,,Wyjaśni”. Co miał wyjaśniać? To oni zabili wojownika klanu Burzy. Za wiewiórkę! To oni się powinni tłumaczyć. Nie Zając. To ONI mieli krew na łapach innego kota. Ogon kotki lekko drgnął, jednak wyraz pyska pozostawał niezmienny. Mimo, że jej się to nie podobało, w przez krótką chwilę w mózgu zakwitło jej uczucie zrozumienia. W końcu trzeba było dbać o sojusze, prawda? Trzeba było jakoś to przerobić, by nie tkwić w nieporozumieniu. Po tej krótkiej chwili to kwitnące uczucie zaraz prysło, kiedy przypomniała sobie swój punkt widzenia. Szuje. Ale to nie wszystko. Kolejne słowa Węgielka były jeszcze dziwniejsze.
- Co. - Wydobyło się z jej pyska, brzmiąc nieco bardziej twardo, niż zazwyczaj. Jednak nie z jakiejś złości, a sam wydźwięk nie był zamierzony. Po prostu nie rozumiała. Brat nie grzeszył pewnością siebie, ale po co przesadzać? - Samotnicy? Czemu przepraszasz. Przecież to ja chciałam zdobyć tą wiewiórkę. Tylko nie przypuszczałam, że- - Przerwała, patrząc w oczy Węgielka, bez szczególnego wyrazu. - Nie ważne.
- Może… chodźmy do medyka? - Zaproponował, zmieniając tym samym temat, na co calico tylko drgnęła uchem niezadowolona. W końcu jednak wypuściła głośno powietrze nosem ze zrezygnowaniem, by ominąć czarnego brata i skierować swe kroki w stronę medycznej dziury pachnącej ziołami.
- Co. - Wydobyło się z jej pyska, brzmiąc nieco bardziej twardo, niż zazwyczaj. Jednak nie z jakiejś złości, a sam wydźwięk nie był zamierzony. Po prostu nie rozumiała. Brat nie grzeszył pewnością siebie, ale po co przesadzać? - Samotnicy? Czemu przepraszasz. Przecież to ja chciałam zdobyć tą wiewiórkę. Tylko nie przypuszczałam, że- - Przerwała, patrząc w oczy Węgielka, bez szczególnego wyrazu. - Nie ważne.
- Może… chodźmy do medyka? - Zaproponował, zmieniając tym samym temat, na co calico tylko drgnęła uchem niezadowolona. W końcu jednak wypuściła głośno powietrze nosem ze zrezygnowaniem, by ominąć czarnego brata i skierować swe kroki w stronę medycznej dziury pachnącej ziołami.
‧▪꙳◈◃♦――♜――♦▹◈꙳▪‧
Zgromadzenie. Fakt, że została na nie wybrana, nie zmienił nic w jej samopoczuciu, chociaż jakże wielkim rozczarowaniem było, że nie pojawił się nikt ciekawy z Klanu Klifu. Początkowa irytacja przez zabranie na zgromadzenie młodych leszczy Kamiennej Agonii, szybko znikła zaraz po tym, gdy ktoś wzniecił alarm, oznajmiający obecność jakiegoś samotnika. Przez to całe zamieszanie, całkowicie zapomniała o fakcie, że Zwęglony nazwał jednego z potomków byłej zastępczyni: siostrą. Doszło do niej to dopiero teraz, po jakimś czasie, kiedy zaczęła analizować wszystko co się stało w tamtym dniu. Brat był aż tak przywiązany do swojej byłej mentorki? Uznał, że zmienienie sobie sytuacji rodzinnej będzie lepsze, niż przyznawanie się, że Wilcza to ich matka? Wszystko to wprawiało calico o zawroty głowy. Wszędzie były dziury, których nie potrafiła nijak uzupełnić logicznymi zdarzeniami. Te szemrzące robaki, które były już dawno pod powierzchnią Burzowego obozu, zbyt bardzo zaczęły przelewać się na jej rodzinę, a ona czuła tylko bezradność z tego powodu i rosnącą frustrację. I jeszcze ta sprawa ze znalezionym trupem. Który to już? Trzeci? Miała ich dość. Wszędzie, gdzie się pojawiała, znajdowała kocie zwłoki. Już omijając fakt, że Klan Nocy został teraz najprawdopodobniej zasilony przez młode, pełne życia kocięta, przez które całą drogę powrotną do obozu Różana przygryzała wargę. Miała gdzieś, czy im smutno i źle i o jeju jak strasznie. Chciała, by samotniczka się ogarnęła i poszła do Nocniaków z wizytą tylko dlatego, żeby pozbyć się problemu zasilonego rybnego stowarzyszenia. No i jeszcze ten trup. Przez chwilę Róża martwiła się, że morderca mógł dorwać Czajkę, która rozdzieliła się z Pasikonik, jednak nic takiego się nie stało. Przynajmniej tyle. Tylko kto mógł go zabić? Dla calico najbardziej prawdopodobną opcją był drugi, zaprzyjaźniony z Bylicą samotnik, który widział całe zajście. Ale już walić tego samotnika, mogli oskarżyć siostrę o morderstwo. Nawet nie konkretnie ją, a cały klan. W końcu na pewno zostawili tam swój zapach, prawda?
‧▪꙳◈◃♦――♜――♦▹◈꙳▪‧
Podeszła do czarnego futra zaraz po obudzeniu. Snu nie było zbyt wiele, można by powiedzieć wręcz, że wcale nie spała, przez stres i natłok myśli które kotłowały jej się pod czaszką. Wrócili tak, że Zajęcza Gwiazda nie miał okazji dojrzeć Węgielka, przez co tą sprawę kotka uznała za wygasłą, jednak nadal niepokojącą. Nie ufała zielonym oczom wujka. Miała wrażenie, że wie wszystko, tylko nie chce niczego zdradzać. Kotka cicho przeczesała językiem futro na barku. Poranny patrol właśnie opuszczał obóz, jednak Różanej nie było dane dołączyć do brata, który najwidoczniej został do niego wyznaczony. W momencie, gdy chciała otworzyć pysk, z zamiarem zadania pewnego pytania, w obozie rozległ się głos mentorki.
- Różana Łapo, długo jeszcze będziesz tam tak siedzieć? - Wietrzna Melodia stała nieco dalej, blisko wyjścia z obozu. Jej istnienie w tym momencie zalało calico falą irytacji. Czemu musiała się pojawić w tym momencie? Kotka wstała sztywno, chcąc ominąć Węgla.
- Musimy potem porozmawiać - Rzuciła jeszcze cicho w jego stronę, zanim zniknęła wraz z Wietrzną w Burzowych terenach. Chociaż podczas treningu zachowywała się normalnie, połowa informacji wypływała jej drugim uchem. Nie mogła nigdzie znaleźć Pasikonikowej Łapy. Albo bardziej precyzyjnie - nie mogła z nią porozmawiać. Minęły się może raz, ale na tym się skończyło. A to przecież też głównie o nią rozbijała się cała sprawa. Jakże więc wielką ulgę poczuła, gdy przy powrocie do obozu, napotkała Zwęglonego Kamienia.
- Za chwilę do ciebie dołączę - Rzuciła jeszcze w stronę mentorki, by zaraz zrespić się obok brata. Zaczerpnęła powietrze w płuca, rozglądając się jeszcze dookoła. Nikt nie będzie słyszeć, prawda?
- Czy wczoraj… przy ciele - zaczęła, dość niepewnie - Czułeś jakiś zapach? Oprócz naszego. Jakiś samotnik, inny drapieżnik…
<Zwęglony?>
[przyznano 20%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz