końcówka pory opadających liści
Cisza, tylko szum gałęzi i opadających liści był obecny w kolorowej scenerii. Małe, szare stworzonko przeskakiwało z łodygi na łodygę, przez co woda zebrana na nich spadała na glebę, wsiąkając natychmiastowo.
Szara myszka zeskoczyła na mokrą ziemię, podnosząc ziarenko do pyszczka. Trzeba było się przygotować, niedługo będzie musiała przesypiać dłużej, niż zazwyczaj. Wyczuwała to całym swoim ciałkiem. Wetknęła ziarenko do pyszczka, już szukając następnych.
Stworzonko nie spodziewało się jednak, że sen przyjdzie o wiele szybciej. Jak również nie będzie trwał tylko kilku chwil.
Nagły ruch, wszystko momentalnie zadrżało. Nim nornica zdążyła zareagować choćby piskiem, jej życie zakończyło się prędzej niż uderzenie serca.
Oczy Rosy zaświeciły się mocno, gdy zobaczyła, jak Ryjówka unosi w pyszczku właśnie złapane stworzonko. Serduszko zabiło jej z ekscytacji, tak jak ona zadrżała w jego rytm. Woah, to było super! Nie to jednak było najważniejsze dla kotki.
— Nic ci nie jest! — odparła wesoło, spotykając zdziwione spojrzenie swojej matki — Eee... znaczy- — umilkła na sekundkę, patrząc z dołu niepewna — Łapa cię już nie boli?
Oh, jak cichutko i zestresowanie zabrzmiał jej głos. Trzęsła się z nerwów, że mogła powiedzieć coś złego. W końcu Rosa naprawdę uwielbiała obserwować, a nietrudno było zauważyć, jak bardzo doskwierało jej chodzenie. NAWET jeśli koteczka widziała ją tylko na uderzenie serca przed zniknięciem w krzakach.
Czekoladowa szylkretka po chwili minimalnego zaskoczenia pytaniem, ponownie przyjęła swój obojętny wyraz pyska. Odłożyła piszczkę na ziemię, uwalniając od niej swój pysk. Spojrzała z góry na obie córki.
— Sądzę, że nie po to aktualnie spędzam z wami czas, by porozmawiać o poranionych łapach — odparła samotniczka sarkastycznie, wprawiając córkę w zakłopotanie.
Rosa tylko nabrała powietrza w pyszczek, burmusząc się. Tak jakby normalnie nie mogła powiedzieć, że już wszystko dobrze. Niby czuła jakiś inny zapach z tamtego dnia, gdy ich matka spędziła pół dnia w Norze, jednak nie potrafiła go do niczego porównać. Nie potrafiła połączyć faktów, że ktoś mógł jej pomóc. Przecież Ryjówka nikogo nie prosi o pomoc, dlatego Rosa chciała wiedzieć, jak kotka się naprawiła. Proste! Tyle razy słyszała o tych całych klanowych uzdrowicielach. Przecież pamiętała, jak Ryjówka przyniosła jej to dziwne ziarenko, po którym ból w głowie zniknął.
— Chciałam tylko wiedzieć jak — odmruknęła zła, spoglądając tym razem na Strażniczkę spod byka.
Mysz aż wzięła cichy wdech, wypuszczając go z nagłym parsknięciem. Po czym pacnęła siostrę tylko łapką w ogon, patrząc na nią upominająco.
Ryjówka jedyne co zrobiła, to uniosła brwi wyżej, nie zmieniając wyrazu pyska. Można było jednak dostrzec iskierki rozbawienia w jej spojrzeniu.
— Innym razem — podsumowała starsza, podnosząc się z siadu i zaczęła kopać w ziemi.
Obie koteczki patrzyły zdezorientowane na to, co teraz się dzieje. Co teraz będą robić, chować się w ziemi i czekać na kolejną ofiarę?
Zanim jednak którakolwiek zadała kolejne pytanie, starsza wepchnęła tam swoją zdobycz, po czym zakopała z powrotem.
— Teraz czas na trening podstaw — odparła od razu, kierując się dalej przed siebie — Idziemy wywęszyć sobie jutrzejsze śniadanie.
Szara myszka zeskoczyła na mokrą ziemię, podnosząc ziarenko do pyszczka. Trzeba było się przygotować, niedługo będzie musiała przesypiać dłużej, niż zazwyczaj. Wyczuwała to całym swoim ciałkiem. Wetknęła ziarenko do pyszczka, już szukając następnych.
Stworzonko nie spodziewało się jednak, że sen przyjdzie o wiele szybciej. Jak również nie będzie trwał tylko kilku chwil.
Nagły ruch, wszystko momentalnie zadrżało. Nim nornica zdążyła zareagować choćby piskiem, jej życie zakończyło się prędzej niż uderzenie serca.
Oczy Rosy zaświeciły się mocno, gdy zobaczyła, jak Ryjówka unosi w pyszczku właśnie złapane stworzonko. Serduszko zabiło jej z ekscytacji, tak jak ona zadrżała w jego rytm. Woah, to było super! Nie to jednak było najważniejsze dla kotki.
— Nic ci nie jest! — odparła wesoło, spotykając zdziwione spojrzenie swojej matki — Eee... znaczy- — umilkła na sekundkę, patrząc z dołu niepewna — Łapa cię już nie boli?
Oh, jak cichutko i zestresowanie zabrzmiał jej głos. Trzęsła się z nerwów, że mogła powiedzieć coś złego. W końcu Rosa naprawdę uwielbiała obserwować, a nietrudno było zauważyć, jak bardzo doskwierało jej chodzenie. NAWET jeśli koteczka widziała ją tylko na uderzenie serca przed zniknięciem w krzakach.
Czekoladowa szylkretka po chwili minimalnego zaskoczenia pytaniem, ponownie przyjęła swój obojętny wyraz pyska. Odłożyła piszczkę na ziemię, uwalniając od niej swój pysk. Spojrzała z góry na obie córki.
— Sądzę, że nie po to aktualnie spędzam z wami czas, by porozmawiać o poranionych łapach — odparła samotniczka sarkastycznie, wprawiając córkę w zakłopotanie.
Rosa tylko nabrała powietrza w pyszczek, burmusząc się. Tak jakby normalnie nie mogła powiedzieć, że już wszystko dobrze. Niby czuła jakiś inny zapach z tamtego dnia, gdy ich matka spędziła pół dnia w Norze, jednak nie potrafiła go do niczego porównać. Nie potrafiła połączyć faktów, że ktoś mógł jej pomóc. Przecież Ryjówka nikogo nie prosi o pomoc, dlatego Rosa chciała wiedzieć, jak kotka się naprawiła. Proste! Tyle razy słyszała o tych całych klanowych uzdrowicielach. Przecież pamiętała, jak Ryjówka przyniosła jej to dziwne ziarenko, po którym ból w głowie zniknął.
— Chciałam tylko wiedzieć jak — odmruknęła zła, spoglądając tym razem na Strażniczkę spod byka.
Mysz aż wzięła cichy wdech, wypuszczając go z nagłym parsknięciem. Po czym pacnęła siostrę tylko łapką w ogon, patrząc na nią upominająco.
Ryjówka jedyne co zrobiła, to uniosła brwi wyżej, nie zmieniając wyrazu pyska. Można było jednak dostrzec iskierki rozbawienia w jej spojrzeniu.
— Innym razem — podsumowała starsza, podnosząc się z siadu i zaczęła kopać w ziemi.
Obie koteczki patrzyły zdezorientowane na to, co teraz się dzieje. Co teraz będą robić, chować się w ziemi i czekać na kolejną ofiarę?
Zanim jednak którakolwiek zadała kolejne pytanie, starsza wepchnęła tam swoją zdobycz, po czym zakopała z powrotem.
— Teraz czas na trening podstaw — odparła od razu, kierując się dalej przed siebie — Idziemy wywęszyć sobie jutrzejsze śniadanie.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz