przed uprowadzeniem do Klanu Nocy
Wiał zimny wiatr, taki inny niż na początku, gdy zaczynali pierwsze treningi. Kminek puszyła futerko i starała się chować nosek w sierści klatki piersiowej, co nie było zbyt wygodną pozycją do chodzenia. Jak zwykle w drodze na trening mama odpytywała ją z ziół.
– Podstawa podstaw, pajęczyna?
– Tamuje krwawienie – mruknęła, mrużąc oczy gdy zawiało, by uniknąć piasku.
– Jagody jałowca?
– Ból brzucha, uspokaja, siła…
– Na kleszcze?
– Mysia żółć – skrzywiła się na wspomnienie tego smrodu. Nie chciała przeżywać tego nigdy więcej.
– Ziarna maku?
– Uspokajają. Sen. – Wcale nie miała ochoty na szkolenie w ten wiatr. Było okropnie zimno i niefajnie. Wcale nie zazdrościła Deszcz, która miała swoją kolej jeszcze wcześniej, o świcie. Jedyne, o czym marzyła to powrót do pieńka; dzisiaj odpuściła sobie nawet codzienny spacer.
– Kocimiętka u dwunożnych – mruknęła na kolejne pytanie. – W tę stronę. – Wskazała ogonem kierunek, który kiedyś wskazała jej Bylica.
– Nie. W tamtą. – Wskazała inny kurs i Kminek prawie wywróciła oczami.
Dotarły na znajomą polankę. Słyszała, że chodzi o węszenie, ale nie uwierzyła plotkom rodzeństwa. Węszenie w taką pogodę? To chyba niemożliwe. Spojrzała niepewnie na pysk Bylicy.
– Schowam się w trawie. Pierwsze kilka razy będę w miejscu, potem zacznę się poruszać. Masz za zadanie mnie znaleźć.
– A co jak się zgubię? – mruknęła nieprzekonana do tego pomysłu.
– Znasz chyba drogę powrotną. Ale na pewno się znajdziemy.
Dorosła zaraz zniknęła w trawie, a mała odczekała chwilę, wciągnęła głęboko powietrze i podążyła za ledwo wyczuwalnym zapachem mięty.
– Podstawa podstaw, pajęczyna?
– Tamuje krwawienie – mruknęła, mrużąc oczy gdy zawiało, by uniknąć piasku.
– Jagody jałowca?
– Ból brzucha, uspokaja, siła…
– Na kleszcze?
– Mysia żółć – skrzywiła się na wspomnienie tego smrodu. Nie chciała przeżywać tego nigdy więcej.
– Ziarna maku?
– Uspokajają. Sen. – Wcale nie miała ochoty na szkolenie w ten wiatr. Było okropnie zimno i niefajnie. Wcale nie zazdrościła Deszcz, która miała swoją kolej jeszcze wcześniej, o świcie. Jedyne, o czym marzyła to powrót do pieńka; dzisiaj odpuściła sobie nawet codzienny spacer.
– Kocimiętka u dwunożnych – mruknęła na kolejne pytanie. – W tę stronę. – Wskazała ogonem kierunek, który kiedyś wskazała jej Bylica.
– Nie. W tamtą. – Wskazała inny kurs i Kminek prawie wywróciła oczami.
Dotarły na znajomą polankę. Słyszała, że chodzi o węszenie, ale nie uwierzyła plotkom rodzeństwa. Węszenie w taką pogodę? To chyba niemożliwe. Spojrzała niepewnie na pysk Bylicy.
– Schowam się w trawie. Pierwsze kilka razy będę w miejscu, potem zacznę się poruszać. Masz za zadanie mnie znaleźć.
– A co jak się zgubię? – mruknęła nieprzekonana do tego pomysłu.
– Znasz chyba drogę powrotną. Ale na pewno się znajdziemy.
Dorosła zaraz zniknęła w trawie, a mała odczekała chwilę, wciągnęła głęboko powietrze i podążyła za ledwo wyczuwalnym zapachem mięty.
[przyznane 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz