Obudziła się gdzieś w środku lasu otoczona igłami oraz kwaśnym zapachem iglaków. Leżała tak, a obok niej znajdowało się rodzeństwo. Mała Łasica nie była w stanie ocenić sytuacji, w której się znajdowała, wiedziała tylko i czuła, że jest bardzo daleko od żłobka, gdzie miała się wychowywać. Północny wiatr przelatujący pomiędzy sosnami mierzwił jej futro, a nieprzyzwyczajone do tego kocię marzło. Cała czwórka kociąt wtulała się w siebie żałośnie będąc na granicy śmierci, jednakże ten scenariusz nie miał prawa się zrealizować. Kocięta zauważyły mocno zbudowane sylwetki, ich zapach kłócił się z im dotąd znanym, więc nie mogli to być wojownicy z klanu wilka. Czy przeżyją? Co oni chcą zrobić z kociętami? Te myśli mąciły w głowie Łasicy i pewnie nie tylko ona się nad tym zastanawiała. Słyszała jedynie odgłosy rozmowy pomiędzy nim aż w końcu poczuła delikatne ugryzienie na karku, które sparaliżowało ją od stóp do głów. Nie wiedziała gdzie ją niosą, lecz szybko to zaakceptowała zapadając w głęboki sen z wycieńczenia.
***
Otworzyła ślepia, jej oczom ukazało się coś na wzór kociarni, obróciła łeb i wtulała się w nią jakaś obca szylkretowa kocica. Obrzydliwe! Odskoczyła na bok strosząc sierść, kocię było gotowe nawet zaatakować swoimi mizernymi pazurkami i kiełkami.
- Nie bój się mnie. Nic ci tu nie grozi. - wymruczała najdelikatniej jak potrafiła nieznajoma. Łasica położyła po sobie uszy dalej wyginając grzbiet. Spojrzała chłodnym wzrokiem na kocięta pijące mleko. To było jej rodzeństwo? Jak oni śmieli tak łatwo się złamać?! Wiedziała, że od zawsze do nich nie pasowała, oni byli tacy miękcy i lubili się brudzić, za to ona była ich totalną przeciwnością i w dodatku rodzynką całej kocięcej gromadki.
- N-nie wiem kim jesteś... - zawahało się kocię powoli chowając pazury. - Gdzie jest nasza matka?! Co jej zrobiłaś?! - wysyczała w jej stronę.
- Nie było nikogo z wami, leżeliście sami wśród błota i igieł. - oznajmiła rzucając szylkretce ciepłe i pełne współczucia spojrzenia. Łasica usiadła pod ścianą żłobka, bała się zrobić krok w jej stronę.
- Jak się nazywasz? - zapytało.
- Jestem Kalinkowa Łodyga i będę się wami opiekować, a teraz chodź bo jesteś cała brudna. - zaproponowała. Kocię spojrzało na swoją ubłoconą sierść, faktycznie przydała by się jej mała kąpiel. Nie zastanawiając się dłużej wstała i podreptała niepewnie w stronę Kalinki. Faktycznie burka zaczęła delikatnie ją wylizywać, jej ruchy były nieporównywalne z tymi które czuła, gdy zajmowała się nią matki. Były dużo delikatniejsze i bardziej precyzyjne. Mała orientując się, że jest bezpieczna również zaczęła się myć w miarę jak tylko potrafiła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz