W końcu się zdecydował. Słowa Zajęczej Gwiazdy kołatały mu się w głowie, raniąc jego duszę. Chciał poznać prawdę od niej. Od... Kamiennej Agonii. Prawdopodobnie jego matki. Wszedł do żłobka od razu zauważając w rogu czarną kulkę. Jej sierść rzeczywiście była podobna do tej jego. Skulił uszka, robiąc krok za krokiem, zbliżając się do królowej.
— Po co przychodzisz? — miauknęła spokojnym, słabym głosem, nie odwracając się w jego stronę.
Na te słowa serce mu się ścisnęło. Nie chciała go widzieć? Pamiętał jak kiedyś mu tłumaczyła, dlaczego mama go nie kocha. Czy wtedy mówiła o sobie czy o Wilczej Zamieci? To było tak dawno temu. Nie zamierzał jednak się poddawać i odchodzić. Patrząc na dawną mentorkę i to jak cierpiętniczo wygląda, nie dziwił się, że wolała go oddać niż spędzić tutaj kilka księżyców. Usiadł tuż obok niej, wbijając wzrok w swoje łapki.
- Ja... Znaczy... Zajęcza Gwiazda powiedział mi... że... że ty... ty jesteś moją mamą... że oddałaś mnie na wychowanie Wilczej Zamieci... i dlatego... i dlatego byłaś dla mnie miła i mnie kochałaś. - Zacisnął pysk, czując jak serce przyspiesza swoje bicie.
Czekał na jej odpowiedź. Chciał usłyszeć prawdę z jej pyska. Ta jednak milczała. Nie powie mu? Dlaczego? Przecież już wiedział, chciał tylko potwierdzenia z jej strony.
- Proszę... powiedz mi... ja... ja chcę wiedzieć, czy... czy to będzie moje rodzeństwo... - dodał czując się bardzo spięty.
— Pierwszy raz o tym słyszę. Jesteś synem Wilczej Zamieci. Gdybym była twoją matką, powiedziałabym ci. Jak mogłabym okłamywać mentora, który poświęcił dla mnie tak dużo? Nigdy nie usłyszysz z moich ust kłamstwa. Nie po tym, co dla mnie zrobiłeś. - odpowiedziała obojętnie z nutą nieufności.
To... to było za dużo jak dla niego. Ufał Kamiennej Agonii. Jej słowa utwierdziły go w przekonaniu, że by mu powiedziała, gdyby to było prawdą. Ale... ale... jak miał to sobie wszystko poukładać, gdy większość twierdziła inaczej! A może tu chodziło o to, że kotka uważała go tak bardzo za mentora, że nie dopuszczała do myśli, że mogłaby być jego mamą?
- Może... może powstałem dzięki tobie. By ci pomóc... tak jak z treningiem.
— Nie wiem, Zwęglone Futro. To nieważne. Jestem ci wdzięczna, że się starałeś. Ale widocznie świat jest przeciw mnie. Niezależnie od tego, co zrobisz. I dlaczego zostałeś wysłany z powrotem na ziemię.
Tak, teraz to widział. Po tym jak go nazwała. Pokiwał głową.
- Mimo to... chcę ci pomóc. I... obiecuję, że jak się urodzą, to... to będę dla nich dobry. Nie zostaniesz z tym sama. - Podszedł i otarł się głową o jej sierść.
Przynajmniej tak mógł dać jej teraz wsparcie i poczuć, że bliska mu osoba jest obok.
<Kamień?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz