BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja eventu Secret Santa! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 15 grudnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

17 maja 2022

Od Rysiej Pogonii CD Łasicy

– J-jak poznałaś ojca? – oczy małej szylkretki otworzyły się szeroko, czekając na odpowiedź matuli. Ryś westchnęła.
– Normalnie. Pewnego dnia wyszliśmy razem na patrol i się świetnie bawiliśmy. – bredziła jakieś plotki, byle mała się od niej odczepiła. – I stwierdziliśmy że to powtórzymy. I znowu. I potem znowu. I tak dalej. I tak powstałaś ty i twoi bracia.
Kocię zamilkło, przynajmniej na chwilę, jednak kremowej wcale nie ulżyło. Gapiła się na malucha. Łasica była inna niż reszta kociąt. Gdy one koncentrowały się na zabawach, jedzeniu i spaniu ona była sama, narzekająca na każdy pyłek jaki się unosi w powietrzu. Gdy na nią patrzyła miała wrażenie że to najgorsza kara od losu. Rude plamki na ciemnym ciele. Sierść skąpana w bieli. Nawet durne cętki, kropka w kropkę takie same. Jednak najgorsze były oczy - posiadające niebieską barwę. Miała wrażenie że to koszmarny duch, który zszedł na ziemię by jeszcze dalej drążyć jej zbrodnię. Wyglądała jak Fioletowa Łapa. Nie mogła na nią patrzeć nie myśląc o tym, że Klan Gwiazdy ją karze za swe występki. Nie wiedziała, że taką okrutnością mogli się wykazać ci, którzy rządzili nad całym światem. Byli straszniejsi niż go malowali.
– Witaj, Rysiu. – podniosła łeb słysząc głos Omenu. Wykrzesała z siebie uśmiech. Wojownik upuścił przed nią nornicę na posiłek, którą Rysia Pogoń przyjęła z wdzięcznością.
– Cześć, co tam w Kla-? – zaczęła ciepło, jednak urwała zdając sobie sprawę że kocur w ogóle jej nie słucha. Opuściła uszy.
– Co tam maluchy? – miauknął Omen, obserwując biało-rude dzieci. Jeden z nich, Chłód, szczególnie przykuł swoją uwagę. Jego również.
– Tata!
– Ojciec, nie tata. Widzę że mały siłacz nam tu rośnie. – pacnął malca łapą, a rudy potraktował to jako zaproszenie do zabawy.
– A masz! – uderzył wojownika w łapę i chwilę później do ataku na Mrocznego Omena przyłączyły się również inne kociaki.
Rysia Pogoń patrzyła na to smętnie, skubiąc zwierzynę. Obok niej siedziała również Łasica, która nie chciała brudzić sobie sierści w bijatyce. Nie skupiały się jednak na swoim towarzystwie. To się działo już po raz kolejny. Gdy czarny nawet na nią nie spojrzał. Może musiała przyjąć do wiadomości że to wszystko czym byli było zwykłym kłamstwem?
Zawsze to wiedziałaś.
Pamiętała te wszystkie wspólne chwile. Gdy wtulała się w jego futro płacząc, mówiąc mu o wszystkim co ją kiedykolwiek trapiło. Gdy miejscami po prostu wpatrywali się w gwiazdy bez słowa albo w chmury, mówiąc co im przypominają. Gdy powiedziała mu, że go kocha i on zrobił to samo. Gdy po prostu byli razem, ciesząc się własną obecnością.
Może to z nią był problem? Może nie wyglądała tak jak on chciał żeby wyglądała? Powinna być chudsza niż teraz, a może jeszcze czystsza? Albo to co mówiła jej Senny Pysk, czy Omen znalazł sobie kogoś lepszego? Piękniejszą, twardszą kotkę, która nigdy się nie łamie i po prostu idzie przed siebie?
Nawet nie zauważyła, gdy partner wyszedł, a ona została sama ze zgrają kociąt. One były problemem? A może rozwiązaniem?
Jeśli on tego chce, będzie najlepszą matką. Taką, jakiej inni zazdroszczą talentu, łapy do zajmowania się kociakami, relacji z nimi. Byle wszystko wróciło do normy i mogła się dłużej nie martwić własnym losem.

***

Im dłużej starała się być milutką matulą tym bardziej pękała jej żyłka w głowie. Wbiła wściekle oczy w kocięta jak gdyby chciała się wgryźć w ich szyje, pozbawić durnego życia, które wszystko zepsuło. Mroczny Omen nie kocha jej przez nie. Jakby została w Klanie Klifu albo samotnikiem, nigdy by się to nie stało. Nigdy nie przestałaby być jego priorytetem. Teraz były nim te gówniaki. Zepsuły wszystko. Wszystko. Gdyby zniknęły wszystko byłoby dobre, jak kiedyś.
Właściwie...
Środkiem nocy do groty wpadało tylko słabe światło księżyca. Uśmiechnęła się jak wielki filmowy złol, gdy wpadnie na jakiś plan. Trąciła nosem śpiące kocięta, które przekręcały się ospale, przecierając oczy i ziewając.
– Jest już rano?
– Co my robimy?
– Jestem śpiący..
– Chce dalej spać!
– Ciszej. – syknęła królowa, ale uspokoiła się. Zdenerwowanie to nie sposób, tylko ostateczność. Przynajmniej w tym kontekście. – Czy chcielibyście zobaczyć jak wyglądają tereny Klanu Wilka?
– TAK!
– Możemy?
– Nie możemy jutro?
– Zieeeeew...
– Jutro nas nikt nie wypuści. Dzisiaj jest nasza jedyna szansa. Nie chcecie zobaczyć tego? Po raz kolejny będziecie mieć szansę tylko jak zostaniecie uczniami.
Usłyszała rozentuzjowane piski.
– Cicho! Chodźcie za mną, malce. – rozejrzała się kilka razy, upewniając się że nikt jej nie widzi. Popatrzyła na Senny Pysk, która jakby imię miało na to wskazywać, spała jak zabita i to chrapiąc. Irgowego Nektaru... nie było? Przestraszyła się nieco. Co jeżeli stoi na warcie?
Wyszła na chwilę ze żłobka. Zobaczyła zarysowaną sylwetkę jednego kota. Pobladła ze strachu i szybko się wycofała.
– Idziemy? – podrapał ją po boku Chłód, jakby wyrywając z transu.
– Tak, już, chwila..
Kolejny ryk nie był już wydany przez przyjaciółkę, a ze środka obozu. Spanikowała. Bała się wyjrzeć. Może była podsłuchiwana?
Dziwne odgłosy powtarzały się regularnie, aż w końcu srebrna zebrała się na odwagę i zerknęła. To tylko ucinający sobie drzemkę na straży Suśli Wąs. Kamień spadł jej z serca. Ruchem ogona zachęciła dzieciarnię do pójścia za nią. Wszystkie podekscytowana podreptały w jej stronę, prócz Łasicy. Na osty i ciernie. Chwyciła bez skrupułów szylkretkę za kark i nie zwracając uwagi na jej niezadowolone pomrukiwania wyszła. Krocząc między nocną ciszą czuła się jak bóg, król wszechświata, od której zależy życie tych małych, durnych istot. Niedługo w ogóle się ich pozbędzie. Głuptaski.
Biała jak śnieg tarcza księżyca oświetlała jej drogę w gęstwinie drzew i zarośli. Jak gdyby ktoś ją prowadził świetlnym szlakiem. Tętent łap bijących o twardą ściółkę, zapach mokrej sosny, twarde igły świerku wbijające się w jej łapy jeden po drugim. Skowyt wielkich stworzeń, do których należały losy żyć kocich. Porozdzierane krzyki i chrapnięcia, gody potworów. Ich ostry zapach drapał kocicę w nozdrza, podrażniając przy okazji delikatne, kocięce noski. Rysia Pogoń trącała je, by szły szybciej. Podjudzała, byle dalej kroczyły jej śladem.
– Ruszcie się, zaraz bę- – przerwał jej wrzask. Koci wrzask. Taki, co rozdziera duszę i jest powodem rozdzierania czegoś innego.
– Aaaa!
– Mamo!?
Rudo-biale ciałka skuliły się u jej boku, piszcząc żałośnie. Odgłosy kroków. Wiedzą, że ona tu jest. Zjeżyła się. Była gotowa odbiec, gdy tylko zobaczy jak to coś na nią szarżuje. Była tego świadoma. Jeden ruch łapą, a one nie żyją. Pamiętaj Rysia Pogonio. Ich życie zależy od ciebie.
Sama wrzasnęła zaskoczona i chwyciła czarny, puszysty kark, wbijając w niego swoje kły. Metaliczny odór krwi wypełnił okoliczne powietrze nie tylko za pomocą nowej rany, ale również obecnych. Puściła w popłochu chudego, kościstego kota na ziemię.
Nie wiedziała co się dzieje. Zapachy były silne i ją mdliły. Posmak przywołał wszystkie skrywane w sobie wspomnienia.
Bura kotka leżąca w kałuży zmieszanego błota, deszczówki i krwi.
Wgryzanie się w ciało Koguciego Dziobu podczas treningów tam, gdzie jej łapa nie powinna nigdy stanąć.
Rude ucho w jej pysku, ociekające szkarłatem na tle uciekającej ofiary.
Smak porażki.

Cofnęła się, patrząc jak powoli samotniczka bierze coraz mniej oddechów. Zeskrobana skóra odchodziła od ciała płatami. Miała poszarpany bok dymnej kocicy, przedziurawiony kłami większymi niż mogła sobie wyobrazić. Najgorsze jednak były jej oczy, identyczne jak te, które widziała już dawno, a których widoku nie mogła zapomnieć. O tym samym kolorze głębokiej żółci, pozbawione... wszystkiego. Bez duszy, puste, z powiekami wygiętymi szeroko i źrenicami chowajacymi się za nimi. Zamrugała kilka razy. Jej ciało drżało, nie mogąc odwrócić wzroku ze strachu. Szczerego jak nigdy. Kocięta niemal mdlały na jej oczach, chyląc się ku pozbawieniu samych siebie świadomości. One. Te, których chciała się zawsze pozbyć.
– M-mamo?
Obróciła łeb. Wbiła spojrzenie we własne łapy. Okrwawione, splamione, pociągające za sobą czerwony szlak, znaczący kolejną zbrodnię.
Co ona do cholery zrobiła?
Miała krew na rękach. Widok jej się rozjeżdżał i sama nie wiedziała na co patrzy. Wołające krzyki przerażonych dziatków nie działały.
Zabiłaś. Zrobiłaś to ponownie. Umarła. Nawet jej nie znasz. Jest martwa. Martwa. Przez ciebie.
Blady blask księżycowej łuny uplótł jak warkocz nowy przesmyk, prowadzący między obfitą puszczę. Włóczyła łapa za łapą, będąc w innej przestrzeni. Poza swoim ciałem. W otchłani myśli. Myśli, które niszczyły ją. Powoli.
Bagno. Weszła w bagno, zlepiając sierść i łapy w jeden brązowy kosmyk. Kroczyła za tunelem przemyśleń, z których mogła wyodrębnić tylko jedną rzecz. A dokładniej dwa słowa, powtarzane jak marę w jej umyśle.
Zrobiłaś to.

***

Powróciła. Na drżących łapach, bez życia.
Chciała biec. Biec w stronę strumienia. Zostawiła je. Zostawiła dzieci. Co ona myślała. Że to rozwiąże jej problem? Pognała. W gonitwie za nimi. Kociętami. Każdy ją znienawidzi. Omen ją znienawidzi. Jest kolejnym zdrajcą. Pozostawiła kocięta na śmierć. Powolny zgon z łap tego samego, co sprawiło, że czarna włóczęga skończyła oskórowana, okrwawiona, umierająca w agonii, którą sama pogłębiła. To było jednak bez sensu. Czy była jeszcze szansa? Stanęła w bezruchu przez krótką chwilę, po czym powłóczyła zrezygnowanie łapami.
Za wejściem schodziła jutrzenka, rozświetlając niebo, spędzając z niego leniwe gwiazdy. Słońce płynęło przed siebie. Nad horyzontem pojawiła się zupełnie nowa gama barw – spływająca głównie gorzką czerwienią. Żaden z wojowników Klanu Wilka wychodząc na pierwszy z patroli nie spodziewał się zastać na samym środku skulonej na ziemi pozlepianej kuli futra, strachu i krwi.
– Rysia Pogoń? – pierwszy z głosów nieśmiało powitał klifiaczkę.
– Co się stało?
– Na Klan Gwiazdy, co ty tutaj robisz?
– J-ja- – urwała, nie wiedząc co robić.
– Rysia Pogoń? Co tu się do cholery wyprawia? Gdzie są kocięta? Co ty zrobiłaś? – warknięcie jednego kota było najbardziej charakterystyczne z tłumu.
– N-nie ma... Zniknęły... Nie wiem co się z nimi stało... – przełknęła głośno ślinę, nie mogąc unieść głowy by spojrzeć kocurowi w oczy.
– Coś cię zaatakowało? Kto zabrał kocięta? Żyją? – ton głosu Omenu był wściekły, niski. Skuliła się jeszcze bardziej.
– J-ja nie wiem. Mogą być w lesie... – wbijała pazury w twardą posadzkę, kuląc się z lęku. Gdzie się podziała ta dawna odwaga, parcie przed siebie? Kiedy się zmieniła w czyste przerażenie?
– Jak to "mogą"? Co tam się zadziało?
Przeszedł przez jej ciało gwałtowny dreszcz.
– Nie wiem! – krzyknęła na niego z wrogością i syknęła. Po chwili rozszerzyły jej się oczy. Co ona kurwa robi? – P-przepraszam!
Wojownik odsunął się od niej ze zdziwieniem malującym się na pysku.
– W ten sposób nic nie zdziałamy.
Zamilczała. Jej wzrok błądził po wszystkich okolicznych kotach.
– Co się tutaj dzieje? – zapytał głęboko Jastrzębia Gwiazda.
– Kocięta Rysiej Pogoni zniknęły! – miauknął Suśli Nos.
– Co się z nimi stało?!
– Nie wiemy. – wysunął się z tłumu Krzaczasty Szczyt, patrząc pytająco na Ryś. Ta tylko zjeżyła sierść.
– Nic nie wiem!
– Wszyscy co zebrali się na poranny patrol… – bury lider przejechał wzrokiem po Suślim Nosie, Krzaczastym Szczycie, Cisowej Kołysance, Wydrzym Lesie oraz po Mrocznym Omenie. – …macie wyruszyć na poszukiwania kociąt, zanim coś im się stanie. Ty – zwrócił się w stronę swojego byłego ucznia, który już się prędko zbierał z innymi – Porozmawiaj na spokojnie z Rysią Pogonią. Może jak ochłonie jej się coś przypomni.
Wcale nie chciała by coś jej się przypomniało. Myślała, że zaraz zwymiotuje. Powolnym krokiem Omen wziął ją na stronę, w ciche miejsce.
– Oddychaj głęboko i jeszcze raz. To wina dzików, czy jacyś samotnicy was napadli? Powiedz wszystko, co pamiętasz, wolno i wyraźnie. Chcesz, żeby nasze kocięta opuściły ten świat? Chcesz, żeby ten potencjał się zmarnował?
– Obudziłam się, nie było ich. Nigdzie. Najmniejszego zapachu, odcisku łapki, niczego. – załkała, owijając łapy ogonem. Jaką trzeba dać bujdę, by uwierzył? – S-spanikowałam. Wyszłam z obozu. Nie było śladu po żadnym z nich…
– Jakim cudem cokolwiek mogło zakraść się AŻ do kociarni? Może to sprawka tych... Tej szemranej dwójki. Może zechcieli się zemścić za Łasicę. Nie zdziwiłbym się. Idioci. Nie znalazłaś żadnego tropu?
– Sam sobie sprawdź, jeśli nie wierzysz. – warknęła, patrząc mu głęboko w błękit oczu, w których niegdyś widziała głębię. Tą głębie jak w oceanie, w którą możesz patrzeć bez końca, a i tak nie zobaczysz dna. Teraz ocean pokrywała lodowa powłoka, nie przepuszczająca niczego, na której można było się tylko ślizgać i mieć nadzieję, że się nie spadnie. Omen nie był tym samym kotem, co kiedyś.
– Więc tak się dla nas oboje poświęciłem, a ty zachowujesz się tak bezczelnie? – wyprostował się, przez co kremowa odruchowo przyklęknęła, patrząc na niego z dołu. – Może nie powinienem był załatwiać ci dachu nad głową, co? To NASZE dzieci. Oboje powinniśmy o nie dbać. A to, co się wydarzyło, jest niedorzeczne. Nie mogły ot tak zniknąć. A może w ogóle ci na nich nie zależy, ani na mnie, ani na całym Klanie Wilka? Tak pilnowałaś kociąt, że aż ci uciekły! To była tylko JEDNA noc. Nie potrafiłaś ich przypilnować.
– Czyli interesuje cię tylko ich stan, co? Dla ciebie już liczy się zmoknięta kupa popiołu, a nie JA! – sama napuszyła się jak paw. – Może jakbyś nie miał tysiąca innych lasek na boku i chociaż trochę martwił się tym co czuje, może byłyby tutaj i to szczęśliwe!
– Dość!
– Dość to ja mam ciebie! Powiedz mi chłopcze tylko, czy w ogóle mam w twoim sercu jakieś miejsce dla siebie? – spochmurniała, jednak nie zamierzała ustąpić. – Ponieważ to wszystko było tylko kłamstwem, które opowiadasz każdemu! Każdej, jaka się tylko za tobą obejrzy! Te słodkie słówka były niczym, prawda?! Gadaj! – syknęła mu prosto w twarz, stojąc z nim pyskiem w pysk. Po raz pierwszy od dawna wybuchnęła. I wiecie co? Nie żałowała powiedzieć tego wszystkiego w jego ohydną, czarną mordę, która dawno ją zdradziła.
– Żadna nie ma u mnie takich względów jak ty! Ale skoro sądzisz, że nasza miłość była kłamstwem, to może nie powinienem był w ogóle przekonywać Jastrzębia, żeby cię tu przyjął! Poświęciłem dla ciebie wszystko, zrobiłem sobie dzieci z klifiaczką, a ty masz czelność tak się do mnie odzywać?!
W jej oczach jakby zgasł płomień agresywnego rankoru. To co mówił było prawdą. Poświęcił dla niej wszystko, a ona zachowywała się jak rozwydrzone dziecko.
– Nigdy nie rozmawiamy! Wszystkim czym się zajmujesz kiedy wejdziesz do żłobka to jedynie kocięta! Jednego spojrzenia mi nie podarujesz! – z każdym słowem brzmiała coraz mniej pewnie. Położyła po sobie płasko uszy i oblizała nerwowo pysk. – Naprawdę nie wiem co się stało. – wbiła wzrok we własne łapy, czując, że wojownik wcale jej nie wierzy i pali jej sierść wzrokiem. – Obudziłam się i zniknęły. Bez śladu. Wyszłam ich poszukać, ale wokół jedynie rozpościerał się zapach dzików. Wróciłam brudna, wycieńczona…
– Mhrm. – odburknął Mroczny Omen, kierując się by poszukać przywódcy. Zanim jeszcze ją opuścił obrócił się. – Lepiej, aby się odnalazły, Rysia Pogonio.

***

Patrole wychodziły jedne po drugim, cios za ciosem, grupa za grupą. Żadna z nich jednak nie miała dobrych wiadomości. Wyglądało, jakby malce wyparowały. Wszystkie penetrowały inną część lasu. Słyszała tylko wiadomości o martwej, zamordowanej przez dziki samotniczce. Po kłótni z partnerem wydawało jej się, że Klan Wilka był jeszcze bardziej obcy niż gdy do niego dołączyła. Siedziała przed legowiskami w półmroku. Myślała o jej i Mrocznego Omenu dzieciach, a może już tylko ich duszach w Klanie Gwiazdy. O Chłodzie, małym i wesołym kocurku, pierworodnym synu. O Mrozie, ponurym i grzecznym kocięciu nie sprawiającym kłopotów. O Kruku, małym gburze stojącym na uboczu, obserwującym wszystko z daleka. Oraz małej Łasicy, którą brzydziło postawienie swojej łapy na brudnej ziemi, a co dopiero na zabawę z braćmi. Nie było jednak ich. Może zabrało ich ze sobą to samo, co zrobiło masakrę na ciele czarnej nieznajomej. Być może cudem śmierć nie złapała ich w swe objęcia. Wszyscy byli na nią wściekli. Każdy chciał, aby jej tutaj nie było w tej chwili. Łącznie z samą Rysią Pogonią. Czy to wszystko miało jeszcze sens? Czy może tym jednym razem ucieczka okaże się być rozwiązaniem?
Obóz był niemal pusty przez natłok obowiązków. Zrobiła pierwszy, niepewny krok. Żadnego najmniejszego szelestu. Podeszła bliżej skalnej ramy. Delikatny deszcz zmywał wszystko, co mogło się jeszcze zachować z dzieci kropla po kropli. Czuła świąd podsycenia zmieszanego z lękiem. Jej oczy błądziły po wysokich świerkach, w końcu spoczywając na złotym władcy dnia, skrywającym się za obłokami. Postawiła łapę na trawie, którą pokrywały powoli gnijące liście uginające się pod wodnymi smugami ulewy.
Teraz już nic jej nie trzymało w tym miejscu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz