Irytujące. Była zastępczyni broniąca szarego truchła, będącego matką calico. Czy bolało? Brak akceptacji, poświęconej uwagi i czułości od strony Wilczej? Oczywiście. Uczucie to mieszało się razem ze złością i rozczarowaniem. Zawiedzeniem. Tworząc tym samym mieszankę wybuchową. Taką gorycz podchodzącą do gardła. ,,Myślisz, że nie próbowałam" He- Widocznie za mało. ,,Medycy nie chcą zabijać". To trzeba znaleźć inny sposób. Albo ich przekonać. A jeśli medycy nadal byliby tak uparci i głupi, skazując kocięta na cierpienie, to pozbyłaby się ich po porodzie. Utopiła, zagryzła, udusiła. Wszystko, jeśli byłaby pewna, że nigdy nie będzie w stanie zapewnić im należytej uwagi. I po co jej świadomość, jak to ciężko miała Wilcza w życiu? Czy to jakiś sposób wybielenia jej? W takim razie marny. Jednocześnie chciała to zrozumieć. Jako osoba trzecie, pewnie by zrozumiała. Ale teraz?
Zaraz jednak zainteresowała się inną sprawą. Oprawcy? Kotka zmarszczyła brwi. Było ich sporo z tego co słyszała i widziała. Tak więc, zadała pytanie o ojca. W końcu każdy kot musiał jakiegoś mieć, bo żaden bocian ich randomowo nie przyniesie. Skoro Wilcza ich nie chciała, to mógł to być każdy. Każdy, kto zaliczałby się do ,,oprawców". I pozostały jeszcze te plotki, że niby koty z innego klanu. Ale skoro nikt nie wie, to może Kamień wie? W końcu sama powiedziała, że ją zna. ,,BaRdzIej NiŻ InnI" Obrzydliwe. Nie sama relacja, lecz to bronienie matki i tego, jak postępowała. A wszystko przez tę ~bliskość~. Gdyby nie to, pewnie nie byłoby lania wody, jak to jednooka miała źle w życiu. Jednak wracając do drugiego rodzica.
- Jeśli chcesz wiedzieć, powinnaś zapytać swojej matki. - Że co?. - Nie powinnam ci tego mówić bez jej wiedzy. - Różana patrzyła z góry w czarne futro Kamień. Irytujące. Rozczarowujące. Żałosne. Po pierwszej fali złości i bezradności, do mózgu uczennicy wreszcie dotarło. Ona wie. Wie i nie chce powiedzieć. Nie zmusi jej przecież. Nic na nią nie ma. Ale i tak- WIE. Kto jeszcze posiadał tą wiedzę? Kto jeszcze był bardziej odpowiedni by posiadać informacje o drugim rodzicu, jak nie same jego dzieci? Mimo wszystko była jakaś nadzieja. Stosunkowo mało istotna informacja, mogła wreszcie zaspokoić tą niepewność i niewiedzę, nie dającą czasem spać.
- Rozumiem - Rzuciła zimno, chcąc ukryć roztargnienie, buszujące pod fytrzastą kopułą - Przepraszam, że zajęłam ci czas - Nie patrząc w oczy Kamień, odwróciła się sztywno, by wyjść na świeże powietrze. Nie wyciągnęłaby z niej nic. Nie teraz. Długie łapy poprowadziły kotkę poza obóz, podczas gdy jedna z nich uporczywie chciała sięgnąć do futra za uchem, by trochę go poskubać. Trzeba się z tym przejść i pomyśleć. Przede wszystkim o tym, kiedy i czy w ogóle dzielić się tą informacją z resztą rodzeństwa. A może oni już wiedzą, ale nic nie powiedzieli?
<Kamień?>
Zaraz jednak zainteresowała się inną sprawą. Oprawcy? Kotka zmarszczyła brwi. Było ich sporo z tego co słyszała i widziała. Tak więc, zadała pytanie o ojca. W końcu każdy kot musiał jakiegoś mieć, bo żaden bocian ich randomowo nie przyniesie. Skoro Wilcza ich nie chciała, to mógł to być każdy. Każdy, kto zaliczałby się do ,,oprawców". I pozostały jeszcze te plotki, że niby koty z innego klanu. Ale skoro nikt nie wie, to może Kamień wie? W końcu sama powiedziała, że ją zna. ,,BaRdzIej NiŻ InnI" Obrzydliwe. Nie sama relacja, lecz to bronienie matki i tego, jak postępowała. A wszystko przez tę ~bliskość~. Gdyby nie to, pewnie nie byłoby lania wody, jak to jednooka miała źle w życiu. Jednak wracając do drugiego rodzica.
- Jeśli chcesz wiedzieć, powinnaś zapytać swojej matki. - Że co?. - Nie powinnam ci tego mówić bez jej wiedzy. - Różana patrzyła z góry w czarne futro Kamień. Irytujące. Rozczarowujące. Żałosne. Po pierwszej fali złości i bezradności, do mózgu uczennicy wreszcie dotarło. Ona wie. Wie i nie chce powiedzieć. Nie zmusi jej przecież. Nic na nią nie ma. Ale i tak- WIE. Kto jeszcze posiadał tą wiedzę? Kto jeszcze był bardziej odpowiedni by posiadać informacje o drugim rodzicu, jak nie same jego dzieci? Mimo wszystko była jakaś nadzieja. Stosunkowo mało istotna informacja, mogła wreszcie zaspokoić tą niepewność i niewiedzę, nie dającą czasem spać.
- Rozumiem - Rzuciła zimno, chcąc ukryć roztargnienie, buszujące pod fytrzastą kopułą - Przepraszam, że zajęłam ci czas - Nie patrząc w oczy Kamień, odwróciła się sztywno, by wyjść na świeże powietrze. Nie wyciągnęłaby z niej nic. Nie teraz. Długie łapy poprowadziły kotkę poza obóz, podczas gdy jedna z nich uporczywie chciała sięgnąć do futra za uchem, by trochę go poskubać. Trzeba się z tym przejść i pomyśleć. Przede wszystkim o tym, kiedy i czy w ogóle dzielić się tą informacją z resztą rodzeństwa. A może oni już wiedzą, ale nic nie powiedzieli?
<Kamień?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz