Szczawiowy Liść usiadł obok ojca. Ich wzrok powędrował ku niebieskiej, cętkowanej kupie futra przy Czerńcu. Omszona Łapa słuchał uważnie kocura.
— D-dobrze, że cho-chociaż z kuzynem się do-dogaduję — miauknął smutno Żywica.
Liliowe futro się zjeżyło. Syknął pod nosem. A to lisi bobek! Powiedział wyraźnie Czerńcowemu Mroku, że ma się nie zbliżać do jego brata. Nagada mu jakiś głupot, a potem Meszek nabiera jeszcze więcej wrogości do rodziny. Doskonale wiedział, jak potraktował ich ojca i mu się to w żadnym razie nie podobało. Z młodym są wieczne problemy.
— Nie powiedziałbym, że to dobrze. Czerńcowy Mrok ma na niego zły wpływ. - mruknął Szczawiowy Liść, poruszając ze zirytowaniem ogonem. Miał wybrać się na wieczorny patrol z Czerńcem i Dalią. Będzie to dobra okazja, żeby jeszcze raz wtłuc do głowy kuzyna, że nie podoba mu się jego obecność w życiu Meszka. — Tato?
— T-tak?
Ciągle wpatrywał się w dwójkę kocurów. Ci musieli wyczuć na sobie ich spojrzenia, bo wydali się niezadowoleni. Meszek nawet krzyknął coś bluźnierczego, ale przemknęło mu to mimo uszu. Zwrócił pysk w stronę Żywicznej Mordki. Zapach ojca mocno się zmienił, jednak z wyglądu i charakteru dalej był tym samym, kochanym tatą. Gdyby nie brak pręgowania, byliby jak dwie krople wody z sylwetek, ślepi i koloru sierści.
— Sądzisz, że jeszcze mu coś wejdzie do głupiego łba? — ogonem wskazał na młodszego brata.
— M-miejmy na-nadzieję. Sroczek po-potrzebuje czasu.
— Sroczek? — przekrzywił łeb.
Czyli wiadomo jak brat, by się nazywał, gdyby to tata nadawał mu imię. Słyszał, że bracia są podobni do babci, Sroczego Żaru, jednak teraz nabrało to nowego znaczenia.
Ciężki kaszel wydobył się z jego gardła. Powtórzył to jeszcze kilka razy, zanim ułożył głowę na łapach. Zmrużył zmęczone powieki. Czerwony kaszel był okropny. Drapał go w gardło, wiercił w nosie. Przebywał w dusznym legowisku starszych już dość długo. Takie miał wrażenie.
Na zewnątrz panowała noc. Wstał powoli z posłania, żeby usiąść bliżej wyjścia. Kaszlnął. Na nocnej skórze lśniło tak wiele gwiazd, że nikt nie dałby rady ich zliczyć. Próbował wypatrzeć tej jednej, należącej do zmarłego Żywicznej Mordki. Która mogłaby należeć do ojca? Czy kocur teraz spoglądał na syna, nadal chcąc być obecny w jego życiu?
Wrócił na posłanie, kładąc się na nim wygodnie. Zwinął w kłębek, zamykając senne oczy. Rozległy się kolejne kaszlnięcia. Pozostało mu mieć nadzieję, że nie podzieli losu ojca i nie umrze przez epidemię. Zalała go fala tęsknoty i smutku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz