BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

28 marca 2022

Od Niezapominajkowego Snu (Niezapominajkowej Gwiazdy)

*przed śmiercią zboża*

Nurt rwał się niespokojnie, porywając ze sobą drobne gałęzie i liście drzew. Brutalnie podtapiał je, by po uderzeniu serca znów wynurzyły się na powierzchnie. Nieprzerwany cykl.
Deszcz uderzał o taflę wzburzonej wody. Agresywnie ostrzeliwał gładź niespokojnej wody. Uderzał rytmicznie o grzbiet zgarbionego kocura.
Para żółtych ślepi odbijała się w powierzchni jeziora. Ilekroć zamknął oczy. Ilekroć niechętnie spoglądał. Widział je. Jarzyły się. Niczym uwięzione w morskiej toni bursztyny.
— Niezapominajku...? — spokojny głos za jego grzbietem.
Aż zbyt nierealny. W tych czasach... w tych czasach nie dało się być spokojnym.
Niekończący się głód. Klanowe dramaty. Wrogowie rosnący w siłę. Mało kociąt. I Zbożowa Gwiazda, słabnąca każdego dnia.
Problemy nie zdawały się kończyć.
— Niezapominajku, proszę spójrz na mnie.
Niechętnie odwrócił łeb, by spojrzeć w żółte ślipia.
Podobne do tych, które prześladowały go za dnia.
— Spójrz na siebie. — głos nabrał na silę. — Wyglądasz jak wieszak na myszy, a nie zastępca Klanu Nocy. Kocham cię, ale nie mogę patrzeć na to. Musisz wziąć się w garść. Albo chociaż udawać. Inaczej zorientują się. Skończysz jak Jesionowa Gwiazda. Wygnany z własnego klanu.

* * *

Otworzył szeroko zielone ślipia. Rozejrzał się zdezorientowany. Przemoczone futro ciążyło. Ciągnęło do błotnistej ziemi. Nieznany skrawek ziemi nie przypominał mu niczego. Niepewnie wstał, próbując znaleźć znajomy punkt. Łapy skierowały go pod niską brzozę. Łyse gałęzie przepuszczały nabierający na sile deszcz. Woda ciekła z niego. Niczym po kąpieli w jeziorze. Otrzepał się, ponuro zwieszając łeb. 
— Niezapominajkowy Śnie? — kolejny głos. 
Kroki rozległy się w oddali.
Kolejny sen czy rzeczywistość? 
Nieprzyjemny dreszcz przechodzący przez przemoknięte ciało zdawał się taki prawdziwy. Niebieskie punkty zabłysły w oddali. Ciało pokryte złotem i kremem. Znał ją. Lecz jej imię zdawało się tak głęboko zakopane w pamięci. Coś złego się z nią wydarzyło. Ale nie pamiętał co. 
— Zastępco? — miauknęła ponownie, przyglądając się niepewnie kocurowi. 
Uniósł łeb.
— Tak? 
Jej wzrok lustrował go uważnie. Była zdezorientowana. Nie wiedziała co powiedzieć. Czuł to. Czuł, że wyczuwa jego słabość. 
Musisz wziąć się w garść. - słowa ze snu uderzyły go, stawiając na łapy.
— Coś się stało? Dlaczego pan tu tak moknie? — delikatnie dobrała słowa, podchodząc trochę bliżej. 
Wyprostował się lekko. Na tyle ile przemoknięte i zmęczone ciało pozwoliło. Powieki kleiły się do snu. Miał ochotę zignorować kotkę. Zignorować wszystko. Zasnąć i zniknąć się na długi czas. 
— Polowałem. — wysapał głosem tak zmęczonym, że kotka nie odważyła się zadać kolejnego pytania. — Chciałem upolować coś... dorodnego. Dla Brokułowej Łodygi. — dodał. 
Kotka zmarszczyła brwi. 
— Nie może się pan tak przemęczać. — miauknęła cicho. — Proszę wracać, ja zapoluję. 
Niezapominajkowy Sen położył uszy, słysząc rozkaz od młodszej kotki. Lecz miała rację. I tak nic by nie wskórał. Nawet gdyby chciał. 
Niepewnie wstał, nadal nie wiedząc gdzie jest. Łapy obrały jeden z kierunków. Leśne krzewy, które mijał zdawały się takie same. Mniejsze, większe. Lecz każdy obcy. Niewielkie listki zaczynały pokrywać ich gałęzie, zwiastując porę nowych liści. Jedynie one miały nadzieję, że ona faktycznie nadejdzie. 
Znajomy szum wpadł do ucha kocura. 
Jezioro. 

* * *

— Nie możesz się tak przemęczać. — słodki głos otulał go do snu.
Zmęczone zielone ślipia potulnie zamykały się. Czuł się tak lekko. Tak bezpiecznie. Ciepły brzuch kotki działał tak kojąco. Jej ogon powoli wędrował po grzbiecie kocura. 
Niczym za kocięcych czasów. 
Niczym Wrzosowa Polana...
— Opowiedz mi coś proszę... mamo... — senne słowa wypadły z pyska vana. 
Cichy śmiech. Coś ciepłego przejechało po jego czole. Nie miał siły otworzyć ślip. Nie chciał psuć tego. 
— Dawno, dawno temu... Gdy na świecie było zaledwie parę kotów dwójka braci pokłóciła się. Obydwoje chcieli przewodzić ich rodzinnemu klanu. Obydwoje chcieli dobrze, lecz ich czynny stawały się coraz agresywniejsze. Nie zdawali sobie sprawy, że ich zachowanie odbija się na ich społeczności. Że każdego dnia niegdyś bracia i siostry zaczęli skakać sobie do gardeł. Tacy sami, a tacy poróżnieni. Matka dwójki braci nie mogła na to patrzeć. Nie potrafiła spoglądać jak jej własne dzieci się mordują i nic z tym nie począć. Więc otruła synów. 
— Co...? — nieprzytomny głos wyrwał się z jego pyska. 
Zwinął się w kłębek, otulając szczelnie ogonem.
— Co to za bajka? 
Kotka mruknęła coś pod nosem, uderzając ogonem o podłoże. Kurz wzbił się w powietrze, wędrując po dawnym więzieniu Lisiaków. 
— Prawdziwa. Wiesz jaki jest z tego morał? Nigdy nie wiesz kto cię wykiwa. 

* * *

Zachmurzone niebo powitało go. Chłodny poranek. Niechętnie zwlekł się z legowiska, prostując łapy. Niektóre koty zebrały się już wokół wierzby. Zbożowa Gwiazda odpoczywała zmęczona. Jedyne ciche parsknięcia utrzymywały ich w przekonaniu, że nadal żyje. Spojrzał na pyski kotów wyczekujących jego rozkazów. Zlewały się w jedność. Nieznaną jedność.
Niepewnym krokiem wskoczył na korzeń.
— Malinowy Pląs i Kasztanowy Dół poprowadzą poranny patrol. Dołączą do nich... — jego spojrzenie padło na młodych wojowników.
Nieznanych mu kotów. Część ich była niegdyś kociętami Puszystego Futra. Lecz jak one się zwały.
— Kalinowe Serce i Bezchmurne Niebo. — dokończył szybko. — Późniejszy patrol odbędzie się pod okiem Zbożowego Pola, Kurkowej Pieśni i Deszczowemu Tańcu.
Koty rozeszły się. Młodzi wesołym krokiem powędrowali do innych. Zbioru kotów, których imienia nie potrafił sobie przypomnieć. Przystanął niedaleko, przysłuchując się ich rozmowie.
— Znów mi się pofarciło. — odparła wesoło czarna kotka.
— Chciałabym chociaż raz zostać wybrana na poranny patrol. No masakra. Niezapominajkowy Sen zdaje się, że nigdy mnie nie przydzieli. Ani razu się nie zdarzyło, żebym na nim była od mianowania. Ani razu! No nie po to wstaję o tej godzinie. Ugh, mam dość tych ciągłych polowań i polowań. Tak ma być aż do śmierci?! Chciałabym chociaż raz obić porządnie jakąś klifiacką mordę. — zaczęła jazgotać inna.
Tuż za nią podążała bura skulona kotka.
— Nic dziwnego, Ptasi Jazgocie, że cię nie wybiera. — miauknął złośliwie bury kocur. — Chyba wszyscy dostaliby tam pierdolca z tobą.
— Potem by mu stękali cały dzień czym mu tak podpadli. — dodała czarna kotka, szturchając złotą.
— Haha, ale jesteście śmieszni. Wcale tak dużo nie gadam. Na pewno nie więcej od Astrowego Poranka. Ona tylko jęczy o tym jaka jest piękna i cudowna i ah i oh i ughh, jak ja jej nienawidzę. — jęknęła wojowniczka.
— Jak się spojrzy to Bażancie Futro wcale nie jest od niej lepszy. — stwierdziła prześmiewczo jednooka kotka.
Bury zjeżył się.
— To, że twoja babcia jest liderką nie powstrzyma mnie przed pozbawieniem cię drugiego oka. — syknął kocur.
Biało-niebieska kotka pokazała mu język, idąc na przód grupy.
— Jak twoje bachory, Popielaty Świcie? — mruknęła czarna kotka. — Czy może Klan Gwiazd zesłał ci już kolejne?
Jednooka się zatrzymała i uniosła dumnie łeb. Ogon także podniósł się znacząco do góry.
— Zazdrościsz mi, Kwitnąca Stokrotko? Masz już tyle księżyców na karku, a nawet kocura nie umiesz znaleźć. Masakra. — stwierdziła kpiąco.
Ptasi Jazgot, Bażancie Futro, Astrowy Poranek, Popielaty Świt, Kwitnąca Stokrotka. Ptasi Jazgot, Bażancie Futro, Astrowy Poranek, Popielaty Świt, Kwitnąca Stokrotka.
Powtarzał niczym zaklęcie imiona kotów. Musiał zapamiętać.
By jego problem nie wyszedł na światło dzienne.

* * *

Deszcz znów szalał zamieniając ziemię w jezioro błota. Niezapominajkowy Sen szedł przed siebie. Ściana deszczu utrudniała widzenie. Lecz tkwiąca się w nim nadzieja, że może na coś trafi, chociaż zagłodzoną mysz, kazała mu iść na przód. Mocny wiatr zawiał. Trawa uległa mu, pokładając się na ziemi. Niezapominajek prawie też. Skulił się na ziemi.
Nie miał siły. Nie miał siły walczyć z żywiołem. Deszcz uderzał boleśnie w ciało kocura. Bezradny jęk opuścił jego gardło. Kolejny podmuch wiatru. Nieco lżejszy. Wraz z nim deszcz zdawał się stracić na sile. Zbłąkane krople uderzały o jego grzbiet. Aż lekka mżawka zapanowała na polu. Kocur uniósł się niepewnie.
Niewielkie promienie słońca zdawały się spadać na polana. Niewyraźne plamy światła wędrowały po łące. Słońce walczyło z morzem chmur. Niezapominajek rozejrzał się. Malutka iskra rozpaliła się w jego sercu. Zapomniał o pięknie przyrody, która go otaczała. Jeszcze trochę... i wyrosną kwiaty. Rzeka kolorowych płatków zaleje szarobure krajobrazy. Niewielki uśmiech wkradł się na zmęczony pysk. Pewniejszy krok przed siebie. Lekko uniesiony ogon. Po raz pierwszy od dawna czuł się tak... lepiej.
Doszedł do kłody dzielącej tereny Klanu Nocy i Klanu Burzy. Lecz zamiast skrytych w niej mieszkańców polany dojrzał dwie pary ślipi.
Jedną znaną mu żółtą, a drugą intensywnie zieloną.
— Ups... — gadatliwie zazwyczaj kotka była wyjątkowo cicha.
Jej towarzysz niespokojnie się poruszył. Zapach królików uderzył do nozdrzy Niezapominajka. Zmarszczył brwi. Nie wierzył w co widzi. Otworzył pysk, lecz po uderzeniu serca zamknął nawet nie wiedząc co chce powiedzieć kotce.
— To nie tak jak myślisz...? — miauknęła złota niepewnie.
Cofnął się o krok, próbując złapać powietrza.
Co tutaj mogło być nie tak jak myślał?
— Na Klan Gwiazd, czy to twój ojciec? — zapytał jej towarzysz, lecz nim odpowiedziała wyskoczył z kłody. — Najmocniej przepraszam, że nie zapytałem pana o zdanie, ale no... nie miałem jak. Ale naprawdę kocham pana córkę i mam nadzieję, że się dogadamy. Nigdy bym jej nie skrzywdził. Naprawdę...
— To nie mój ojciec. — syknęła złota, wychodząc za nim z kłody. — Tylko zastępca mojego klanu. — miauknęła ciszej.
— Oh... — wydał jedynie z siebie niebieski wojownik.
Para złotych ślipi wbiła w niego błagalne spojrzenie. Nie przypominała siebie na co dzień. Nie przypominała mu w ogóle kotki, której znał. Nie spodziewał się. Nawet nie podejrzewał...
Miał zdrajcę w klanie...?
Szybko wyrzucił tą myśl, kręcąc łbem. Nie mógł tak myśleć. Miłość nie wybierała. Ptasi Jazgot na pewno celowo do tego nie dopuściła.
— Niezapominajkowy Śnie, proszę nie mów nikomu. — miauknęła kotka. — Ja... ja nic mu nie mówię o naszym klanie! Przyrzekam. Przyrzekam na moją siostrę, matkę, ojca i przyjaciół. Tylko proszę nie mów Zbożowej Gwieździe. Nie chce skończyć jak Wronia Strawa... — jęknęła.
Niebieski kocur także do niego podszedł, wbijając spojrzenie zielonych ślip w niego.
— Tak, tak, prosimy. — miauknął smutno. — Nic, a nic nie wiem o Klanie Nocy. Naprawdę. Sam nawet nie wiem gdzie to jest... — urwał, dostając szturchnięcie od złotej.
Uśmiechnął się głupio do wywracając oczami wojowniczki.
— Ptasi Jazgocie, idziesz ze mną. — mruknął, odwracając się od Burzaka.
Kotka ze spuszczonym łbem potuptała za nim. W ciszy przeszli długość drzewa aż zatrzymał się.
— I co? Wydasz mnie jej? Miej litości! — syknęła, jeżąc.
Zmarszczył brwi.
— Nie. — miauknął cicho, widząc ulgę na jej pysku, dodał. — Ale chce wiedzieć wszystko co ci powiedział.
Ptasi Jazgot spojrzała na niego zdziwiona.
— Co?! — wyrwało się z jej pyska. — Nie możesz wymagać ode mnie, że mu nic nie powiem, a jednocześnie będę na niego nadawać.
Niezapominajek machnął ogonem zirytowany. Może jednak powinien powiedzieć liderce o tym co widział. Teraz żadnemu z klanów nie można było ufać. A złotej zachciało się romansów. Największej papli Klanu Nocy, czego nie dało się nie zauważyć po paru wschodach słońca obserwacji kotki.
— Czyli wolisz, żeby Zbożowa Gwiazda się dowiedziała o wszystkim? — mruknął cicho, rozglądając się.
Trawy tańczyły poderwane przez wiatr. Pogoda zdawała się coraz przyjemniejsza. Gdzieś w oddali rozległ się świergot ptaków. Odczucie odrealnienia rosło w kocurze.
Może to wszystko było jedynie kolejnym snem?
— Nie... — bąknęła cicho wojowniczka. — Wracajmy już...
Niezapominajek spojrzał na kotkę. Nie przypominała matki. Nie przypominała ani trochę cichej i chłodnej wojowniczki, z którą niegdyś pragnął się zaprzyjaźnić. Więc czemu nie umiał spojrzeć na jej córkę inaczej niż przez pryzmat dawnej relacji z Złotym Wilkiem. 
— Musisz być bardziej uważna. — dodał. — Nie pozwól drugi raz by ktoś was przyłapał. 

* * *

Martwe ciało leżało na granicy. Podszedł niepewnie. Czuł łzy gromadzące się w ślipiach. Gałązka sosny wbita w szylkretowe futro przesiąknięte krwią. Martwe zielone ślipia wędrujące po zachmurzonym niebie. Bordowe plamy na białym futrze. Zesztywniałe długie łapy. 
Gniew urósł w kocurze. Furia zapłonęła w kończynach zastępcy. Miał ochotę rzucić to wszystko i pognać na tereny Klanu Klifu. Sam wymierzyć sprawiedliwość. Sprawiedliwość, która ciągnęła się od śmierci Pszczelej Pręgi. Niewinnej cichej partnerki Chorego Ucha zabitej bezlitośnie. 
— Niezapominajkowy Śnie, nie. — odparł mu stanowczy głos, widząc rosnący w nim gniew. 
Pokręcił łbem, jeżąc sierść. Za późno na zastanawianie się. Za późno na plany. Teraz już to się nie liczyło. 
Tylko zemsta. 

* * *

Zbudził go głośny krzyk.
Oznaczał tylko jedno.
Czyjąś śmierć.
Nie wierzył w to. Sen stał się prawdą? Czy może to była rzeczywistość.
Chaos wypełnił obozowisko. A na samym środku jego...
Nie. To nie mogło się dziać. Nie tak szybko. Nie teraz. Nie gdy był taki zagubiony. Koty krążyły spanikowane. Szeptały. Krzyczały. Cała gama emocji szalała pod starą wierzbą, a w jego centrum.
Bengalka.
Poczuł, jak traci panowanie nad łapami. To nie mogło się dziać. Spoglądał na nieruchome ciało przywódczyni i nie wierzył. Zamykał oczy. Przecierał ślipia. Lecz koszmar jego ostatnich księżyców nie znikał.
— Kto to zrobił? — żałosny jęk wydobył się z jego gardła.
Morze ślip spojrzało na niego.
— Klifiaki! — krzyknął ktoś bez zastanowienia.
— Niemożliwe. Nie zakradliby się aż tak daleko na nasze tereny!
— A może? Kto inny by mógł? — zaczęła majaczyć niebieska kotka.
— Nie, to na pewno Klifiaki!
— Zbożowa Gwiazda była stara, pewnie zdechła. — wyszeptał Bezchmurne Niebo, wpatrując się prosto w jego ślipia.
— Deszcz zmył zapach. Nie dowiemy się. — syknął Jagodowy Krok, tupiąc łapą.
Niektóre koty przeniosły wzrok na niego.
— Wokół niej znalazłem jagody śmierci. Myślicie tępaki, że Klan Klifu zakradłby się przez nasze tereny tylko po to, żeby wepchnąć je w pysk Zbożowej Gwiazdy?!
Fala szeptów znów przeszła przez obozowisko.
— Więc mówisz, że to ktoś z nas? — krzyknęła donośnie Kwitnąca Stokrotka. — Chyba nie muszę mówić w czyich żyłach płynie krew mordercy!
Niektóre spojrzenia przeniosły się na jego siostrzeńców, inne na kocięta Puszystego Futra.
Napięcie rosło z każdym uderzeniem.
Czuł, że musi coś zrobić. Lecz czuł się tak bezradny. Głos utknął mu w gardle. Serce biło jak szalone. Mógł jedynie patrzeć. Patrzeć, jak zaraz wszyscy skoczą sobie do gardeł.
— Powiedziała poczwara stworzona przez trójkę popleczników Lisiego Łajna. — zarzuciła Astrowy Poranek, unosząc dumnie łeb. — Nie zapominajmy, że to oni nie raz próbowali zabić Zbożową Gwiazdę. Kto wie? Może ich dzieciom się udało...?
— CISZA! — rozległ się ryk.
Zdziwiony dotknął własnego pyska. Lecz nie on był twórcą wrzasku. Czarna sylwetka zeskoczyła z konaru wierzby i znalazła się tuż koło jego boku.
— Nie jesteście ciekaw co ma do powiedzenia nasz nowy lider? — miauknęła, unosząc do góry brew. — Niezapominajkowa Gwiazdo?
Przełknął gulę rosnącą z każdym uderzeniem serca w jego gardle. Cały klan na niego spoglądał.
— Samosądy do niczego nas nie doprowadzą. — odrzekł, zmuszając się do normalnego głosu. — Zbożowa Gwiazda musi zostać pożegnana. Po tym jak Kacze Pióro ją zbada, zostanie pochowana. Po tym zostanie wznowione poszukiwanie mordercy. Mordercy, który zdecydowanie nie mógł być kimś obcym dla Zbożowej Gwiazdy, skoro na jej ciele nie ma oznak walki. — urwał przenosząc spojrzenie na Borówkowy Liść.
Kotkę, która nigdy nie kryła się z pogardą do matki. Która sama ją zdradziła.
Niezapominajek czuł, że to ona. Że to ona była temu wszystkiemu winna. To ona zawaliła cały jego świat. Zrzuciła cały ciężar, który nosiła na sobie liderka. Skazała go na mękę poszukiwania mordercy. Zabawiła się z nim. Pewnie znów chciała przejąć władzę. Znów chciała zabawiać się nimi. Lecz nie zamierzał jej pozwolić. Nie da się oszukać. Nie był tym samym naiwnym kotem.
Spojrzał niepewnie na pyski kotów. Kotów tak jednocześnie obcych i bliskich mu zarazem. Wśród nich miał wyłonić zastępcę. Jego prawą łapę. Kota, który mógł wbić mu pazury w grzbiet w każdym uderzeniu serca. Kota, któremu musiał ufać.
Poczuł, jak Krucze Futro otula go mocniej ogonem. Jak jej przytłaczający ziołowy zapach wpada do jego nozdrzy. Ciepło futro przylega do boku.
— Moim zastępcą zostanie... — zaczął, wpatrując się w Klan Nocy. — Zostanie... Kasztanowy Dół.

CN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz