Oba koty szły w milczeniu. Ta cisza była taka uciążliwa dla Mgiełki, jednak nie wiedziała, co ma powiedzieć. Wiedziała, że siedliska dwunożnych nie należą do bezpiecznych, mimo to kocimiętka nazbierana być musiała. Szli przez świeże trawy, a nozdrza kotki zachwycały się tą wonią. Czuła, jakby wszystkie jej zmysły tańczyły w rytm granej przez świerszcze melodii. Słońce natomiast przyjemnie ogrzewało jej grzbiet. Radośnie poruszyła wąsami. Jednak to uczucie nie trwało zbyt długo, bowiem ona wraz z zastępcą Aroniowej Gwiazdy dotarli już na miejsce. Stali przed drewnianym ogrodzeniem. Była zaniepokojona, ale tego nie okazywała. To słabość. Spojrzała na towarzysza. Wydawał się być lekko zdenerwowany.
- Jeśli chcesz, możesz na mnie tu poczekać.
- Nie, idę z tobą. - rzucił Jesionowy Wicher i jako pierwszy przeskoczył między belkami. Mgiełka poszła w jego ślady i po chwili oba koty znajdowały się po drugiej stronie ogrodzenia. Rozglądnęła się. Dwunożni posiadali towarzyszy w postaci dużych zwierząt. Mgiełka, widząc futro jednego z nich, omal nie parsknęła śmiechem, przez co napotkała zirytowany wzrok kocura.
- Widzisz te jego futro? Niczym chmury na niebie. Dziwny osobnik... - rzuciła i nawet nie czekając na odpowiedź, ruszyła w kierunku roślinek dwunożnych istot bez futra. Przystanęła dopiero przy ziemi, w której rosły. Zaniuchała i poszła do najbliższej kępki kocimiętki.
- To ta - odparła z lekkim uśmiechem. W końcu dotarli do tego, czego potrzebowali, a jeszcze żyli. Znaczy, jest połowa sukcesu. - Widzisz, jeszcze żyjemy. - obojętnie powiedziała do kocura. Nie chciała już tej ciszy.
- Nie chwal dnia przed zachodem słońca. - zbyła tę wypowiedź milczeniem. Fakt, kocur miał racje. Jeszcze mogło się coś zdarzyć, ale czarno-biała nie chciała dopuścić do siebie takiej myśli. Chociaż jakby się tak zastanowić, miała nadzieję, że trafiłaby do Klanu Gwiazd, a tam przecież nie jest źle i mogłaby dawać innym medykom sny, a nie tylko je odbierać. Poza tym poznałaby ten ubóstwiany przez nią zespół kotów i uwolniłaby się od cienia. Same plusy.
- Dobra tyle wystarczy - Powiedziała do kocura, gdy zobaczyła, że są w posiadaniu tylu roślinek, ile właśnie potrzebowali. No mniej więcej. Wzięła zdobycze do pyszczka, a zastępca uczynił to samo, gdy jej uszy zarejestrowały dźwięk. Dziwny dźwięk. Jakby coś uderzało w drugie coś. Co? Sama nie wiedziała, co myślała. Mimo to w pewien sposób się nie myliła. Po chwili ujrzała jednego z tych dwunogów, opuszczającego właśnie swój obóz. Z przerażeniem spojrzała na towarzysza i zobaczyła w jego oczach podobne uczucie. Od dawna się tak nie bała, a jej strach jeszcze bardziej się rozmnożył, gdy spostrzegła kątem oka, że ten idzie w stronę kotów. Zmroziło ją. Nie wiedziała, co robić i gorączkowo lustrowała okolicę. Ponownie spojrzała na kocura, tym razem wzrokiem "no weź, coś zrób". Nie interesowało ją, że to ona chciała tu przyjść, ale to, że Jesionowy Wicher to zastępca lidera, więc do jego obowiązków należy ochrona członków klanu. W sumie tak samo, jak Mglistego Snu, ale to przecież coś innego, nie? W każdym razie swe nadzieje na przeżycie pokładała w ojcu klanowego duetu chaosu. Niech się trochę nagłówkuje i coś wymyśli.
<Jesion? Weź coś wymyśl i uratuj medyczkę xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz