumyczek. Ten koło wiśni. Jestem pewna, ze nie jeden bóbr się tam czai.
— Myślisz? — miauknęła z nadzieją Szyszka, łapiąc ją za łapę.
Nostalgia się speszyła, uciekając pospiesznie wzrokiem.
— Jest szansa, a przecież on cię tak mocno kocha... — mruknęła cicho.
Sama by czaiła się cały dzień, by tylko zadowolić zachciankę Szyszki. Lecz to nie ją kochała czarna kotka. Nie jej potomstwo nosiła. Nie na jej widok na pyszczku czarnej pojawiał się uśmiech, który sprawiał, że serce niebezpiecznie jej przyspieszało.
— Coś się stało? — zapytała liderka, widząc jej przygnębienie. — Też nabrałaś ochoty na bobra, co? — miauknęła z lekkim uśmiechem.
Nostalgia wysiliła się na uśmiech. — Jasne. Chyba coś pójdę do jedzenia... przynieś ci coś? — zapytała.
Golec zerwała się na łapy i posłała jej pytające spojrzenie. Złość zagościła w jej zielonych ślipiach. — Ja też się przejdę. — widząc smutek Szyszki, dodała. — Podwójna porcja tego na co tylko masz ochotę.
Szyszka podniosła uszy. — Prócz bobra. — dodała szybko łysa.
— To... może jakiś dzięcioł? — miauknęła z lekkim podekscytowaniem liderka.
Nostalgia i Golec spojrzały po sobie. — Zobaczymy co się da zrobić.
Wyszły. Mróz od razu uderzył ich. Golec trzęsła się jak galareta. Szybko przywarła do Nostalgii, na co ta zmrużyła ślipia. Nie rozumiała, czemu tamta nie mogła po prostu zostać w dziupli. — O co ci chodzi? — mruknęła Nostalgia, ruszając do stosu ze zwierzyną.
Ten skryty pod jabłonią obrośniętą bluszczem był niecałkowicie przykryty śniegiem. — O co mi chodzi? Może o co tobie chodzi? — warknęła Golec. — Nie sądziłam, że możesz być aż takim mysim móżdżkiem.
Zastępczyni nic tego nie rozumiała.
— Nie rozumiem o co ci chodzi.
Trzepnęła ogonem i podeszła do stosu. Szybko zauważyła, że wśród zdobyczy nie ma żadnego dzięcioła. Podniosła srokę i nadgryzła ją lekko.
— Nie rozumiesz o co mi chodzi? Zabawne. Chyba nawet dwu księżycowy kociak, by się połapał, tylko nie ty! — syknęła na nią Golec.
Nostalgia zjeżyła się. Rozumiała, że dla łysej żłobek wiąże się z nieprzyjemnymi wspomnieniami, ale nie musiała być aż tak się burzyć.
Upał lał się z nieba. Niewielki strumień przepływający przez Owocowy Las wysechł, a wody brakowało. Grupa uczniów i paru młodych wojowników wyposażona w mech na czele z Nostalgią poszukiwała wody po ich terenie. Prócz gnijących owoców ich poszukiwania szły marnie. Tajfun zdążyła się już odurzyć podgniłą śliwką i próbować zachęcić do tego i Gruszę. Kocurek na razie dzielnie opierał się coraz nachalnej wojowniczce.
— Nie możemy zrobić przerwy? — mruknęło, któreś z kociąt Szyszki.
— A czy któreś z was ma chociaż trochę mokry mech? Nie? No to macie odpowiedź. — syknęła.
Widząc jak Płomykówka mamrocze pod nosem zapewne na jej temat, zjeżyła się. Niestety niektóre z kocią Szyszki przejęły geny ojca. Kolor futra czasem zmylał, ale Nostalgia miała już wytypowane z kociąt te głupsze, które znajdowały się na jej czarnej liście zaraz pod ich ojcem. Na szczęście jej uczeń Głóg do takich nie należał. Kocurka trudno było ogółem przypisać mocniej, do któregoś z rodziców. Był taki cichy. Mały. Podatny na zgniecenie. Już mieli ruszać dalej, gdy zdyszany Wschód zabiegł im drogę.
— No-nostalgio...! Ko-koty... ko-koty! — wyduszał, próbując złapać głębszy oddech.
Szylkretka zmarszczyła brwi. Nic z tego nie rozumiała.
— No wykrztuś to. — syknęła.
— Co cię dziś ugryzło? Chodzi o tą sprawę z Żu... — urwała powalona na ziemię.
Golec spojrzała na nią pełna złości i żalu.
— Jesteś taka tępa! Nic nie zmądrzałaś przez te wszystkie księżyce! Nic a nic! Mysi móżdżek! — odbiegła zła.
— Sama jesteś głupia! Zachowujesz się jak kociak! — okrzyknęła do niej.
Golec już nie odpowiedziała, zniknęła za jedną z jabłoni, a Nostalgii nie chciało się jej ścigać i przepraszać za nie wiadomo co. Podniosła się z ziemi i zabrała się do roboty. Krwią sroki zabarwiła jej czubek łba na czerwono. Spojrzała na swoje dzieło. Wyglądało tragicznie. Wzięła sroko-dzięcioła w pysk licząc, że Szyszka nie będzie się mu długo przyglądać. Wraz z wejściem z powrotem do kociarni powitała ją liderka.
— Dziwny ten dzięcioł.
— Dziwny ten dzięcioł.
— No wiem. Może jakiś zbłądził z daleka. — mruknęła Nostalgia.
— A gdzie Golec? Myślałam, że też wróci. Chyba... chyba nie uraziłam jej czymś? — miauknęła Szyszka.
Widząc smutek goszczący w oczach liderki, trzepnęła ogonem. Sama nie miała pojęcia o co chodziło łysolcowi, ale nie chciałaby Szyszka niepotrzebnie się smuciła.
— Nie, nie. — mruknęła pospiesznie. — Wiesz jaka jest Golec. Ona to ciągle ma humorki.
Szyszka uniosła zaciekawiona brew.
— A gdzie Golec? Myślałam, że też wróci. Chyba... chyba nie uraziłam jej czymś? — miauknęła Szyszka.
Widząc smutek goszczący w oczach liderki, trzepnęła ogonem. Sama nie miała pojęcia o co chodziło łysolcowi, ale nie chciałaby Szyszka niepotrzebnie się smuciła.
— Nie, nie. — mruknęła pospiesznie. — Wiesz jaka jest Golec. Ona to ciągle ma humorki.
Szyszka uniosła zaciekawiona brew.
— Czy ja wiem... Ostatnio stała się milsza i trochę weselsza. — stwierdziła, przyglądając się jej uważnie.
Nostalgia zmarszczyła brwi.
— Serio? Chyba nie przy mnie.
Nostalgia zmarszczyła brwi.
— Serio? Chyba nie przy mnie.
Położyła się przed posłaniem kotki, wbijając wzrok w jej brzuch.
— Oby nie wszystkie były takie paskudne jak Sokół. — miauknęła Nostalgia.
Szyszka położyła uszy, ale lekkie rozbawienie wkradło się na jej pysk.
— Oby nie wszystkie były takie paskudne jak Sokół. — miauknęła Nostalgia.
Szyszka położyła uszy, ale lekkie rozbawienie wkradło się na jej pysk.
— Ciekawe, czy dożyję dnia, gdy w końcu się dogadacie. — miauknęła rozbawiona.
* * *
— Nie możemy zrobić przerwy? — mruknęło, któreś z kociąt Szyszki.
— A czy któreś z was ma chociaż trochę mokry mech? Nie? No to macie odpowiedź. — syknęła.
Widząc jak Płomykówka mamrocze pod nosem zapewne na jej temat, zjeżyła się. Niestety niektóre z kocią Szyszki przejęły geny ojca. Kolor futra czasem zmylał, ale Nostalgia miała już wytypowane z kociąt te głupsze, które znajdowały się na jej czarnej liście zaraz pod ich ojcem. Na szczęście jej uczeń Głóg do takich nie należał. Kocurka trudno było ogółem przypisać mocniej, do któregoś z rodziców. Był taki cichy. Mały. Podatny na zgniecenie. Już mieli ruszać dalej, gdy zdyszany Wschód zabiegł im drogę.
— No-nostalgio...! Ko-koty... ko-koty! — wyduszał, próbując złapać głębszy oddech.
Szylkretka zmarszczyła brwi. Nic z tego nie rozumiała.
— No wykrztuś to. — syknęła.
— O-obce koty! Obce k-koty są w na-naszym starym obozowisku! Jest ich dużo! Cały... klan!
Oczy Nostalgii otworzyły się szerzej. Zaciekawione szepty rozległy się za jej grzbietem.
— Nocniaki?
— Nie wiem. To nie wszystko...
— Jak nie wszystko? Co może być gorszego? — trzepnęła zła ogonem.
— Pożar.
Oczy Nostalgii otworzyły się szerzej. Zaciekawione szepty rozległy się za jej grzbietem.
— Nocniaki?
— Nie wiem. To nie wszystko...
— Jak nie wszystko? Co może być gorszego? — trzepnęła zła ogonem.
— Pożar.
Po tym słowie zapadła cisza. Może i trwała uderzenie serca, lecz uciszyła wszelkie wcześniejsze rozmowy.
— Jak pożar? — pisnęła z panika Nostalgia.
Ostatnie czego potrzebowali to spalenia ich domu. Już stracili jeden i drugi. Nie byli gotowi na stratę i trzeciego.
— Za niemal wyschniętą już rzeką szaleje straszny ogień. Cała polana Burzaków płonie i las za nią też. Nie wiadomo, czy to przeżyli... — miauknął ściszonym głosem.
— Szyszka wie?
— Jak pożar? — pisnęła z panika Nostalgia.
Ostatnie czego potrzebowali to spalenia ich domu. Już stracili jeden i drugi. Nie byli gotowi na stratę i trzeciego.
— Za niemal wyschniętą już rzeką szaleje straszny ogień. Cała polana Burzaków płonie i las za nią też. Nie wiadomo, czy to przeżyli... — miauknął ściszonym głosem.
— Szyszka wie?
— Nie.
— Gruszo i Bieliku, pobiegnijcie do Szyszki i przekażcie wszystko. Trzeba zwołać wszystkie koty do Jabłoni.
* * *
Po niekrótkiej dyskusji pełnej emocji postanowiono posłać patrol składający się z trzech kotów, aby sprawdzić tożsamość jak i zamiary obcych kotów. Niejeden kot chciał iść, ale Szyszka wyraziła się jasno. Musiały być to koty niewielkie i zwinne. Musiały też dobre przemieszać się po drzewach. Szakłak nadal głośno marudził, że to on powinien być wybrany. Pierwszy wybór padł na Gałąź, która obdarzona niewielką budową także dobrze pamiętała zapach Nocniaków. Podobnie jak Błysk. Najwięcej niepewności było przy Tajfun. Kotka była młoda i znana z głupich pomysłów. Tutaj chyba najbardziej burzyło się parę kotów. Najgłośniejszy jak zwykle był Szakłak, ale Gąska w końcu na tyle mocno trzepnęła go w ucho, że ten zamilknął, dąsając się cicho. Gdy tylko kotki ruszyły wręcz w podekscytowanych podskokach, reszta współklanowiczów obserwowała jedynie za ogrodzenia, jak te zwinnie po drzewach znikają w głębi niewielkiego lasu.
— Martwię się o nie... — miauknęła Szyszka. — Może jednak nie powinnyśmy tego sprawdzać.
— Przestań. Nic im nie będzie. Żadne klanowe sierściuchy nie umieją tak skakać po drzewach jak one. — mruknęła Nostalgia.
Liderka cicho westchnęła.
— Martwię się o nie... — miauknęła Szyszka. — Może jednak nie powinnyśmy tego sprawdzać.
— Przestań. Nic im nie będzie. Żadne klanowe sierściuchy nie umieją tak skakać po drzewach jak one. — mruknęła Nostalgia.
Liderka cicho westchnęła.
— Ale dobrze wiesz, że zawsze... — ogon Nostalgii skutecznie ją uciszył.
— Będzie dobrze. Niedługo wrócą.
<Szyszko?>
<Szyszko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz