Błysk obudziła się dzisiaj z dziwnym uczuciem. Bolał ją brzuch i to bardzo, a oprócz tego czuła, że musiała iść w krzaczki. Szybko powstała i niemal biegiem ruszyła w tamtym kierunku. Poczuła ulgę i już miała opuścić to miejsce, gdy znów zachciało jej się "w krzaczki". Co jest? W dodatku to, co z niej wychodziło, nie było takie jak zawsze. Co jej było? Umrze? Z paniką ruszyła w stronę legowiska medyków. Jednak przypomniała sobie, że trwała niejaka epidemia i nie chciała, by tamci uznali, że jest chora. Nie chciała siedzieć w jednym miejscu z tyloma kotami bez możliwości wyjścia. Była przerażona. Co miała robić? Nagle jej oczy zarejestrowały mentora. Bluszczowy Poranek z obojętnym wyrazem pyska szedł w jej kierunku. - Na trening! - rzucił i skierował się w przeciwnym kierunku. Co za kot! Tak irytował Błysk i gdyby mogła, wygarnęłaby mu to już dawno. Niestety nie mogła. Westchnęła. Jak miała mu pokazać, że się źle czuje i musi ponownie iść w krzaczki? Jej myśli się w niej kłóciły. Strach mówił, żeby poszła i się nie awanturowała, ale rozsądek, że musi iść do medyka. Co robić? CO ROBIĆ? Złapała się za głowę. Nie chciała robić scen. Wpadała w panikę. Nie miała odwagi zwrócić uwagi mentorowi, szczególnie jej mentorowi. Z drugiej jednak strony musiała, bo co będzie jak, się nie powstrzyma i na treningu będzie musiała w krzaczki, a do nich nie zdąży? Nawet nie chciała sobie tego wyobrażać. Zaczęło jej się kręcić w głowie. Usiadła. Zastanawiała się, kiedy jej mentor, zobaczy, że została w obozie. Nastało to dosyć szybko, jeszcze zanim Bluszczowy Poranek wyszedł poza obóz. Wrócił się do uczennicy rozzłoszczony. - Czego znowu? Idziemy na trening, nie cyrkuj. - Niemal warknął na białą. Była pewna, on jej nie lubił. Już na pierwszym treningu to zrozumiała. Wskazała trzęsącą się łapką na brzuch i z przerażeniem, spojrzała na kocura. Ten wywrócił oczami. - Nie udawaj, chodź. - rzucił i już miał odejść od kotki, gdy spostrzegł, że ta ruszyła w stronę legowiska medyków. Westchnął. - Tylko szybko! - krzyknął i udał się, poczekać na Błyszczącą Łapę. Ta na chwiejnych łapkach, szła w stronę legowiska medyka, z trudem powstrzymując się, by nie pójść w krzaczki. Gdy dotarła do medyków, usiadła i pokazała na swój brzuch. Poczuła, że nie wytrzyma i musi teraz, pilnie iść w krzaczki. Już miała wstać, gdy nie wytrzymała. Popuściła. Gdyby mogła, zarumieniłaby się tak bardzo, jak burak. Było jej tak głupio, a w dodatku nie mogła przeprosić. Bardzo chciała to zrobić i w natłoku tych emocji, popłakała się. Czuła się tak bardzo słaba i do niczego. - Spokojnie, nie płacz - usłyszała głos medyka. - Boli cię brzuch? - zapytał i spojrzał łagodnie na białą. Nie zaznała tego spojrzenia od tak dawna. Odkąd jest w klanie, praktycznie z nikim innym nie przebywa, oprócz swojego mentora, który to nigdy na nią tak nie patrzył. Za to Szczawiowy Liść według kotki niemal zawsze jest zajęty, więc nie miała towarzystwa nikogo. Bała się, ale tak bardzo chciała z kimś pobyć. W dodatku przecież nie może mówić, więc jak by poznała jakiegoś innego kota? To było takie przerażające! Wróciła myślami do medyka i pomachała twierdząco głową. Ten w zamyśleniu przyjął jej słowa, po czym przyniósł jej jakieś ziółka. - Zjedz je, proszę, a poczujesz się lepiej - uśmiechnął się do Błysku. - Może dzisiaj nie idź na trening... - dodał, a Błysk zaniepokojona spojrzała na wyjście z legowiska medyka. Co powie jej mentor? I jak ma mu to przekazać? - Coś się stało?... - lekko zaniepokojony reakcją uczennicy powędrował wzrokiem za jej spojrzeniem. Błyszcząca Łapa spojrzała ponownie na medyka z niepokojem. Nie mógł zrozumieć, o co jej chodzi? Przecież nie może mu powiedzieć! Nagle do legowiska wszedł Bluszczowy Poranek. - Trochę to długo trwało - westchnął. - Możemy już iść? - skierował to pytanie do Sokolego Skrzydła. Nie zdziwiło to Błysku, w końcu ona niemal zawsze była pomijana, ale w sumie co by miała odpowiedzieć? Nie zna się na chorobach, a jak już to nawet nie może wydusić z siebie słów, więc i tak byłoby to niepotrzebne. - Właśnie o tym mówiłem, wolałbym, żeby dzisiaj odpuściła sobie trening. - Mentor Błyszczącej Łapy przyjął to z milczeniem. Wyszedł bez słowa. Błysk odetchnęła. Dużo bardziej bezpiecznie czuła się bez obecności Bluszczowego Poranka. Spojrzała z wdzięcznością na medyka. Wydawał jej się dużo bardziej przyjazny niż inne koty w klanie klifu. Połknęła szybko ziółka, które dostała wcześniej od niebieskiego. Zapowiadał się dosyć spokojny dzień. Dostała wolne od treningów po raz pierwszy w swoim życiu. Musiała ten dzień wykorzystać na odpoczynek, w końcu była tak bardzo zmęczona...
Wyleczona Błyszcząca Łapa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz